Co Polacy czytają?
Podłamałem się po lekturze ,,Rzeczpospolitej”, gdzie półroczne zestawienia bestsellerów ogłosił Andrzej Rostocki. Wyniki nie składają się w zborną całość. Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, jakim typem społeczeństwa są Polacy, ich ulubione lektury mu w tym raczej nie pomogą.
W kategorii literatura piękna prym wiedzie ,,Zapalniczka” Joanny Chmielewskiej, potem Manuela Gretkowska z ,,Kobietą i mężczyznami”, a trzeci jest ,,Najgorszy” Waldemara Łysiaka. Cóż, Chmielewskiej i Łysiaka nie czytam, Gretkowską owszem. Dalej w pierwszej dziesiątce Łysiak przeplata się z Kapuścińskim.
Z literatury obcej Polacy najchętniej sięgali po ,,Pachnidło” Sueskinda, ,,Czarownicę z Portobello” Coelho i ,,Dzieci Huerina” Tolkiena, noblista Orhan Pamuk z ,,Nazywam się Czerwień” jest dziesiąty. Znów nie ma tu chyba większych zaskoczeń, także w porównaniu z innymi krajami, Sueskind i Celho to przeboje globalne. A 25 tys. sprzedanego Pamuka może nawet pozytywnie zaskakiwać. W obu kategoriach wyrobione gusty literackie mieszają się z supermarketową tandetą.
Co uderza, to mniej wpływ filmu (,,Pachnidło” było niedawno w kinach reklamowane jako wyrafinowana erotyka) na zakupy książkowe, a bardziej prawie całkowite rozmijanie się krytyki literackiej z wyborami szerszej publiczności. Ta sama ,,Rzepa” drukuje co weekend książkowe rekomendacje wybitnych i bardzo różniących się między sobą politycznie, zainteresowaniami i gustami zawodowych pożeraczy książek. Na listach bestsellerów polecenia te prawie nie istnieją.
Tak jak w polityce i kulturze Polacy są drastycznie podzieleni na establishment i ,,underclassę”, a jedni z drugimi się chyba w ogóle nie komunikają. Ja bym to zrozumiał na rynku tak ogromnym jak amerykański, ale w 40-milionowej Polsce, z jej wciąż silnym i zdrowym snobizmem na uczestnictwo w kulturze wyższej, jednak trochę mnie zbija z pantałyku.
Szokiem może być – zwłaszcza dla czytającego establishmentu – czołówka ostatniej kategorii: literatury faktu. Największym hitem ostatnich miesięcy (800 tys. egzemplarzy!) okazało się ,,Świadectwo” – rozmowa rzeka z kardynalem Dziwiszem. Drugi jest ks. Isakowicz-Zaleski z ,,Księżmi wobec bezpieki”, a trzecie – wymagające dzieło teologiczne ,,Jezus z Nazaretu” Benedykta XVI.
Te trzy książki sprzedały się razem w ponad milionie egzemplarzy, co znacznie przekracza średnie dla literatury pięknej polskiej i zagranicznej. W pierwszej dziesiątce faktu znów pojawia się, aż trzy razy, mniejszy Ziemkiewicz, czyli Łysiak, są też rozmowy rzeki z Bartoszewskim i Kapuścińskim. Niby znow ta sama tendencja do mieszania rzeczy wartościowych z pamfletami, ale jak to skleić z trójką medalistów? Czy kupujący Dziwisza i Benedykta kupują też Isakowicza i Łysiaka? Byłby to jakiś europejski fenomen: Polak nie jest klerykalny, ale najchętniej czyta ludzi Kościoła! Wyjaśnienie może być też prozaiczne: kardynał Dziwisz opowiada dużo o Janie Pawle II, a Papież Polak to wciąż najlepiej sprzedający się wytwór współczesnej polskiej kultury.
Wychodzi z tego wszystkiego, że jest u nas mniej więcej tak samo kiepsko jak w innych masowych demokracjach telewizyjnych. Czytamy na chybił trafił, nie uznajemy autorytetów, które by nas miały prowadzić za rękę przez królestwo słów i idei, interesujemy się życiem publicznym ale raczej opisywanym przez partyzantów a nie z dystansu, a nerwy leczymy sobie ,,pachnidłami” egzotyki i ,,świadectwami” świętości. Hm, może te listy składają się jednak w pewną logiczną całość.
