Tusk za parytetem
Nie dziwi mnie, że premier Tusk walczy o parytet. Dziwi mnie raczej, że musi walczyć i to z kobietami we własnej partii. Napisałem, że mnie nie dziwi, lecz po namyśle muszę oddać Tuskowi, że jak na konserwatystę, i to w Polsce, jest w tej sprawie bardzo lewicowy.To troszkę zabawa semantyczna, pokazująca, jak coraz mniej przydatne są już i w Polsce etykietki polityczne.
Posłanki w PO, które są przeciw Tuskowi w sprawie parytetu, reprezentują opcję tradycjonalizmu. Tak jak było, było dobrze, to czemu zmieniać, skoro my tu jesteśmy – żywy dowód, że kobieta bez parytetu też wejdzie do parlamentu. Mnie ten argument nie przekonuje, bo jest raczej dowodem petryfikacji myślenia. Ciekawsze i w sumie płodniejsze wydaje mi się podjęcie ryzyka. W końcu nie mówimy o mandatach, tylko o kandydaturach. Nawet jeśli Tusk chce, aby każda jedynka na liście wyborczej PO oddana została kobiecie, to wciąż mówi o wędce, a nie o rybie. Ryb nie rozdaje, rozdaje wędki. Kobietom tyle samo, ile mężczyznom. Co w tym złego?
Dobrze, ale premier nie mówi jasno, czy chce parytetu tylko na listach PO, czy może gotów jest walczyć o ustawę wprowadzającej parytet szerzej, do całego systemu partyjnego. Powinien to szybko określić, bo zaczyna się sezon polityczny, a sprawa jest warta dyskusji o wiele bardziej niż np. przyszłość nierentownych stoczni. Taki ruch Tuska zmusiłby opozycję do zajęcia równie wyraźnego stanowiska. Szarmancki prezes JK, całujący panie w rękę, i mniej szarmancki przewodniczący GN mieliby twardy orzech do zgryzienia: jak tu bronić status quo a zarazem prawić komunały o prawach kobiet?
Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by nie spróbować parytetu. Przeciw są ci, którzy (które) już osiągnęli swój cel lub którzy każdą próbę reform społecznych stygmatyzują jako obrazę kobiety, rodzaj totalitaryzmu czy inżynierii społecznej. Obrazą kobiet nie jest to, że się chce nadrabić długie lata dyskryminacji i jej skutków. Widocznych także w niechętnej reakcji części społeczeństwa, w tym części kobiet – uderza, że wśród ,,upokorzonych” parytetem jest wiele aktywnych katoliczek. A cóż tu upokarza? Upokorzeniem było niedopuszczanie kobiet do praw wyborczych lub do studiów wyższych. I pewnie też znajdowali się wtedy mężczyźni i kobiety broniące status quo w imię tradycji.
Komentarze
Eee tam, Tusk jest „lewicowy w sprawie parytetu”. Tusk jest oportunista i byc moze, byc moze przypomnial sobie, ze w ostatnich wyborach powszechnych sposrod tych, ktorzy glosowali na PO 56% stanowily kobiety (dane wedle Newsweeka). Tusk jest oportunista i ma wybory prezydenckie za pasem. Kiedy tuz po wybraniu go na premiera kraju, mial publiczne spotkanie w Londynie (w ratuszu na Ealingu) zadalam mu pierwsza pytanie. I dotyczylo ono rzecznika ds kobiet – funkcjka ta zostala przeciez zlikwidowana za PiSu. W odpowiedzi Tusk sie wil jak waz, mowil cos o checi zmniejszenia liczby ministrow i generalnie dawal do zrozumienia, ze kobiety zadnego rzecznika nie potrzebuja.
Wyznaczenue tej obecnej sakramenckiej oslicy i patentowanego lenia na rzecznika „do spraw riownego statusU” ilustruje najlepiej jaki jest jego stosunek do kwestii dyskryminacji kobiet w Polsce czy do wyrownywania ich szans w zyciu spolecznym i politycznym. Radziszewska pownna byla byc wywalona z rzadu natychnmiast po tym kiedy wystapila ze swa jedna jedyna inicjatywa legioslacyjna jak dotad : wprowadzenia zakazu sprzedawnia i noszenia w Polsce koszulek z podobizna Che Guevary – polska prasa zmilaczla ten incydent, ale brytyjska odnotowala i pisala z rozbawieniem o polskiej pani mionister od „riownego statusu”. Zajrzyj Gosppdarzu na jej strone poselska i zobaczysz, ze odezwala sie w sejmie tylko raz – z okazji dozynek, w imieniu kobiet z kolka rolniczego, wreczjac premierowi bochenek chleba. Mial szanse ja wywalic kiedy powiedziala, ze nie spotka sie 8 marca ub.r. z przedstawicielkami organizacji kobiecych bo musi jechac na rekolekcje. Mogl wywalic kiedy nie zjawila sie na Kongresie Kobiet, najwazniejszym chyba wydarzeniu w zyciu spoplecznym polskich kobiet od uzyskania prawa wyborczego. Nie – on ja dalej trzyma, tego nieroba, wlasnie dlatego, ze ona nie kiwnie palcem w bucie zeby cokolwiek dla kobiet zrobic. A teraz „doradza” mu w sprawie parytetu i tego co jest dla kobiet uwlaczajace.
Wiec niech mi nikt nie opwoiada, Mily Gospodarzu, ze Tuskowi zalezy na parytecie, chocby i we wlasnej partii. Jemu zalezy tylko i wylacznie na tym aby go kobiety poparly w wyborach prezydenckich.
Dopóki nie będzie parytetu przy urnach wyborczych to mnie to mało interesuje. A od mojej decyzji wyborczej wara.
Tusk za parytetem? Ja tam w prasie – ale była to wraża i stronnicza Wyborcza – przeczytałem, że Tusk nie jest za parytetem, więc żeby na parytet odpowiedzieć, zaproponował (znaczy, chce narzucić) Platformie „parytet jedynek”: co najmniej połowę jedynek na platformianych listach wyborczych chce dać kobietom. Przy czym zgadzam się z Heleną, iż ze strony Tuska jest to tylko i wyłącznie oportunizm, chęć zdobycia kilku dodatkowych głosów w wyborach prezydenckich.
Już tu pisałem, ale powtórzę: parytet nie jest dobrym rozwiązaniem, gdyż jest rozwiązaniem pozornym. Jaki jest prawdziwy problem, który chcemy rozwiązać? Zbyt mało kobiet w Sejmie? Nie, to jest skutek, nie przyczyna. Przyczyną, a zarazem problemem, z którym naprawdę należy coś zrobić, jest zbyt mały udział kobiet w życiu publicznym. Jednak żeby coś z tym zrobić, potrzebna jest zmiana przyzwyczajeń i norm społecznych, w tym ścisłe i bezwzględne egzekwowanie już istniejących przepisów antydyskryminacyjnych. Jeżeli kobietom naprawdę, nie zaś tylko deklaratywnie, ułatwi się udział w życiu społecznym, pojawi się więcej kobiet-polityków, w tym posłanek, a zyskają na tym nie tylko kobiety-politycy, ale znacznie więcej kobiet. Samą zmianą ordynacji wyborczej się tego nie zalatwi – przeciwnie, uważam, że takie działanie może być przeciwskuteczne, gdyż i politycy, i feministki odtrąbią sukces i popadną w samozadowolenie (tym bardziej, że kilka feministek dzięki parytetowi się do Sejmu dostanie), więc zaniedbają tego, co jest baprawdę potrzebne, pracy u podstaw. A przepis o parytecie będzie de facto martwy, gdyż, poza nielicznymi wyjątkami, kobiety na listach wyborczych będą paprotkami, co nawet nie będzie skutkować znacznym zwiększeniem ilości posłanek.
Sebastian ,
probowalam Ci odpowiedziec na poprzednim blogu .
————————————————-
No coz ,
jestem za parytetem ,po prostu lepsze troche jak nic !
Ja tez czasem uwazalam ,ze jesli ja cos potrafilam ,to inni chyba tez.
Mowilam to jednak bardziej w formie ,dla podniesienia ducha ,a nie ,,, jak ja potrafie to oni tez musza !
Bzdura ! kobiety sa w gorszej sytuacji ,co nie ma nic wspolnego z ich
mozliwosciami intelektualnymi ,tylko z obciazeniem rodzina .
