13. grudnia roku pamiętnego…


To też moja osobista rocznica. Stan wojenny, czyli pucz zbrojny mający zniszczyć Solidarność i uratować system autorytarny, to było doświadczenie mojego pokolenia. Na własnej skórze, często dosłownie, uczyliśmy się, że ten system nie ma hamulców, gdy w oczy zagląda mu ostateczny upadek. 

Przecież puczyści wiedzieli, że moralnie już się z tego nie podniosą. Mogą zniszczyć infrastrukturę instytucjonalną, uwięzić przywódców i działaczy, posiać strach, wymusić posłuch zastraszonych, zmilitaryzować państwo, zmobilizować nomenklaturę i jej klientów do poparcia, ale naga przemoc wobec własnego społeczeństwa definitywnie odbiera mandat do rządzenia krajem autorom i gorliwym egzekutorom zamachu stanu. Przemoc może zdusić, zamrozić konflikt, ale nie może go rozwiązać. Może podtrzymać na dłużej lub na krócej rozpadający się system, ale nie przywróci mu wiarygodności ani atrakcyjności w oczach zaatakowanej części narodu. 

Przemoc jest skuteczna doraźnie, ale bezsilna na długą metę. Niszczy więź społeczną, identyfikację z państwem i jego instytucjami, chęć do udzielania się w życiu publicznym. Odbiera nadzieję na normalność, wyzwala najgorsze emocje: mściwość atakujących, załatwianie osobistych porachunków, oportunistyczną deprawację moralną, polityczną korupcję wymiaru sprawiedliwości, komunikowania się społeczeństwa, edukacji i kultury. Komisarze polityczni zastępują szanowane autorytety w podstawowych dziedzinach funkcjonowania państwa i społeczeństwa. Totalna niekompetencja lojalistów przemocy i propagandy sypie piach w tryby administracji i gospodarki. 

Pucz Jaruzelskiego zablokował reformy polityczne i gospodarcze na siedem długich lat, pogłębiając zapóźnienie cywilizacyjne Polski. Gdy puczyści i ich zwolennicy zmienili kurs, godząc się na rozmowy z osłabioną, ale wciąż aktywną opozycją, kraj był w głębokim kryzysie, gołym okiem widocznym nawet dla lojalistów.

Można spekulować, czy gdyby Jaruzelski zamiast po zamach stanu sięgnął po inne środki w konfrontacji z ruchem Solidarności, przedłużyłby życie ,,realnemu socjalizmowi’’ w jego polskim wydaniu. Wybierając przemoc, przesądził o dalszym biegu wydarzeń, których efektem było rozmontowanie systemu autorytarnego i zastąpienie go demokratycznym. Nie jestem jednak fanem ,,historii alternatywnej’’. Szanuję  i komentuję fakty. 

Jaruzelski pozostanie w mojej ocenie negatywną postacią naszej historii z powodów, o których napisałem wyżej: pokazał Polakom, że realny i uzasadniony troską o przyszłość kraju konflikt można zdusić siłą. Dał społeczeństwu lekcją autorytaryzmu w mundurze. Miał udział w haniebnych wydarzeniach: zdławieniu czechosłowackiej próby demokratyzacji ,,realnego socjalizmu’’, grudniowej masakrze robotników Wybrzeża, antysemickiej czystce roku 1968. Był częścią i podporą systemu autorytarnego. Przez długie lata po upadku PRL utrzymywał popularność w sondażach raczej za wprowadzenie stanu wojennego niż za zgodę na przełomowy Okrągły Stół i lojalną akceptację zmian, do których tamte bezprecedensowe w bloku radzieckim rozmowy doprowadziły. 