Komentarze
Nie chcę wyjść na złośliwca, ale chyba Kościół jest jedyną w Polsce siłą, która może (przy współudziale także licznych innych mediów, w tym publicznych) coś wylansować. O żadnej książce nie mówiło się tyle co o publikacji Isakowicza-Zaleskiego, a kolejne przecieki kto jest agentem podgrzewały atmosferę promocji. Benedykt XVI ‚sprzedawał się’ w kioskach, mówiono o nim w telewizji, pisały gazety. Podobnie było ze „Świadectwem”, zresztą Jan Paweł II to ciągle ‚marka’, która przyciąga. (Co wcale nie znaczy, że jest rozumiany i faktycznie, a nie tylko werbalnie, ‚popierany’.)
„W obu kategoriach wyrobione gusty literackie mieszają się z supermarketową tandetą.”
Czy tą „supermarketową tandetą” są Krall, Kapuściński, Pilch i im podobni stanowiący 3/4 listy? Nie wydaje mi się.
Poza Kapuścińskim niewiele jest na liście krajowej rzeczy które nawet przejrzałem nie mówiąc już o dogłębnej lekturze. A uważam się za plebejusza pełną gębą. Zagraniczna lepiej odzwierciedla moje gusta. Jest tam np. nowy Pratchett choć jak dla mnie o wiele za nisko. A zwycięskie „Pachnidło” to jedna z tych „pierwszorzędnych powieści drugorzędnych” które są znakomitą literaturą nawet pomimo tego że plebs zhańbia je swoimi brudnymi paluchami.
Co do snobowania, to już nie te czasy że snobowało się na inteligenta. Dzisiaj biznesmen w różnych osłonach (jednak z rzadka oczytanych) jest bardziej pożądanym wzorem.
Panie Adamie
Nie przesadzałbym z interpretacjami analiz czytelnictwa. Głupio tak jakoś powiedzieć ankieterowi, że się nic nie czyta. Lepiej palnąć jakiś głośny tytuł zasłyszany w TV. Co do sprzedaży kościelnych klasyków: co ma sprzedarz do czytania? To są książki kupowane okazjonalnie, na rozliczne nagrody itp. Znam ludzi, których biblioteczki uginają się od twórczości JPII pokrytej grubą warstwą kurzu. Nikt tego nigdy nie czytal. To trochę tak jak ze słownikami, które sprzedawane są w dużych ilościach. Dla części rodziców zakup słownika jest właściwie jedyną oznaką zainteresowania nauką języków ich dzieci. Po prostu kupują słownik i uważają, że problem jest z głowy. Bywa, że kupują wielotomowy słownik przydatny filologom dla dziesięciolatków. Potem nieużywany słownik stoi na półce jak pomnik zapobiegliwości i miłości rodzicielskiej. To trochę jak z dziełami papieży- im więcej na półce tym moralniej i dostojniej to wygląda. Fałsz tego badania czytelnictwa potwierdza niedawne spostrzeżenie Torlina, który dzieło Isakiewicza Zalewskiego wypatrzył w supermarkecie na stoisku z przecenionymi bublami. Po prostu był dobry moment, sensaci kupili a potem sprzedaż zdechła – jak to w przypadku jętek jednodniówek.
Pozdrawiam
Przepraszam za błędy-pisałem w pośpiechu
Panie Redaktorze!
Poruszył Pan temat – rzekę, to pracę doktorską można na ten temat napisać. Ale – niech się Pan nie gniewa – pomieszał Pan w swojej notce wszystko.
1. Nigdy wartościowa literatura nie była sprzedawana w milionowych nakładach, w czasach komunizmu było 5 % ludzi z wyższym wykształceniem, książki były dostępniejsze. Zawsze i wszędzie literatura rozrywkowa, sensacyjna, harlekiny, poradniki – była egzoteryczna. Nie ma co biadolić, Prousta facet w upadłym Pegieerze czytać nie będzie. Nigdy dzieła wybitne nie będą na liście bestselerów.
2. Dlaczego w ogóle dzieli Pan tak literaturę? Tyle razy powtarza się, że dzieli się ona na dobrą i złą, a nie wybitną i dla mas. Dlaczego nie czyta Pan Chmielewskiej? Przecież jest cudowna i dowcipna (chociaż ostatnio trochę jakby mniej). Ja czytam Woltera i Sapkowskiego, Pamuka i Zadie Smith.