Ja osobiscie znamalam wiele ” nieprzecietnych” Polek , i mysle
ze warto im pomoc /a pozostale prawa? obowiazuja jak przedtem /.
—————————–
A to stale ” przypuszczanie ?????”/Tusk/ on to robi tylko bo chce byc prezydentem / czy szukacie w ludziach jakiejs drugiej twarzy ?/.
Przeciez on i tak bedzie Prezydentem !
on to robi napewno ,bo chcialby Was oszwabic ?
/przepraszam b.ale to po malu staje sie smieszne i ma cos w sobie
z chlopskiej niewiary !/
No coz Obama ,Sargozy ,Merkel nie walcza i walczyli o glosy?
Salute
PS.
A poza tym „praca u podstaw” powinni zajac sie wszyscy POLACY,
a nie tylko Polki ,bo one stale pracowaly u podstaw /Panowie to niby
w Polsce od rzadzenia ?/fajne ! anegdoty? /
I nie mozna zmieniac w kazdej prawie sprawie przyzwaczajen i norm
spolecznych /bo to jest proces ktory trwa lata ,dziesiatki ,dziesiatki lat i trzeba od czegos zaczac ???/
Widze w tym wszystkim tylko jedna tendencje ;
zeby tylko komus nie pomoc /moze bedzie mial lepiej odemnie? ,fe!/
/nie mam czasu ,nie dyskutuje /
propozycja zmiany ordynacji wyborczej, tym razem (na skutek, być może, oportunizmu Tuska) potraktowana bardziej serio, jest właśnie próbą zmian przyzwyczajeń społecznych. Bo jak inaczej można je zmienić niż właśnie wywołując problem do tablicy ? Nie wystarczy powtarzanie – trzeba ułatwić kobietom udział w życiu społecznym. To jest myślenie życzeniowe, więc niczego nie zmieni. Trzeba podjąć konkretne kroki, a wprowadzenie parytetu jest konkretnym działaniem.
Robić politykowi zarzut z oportunizmu, to tak, jakby robić demokracji zarzut z braku jednomyślności: trzeba nam oportunistycznych, ale mądrze oportunistycznych polityków.
Zwykle mówi się, że parytet jest absurdem bo daje pewne prawa komuś kto w normalnym trybie(?) nie uzyskał by ich z uwagi na zdolności, kwalifikacje, predyspozycje. Bardzo ładnie zauważyła prof. Środa, że parytety w polityce występują, nie budzą żadnych sprzeciwów, także w Polsce, o ile dotyczą mężczyzn. Przykład: PO i PSL podzieliły się, właśnie zgodnie z ustalonym w umowie koalicyjnej PARYTETEM, tekami ministrów, przy czym nikt nawet nie zapytał kto ma do czego kwalifikacje: i tak ministrem finansów zostaje desygnowana przez PO osoba, pomimo, że być może w PSL jest jakiś geniusz finansowy. Nikomu to jakoś nie przeszkadza z powodów logicznych, powodu zasad demokracji, nie widać głosów że bluźni to rozumowi itp. a takie głosy sie pojawiają gdy mowa o parytetach dla kobiet, co więcej w modelu w którym dotyczy to tylko list a nie wyników wyborów, co przecież na świecie jest standardem…
Zgadzam się w tej sprawie z pfg. Mała liczba kobiet w życiu publicznym jest skutkiem a nie przyczyną. Podstawowym problemem są dwie rzeczy: egzekwowanie przepisów antydyskryminacyjnych i wychowanie społeczne na poziomie rodziny i szkoły. I parytet tego akurat nie zmieni na to potrzeba pracy u podstaw. Tylko, że romantyczny Polak czy to feminista czy konserwatysta brzydzi się taką pracą. Stwórzmy równe szanse a wtedy każdy sam odejmie decyzje czy chce iść do polityki i na kogo głosować.
Jestem przeciwnikiem parytetu, bo moim zdaniem jest on zachwianiem zasady równości praw np.: wymuszając obecność takich a nie innych osób na listach wyborczych. Obecny system wyborczy praktycznie gwarantuje wejście do sejmu osobom na wyższych miejscach na listach wyborczych.
Takie zagrywki z parytetami przypominają mi Południową Afrykę gdzie 80% nowych miejsc pracy jest zarezerwowane dla czarnych, czarne firmy mają zagwarantowane preferencje przy rządowych kontraktach i wprowadzono np. przepisy nakazujące określona ilość czarnych graczy na boisku w każdej drużynie rugby (bez względu na to czy gracze są dobrzy czy nie).
Etykietki polityczne nie były w Polsce przydatne nigdy w ostatnim dwudziestoleciu. To nie zaczęło się zmieniać teraz. Lewica popiera najbardziej liberalne projekty rynkowe, prawica uwielbia socjalistyczny model relacji społecznych a centrum zamiast być liberalne jest mocno konserwatywne. Nasi politycy uważają, że są ponad nauki polityczne i nie muszą stosować ideologii, którą rzekomo sobie przypisują. Jakież to zadufanie w sobie, gdy się uważa, że to nauka w wydaniu wielkich światowych myślicieli ma się dostosować do małych, partykularnych interesów ?prowincjonalnych? kacyków a nie na odwrót.
pfg: 100% racji.
„To troszkę zabawa semantyczna, pokazująca, jak coraz mniej przydatne są już i w Polsce etykietki polityczne.”
Ha, ha, ha! To prawda. Już Karol Marks pisał do Engelsa, że wie jedno, a mianowicie, że nie jest marksistą. W tym samym mniej więcej czasie w USA odbywała się rekonstrukcja.
Nie jestem jednak pewny, czy określenie „i w Polsce” jest słuszne. Powiedziałbym raczej, że „zwłaszcza w Polsce”. Oto na fundamentach robotniczego związku zawodowego wyrósł konserwatywno-prawicowy ruch polityczny, a parę lat później komunistyczny minister Wilczek wprowadził najbardziej liberalne reformy gospodarcze w Polsce od czasu Królestwa Kongresowego, od 20 lat hamowane, zwłaszcza przez prawicę. Natomiast im bardziej ktoś się określa jako prawicowiec, tym większym jest wrogiem prywatyzacji, czego dowody mieliśmy w latach 1991-92 i 2005-07 i tym więcej gada o solidarności społecznej, narodowej, zdobyczach socjalnych i innych takich rzeczach z lewicowego dekalogu.
Parytet? To jest tak, że mężczyźni już u nas pokazali, co potrafią, i samo to jest dla mnie powodem, by spróbować czegoś innego. Jeśli trzeba parytetu, by to osiągnąć, to niech będzie.
Mnie bardziej zastanawia od parytetu na listach wyborczych (który powinien być bezdyskusyjnie przyjęty) parytet w pracy, bo właściwie większy problem dotyczy tego że kobiety mniej zarabiają na takich samych stanowiskach co mężczyźni a do tego dużo rzadziej zajmują te wysokie stanowiska. Pytanie tylko czy to by nie poszło za daleko i było tworzeniem sztucznej równowagi. Właściwie nie można narzucić właścicielom prywatnych przedsiębiorstw aby zatrudniali po równo kobiet i mężczyzn i obsadzali tak samo stanowiskami, ale może przykład powinien iść od przedsiębiorstw państwowych.
Co do damskiego parytetu…
W zasadzie nie mam nic przeciw. Obawiam się tylko, że wówczas odbywałoby się „parytetowanie” na siłę – aby tylko wywiązać się z narzuconych ilości. A ilość – wbrew temu co twierdzili pseudo-marksiści nie zawsze przechodzi w jakość. Raczej nie przechodzi – jak uczy mnie własne doświadczenie (z innych dziedzin życia).
A jeśli chodzi o udział kobiet we władzach „wybieralnych” ? Tu decyduje ilość oddanych głosów i nawet 90 % pań na liście nie da im gwarancji uzyskania 50 % wyniku; może się zdarzyć, że nie przejdzie żadna.
@Janek – 100% racji w trochę humorystycznym ale trzeźwym poglądzie: „Parytet? To jest tak, że mężczyźni już u nas pokazali, co potrafią, i samo to jest dla mnie powodem, by spróbować czegoś innego. Jeśli trzeba parytetu, by to osiągnąć, to niech będzie.” Też tak uważam!