Nie obrażam się za poparcie dla puczu w sporej części społeczeństwa. Choć nie był mi miły widok ludzi beztrosko plażujących nas Sanem, gdy zwolniono mnie z półrocznego internowania w Bieszczadach i wpisano na kilka lat na ówczesną czarną listę objętych zakazem pracy w państwowych (czyli prawie wszystkich) instytucjach. Dotkliwa dla mnie represja to jednak nic w porównaniu z losem pomordowanych górników ,,Wujka’’ czy wieloletnimi wyrokami więzienia dla wielu przywódców, działaczy, zwolenników Solidarności i ówczesnej antykomunistycznej opozycji politycznej.

Dostrzegam, że poparcie dla puczu można tłumaczyć różnie: zmęczeniem ,,karnawałem’’ Solidarności, któremu nie towarzyszyła poprawa poziomu życia, oficjalną partyjno-rządową propagandą straszącą wojną domową i tą szeptaną, straszącą dodatkowo interwencją sowiecką (nie musieli ,,wchodzić’’, mieli bazy i garnizony w Polsce), niezrozumieniem celów ruchu Solidarności lub zwyczajną obojętnością na jego hasła i przesłanie. Zgadzam się z Rakowskim, że dla wielu członków i sympatyków PZPR, ,,znęcanie się’’ nad partią było jak znęcanie się nad własnym życiem, ale dla mnie nie było, bo do niej nie należałem, tylko z nią pokojowo walczyłem na demokratyczne argumenty.

Solidarność u szczytu działania skupiła blisko 10 mln ludzi, ogromnie wielu, ale po relegalizacji już tylko ok. miliona.  W historycznych wyborach 4 czerwca głosowało zaledwie 62,3 proc. Woleli zostać w domu, gdy po raz pierwszy od czterech dekad mogli decydować o tym, kto będzie nimi rządził. Oczywiście nie zniknęli też ludzie związani z PRL interesami osobistymi i sentymentem, których trybuną stało się po zmianie ustroju ,,Nie’’ Jerzego Urbana. W swoim apogeum monopartia, kościec PRL, liczyła 3 mln członków, po 13 grudnia straciła (zaledwie?) niecały milion. 

Lekcja autorytarna to najgorsza spuścizna po Jaruzelskim. Aktywni w dobrej sprawie Polacy zostali potraktowani przez władzę z wojskowego i milicyjnego buta. Takiego doświadczenia się nie zapomina, nie da się na nim zbudować niczego trwałego i pozytywnego, można tylko wymusić głuche milczenie i ślepe posłuszeństwo. Tak zatomizowane i podzielone społeczeństwo może trwać, ale nie może się swobodnie i twórczo rozwijać. Jak to się ma do obecnego czasu, w którym demokracja pasuje się z współczesnym autorytaryzmem?

Rządy z wolnego demokratycznego wyboru też mogą ulec pokusie autorytarnej. Pokusie przemocy jako metody duszenia konfliktu, z którym sobie nie radzą, lub z pokusą utrzymania się u władzy za wszelką cenę. Mamy tego świeże przykłady u nas, w Europie, w USA.

Otwarta praworządna demokracja zmaga się dziś z wrogami od zewnątrz i od wewnątrz. Złowroga idea rządów twardej ręki znów wydaje się wielu ludziom celem uświęcającym środki. Umyślnie stwarzany i podsycany konflikt i podział w społeczeństwie znów staje się kuszącą metodą sprawowania władzy.

Prawdziwi, a dziś politycznie niepoprawni dla obecnej władzy, bohaterowie są zniesławiani, lansowani są antykomuniści ostatniej godziny, którzy obudzili się po upadku komunizmu. Na wolność powołują się zamordyści, zawłaszczone media kłamią i manipulują jak umundurowani lektorzy Dziennika Telewizyjnego w stanie wojennym. Wtedy bronili ,,socjalizmu jak niepodległości’’, dziś gęby za naród krzyczące bronią nacjonalizmu jak niepodległości. A kto broni Polski? Nie jako takiego czy innego ,,projektu’’ ideologicznego, ale jako wspólnoty niewykluczającej nikogo, komu nie jest obojętne, kto i jak rządzi ojczyzną?