3. Ludzie kochają poradniki, zarówno te stricto, jak i będące nimi faktycznie, chociaż pozornie na to nie wyglądają. Wywiady – rzeki dla wielu ludzi są to właśnie takie poradniki – jak żyć. Do tego również zapewne służy literatura religijna, ale nie będę się na ten temat wypowiadał, bo się na tym nie znam. Przy Coelho zasnąłem na 3 stronicy.
4. Ludzie kochają sensację polityczną, zdrady, agentów, tajne układy. Ale – Panie Adamie – jest to pozorne. Chciałem Panu dać przykład. Ostatnio znalazłem w koszu książek przecenionych w Auchan Isakowicza – Zaleskiego i kupiłem dla Ojca za 10 zł. Po przeczytaniu Tata chciał ją dać komuś za darmo – nikt nie chciał. Postanowiłem to sprawdzić w mojej Bibliotece Publicznej, do której należę dziesiątki lat. Tę książkę wypożyczyła jedna (słownie jedna) osoba.
5. Z Łysiakiem to ja mam prawdziwy kłopot. Ja go uwielbiałem: „Francuska ścieżka”, „Wyspy zaczarowane”, cała seria o Napoleonie, jego felietony w „Stolicy” – pamięta Pan? Co się z nim porobiło! Żeby mieć takie kompleksy niższości wobec Michnika.
6. Ostatni Pana akapit – prawdziwy. Tak! Ma Pan rację. Tylko, że na to narzekano od tysięcy lat (jeżeli chodzi o kulturę w całości). Zawsze tak było.
Serdecznie Pana pozdrawiam, a także Wojtka, który musiał chodzić 3 kilometry w jedną stronę, aby ze mną podyskutować, a tu nie było o czym, bo ja się z Nim całkowicie zgodziłem.
Miłego dnia Torlinie!!!
Panie Redaktorze, Szanowni Blogowicze,
przywołana w Pana tekście Manuela Gretkowska podzieliła się właśnie swoją opinią na temat edukacji, ze szczególnym uwzględnieniem jej Ministra: http://www.polskajestkobieta.org/index.php/?p=264#comment-172 , o czym zawiadamiam z przyjemnością.
Pozdrawiam Państwa, tss
Wojtku z Przytoka – zgadzam się całkowicie, uwagi bardzo trafne, szczególnie jeśli chodzi o kościelnych klasyków. Kupuję czasem tego typu pozycje co bardziej „żarliwym” znajomym na różne okazje. Raz włożyłam do środka 20,-zł – po kilku miesiącach sprawdziłam – były.
Torlin zgadzam się co do Łysiaka – dodałabym jeszcze moje ukochane „Zaczarowane wyspy” dzięki którym poznałam kilka magicznych miejsc we Włoszech. Teraz też mocno mnie „wkurza” ale za poznanie Kościoła Autostrady koło Florencji ja (i kilkoro moich znajomych, których tam zawiozłam) będę mu wdzięczna. Pozdrawiam
Trudno się wypowiadać o większości Polaków kupujących dzieła Jana Pawła II czy też go dotyczące oraz Benedykta XVI. Ci jednak, których znam, bynajmniej tych książek nie czytają. Kupują i stawiają na półce na poczesnym miejscu. W wielu domach – nad telewizorem. Znajdują się tam nieraz imponujące kolekcje – do których niemal nigdy się nie zagląda… Ale za to są z pietyzmem odkurzane!
W demokracjach telewizyjnych zasadniczym problemem bylo i jest to, ze ludzie nie czytaja. W ogole. Szczegolnie mlodzi, ale tez ludzie z dolnej czesci drabinki spolecznej, choc i to nie jest regula, bo bardzo wyksztalceni czesto nie maja czasu na ksiazke w pogoni za tym, za czym gonia. Mlodzi – wiadomo: komputer, komorka, kabel (takie nowoczesne 3 x K). Dolna czesci drabinki woli telewizyjny pre-fab, masowa kinematografie, a jesli biora slowo drukowane do reki, to i tak sa to gazety, ktore zaczynaja czytac od strony sportowej lub od kronika policyjna, i na tym koncza. Ksiazek nie czytaja, bo nie maja na to czasu i ochoty.