@Pacos – rozwiązanie jest znane, ale także zostałoby przetestowane przez niektórych jako „zbyt rewolucyjne i nie dość głębokie”: obowiązkowe użycie połowy okresu macierzyńskiego przez ojców. Natychmiast by sie okazało, że należy zadbać o dzieci, o pozycje rodziców, o przedszkola żeby TATA mógł iść do pracy itp.
W Polsce 56% obywateli to kobiety, w parlamencie jest ich coś 7%. Czy taka dysproporcja niczego nie dowodzi? Jaka musiałaby być dysproporcja żeby zdaniem co poniektórych myślicieli od pracy u podstaw przejść do jawnej ochrony prawnej?
Ponadto proszę zauważyć że my tu nie mówimy o jakimś Polskim wymyśle: mówimy o wprowadzeniu standardu w nowoczesnym świecie. Chyba nie ma Państwa w Europie Zachodniej i w nowoczesnym świecie, w którym nie ma parytetów i to nie na listy ale NA WYNIKI WYBORÓW. W wielu Państwach konstytucyjne zapisy GWARANTUJĄ że w żadnym gremium wybieralnym nie może być więcej niż co najwyżej 60% ( procent się zmienia) osób jednej płci i dotyczy to zarówno parlamentów jak rad nadzorczych. Chcemy naśladować tych co wiedzą jak sie robi kapitalizm i demokrację to naśladujmy!!! Nasze upodobanie do wybierania z myśli zachodu tylko tego co sprzyja dosyć dobrze określonym grupom interesu jest doprawdy zabawne….
Wersja pierwsza: Oczywiście, że Tusk kombinuje pod kampanię wyborczą. Koniec wersji pierwszej.
Wersja druga: jestem przeciwnikiem wszelkich parytetów. W# najgorszym przypadku, jeśli już, to tylko!!! dla całej polityki a nie tylko dla PO. W przypadku „naznaczenia” ewentualnych posłanek stygmatami-„Punkty za płeć” tylko przez PO, już widzę co wyprawiają tygrysice JK, w ramach walki politycznej z tymi posłankami.
W przypadku parytetu, który jakby nie było, byłby sztucznym zabiegiem, do parlamentu mogłyby dostać się osoby o niekoniecznie wysokich kwalifikacjach. Wyobrażam sobie, że dobór pań na miejsca „parytetowe” odbywałby się w zamkniętych gronach działaczy, gdzie nie zadziałałby element jakiejś szerszej pozytywnej weryfikacji predyspozycji pań. Tutaj oczywiście niezbędne byłoby rozwiązanie systemowe, które od podstaw porządkuje przyczynowo stan obecny, co słusznie zasugerował „pfg”.
Obecne kombinowanie okołoparytetowe, odbieram wyłącznie jako wrzask PR-owski, zupełnie bez treści.
Jeśli chodzi o dyskryminację kobiet , sięgając aż do mrocznych wieków, gdzie kobiety według dzisiejdzych standardów były potwornie dyskryminowane, i są nadal- nie potrafię dostrzec tutaj tych haniebnych zbrodni wobec kobiet. Każda epoka miała swoje konkretne uwarunkowania co skutkowało porządkiem, w którym nasi przodkowie musieli i znajdywali się . W epoce kamienia łupanego, silniejszy mężczyzna był jedynym , sensownym kandydatem do zajęć myśliwskich. Kobiety naturalnym trybem zajmowały się dbaniem o „ognisko jaskiniowe” i był to jedyny sensowny wariant. Potem, przez wieki , kiedy poziom techniczny , musiał być wspomagany siłą fizyczną mężczyzn, podział ról był determinowany biologią. Raptem dwieście kilka lat temu, ruszył wiek pary, zacfzęła się więc nasz współczesna cywilizacja.W tym przełomowym dla naszego gatunku okresie, wszysko co nam się kojarzy dzisiaj z naszą cywilizacją trzeba było rozwijać od początku. Jestem pewien, że w okresie, w którym oprócz nowoczesnych, jak na tamte czasy fabryk, powoli wykluwały się nowe wartości w stosunkach społecznych. Z góry, możemy to wszystko oceniać bardzo krytycznie , porównując wszystko ze wzorcami jakie przez pokolenia nasz gatunek wypracował. Wtedy, żyjąc na bieżąco, rozwijając mozolnie nową świadomość społeczną, nie na wszystko wpadano od razu, ani nie posiadano świadomości co w nowych warunkach jest bardziej sprawiedliwe od dotychczasowego. Kiedy świadomość dojrzała do nowych warunków, pojawiło się poczucie niesprawiedliwości, co było naturalnym napędem do kolejnych modyfikacji. Dzisiejsza dyskryminacja kobiet, na moje poczucie też jest rozdmuchana przez aktywistki feministyczne, a nawet aktywistów. Znam trochę kobiet, które radzą sobie doskonale, spełniają się zawodowo i życiowo, a na hasło „dyskryminacja kobiet” wzruszają ramionami.Oczywiście, te prawdziwie wartościowe, są całkowicie apolityczne. Kobieta wartościowa, świadoma, nigdy w takie bagno, jakim jest polityka nie wejdzie. Jeśli chodzi natomiast o dyskryminację zarobkową, to w moim przekonaniu, dopóki nie wykona się naprawdę uczciwych badań i analiz- zjawisko to będzie zawsze „mętną wodą” na doraźny uźytek.Najbardziej nardzędne pytanie , mogłoby być np . takie: Dlaczego to działa? Emocjonalne oceny są doskonale znane, ale dlaczego tego dyskryminującego systemu nie dopada sławna niewidzialna ręka rynku.Jeśli popatrzeć na ten problem nie od strony pokrzywdzonych kobiet, ale od przewartościowanych mężczyzn, to pochodną tego pytania może być inne, np. takie: Dlaczego ci durni kapitaliści przepłacają facetów , kiedy mogą mieć pracownika o takich samych, albo i lepszych kwalifikacjach za mniejsze pieniądze? Czyżby antyfeministyczne atawizmy, aż tak im odbierały rozum?
Odpowiedzi opartej wyłącznie ochłodne analizy na pewno nie doczekamy się , tak jak nie widać dokładnych analiz naszego bezrobocia .
Pozdrawiam, Sebastian- wielbiciel kobiet
„…ale może przykład powinien iść od przedsiębiorstw państwowych…” Albo od mediow. Popatrzmy na blogi Polityki, ile tam „gospodyn” a ilu „gospodarzy”? Powino byc rowno (pomijajac blog Owczarka, ktory jest przeciez psem i stoi poniekad poza nawiasem). Powinno byc po polowie redaktorow mezczyzn i kobiet. A jak baby nie beda chcialy – przeforsujeme w sejmie ustawe, na mocy ktorego beda musialy, pod grozba sankcji. Gdyby pan Adam Szostkiewicz stracil w wyniku wyrownawania szans prace w redakcji, to nic, bezrobotny nie bedzie, bo kazdy szpital w Polsce bez mrugniecia zatrudni go jako salowa. Salowa z bogatym stazem na polu terapii spolecznej.
@kazek
„Przykład: PO i PSL podzieliły się, właśnie zgodnie z ustalonym w umowie koalicyjnej PARYTETEM, tekami ministrów, przy czym nikt nawet nie zapytał kto ma do czego kwalifikacje: i tak ministrem finansów zostaje desygnowana przez PO osoba, pomimo, że być może w PSL jest jakiś geniusz finansowy”
A co to ma wspólnego z płcią? Gdyby min. Rostowski był(a)by kobietą, nie został(a)by ministrem?
„W Polsce 56% obywateli to kobiety, w parlamencie jest ich coś 7%.”
W którym? Bo w polskim jest odpowiednio:
Sejm: 20%,
Senat: 8%.
„Chyba nie ma Państwa w Europie Zachodniej i w nowoczesnym świecie, w którym nie ma parytetów i to nie na listy ale NA WYNIKI WYBORÓW.”
Nigdzie nie ma takiego Państwa. Może poza Rosją, gdzie jednoosobowy parytet na wyniki wyborów ma mężczyzna o nazwisku Putin lub mężczyzna o nazwisku Miedwiediew.
„W wielu Państwach konstytucyjne zapisy GWARANTUJĄ że w żadnym gremium wybieralnym nie może być więcej niż co najwyżej 60% ( procent się zmienia) osób jednej płci i dotyczy to zarówno parlamentów jak rad nadzorczych.”
