Powrót religii w krajach pokomunistycznych

W pokomunistycznej części Europy obserwujemy powrót religii, zwłaszcza prawosławia. Tylko w jednym kraju całego byłego bloku radzieckiego niewierzący, ateiści, agnostycy mają wyraźną przewagę nad wierzącymi w Boga. To Czechy. Religa chrześcijańska wraca w świecie poradzieckim i pokomunistycznym do swej tradycyjnej roli: filara tożsamości narodowo-kulturowej i źródła poczucia wspólnoty.

Renomowany ośrodek globalnych badań socjologicznych Pew Research Center (Religion and Public Life) opublikował właśnie obszerny raport dokumentujący status i rolę religii w naszym regionie świata. W połowie maja autorzy badania zaprezentują jego wyniki w Polsce, w Instytucie Statystyki Kościoła Katolickiego. Oznacza to, że dane dotyczące Polski zawarte w raporcie nie budzą większych zastrzeżeń w polskim Kościele.

Ustalenia badawcze nie powinny być zaskoczeniem, gdyż po upadku ideologii państwa świeckiego w wydaniu komunistycznym powstała pewna próżnia, którą najszybciej i najłatwiej wypełnić mogła religia znana i praktykowana przez wieki. Prześladowania religii i wierzący przez państwo komunistyczne w większości krajów zepchnęły ją do podziemia lub na margines, ale nie unicestwiły, a niekiedy przyczyniły się, paradoksalnie, do wzrostu jej moralnego autorytetu. Gdy nowe rządy demokratyczne szukały dla siebie legitymizacji w społeczeństwie, często sięgały po religię.

Dlatego powrót religii w krajach kulturowo prawosławnych jest tak wyraźny. Władimir Putin uczynił z prawosławia duchowe ramię swej polityki wewnętrznej i zagranicznej (cerkiew rosyjska już w XIX w. była aktywna, przy wsparciu caratu na Bliskim Wschodzie). W pokomunistycznych krajach katolickich nie można w takim sensie mówić o „powrocie”.

Wiara katolicka odnotowuje tu raczej spadki, ale nie przestaje być siłą społeczną, a to się przekłada na wpływy polityczne. Im społeczeństwo bardziej zróżnicowane, tym mniejsze. W Czechach od poprzedniego badania (1991) liczba katolików spadła z 44 do 21 proc. W Polsce z 96 proc. do 87. U nas regularnie chodzących do kościoła i praktykujących jest 45 proc. (średnio dwa razy więcej niż praktykujących w krajach kulturowo prawosławnych). Wniosek może być taki, że nie trzeba być praktykującym, by definiować swą tożsamość religijnie.

Jest to ważne nie tylko dla badaczy, ale i dla polityków. W Polsce 25 proc. pytanych uznało, że państwo powinno wspierać religię. Zarówno katolicy, jak i prawosławni w świecie pokomunistycznym są zwykle konserwatywni społecznie i obyczajowo. Że żona ma być posłuszna mężowi, uważa 42 proc. prawosławnych, katolików dwa razy mniej (w Polsce 26 proc.).

A na dodatek większość prawosławnych widzi w Rosji kulturowy bufor przed Zachodem. Któryż z liderów nie weźmie tego pod uwagę? Nawet w Polsce 34 proc. zgadza się, że Rosja jest potrzebna w takiej roli. Ciekawe, że w Rosji choć ludzie do cerkwi chodzą niezbyt często, to aż w 85 proc. potępiają homoseksualizm, a w Polsce, gdzie frekwencja jest znacznie wyższa, negatywnie ocenia go 48 proc., a toleruje aż 41 proc.

A zatem nauki kościelne w krajach katolickich traktowane są bardziej selektywnie. W całym świecie pokomunistycznym dość silne jest nie tylko utożsamienie religii z narodowością, ale także poczucie wyższości swojego narodu nad innymi (w Polsce 55 proc.; dla 64 proc. Polak to katolik, a 57 proc. uważa, że homogeniczność jest lepsza).

To wszystko może być i jest wykorzystywane do celów walki politycznej. Łudzi się ten, kto sądzi, że religia w naszej części Europy jest pustą skorupą i nie ma przyszłości. Tylko jaką? Socjologia religii mówi o religii włączającej i wykluczającej. Nie ocenia, która bardziej pożądana. Opisuje. To my, obywatele, wierzący i niewierzący, wybieramy przyszłość religii w naszym regionie, dokonując naszych prywatnych wyborów w tej sferze.