Czytelnictwo uniwersalnie rusza wtedy, gdy pojawiaja sie kultowe, popularne serie czytelnicze typu „Harry Potter” lub lokalne ksiazki adresowane do szerokiej rzeszy czytelnikow. To literatura bardziej niz popularna. Jednak efekt jest taki, ze udzie czytaja masowo, a wiec cos sie rusza, wydaje sie, jest dobrze.
I zaraz pojawia sie jek zawodu: czytaja, ale patrzcie CO czytaja…
No tak, o co w koncu chodzi ? Czy trzeba sie cieszyc, ze wychowankowie demokracji telewizyjnej w ogole czytaja, czy tez psuc radosny nastroj grzebiac sie w upodobaniach czytelniczych ?
Moim skromnym zdaniem dobrze jest, ze czytaja. Krakowa nie wybudowno z dnia na dzien. Byc moze z czasem oderwie sie jakas grupa z tego wielkiego peletonu czytelnikow ksiazek masowych i dolaczy do grupy uciekinierow w literature bardziej wyszukana. Wyrobia sie gusta i smaki, co nie znaczy, ze przestana czytac Lysiaka czy Isakowicza-Zaleskiego, a rzuca sie na Dziwisza czy noblistow. Na wolnym rynku ksiazki obowiazuja nie tylko mody i trendy czytelnicze, ale rowniez wolne prawa wyboru, prawa nieprzewidywalne, tak jak nieprzewidywalne sa gusta. Na tym polega demokracja. Nie telewizyjna, ale wlasnie ksiazkowa.
Pozdrawiam.
Torlin, Wojtek z Przytoka – od początku do końca zgoda, z tą różnicą, że przy Coelho wysiadam po dwóch stronach.
Od siebie dodam, że z czytaniem tzw. warościowej literatury jest jak z bezpłatnym badaniami mammograficznymi dla kobiet – niby można, tylko akurat ten bezpłatny aparat nie działa.
W najbliższym mojej wsi mieście, w bibliotece publicznej, są wszystkie kościelne pozycje wymienione przez p. Szostkiewicza, ale na przykład „Apokryfów Nowego Testamentu” już nie ma. Nie znajdę tam także nowego Pamuka, ani Zadie Smith, ani siódemki nominowanej do Nike z któregokolwiek roku (zycięzca JEST honorowany zakupem).
Książki pożyczam od znajomych lub kupuję na allegro, w księgarni bardzo rzadko, dla mnie są drogie i kupuję tylko przeczytane wcześniej „książki-przyjaciółki”. Czytam maniacko od zawsze, ale statystyk sprzedażowych i bibliotecznych nie poprawiam. Może takich niejawnych czytelników jest więcej.
Jak to miło, że napisał Pan właśnie teraz o książkach. Pozdrawiam.
Joanno!
Bardzo Ci jestem wdzięczny za wpis, ale książki nie musisz dodawać, bo w moim komentarzu jest.
Jacobsky g.15.17. Nie wiem czy to dobrze, że czyta się byle co, byle tylko czytać. Znalam pewną /dużo mloszą odemnie/dziewczynę, którą poprosilam kiedyś, żeby pożyczyla mi jakiegoś harlekina, bo bylam ciekawa, co to takiego, że z takim uporem to kupuje i czyta. Gdy jej zwrócilam, ona sama zaproponowala mi, że pożyczy jeszcze. Podziękowalam, mowiąc, że mnie nie interesuje. Dziewczę nie moglo tego zrozumieć. Zaproponowalam jej, że ponieważ lubi takie romantyczne historie, to pożyczę jej ‚Trzech muszkieterów’, na co ona odparla, że to dla niej za trudne. To bylo dobrych parę lat temu, dziewczę mialo kolo trzydziestki i nic nie zapowiadalo, że zmieni gusta cztelnicze. Aha, dziewczyna miala ukończoną szkolę średnią.
Chcialam jeszcze dodać, że to wszystko dzialo się w dużym mieście wojewódzkim.