Wielu=ilu? Czy do gremiów wybieralnych zaliczają się drużyny piłkarskie, zespoły teatralne, komitety rodzicielskie? Jak procentowo zmienia się procent? Czy parlamenty i rady nadzorcze wykluczasz z gremiów wybieralnych?
Wiesz co? Dobrze Ci zrobi poszukanie w necie lub bibliotece tekstów konstytucji wielu Państw, następnie lektura tychże, odszukanie odpowiednich paragrafów i punktów, oraz publikacja ich tu, w tym wpisie. Czekam do 12 grudnia 2012, powodzenia.
Zastanawia mnie tylko, czy parytet cokolwiek zmieni? Przepraszam za wyrażenie, głupich nie brakuje nigdzie, bo sami się rodzą. Czy fakt, że w parlamencie będzie więcej kobiet spowoduje, że będzie tam również więcej ludzi uczciwych, prawych (nie w sensie przekonań, ale działania zgodnie z prawem) i chcących służyć temu krajowi?
Może warto by wprowadzić taki parytet, a właściwie równouprawnienie, w życiu codziennym, w tym przede wszystkim w sferze płac, gdzie panuje jawna dyskryminacja. Co mi z tego, że w Sejmie zasiądzie 230 posłanek, skoro nadal kobiety w pracy za tą samą pracę dostaną mniejsze wynagrodzenie?
@ Tyveog
Tego akurat Pan nie zmieni. Czy się to komuś podoba, czy nie, to wynagrodzenie często zależy od stażu pracy. Tak się składa, że kobiety zachodzą w ciążę i choćby nie wiem co, trochę czasu musi upłynąć, zanim znów staną do pracy.
Jeśli pani ma lat 50 i dwukrotnie była w ciąży, a pan ma tyle samo lat i w ciąży nie był, to przy milionach przypadków te półtora roku z życiorysu po prostu MUSI mieć to wpływ na płace, a biorąc pod uwagę, że panie wcześniej przechodzą na emeryturę, to i te są niższe.
Jak długo nauka nie doprowadzi do tego, że mężczyźni będą zachodzić w ciążę, i tak długo, jak nie będzie równego wieku emerytalnego, tak długo kobiety na tych samych stanowiskach NIE BĘDĄ (statystycznie) zarabiać tyle samo, co mężczyźni, ani nie będą pobierać emerytur w tej samej wyskości. I czy to będzie Norwegia, czy Szwecja, czy Islandia, różnice są i pozostaną. Chyba, że zdecydujemy się na rozwiązania antyrynkowe, ale na tym, na dłuższą metę nie zyskają ani kobiety, ani mężczyźni.
Rzecz w czym innym. W tym, że kobiety w Polsce SĄ dyskryminowane przy podjęciu zawodu tak polityka, jak i wielu innych. I kraj cywilizowany powinien się temu przeciwstawiać, jeśli parytet jest w tym pomocny, to powinno się tej broni użyć. Jasne, że równowaga płci w parlamencie nie spowoduje, że przeciętny poziom IQ parlamentarzysty wzrośnie (ani nie spadnie), ale da przykład. A on, zwłaszcza w kraju takim jak Polska, jest bardzo potrzebny. Jeżeli będzie widać jak na dłoni, że kobieta z pierwszych stron gazet (w tym przypadku poseł), zarabia tyle samo, co mężczyzna, a na dodatek nie wykonuje swojej pracy gorzej (trudno gorzej), to może coś się ruszy. To o wiele lepsze, niż ustawowe zagwarantowanie równych płac, bo od tego, to nam się akurat pogorszy.
@Janek
„Czy się to komuś podoba, czy nie, to wynagrodzenie często zależy od stażu pracy. Tak się składa, że kobiety zachodzą w ciążę i choćby nie wiem co, trochę czasu musi upłynąć, zanim znów staną do pracy. ”
No i co z tego? Niech urodzi i legion, jeżeli pracuje tak samo efektywnie i dodaje organizacji tyle samo wartości co jej kolega, to nie powinna zarabiać mniej i tyle. Chyba, że się zgodzi, ale odwagi nie zadekretuje żadna ustawa, chociaż Pani Środa jest innego zdania. Takiego argumentu użyła promując parytet, że kobiety chcą do polityki, ale się boją, wiec parytet je ośmieli. Ugh.
„Jak długo nauka nie doprowadzi do tego, że mężczyźni będą zachodzić w ciążę, i tak długo, jak nie będzie równego wieku emerytalnego, tak długo kobiety na tych samych stanowiskach NIE BĘDĄ (statystycznie) zarabiać tyle samo, co mężczyźni, ani nie będą pobierać emerytur w tej samej wyskości.”
Jasne, w Dani, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii (nie chce mi się dalej przepisywać, poczytaj sobie tu http://bit.ly/wozYL) mężczyźni rodzą na potęgę.
„Chyba, że zdecydujemy się na rozwiązania antyrynkowe, ale na tym, na dłuższą metę nie zyskają ani kobiety, ani mężczyźni.”
A kto? Kosmici z matplanety?
„W tym, że kobiety w Polsce SĄ dyskryminowane przy podjęciu zawodu tak polityka, jak i wielu innych.”
Wreszcie coś z sensem.
„Jeżeli będzie widać jak na dłoni, że kobieta z pierwszych stron gazet (w tym przypadku poseł), zarabia tyle samo, co mężczyzna,”
Niestety tylko 1 zdanie. Nie zauważyłeś, że kobieta poseł i mężczyzna poseł zarabiają tyle samo?
„I kraj cywilizowany powinien się temu przeciwstawiać, jeśli parytet jest w tym pomocny, to powinno się tej broni użyć.”
Parytet nie jest remedium na dyskryminację. To, że do parlamentu wejdzie n kobiet (z czego x%*n z łapanki) nie spowoduje, że na wsi i w małych miejscowościach gro kobiet służy mężczyźnie w modelu KKK (Kościół, Kuchnia, Kopulacja). Nie spowoduje, że w mniejszych i średnich miastach, żeby dostać pracę trzeba się przespać z kierownikiem lub właścicielem. Nie sprawi, że w korporacjach dobry menadżer kobieta będzie zarabiała nie mniej niż dobry menadżer mężczyzna. Tak jak pisał pfg, potrzebna jest praca u podstaw, zaangażowanie organizacji rządowych (bo to co robi, a w zasadzie czego nie robi pani Pełnomocnik ds. Rodziny i Kobiet to zaangażowania brak) i pozarządowych, w tym feministycznych.
Jeżeli komuś się wydaje, że kilkadziesiąt kobiet w parlamencie więcej (i na dodatek porozrzucane po różnych partiach) coś zmieni w sprawie dyskryminacji to ma rację – wydaje mu się.
edit: ostatni blok
To, że do parlamentu wejdzie n kobiet (z czego x%*n z łapanki) nie ZMIENI, że na wsi i w małych miejscowościach gro kobiet służy mężczyźnie w modelu KKK (Kościół, Kuchnia, Kopulacja). Nie ZMIENI, że w mniejszych i średnich miastach, żeby dostać pracę trzeba się przespać z kierownikiem lub właścicielem.
@kazek – przepraszam, kolego, ale piszesz głupoty. W Polsce nie jest potrzebna jakaś dodatkowa „jawna ochrona prawna” kobiet, bo kobiety -formalnie – pełnię praw mają. Tak, kobiety są w życiu, w pracy dyskryminowane, ale żeby to zmienić, potrzeba, po pierwsze, egzekwowania istniejącego prawa, po drugie, PRACY U PODSTAW, co piszę wersalikami, żeby łatwiej ci się było z tego naśmiewać. W polityce problemem nie jest to, że jest mnóstwo ambitnych kobiet, które są przez mężczyzn sekowane i z list wyborczych wykreślane, tylko brak kobiet zainteresowanych kandydowaniem. W dodatku hipotetyczny parytet to nie byłaby żadna „ochrona prawna”, tylko akcja afirmatywna, patrz niżej.
@kazek cd – w swoim zapale polemicznym piszesz w dodatku rzeczy jawnie fałszywe. Czy kraje anglosaskie nie należą do „nowoczesnego świata”, a UK dodatkowo do Europy Zachodniej? Pytam się, bo w tych krajach parytetów nie ma. Są za to w jak najbardziej kontynentalnej Francji, gdzie mimo to kobiet-parlamentarzystek jest procentowo mniej niż w Polsce.
