PiS przyjacielem Le Pen

W wiecowym przemówieniu wyborczym Emmanuel Macron wyliczył sprzymierzeńców swej rywalki: to „reżimy panów Kaczyńskiego, Orbána i Putina. To nie są ustroje otwartej i wolnej demokracji. Codziennie są tam łamane liczne swobody, a z nimi nasze zasady”. Przykre, ale zasłużone.

Słowa Macrona są odbiciem percepcji Polski, Węgier i Rosji w polityce i mediach w Europie. Odkąd do władzy doszedł PiS, polska polityka zagraniczna zaczęła być konfrontacyjna. To ma negatywne dla Polski konsekwencje.

Jedną z nich jest właśnie zestawienie Polski pod rządami PiS z putinowską Rosją. Macron, proeuropejski centrysta, pamięta, jak pisowska Warszawa wysłała ministra Waszczykowskiego na spotkanie z Le Pen. Jak potraktowała Francję w rokowaniach o zakupie broni.

Dobrze też wie, jak rząd Beaty Szydło skonfliktował się z Unią w sprawach praworządności, przyjmowania uchodźców, niezależności sędziów i przedłużenia mandatu Donalda Tuska. Kandydat na prezydenta musi o takich rzeczach wiedzieć. Dobrze, że prawdopodobnie nie wie o dwuznacznym stosunku PiS do reżimu Erdoğana.

Na finiszu kampanii prezydenckiej Macron wciąż wyraźnie prowadzi w sondażach. A to znaczy, że to z ekipą Macrona, a nie z ekipą Le Pen, będzie miał wkrótce do czynienia rząd w Warszawie. Jesienią wybory parlamentarne w Niemczech ma wielkie szanse wygrać albo chadecja Merkel, albo socjaldemokracja Schulza.

Z obu politykami niemieckimi PiS ma chłodne stosunki. Jarosław Kaczyński nie potrafił docenić nawet pojednawczego gestu pani kanclerz, gdy przyjechała porozmawiać z nim twarzą w twarz, choć prezes nie ma żadnej oficjalnej funkcji państwowej. Teraz obrazi się pewno na Macrona za wymienienie go z nazwiska w niechlubnym towarzystwie.

I tak znajdziemy się w dyplomatycznej izolacji od dwóch największych państw unijnej Europy. Do tego dojdzie (zrozumiała, choć szkodząca naszym interesom ekonomicznym) izolacja od agresywnej Rosji i postępująca izolacja od Ukrainy. Ta ostatnia jest sygnałem, że załamuje się giedroyciowski konsens w sprawie naszej polityki wobec Ukrainy, a nie widać, czym miałby on być zastąpiony, bo przecież nie zmianą sojuszy na wschodniej flance.

Izolację naturalnie można przełamać. Może i powinien to uczynić rząd Szydło. Na początek odwołując ministra Waszczykowskiego i zatrzymując planowane przez niego pogruchotanie polskiej dyplomacji poprzez wymianę kadr na lojalne tylko względem partii rządzącej.

Premier ma nawet pod ręką dobrego następcę Waszczykowskiego. Mógłby nim zostać wiceminister do spraw europejskich, Konrad Szymański. On przynajmniej mógłby spróbować wyprowadzić pisowską politykę zagraniczną na jakąś prostą z obecnych chaszczy.