Dziwie sie, ze Szanowny Redaktor nie czyta ksiazek Waldemara Lysiaka! W swiecie obecnej polskiej literatury publicystycznej to przeciez postac wybitna. Prawdziwy mistrz piora i rzadki erudyta! Nie ma sobie rownego wsrod nienajgorszych w koncu pior „Polityki”. Nie bez znaczenia jest tez to, ze Lysiak to prawdziwy polski patriota odwaznie obnazajacy falszywe autorytety. Moge sobie wyobrazic, ze Szanowny Redaktor znajdzie niewiele wspolnego z tezami gloszonymi przez Lysiaka. Ale warto poznac jezyk wroga. Zwlaszcza gdy wypowiada on swoje mysli w poprawnej polszczyznie.
Szanowny Panie Redaktorze
Dzięki Panu stałam się „posiadaczem wiedzy” – używając ostatniego topsłownictwa – że Polacy jednak czytają. Szczerze mówiąc miałam co do tego poważne wątpliwosci ponieważ dorobilismy się społeczeństwa kompletnie niewrażliwego na SŁOWO. Istnieje ono tylko jako uzupełnienie obrazu lub muzyki. Okazuje się, że conajmniej 30 roczników nie czyta, ponieważ poprostu nie umie czytać. To nie znaczy oczywiscie, że są analfabetami tylko, że czytają bez wyobraźni. Nic dziwnego, że usiłuje się w szkole uczyć czytanmia ze zrozumieniem, ale to nie w braku zrozumienia tekstu tkwi błąd. To w tym, że słowa nie przywołują desygnatów i nie budują obrazów. Tego uczyć się trzeba od najmłodszych lat a tego się nie robi. Programy szkolne z roku na rok zawierają coraz mniej pozycji lekturowych, a w szcególnosci pozycji trudniejszych np poezji. To na poezji można pokazać faktyczną funkcję słowa, jego barwę. Ograniczenie poezji do twórczosci naszych romantyków to mozna powiedzieć, zbrodnia na dzieciach okaleczajaca je z wrażliwości na słowo. Z dugiej strony proponowana lektura utworów prozatorskich jest wściekle trudna. Wielotomowe dzieła, które mozna zobaczyć w wydaniu ekranowym jeszcze tę sprawę pogarszają. Żeby było smieszniej warto pamiętać, ze dla wspólczesnych młodych ludzi literatura czytana zaczyna się od …Ferdydurke i Szulca, później wracają do Kafki czy Zbrodni i kary, a już rekordy poczytności bije Mistrz i Małgorzata. To coś mówi. Jest to kwestia języka oraz specyficznej, odrealnionej scenerii. Takie jest widocznie zapotrzebowanie współczesnego społeczeństwa i zupełnie się tym nie dziwię. W kazdym człowieku siedzi dziecko (o czym informuje psychologia). Do dziecka przemawia baśń. Do dorosłego dziecka też, nawet ta okrutna. I dlatego wyniki badań są takie jakie są. Szkole zawdzięczamy, że oddziela się historię od współczesności, a literatury i w ogóle lektury nie traktuje się jako źródła informacji o ludziach, świecie a także o sobie.
>Wojtek z Przytok> Nie przesadzałbym z interpretacjami analiz czytelnictwa. Głupio tak jakoś powiedzieć ankieterowi, że się nic nie czyta.
Mam okazje śledzić rankingi Andrzeja Rostockiego od czasów, gdy wykuwał swoją metodologię – Andrzej (pozdrowienia) nigdy nie opierał się na ankietach (z przyczyn zawodowych im nie ufa) – jego metodologia była zawsze inna (hurtownie, księgarnie i wydawnictwa).