@Pacos – marzy ci się, jak widzę, akcja afirmatywna. Kobiety traktowane tak, jak „visual minorities”. Niestety, jak pokazują przykłady krajów, w których akcję taką z wielkim zapałem od lat się prowadzi, rezultaty nie są oszałamiające. Owszem, są skuteczne w indywidualnych przypadkach, ale ich efekt społeczny jest taki sobie. Łatwo wskazać w Stanach wielu prawników-Murzynów czy lekarzy-Murzynów, którzy bez akcji afirmatywnej, swoistych punktów za pochodzenie, nie dostaliby się na studia, a teraz są zawodowo znakomici i nieźle im się powodzi materialnie. Jednak z drugiej strony akcja afirmatywna nie poprawiła losów milionów zwykłych Murzynów czy Latynosów. W Polsce dzięki parytetom kilka aktywnych feministek wejdzie do Sejmu, ale na los zwykłych Polek będzie to miało wpływ znikomy.
O co wam, Szanowni, chodzi, o kariery feministek, polityczną poprawność i paprotki na listach, czy o to, żeby skończyło się upokarzanie i złe traktowanie kobiet w pracy i w życiu? Ja bym wolał to drugie, nikt zaś dotąd nie przekonał mnie, że to pierwsze się do tego przyczyni.
@pfg, @tazz – praca u podstaw jest jak najbardziej skuteczna,ale bardzo dobrym jej początkiem jest prawna ochrona pewnych interesów i praw w tym prawa do reprezentacji proporcjonalnej, które możemy wywodzić z jakichś zasad pierwszych demokracji. Skąd masz wiadomości, że kobiety NIE CHCĄ kandydować? Masz jakieś publikacje namiary? Wiesz jak to działa: jak cię i tak nie wystawią po co kandydować? Jeśli pewna grupa społeczna jest dyskryminowana np. w dostępie do edukacji to jej dajemy szczególne uprawnienia aby tak nie było. Przykład: procesy prawne doprowadziły do możliwości wspólnej nauki dzieci białych i czarnych w USA, do likwidacji wydzielonych stref w autobusach itpo. W okresie tym argumenty podnoszone przez przeciwników równouprawnienia były dokładnie takie jak wasze: „to e biali i czarni uczą się w jednej szkole i siedzą obok siebie w autobusie jest przeciw” logice, prawu naturalnemu, wierze religijnej, obyczajności, a nawet demokracji. „Problemem nie jest brak równouprawnienia tylko niedorozwój czarnych” itp. Wielkość ludzi takich ja King polegała na tym że powiedział: spróbujmy TERAZ, a ie ja 30 lat jak już ktoś wykona pracę u podstaw. To sa argumenty których się używa zawsze, ilekroć mowa o przemianach obyczajowych, i nie mają szczególnie racjonalnego i rzeczowego charakteru. Są przykładem społecznej prokrastynacji, zamiatania pod dywan. Przecież parytety wyborcze można wprowadzić ustawowo tytułem próby na 3 kolejne okresy wyborcze i zobaczyć co będzie. Czemu nie?
@tazz – Parytety obowiązują prawnie w: Francji ( gdzie istniejące rozwiązanie jest nieskuteczne,partie wolą płacić kary niż wystawiać kobiety), WIELKIEJ BRYTANII, Hiszpanii, Belgii, Grecji, Słowenii, Norwegii, Daniii, Albanii, . Zwyczajowo ( bez sekcjonowania prawnego) w Finlandii w Szwecji, Niemczech. W USA nie wiem czy jest to prawne czy zwyczajowe rozwiązanie, ale chyba prawne. Nie wiem jak jest w Włoszech Jak widać z UE nie zostały wymienione państwa Europy Śrdkowej, co dosyć jasno sugeruje brak parytetu jako pozostałość komuny, choć oczywiście jest to teza którą należałoby bronic, podobnie jak tezy że jest to związane z azjatyckimi modelami „demokracji” . Oczywiście zapędziłem się, nie są to rozwiązania konstytucyjne ( nie wszędzie) jednak jak widać jest t rozwiązanie powszechnie stosowane, i gwarantowane prawem tam gdzie nie jest to niepotrzebne z powodu wysokiej kultury politycznej i społecznej.
@tazz – Zmiana z 7% na 20% nie wnosi niczego. Nadal jest to znacząca różnica w stosunku do poziomu 40-45% uznawanego za właściwy. Ponadto liczba która podałeś odnosi się do obecnego parlamentu, zas w poprzednich procent ten był niższy i wynosił 9,5% w kadencji 91-93, 20% w kadencji 01-05 i 20% w kadencji obecnej.Jednocześnie procent kobiet w obu izbach parlamentu wynosił odpowiednio: 9%, 22%, 14% – i jak widać nie potwierdza hipotezy o tendencji wzrostowej. Zauważ, że owe 22% to wynik dla kadencji w której zdecydowana większość zdobyły partie określane jako „lewicowe”, które obecnie są w kompletnym upadku.
@Janek – Co do rodzenia dzieci przez kobiety: rodzenie dzieci przez kobiety nie jest żadnym problemem na rynku pracy gdyż dla zdrowej ciąży daje przerwę zawodową wielkości 1-2 miesięcy najwyżej. Problemem jest urlop macierzyński i wychowawczy, ale ten problem da się rozwiązać: wyrównanie sytuacji nastąpiłoby wtedy gdyby ojcowie OBLIGATORYJNIE mieli spędzić połowę z przeznaczonych na ten cel kilkunastu tygodni z dziećmi. Wówczas pracodawca nie miałby żadnego interesu w dyskryminowaniu kobiet, mężczyźni byliby tak samo obciążeni „urlopem” jak one. Oczywiście mężczyźni straciliby na tym w dwójnasób – między innymi musieliby nauczyć się zajmować dziećmi co poniektórym wcale nie wychodzi gdyż są na to zwyczajnie za głupi.
@pfg – parytety mają dotyczyć wszystkich więc twoja alternatywa 9 kariery feministek vs równouprawnienie) jest zwyczajnie niepoprawna logicznie i dosyć dobrze oddaje co ci w pomyśle nie pasuje: wyszedł z „nie dość słusznego źródła”. Przecież w koncepcji parytetów nigdzie nie jest powiedziane, że PIS nie może wystawić 300 pani Sobeckich na swojej liście: a chyba feministka byś tej pani nie nazwał co? Widzisz właśnie takie „nieścisłości” najlepiej oddają brak racjonalizmu w tym co piszesz: jeszcze nie zrozumiałeś koncepcji a już wydałeś osąd.
Acha: podaje źródło danych na temat państw: obok dostępnych w internecie informacji na temat państw podam także link do książki w której znajdują się niektóre dane. PRZESADZIŁEM z Wielką Brytanią: zdaje się ż nie ma tam prawnie ustalonej kwoty, dyskusję sa jednak zaawansowane, obecnie trwa zwyczajowe prawo określające kwoty i prawny nakazumieszczania kobiet na liście jeśli z danego okręgu jakakolwiek chciała startować ( tak to zrozumiałem).
Książka: Women, quotas and politics, Drude Dahlerup
Link: http://books.google.com/books?id=H8kkYXBKSXYC&lpg=PP1&ots=ZfHlUytad2&dq=%22Dahlerup%22%20%22Women%2C%20quotas%20and%20politics%22%20&lr=&hl=pl&pg=PA202#v=onepage&q=&f=false
Sebastian napisalam /tam/ odpowiedz ,
—————————
a po za tym nie widzialam jeszcze narodu ,ktory tak systematycznie ,
dokladnie ,bezwzglednie ;
SAM SOBIE DOKLADA /lepiej jak Rosjanie ! /
—————————-
Albo wszystko ,albo nic !
Salute
@helena
drobne sprostowanie do tego fragmentu:
„Mogl wywalic kiedy nie zjawila sie na Kongresie Kobiet, najwazniejszym chyba wydarzeniu w zyciu spoplecznym polskich kobiet od uzyskania prawa wyborczego.”
Nie zjawiła się, bo nie została zaproszona.
