Czy Franciszek zgodzi się na pigułkę?

Od kilku dni w internecie krążą pogłoski, że papież Franciszek chce zrewidować stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego w sprawie sztucznej antykoncepcji. Zaczęło się od blogu włoskiego watykanisty Marco Tosattiego, wkrótce potem teksty na ten temat pojawiły się po niemiecku i angielsku. Watykan nie potwierdza, ale i nie zaprzecza.

Tosatti, który ma dobre źródła w Watykanie, pisze, że papież Franciszek przymierza się do powołania specjalnej komisji mającej zbadać słynną encyklikę podpisaną przez papieża Pawła VI w 1968 r., „Humanae Vitae”, odrzucającą metody sztucznej antykoncepcji, aborcję, tzw. obezpłodnienie (kastrację) jako sprzeczne z kościelnym nauczaniem o świętości życia. Z katolickiego punktu widzenia życie powinno być przekazywane jedynie w sposób naturalny, czyli w efekcie stosunku małżeńskiego. Inni autorzy sugerują nawet, że komisja już potajemnie pracuje.

Franciszek z pewnością nie zgodzi się na złagodzenie negatywnego kościelnego stanowiska w sprawie aborcji, ale może być chętny do dyskusji o tym, czy sztuczna antykoncepcja jest czy nie jest moralnie do zaakceptowania przez katolików. Ta dyskusja trwa zresztą w świecie katolickim, z różnym natężeniem, odkąd Paweł VI w imieniu Kościoła powiedział „nie!” hormonalnej pigułce antykoncepcyjnej dla kobiet.

Działo się to w podwójnie burzliwym czasie: na Zachodzie trwał pokoleniowy obyczajowy bunt zwany „kontrkulturą”, kontestujący tradycyjną moralność, a w Kościele rzymskim trwały obrady II Soboru Watykańskiego, mające otworzyć szerzej kościelne okna na otaczający świat. Kościoły protestanckie sztuczną antykoncepcję od dawna tolerują (anglikanie już od r. 1930). Nie uważają antykoncepcji za grzeszną i niemoralną, tak jak katolicy. Jednak, podobnie jak katolicy, odrzucają środki wczesnoporonne, gdyż widzą w nich środek niszczenia życia.

Ale z drugiej strony protestanci uważają, że sztuczna koncepcja pomaga planować małżonkom rozwój rodziny, w czym zgadzają się z organizacjami promującymi tzw. świadome macierzyństwo.

Natomiast katoliccy tradycjonaliści dodatkowo podkreślają, że antykoncepcja jest zła także dlatego, że promuje „wolną miłość”, a w konsekwencji niszczy tradycyjny model rodziny. Konserwatywna krytyka antykoncepcji (nie tylko w środowiskach katolickich) jest zwykle fragmentem konserwatywnej kontrrewolucji kulturowej: dzisiejszy świat jest moralnie nie do przyjęcia, bo redukuje cel ludzkiego życia do egoistycznego hedonizmu. W życiu chodzi o coś więcej niż fun.

Franciszek, wbrew zbyt liberalnym złudzeniom, ma podobnie konserwatywne skłonności. Dlaczego miałby więc wracać do tematu? Ano dlatego, że sprawa antykoncepcji to nie jest kwestia dogmatu wiary. Na wniosek papieża Jana XXIII pracowała nad tym kościelna komisja teologiczna, po śmierci „dobrego papieża Jana”, w trakcie obrad soborowych, jego następca Paweł VI rozszerzył jej skład (m.in. o kilka małżeństw katolickich). Gdy przyszło do głosowania, większość biskupów oceniających ustalenia komisji (9 z 16, 3 się wstrzymało) była za tym, by nie traktować sztucznej antykoncepcji jako moralnie złej. Jednak papież, mocą swej absolutnej władzy i z pominięciem stanowiska biskupów, był przeciw.

A zatem jest kościelny precedens. Była dyskusja o antykoncepcji, była zgoda wyznaczonych biskupów, był sprzeciw ówczesnego papieża. Dlaczego by nie wrócić po pół wieku do tematu? W końcu Franciszek jest papieżem w stylu Jana XXIII: konserwatywnym, ale dialogowym. On prawdopodobnie nie odrzuciłby wniosków komisji, którą powołał.