Brejza-gate

Wybory, w których konkurenci są szpiegowani przez służby specjalne, nie są uczciwe w elementarnym sensie. Ci, którzy dostają wyszpiegowane informacje, mają przewagę. Dlatego cień pada nie tylko na kampanię parlamentarną, ale i prezydencką w tym samym roku. Bo w obu kampaniach PiS i Duda mogli mieć dzięki zhakowanym informacjom niezasłużoną przewagę nad kandydatami KO i nad Trzaskowskim.

Brejza był szefem kampanii prezydenckiej z ramienia PO. Jeśli był inwigilowany przez specsłużby przy użyciu szpiegowskiego programu kupionego za ponad 20 mln zł przez rząd Morawieckiego od izraelskiego producenta, to zostały złamane warunki sprzedaży. Pegasus ma szpiegować terrorystów, a nie konkurentów politycznych czy prokuratorów, którzy podpadli resortowi Ziobry.

W listopadzie Izrael usunął Polskę z listy państw, którym program może być sprzedawany. Pośrednio oznacza to, że Izraelczycy nie ufają polskiemu rządowi, zresztą nie tylko w tej sprawie. Stosunki polsko-izraelskie z dobrych spadły na poziom napiętych.

Jeśli podsłuchiwali Brejzę podczas kampanii parlamentarnej KO, to nie można wykluczyć, że podsłuchiwano także sztab wyborczy Trzaskowskiego podczas kampanii prezydenckiej. Powstaje pytanie, czy Duda wygrał uczciwie i czy ma mandat do dalszego pełnienia urzędu? Zajmą się tym prawnicy i politycy, oby jak najszybciej i jak najskuteczniej. Jeśli rzeczywiście podsłuchiwano Brejzę podczas kampanii parlamentarnej w 2019 r., to w sensie systemowym jest to koniec demokracji w Polsce.

Rząd Morawieckiego unika podania jakichkolwiek dokładniejszych wyjaśnień, czy i jak używa Pegasusa. Sekretność budzi tym bardziej podejrzenia, że może używać programu do inwigilacji opozycji, a nawet ludzi z obozu obecnej władzy.

Władza zaprzecza, że w Polsce szpieguje się nielegalnie przeciwników obozu rządzącego. A jeśli się szpieguje, to zgodnie z polskim prawem. Wymaga ono zgody na inwigilację wydanej przez prokuraturę i sąd. W takim razie czekamy na informację, czy była taka zgoda na inwigilację Romana Giertycha, prokurator Wrzosek i senatora Brejzy.

Zaprzeczenia nie kończą sprawy: jeśli zgody zostały wydane, to na jakiej podstawie? Mamy prawo to wiedzieć, aby wyrobić sobie zdanie, czy nie doszło do nadużycia prawa w celach pozaprawnych. Bo to leży w interesie każdego obywatela, którego obecna władza może wziąć na inwigilacyjny celownik tylko dlatego, że pod jakimś pretekstem, np. korupcyjnym, chce go zdyskredytować i obezwładnić politycznie.

Pogarda, z jaką marszałek Terlecki, wypowiedział się o ustaleniach Kanadyjczyków o 33 włamach do telefonu Brejzy podczas kampanii w 2019 r., nie jest dobrą metodą zarządzania kryzysem politycznym i wizerunkowym na tym tle. O sprawie informują media międzynarodowe. Z natury rzeczy wiarygodność funkcjonariuszy władzy w tak skandalicznych sprawach jest mniejsza niż niezależnych analityków, dziennikarzy śledczych czy działaczy praw człowieka.

Hakowanie nawet szefów rządów (przypadek kanclerz Merkel) czy czołowych ministrów (przypadek sekretarz Clinton) w świecie demokracji zachodnich się zdarza, ale to żadne usprawiedliwienie przypadku Brejzy. Słyszymy, że mogą być kolejne ofiary rządowej inwigilacji oponentów politycznych.

Skandal polityczny znany jako afera Watergate doprowadził do bezprecedensowego w historii politycznej USA złożenia urzędu przez prezydenta Nixona. Umożliwiła to potęga ówczesnego amerykańskiego systemu politycznego, w którym niezależność mediów, parlamentu i władzy sądowniczej – trzech filarów ustroju demokratycznego – obnażyła i zablokowała skutecznie matactwa władzy wykonawczej. Kłamstwo i bezprawie zostały wykazane i ukarane na oczach obywateli.

Ważną rolę w tym zwycięstwie demokracji odegrała komisja śledcza powołana przez amerykański Senat. Nasz Senat powinien pójść tym tropem w sprawie senatora Brejzy. Ta sprawa i inne związane z Pegasusem powinny być wyjaśnione przed następnymi wyborami paralamentarnymi. To być albo nie być demokracji w Polsce.