Poza tym bardzo proszę nie pisać o Kongresie jako ważnym wydarzeniu w życiu wszystkich polskich kobiet, bo sprawia to wrażenie, że polskie kobiety to jednolita grupa społeczna ze wspólnymi interesami i wspólnym stanowiskiem. Otóż tak nie jest. Wśród kobiet jest takie samo zróżnicowanie światopoglądów i politycznych postaw jak wśród mężczyzn.
pfg pisze:
2009-08-26 o godz. 07:21
Popieram w olbrzymiej wiekszosci przedstawione argumentacje.
Moim zdaniem nalezy zreformowac system wyborczy. To co mamy nie jest demoktracja, to jest parodia. Poslowie powinni byc wybierani bezposrednio przez wyborcow. Dla zadnych list i jedynek stwarzanych w autoratyczny i despocki sposob przez szefow parti nie powinno byc miejsca w demokracji. System brytyjski i amarykanski jest nam potrzebny.
Wtedy to kazdy kto chce (i kobiety) bedzie mogl kandydowac do Sejmu bez obowiazku przynaleznosci partyjnej ani laski szefow parti by go (lub ja) postawil wysoko na liscie.
Oferta parytetu przez Tuska jest dowodem desperaci. PO nie ma nic do zaoferowania wyborcom, nie posida ani planu ani strategi gospodarczej.
PO jest beznadziejna i dlatego chca zerowac na kobietach.
@ Kazek
Nieprecyzyjnie się wyraziłem. Oczywiście, że chodzi mi także o okres urlopu macieżyńskiego.
Zgadzam się, że przy dochodzeniu do równości płac kobiet i mężczyzn, wprowadzenie obligatoryjnego wykorzystywania części urlopu przez ojca jest potrzebne (a właściwie to niezbędne, jeśli do równości ma faktyczne dojść).
Mężczyźni straciliby? Na krótką metę pewnie tak, w średnim i długim okresie myślę, że nie, bo:
1) w ten sposób urealniona zostałaby konkurencja na rynku pracy, a zdrowa konkurencja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, zwłaszcza osobom trzecim, wśród których są też mężczyźni;
2) jednym z warunków ekonomicznej pomyślności są dobrze układające się stosunki rodzinne; praktyczny brak kontaktu ojca z dzieckiem tworzy na dłuższą metę wiele problemów rodzinnych, co przełoży się negatywnie na pracę, zarobki i stan domowego budżetu.
Pozdrawiam
@ tazz
„No i co z tego? Niech urodzi i legion, jeżeli pracuje tak samo efektywnie i dodaje organizacji tyle samo wartości co jej kolega, to nie powinna zarabiać mniej i tyle.”
No więc „czasami” tak się zdaża, że osoba o dłuższym stażu pracy, pracuje efektywniej i „daje organizacji” więcej. Co potem ujawnia się w statystykach płacowych.
„Jasne, w Dani, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii (nie chce mi się dalej przepisywać, poczytaj sobie tu http://bit.ly/wozYL) mężczyźni rodzą na potęgę.”
Link nie na temat. A czy w którymś z tych krajów płace kobiet i mężczyzn są równe? Nie? Niespodzianka…
” ?Chyba, że zdecydujemy się na rozwiązania antyrynkowe, ale na tym, na dłuższą metę nie zyskają ani kobiety, ani mężczyźni.?
A kto? Kosmici z matplanety?”
Po prostu – nikt.
„Nie zauważyłeś, że kobieta poseł i mężczyzna poseł zarabiają tyle samo?”
Zauważyłem też, że wysokość uposażenia posła nie zależy od stażu pracy i dokonań zawodowych. Niestety. Bardzo nierynkowe rozwiązanie, w związku z czym ludzie chętniej powierzyliby kluczyki od samochodu multirecydywiście, niż posłowi. Kto na tym zyskuje? Kosmici z matplanety?
POLONIA-SAWA,
zapraszam na małą randkę do poprzedniego tematu.
Pozdrawiam,Sebastian
@kazek
„praca u podstaw jest jak najbardziej skuteczna,ale bardzo dobrym jej początkiem jest prawna ochrona pewnych interesów i praw w tym prawa do reprezentacji proporcjonalnej, które możemy wywodzić z jakichś zasad pierwszych demokracji. ”
Przecież pfg napisał, że prawna ochrona interesów kobiet istnieje. Kobiety mają prawo głosu i mają prawo do kandydowania. Nie słyszałem o męskich bojówkach stawiających płonące Marsy przed domami kobiet.
„Skąd masz wiadomości, że kobiety NIE CHCĄ kandydować? Masz jakieś publikacje namiary?”
A skąd wiesz, że mężczyźni chcą? Może ich żony suszą im głowę, żeby wreszcie zrobili karierę np w parlamencie? Masz jakieś publikacje, namiary? Niektóre chcą i kandydują, inne chcą ale nie mogą się przebić, pozostałe nie chcą. Czy w przypadku mężczyzn jest inaczej?
Swoją drogą pytanie o publikacje jest jak najbardziej na miejscu. Czy Kongres Kobiet opublikował wyniki badań jakościowych i ilościowych wskazujących przyczyny nadreprezentacji mężczyzn w parlamencie RP w odniesieniu do populacji?
Bez tego faktycznie poruszamy się w strefie bardzo szeroko rozumianej „logiki”.
„Wiesz jak to działa: jak cię i tak nie wystawią po co kandydować?”
Stary, to tak jak z szukaniem pracy. Jeśli czujesz, że się nie nadajesz na dane stanowisko, to nie aplikuj. Dlatego argumentacja Pani Środy, że kobiety chcą ale się boją, więc im trzeba pomóc parytetem jest absurdalna.
„Jeśli pewna grupa społeczna jest dyskryminowana np. w dostępie do edukacji to jej dajemy szczególne uprawnienia aby tak nie było.”
Nieadekwatne porównanie. Kobiety mogą kandydować, mogą wygrywać i wygrywają z jedynek, dwójek i bardziej odległych miejsc.
„Przecież parytety wyborcze można wprowadzić ustawowo tytułem próby na 3 kolejne okresy wyborcze i zobaczyć co będzie. Czemu nie?”
A może można wprowadzić tytułem próby idee Korwinistów (dostęp do broni, jazda bez pasów, obwodnice zamiast autostrad itp) na kolejne 3 okresy wyborcze i zobaczyć co będzie. Czemu nie?
„Zmiana z 7% na 20% nie wnosi niczego.”
Chyba na pececie.
„Nadal jest to znacząca różnica w stosunku do poziomu 40-45% uznawanego za właściwy.”
Przez kogo?
„Ponadto liczba która podałeś odnosi się do obecnego parlamentu, zas w poprzednich procent ten był niższy i wynosił …”
Cieszę się, że pogrzebałeś w danych. Uczyń z tego dobry nawyk.
„…jak widać nie potwierdza hipotezy o tendencji wzrostowej.”
Czyjej? Mojej? Twojej? Fundacji Batorego? Nie przypominam sobie.
@janek
To w końcu twoim zdaniem mają zarabiać statystycznie tyle samo (bo sprawiedliwie) czy nie tyle samo (bo rynkowo)? Bo przestało wynikać.
@tazz: oczekiwałem nieco bardziej merytorycznej dyskusji, ale jak widać albo już jest rok 2012 albo chyba się przeliczyłeś: zignorowałeś większość argumentów merytorycznych lub odwołujących się do faktów, i zastąpiłeś je jakimiś płencikami które nie wiem czym są.
Jeśli chcesz podać jakieś fakty,nie krępuj się: z publikacji wynika np. skuteczność rozmaitych akcji afirmatywnych, parytetów ( zwanych z łaciny/angielska qwotami) i tak dalej. Jeśli mielibyśmy się odwoływać do nauk społecznych ( a takie są motywacje wprowadzania kwot na zachodzie) to kwoty sa właściwym rozwiązaniem. Oczywiście nauki społeczne nie sa obojętne światopoglądowo i w tym kontekście można negować ich ustalenia jako nieobiektywne. Nawet z takiego obrotu sprawy nie umiałeś skorzystać. Korwiniści sa marginesem politycznym, nawet nie wiem czy oni wszyscy się nie leczą? Natomiast feminizm marginesem na świecie na pewno nie jest. Ponadto nawet w Polsce feminizm nie musi oznaczać niczego złego, a w wielu wypadkach oznacza dosyć niegłupie rzeczy. Demokracja ma to do siebie, że jeśli jakaś koncepcja polityczna zyska poparcie ( a dla kwoto ile wiem jest ono na poziomie w Polsce 60-70% ) to ma szanse na realizacje. No i cała dyskusja….
camelot – na Kongres kobiet NIKT nie otrzymal zaproszenia, kazdy przybywal z wlasnej woli i potrzeby spotkania sie z innymi kobietami, w tym wazniejsze osoby niz pani Radziszewska, bless’er.
