Tusk za parytetem

Nie dziwi mnie, że premier Tusk walczy o parytet. Dziwi mnie raczej, że musi walczyć i to z kobietami we własnej partii. Napisałem, że mnie nie dziwi, lecz po namyśle muszę oddać Tuskowi, że jak na konserwatystę, i to w Polsce, jest w tej sprawie bardzo lewicowy.To troszkę zabawa semantyczna, pokazująca, jak coraz mniej przydatne są już i w Polsce etykietki polityczne.

Posłanki w PO, które są przeciw Tuskowi w sprawie parytetu, reprezentują opcję tradycjonalizmu. Tak jak było, było dobrze, to czemu zmieniać, skoro my tu jesteśmy – żywy dowód, że kobieta bez parytetu też wejdzie do parlamentu. Mnie ten argument nie przekonuje, bo jest raczej dowodem petryfikacji myślenia. Ciekawsze i w sumie płodniejsze wydaje mi się podjęcie ryzyka. W końcu nie mówimy o mandatach, tylko o kandydaturach. Nawet jeśli Tusk chce, aby każda jedynka na liście wyborczej PO oddana została kobiecie, to wciąż mówi o wędce, a nie o rybie. Ryb nie rozdaje, rozdaje wędki. Kobietom tyle samo, ile mężczyznom. Co w tym złego?

Dobrze, ale premier nie mówi jasno, czy chce parytetu tylko na listach PO, czy może gotów jest walczyć o ustawę wprowadzającej parytet szerzej, do całego systemu partyjnego. Powinien to szybko określić, bo zaczyna się sezon polityczny, a sprawa jest warta dyskusji o wiele bardziej niż np. przyszłość nierentownych stoczni. Taki ruch Tuska zmusiłby opozycję do zajęcia równie wyraźnego stanowiska. Szarmancki prezes JK, całujący panie w rękę, i mniej szarmancki przewodniczący GN mieliby twardy orzech do zgryzienia: jak tu bronić status quo a zarazem prawić komunały o prawach kobiet?

Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by nie spróbować parytetu. Przeciw są ci, którzy (które) już osiągnęli swój cel lub którzy każdą próbę reform społecznych stygmatyzują jako obrazę kobiety, rodzaj totalitaryzmu czy inżynierii społecznej. Obrazą kobiet nie jest to, że się chce nadrabić długie lata dyskryminacji i jej skutków. Widocznych także w niechętnej reakcji części społeczeństwa, w tym części kobiet – uderza, że wśród ,,upokorzonych” parytetem jest wiele aktywnych katoliczek. A cóż tu upokarza? Upokorzeniem było niedopuszczanie kobiet do praw wyborczych lub do studiów wyższych. I pewnie też znajdowali się wtedy mężczyźni i kobiety broniące status quo w imię tradycji.