Nie nie pisalam, ze byl to najwazniejszy kongres dla WSZYSTKICH kobiet w Polsce. Byl najwazniejszym wydarzeniem dla wszystkich swiadomych kobiet, z barzdo roznych miejsc politycznego spektrum, o roznym wyksztalceniu, roznych pogladadch, roznych pomyslach na zycie, roznych klas spolecznych. Takiwegosmy jeszcze w Polsce nie mieli 😆 . I laczylo je poczucie, ze cos niedobrego sie dzieje w Polsce z pozycja kobiet w zyciu spolecznym kraju. I to sie zdarzylo po raz pierwszy naprawde, na taka skale. Dlatego uwazam, ze bylo to najwazniejsze wydarzenie od czasu uzyskania praw wyborczych. Fantastyczne po prostu. Cos sie ruszylo w swiadomosci, nie tylko polskich kobiet, ale i wielu, wielu mezczyzn , niech nam dlugo zyja.
Pozdrowiam. 😆
@ tazz
Każda kobieta i każdy mężczyzna powinni zarabiać tyle, ile im się rynkowo należy. A zadaniem państwa jest tworzenie takiego systemu prawnego, w którym płeć (a także rasa, orientacja seksualna, czy poglądy polityczne) nie będzie mieć wpływu na to, co jest rynkowo korzystne. Tylko kompetencje i doświadczenie. Na kompetencje państwo wpływu nie ma, na doświadczenie tak.
Prawdopodobnie nigdy i nigdzie kobiety nie będą zarabiały statystycznie tyle samo, ale państwo ma całą masę instrumentów, by nie naruszając potrzeb rynkowych, zbliżać się do tej równości. I perspektywa obowiązku brania przez ojca części urlopu wychowawczego, jest jednym z tych narzędzi.
Także publiczny przykład, że kobiety nie radzą sobie z odpowiedzialnymi stanowiskami gorzej od mężczyzn, może być pomocny. A to da parytet.
@Kazek – z łaski swojej wskaż mi jedno miejsce, w którym pisałem, a choćby tylko sugerowałem, że udział kobiet w polityce, a niechby i parytety, były przeciwsne „logice, prawu naturalnemu, wierze religijnej, obyczajności, a nawet demokracji” lub też, że „problemem nie jest brak równouprawnienia tylko niedorozwój kobiet”. Piszę w Internecie od lat 16, więc poszukaj i wskaż. Albo mnie przeproś.
Szanowni Blogowicze,
Upraszczając mój wcześniejszy wpis okołoparytetowi, utrzymując perspektywę historyczną i nadrzędną- ogólnoludzką/rozwój gatunku od zarania/ pozwolę sobie wyrazić następujące uwagi:
Wszelkie „dziubdzianie” wokół doraźnych spraw między kobietami a mężczyznami, to tylko wyrobnicze gdybanie. Najważniejszą sprawą są nadrzędne procecy w tych kwestiach, które już się zdarzyły, i które będą. Póki co feminizm nakręcają panie , którym , podobnie jak działaczon proekologicznym , feminizm jawi się jako nisza dla spełnienia swoich ciągotek dla społecznego spełniania się. Wspierają ich w tym pięknym dziele , wrażliwi panowie, którzy zawsze coś takiego co ma na transparentach idee dowolnego rodzaju sprawiedliwości , zawsze poczują się do poparcia takich działań. Oczywiście , inteligentne, spełniające się życiowo i zawodowo , nie daj Pan Bóg atrakcyjne i adorowane, mają wszelkie feminizmy w żadnym poważaniu. Cóż może być lepszego, od posiadania dzisiejszych możliwości rozwojowych dla kobiet i móc się dodatkowo wspierać na męskim ramieniu, jako „słaba kobieta”? Sytuacja genialna.
Aktywiści , selektywnie wyciągają „skrzywdzone ” kobiety na sztandary, i wykorzystując mniej atrakcyjne sytuacje wielu pań, czynią z tego pożywkę dla spełniania swoich powołań. Zadna feministka, ani feminista, nawet nie zająkną się o rzeszach mężczyzn wiodących podły los, na niskich szczeblach drabiny społecznej. Nieistniejące, bo pominięte, niewypowiedziane są skrajnie ciężkie życia górników, muraży, hutników etc. W przesterowanym ujęciu feministów, mężczyźni to tylko uprzywilejowane paniska, które swoje wielce uprzywilejowane żywoty wiodą kosztem biednych pań. Dla aktywistów , to nie te rzesze mężczyzn są wzorcem porównawczym dla dyskryminacji kobiet, to bliżej niesprecyzowane sytuacje wśród osób o wyższych kwalifikacjach. Aż powtórzę moje poprzednie pytanie: Dlaczego pracodawcy wolą płacić więcej mężczyznom o takich samych kwalifikacjach, a nawet mniejszych niż u kobiet? Przecież to ekonomiczny absurd. Wycinkowo jednak /np. porównywanie samych kwalifikacji/ takie „problemyh można łatwo nagłaśniać…
Najważniejsze jednak są nadrzędne procesy dziejowe.
Dotychczasową cywilizacę stworzyli głównie mężczyźni, napędzanii głównie wolą stworzenia nieba na ziemi swoim kobietom i rodzinom. Chłopaki stworzyły obecny świat dla Kobiet. Na obecnym etapie cywilizacyjnym kobiety otrzymały szansę szerokiego uaktywnienia się w życiu społecznym. Badania pokazują, że chłpaki powoli pokazujoznaki wyczerpania dziejowego/spełniły swoją misję/ i niezależnie od feministycznych podskubywań, przyszłość i tak należy do kobiet. Według psychologów, mężczyźni spychani ze swoich, przeważnie umownych pozycji dominujących, tracą ducha i skokowo kurczą się do zakompleksionych , przegranych biedaków.
Ciekawe, czym kobiety, po zdominowaniu planety zrewanżują się mężczyznom.
Ja , nie potafię sobie wyobrazić, jak przyszli spadkobiercy testosteronu, odnajdą się w roli mężczyzn, co na dzisiejsze standardy wymaga sporej dozy pewności siebie. Dominujące kobiety i wrażliwi mężczyźni to w moim odczuciu zaczyn tylko na jakąś tam przyjaźń,
Pozdrawiam,Sebastian
Do licznych wielbicieli Obamy na tym blogu mam pytanie:
Kim jest William Perry?
I jak to jest kochać kogoś, kto (przepraszam za wulgaryzm) „olewa cię ciepłym moczem”.
@Helena
„na Kongres kobiet NIKT nie otrzymal zaproszenia, kazdy przybywal z wlasnej woli i potrzeby spotkania sie z innymi kobietami, w tym wazniejsze osoby niz pani Radziszewska, bless?er.”
Nie wątpię, że ja, zwykła camelot, mogłam sobie pójść bez zaproszenia na Kongres, posłuchać mówców i porozmawiać na korytarzu, ale czy dopuszczonoby mnie do mikrofonu, pozwolonoby mi np wyłumaczyć, że nie chcę parytetów? Popraw mnie, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że nie, nie każdy mógł sobie ot tak bez zaproszenia brać czynny udział w Kongresie. Więc pisząc ‚nie dostała zaproszenia’ nie mam na myśli ‚nie pozwolono jej tam wejść’, tylko ‚nie zaproszono jej do publicznego wygłoszenia swoich opinii, zaprezentowania polityki rządu itp’.
„Nie nie pisalam, ze byl to najwazniejszy kongres dla WSZYSTKICH kobiet w Polsce. Byl najwazniejszym wydarzeniem dla wszystkich swiadomych kobiet, z barzdo roznych miejsc politycznego spektrum, o roznym wyksztalceniu, roznych pogladadch, roznych pomyslach na zycie, roznych klas spolecznych. […]”
Ale to też nieprawda, czego wyrazem choćby list sprzeciwu wobec parytetów (którego autorki Sierakowski nazwał volkslistą…) i polemiczne felietony w prasie. Ja też uważam się za kobietę swiadomą i Kongres był w moim życiu wydarzeniem średnio ważnym. Zresztą, nie bawmy się w eufemizmy — był wydarzeniem kompletnie nieistotnym. O jego rzekomo niesamowitym znaczeniu przeczytałam pierwszy raz w Twoim poście :), jest też go sporo w niektórych mediach, a poza tym cisza.
Ja nie wiem Jacku, do kogo skierowałeś swoje pytanie, czy do wielbicieli Obamy, czy Stanów Zjednoczonych. Bo do pierwszych się nie zaliczam, a do drugich tak. I zawsze tak będzie, że wielkie mocarstwo będzie miało swoje interesy i możemy się czuć lekceważeni jakimiś konkretnymi posunięciami. A my mamy ten straszny zwyczaj pokazywania swojego kompleksu niższości, coś o nas nie powiedzieli, nie przyjechali, nie wspomnieli. Ciągle całe spektrum polityczne od lewicy po prawicę wpatrzone jest w każde drgnienie policzka amerykańskiego – zlekceważy czy nie.
Jak mówią po przesłuchaniach w Kongresie, że Polska mogłaby zostać 51 stanem – kraśniejemy z dumy, jak Bush poprawia, że adwersarz nie przypomniał, że również Polska była w Iraku i miała swoją strefę – uśmiech rozjaśnia nasze twarze, jak polska ambasada reprezentowała interesy amerykańskie w Bagdadzie – wypinaliśmy pierś do orderów.
A teraz Ty się pytasz, kto to jest William Perry? Jak nie wiesz, to sprawdź sobie w Wiki. Polsce nie potrzebne są tego rodzaju oznaki, królowa brytyjska też bywa niezapraszana i nie ma kompleksów. Ale Stany Zjednoczone są w dalszym ciągu krajem sojuszniczym i nam sprzyjającym. A Wielcy z Europy będą.
Bo to jest taki sposób rozumowania Wiecznie Zgryźliwych i Niezadowolonych. Jak ze Stanami jest dobrze, a z Europą źle, to mówią: „My nie ze Stanami powinniśmy, tylko z Europą”, jak jest z USA źle, a z Europą dobrze, to: „USA olewa nas ciepłym moczem”. Skąd ja to znam?
Kwaśniewski nie ubrał się: „Nawet ubrać się nie potrafi”.
Kwaśniewski ubrał się: „O – odstawił się, jak stróż w Boże Ciało”.
Więcej normalności. Ale to pewnie jest wołanie na puszczy. Zgryźliwi i Niezadowoleni zaraz dadzą mi odpór.
Torlin,
Moj komentarz istotnie byl zgryzliwy. Chodzi mi o to, że to co Obama zrobi, lub czego nie zrobi dla czarnych w Stanach jest ich i jego problemem, a nie moim. Dlatego moje lubienie lub nielubienie Obamy wiąże sie z tym, co Obama zrobi, lub nie zrobi dla nas, a nie dla czarnych.
Malo to finezyjne przyznaję, ale dosyc proste, i wlasnie wydaje mi sie biegunowo odlegle od zakompleksienia, maskowanego graniem na organach za wysokich by je dobrze dosiąść.
Po wtóre, zgryżliwość nie dotyczy USA, niech tam robią co chcą i jak chcą, ale indolencji naszego rządu i piruetów mediow, ktre ten rzad holubia.
Pamieta pan ryk, dosłownie dławienie się z poklepywaniem się po brzuchach po tym jak goscie Kaczynskiego okazyli sie nie dosc dostojni?
Wybaczy pan, wiem kim jest Perry, ale gdyby przyslano, np. M. Jordana, czlowieka o niezaprzeczalnych osiagnieciach i godnego ze wszech miar nasladowania, to niewiele by to zmienilo, bo to nie czas i pora na takie wizyty.
Ja roboczo zakladam, ze pan Sikorski zrobil cos,(czegos nie zrobil) co zadecydowalo o tym, ze nikt, nawet umiarkowanie wazny sie nie pofatygowal.
Przykro sie robi, ze gdyby zorganizowac rocznice rzezi fok, albo orek, pewnie uswietnilby ja sam Obama.
Wydaje mi sie, ze wobec zmiany klimatu w Europie uroczystosc i tak bedzie dla nas trudna, stad jeden policzek wiecej boli bardziej niz normalnie.
Nie ma to nic wspolnego z kompleksami, ich brakiem, sklonnoscia do narzekania, megalomania, czy jeszcze inna bzdura jaka oswieceni chca oetykietowac rzekomo tepy narod. Po prostu jest to porazka.
I dlatego nalezy ja sobie uswiadomic i nie tworzyc warunkow do jej powtorzenia.
A jesli USA zechca nas „olewac” to istotnie niewiele mozemy zrobic, ale prosze nie pisac, ze fetuja nas szampanem.
ps. no chyba, ze ktos jest fanem piss!
@pfg: a czymże innym jest wypowiedziane przez Ciebie zdanie że „Przyczyną, a zarazem problemem, z którym naprawdę należy coś zrobić, jest zbyt mały udział kobiet w życiu publicznym. ” jak nie stwierdzeniem faktu, że kobiety są „niedorozwinięte demokratycznie”, „politycznie” czy społecznie?.
Nie poczuwam aby Twój argument był jakościowo inny niż stwierdzenie że kobiety w jakiś sposób „nie nadają się do polityki”, „nie mają kwalifikacji”, „wola zajmować się domem”. Wszystkie te argumenty wskazują na to, że winą obarczać należy nie system, którego zmiana jest możliwa, a same kobiety które „mają co same chciały”. Stąd określam go etykietą pod tytułem: przekonania o „niedorozwoju kobiet” i dlatego takiego argumentu użyłem.
Argumenty zaś o tym, że winę ponoszą ci których dotyczy problem są powszechne w tego typu decyzjach.
Gdybyś chciał abym to co powiedziałeś potraktował poważnie i w oderwaniu od stereotypu, konieczne byłoby podanie źródeł które by wskazywały, że kobiety istotnie mniej są zainteresowane działalność polityczną, publiczną społeczną, co wydaje mi się – podkreślam – wydaje mi się – mało prawdopodobne wobec tego co obserwuję wokół siebie…
O ile wiem całkiem sporo kobiet piastuje stanowiska zarówno w administracji publicznej jak i w „przedsiębiorstwach społecznych”. Jeśli to właśnie kobiety są najczęściej – w co mogę łatwo uwierzyć – organizatorkami różnych fundacji pożytku społecznego, animatorkami kultury i organizatorkami imprez kulturalnych dlaczego ta ich popularność w żaden sposób nie przekłada się na działania polityczne a w wypadku mężczyzn sie przekłada? Z czystego lenistwa? A może chodzi o niechęć do uprawiania polityki powodowana tym, że wobec dyskryminacji kobiet, jest to dla nich oszukańcza gra – partie chcą aby popularna, znana i doceniona lokalnie organizatorka powiedzmy fundacji pomocy dzieciom była członkiem partii i sie z tym nawet obnosiła, ale nie dopuszczają do ulokowania takiej osoby na liście wyborczej skoro wyższe pozycje sa obsadzone przez „rekiny w białych kołnierzykach” a jeszcze częściej przez rozmaitych hochsztaplerów…
@kazek – bezrefleksyjnie grzęźniesz w stereotypach, za to zgodnie z najlepszymi zasadami erystyki ustawiasz sobie chochoła do bicia. Nie polemizujesz z przeciwnikami, ale z twoimi przekłamanymi wyobrażeniami na temat tego, co oni piszą. Zapewne nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, co czynisz. Żal mi cię.
A mnie się marzy prawdziwa równowaga sił: parlament dwuizbowy złożony z Izby Kobiet i Izby Mężczyzn o symetrycznych kompetencjach.
Każda izba ma inicjatywę ustawodawczą a uchwalona w jednej izbie ustawa idzie do drugiej do zatwierdzenie/odrzucenia/poprawki – tak jak dziś z Sejmu do Senatu. Rząd jest wybierany przez połączone izby.
Dopiero wtedy byśmy się dowiedzieli co kobiety naprawdę myślą o polityce. To byłby ciekawy eksperyment! Może okazałoby się, że społeczność pań nie potrafi sprawnie funkcjonować? A może okazałoby się, że uruchamiamy, ukryte dotąd, zasoby narodowej madrości i, za pokolenie lub dwa, będziemy potęgą…?