>do Autora
Myślę, że zgubił Pan – albo ominął – pewien element, który jednak coś mówi o naszym społeczeństwie. Jak tak Pan spojrzy na te lektury, to nie wydaje się Panu, że one „oddają” polskie społeczeństwo? Przecież te listy idealnie odzwierciedlają polską scenę polityczną, na której integryzm miesza się ze spiskowym tłumaczeniem świata i walczy z oświeceniową tęsknotą za jakimś uniwersalizmem. Może Andrzej Rostocki – w sumie socjolog – kiedyś zbierze te swoje listy lektur i nałoży na sondaże wyborcze? Na moje wyczucie dałoby się tam znaleźć pewne korelacje a może i tendencje 😉
hortensja,
ja tez nie czytalem „Trzech muszkieterow”. Z tych samych powodow nie doczytalem „Krzyzakow”, a „Trylogie” odpuscilem sobie po 3/4 „Ogniem i mieczem”: byly dla mnie nie tyle trudne, co nudne. Co ja zrobie, ze nie pasjonowala mnie tego typu literatura ? Co nie znaczy, ze nie nie czytam. Czytam to, co mnie akurat interesuje. Ale ta dziewczyna po trzydziestce z wyksztalceniem srednim, czy tez ja, po 40-tce, i tez z pewnym wyksztalceniem nie jestesmy ani przykladami, ani wyjatkami stanowiacymi czytelnicza regule. Mysle, ze jesli ludzie dzis czytaja, to nalezy uwazac ten fakt za pozytywne zjawisko. Niech nawet bedzie Harlekin, gdyz sam nawyk czytania jest wazny, albowiem wyrabia on nawyk myslenia, ze czytanie to dobry sposob na wypelnienie wolnego czasu, a nie przezytek i strata czasu. Przeciez nic nie stoi na przeszkodzie, zeby czytanie bylo tylko i wylacznie rozrywka, prawda ?
Czy książka się podoba czy nie – to rzecz gustu, skłonna byłabym podzielić zdanie Wojtka, że jak ankieter pyta, to się rzuca pierwszym z brzegu. Haneczka pisze, że przy Coelho wysiada, a mnie się podobało „Weronika chce się zabić”(nie wiem, jakie jest polskie tłumaczenie tego tytułu) i „Alchemista”. Dobrze napisane historie.
Pamietam, jak w połowie lat 70-tych „modne” było czytanie literatury latynoamerykańskiej, wspominając choćby Marqueza. Takie mody mieliśmy wtedy, ale przynajmniej czytaliśmy, czytaliśmy, i to dużo! I tak nam zostało, bo czym skorupka za młodu….
Ale o to mniejsza. Przeczytałam prasówkę, oglądnęłam wypowiedz premiera w tv w sprawie radia. Niech mi ktoś powie, że mi się przywidziało i to wszystko nieprawda.
Pewien mój czeski znajomy rzucił kiedyś tyleż złośliwą co niecelną uwagę ,że Polacy jakoby stawiają kobiety na piedestał po to by zajrzec im pod spódnice. Taki sobie… czeski żart (Kundera?).
Byłbym to zdarzenie całkiem wymazał z pamięci, gdyby nie zdziwienie Gospodarza że, i Dziwisz, i Benedykt ,i Isakowicz stanęli razem na medalowym podium.
Zastanawia mnie „Jezus z Nazaretu” przypisany do literatury faktu. Toż to bez urażania niczyich uczuć, co najwyżej pulp-fikcja.
Swego czasu podsluchalam w ksiegarni taka oto rozmowe.A rozmawialy dwie nastolatki.Jedna z nich pochylna nad stolem z ksiazkami zwraca sie do kolezanki:
Chce sobie wybrac jakas ciekawa ksiazke.Ty tez szukasz czegos?
-Cos ty!! Ja nawet nie mam polki na ksiazki,w moim pokoju!!!
……….wiec moze nalezaloby cieszyc sie,ze ludziska wogole czytaja????
Pozdrawiam Ana.
Czytac mozna wszystko i z roznych powodow,najwazniejsze zeby z tego czytania cos pozostalo,mamy tyle roznych gaunkow literackich ze pewnie kazdy cos dla siebie znajdzie.
Pewnie na podstawie tego co czytamy,mozna wyciagac wnioski o nas samych ale ja bylbym bardzo ostrozny w ocenach,bo przeciez sa tacy ktorzy nie czytaja.Jestem natomiast pewien jednego,ze wszyscy z zapalem czytaliby teksty rozmow z podsluchow Ziobry i jego spolki,oraz teczki SB szczegolnie swoich znajomych i sasiadow.
Jacobsky 04.09 g.18.54. Ja tylko chcialam powiedzieć, że takie czytadlo nic nie daje i wątpię, by ktoś, kto poprzestaje tylko na harlekinach sięgnąl kiedyś po inną literaturę. Zresztą, w mlodości sama czytalam niemalo, zdarzala się i szmira, ale nie byla to moja jedyna literatura. A w tej chwili też bym nie wzięla Dumas a , Sienkiewicza i paru innych do ręki. Dumas i inni fascynowali mnie, gdy mialam lat 12.
Też jestem zdania, że najważniejsze, że ktoś w ogóle lubi czytać. I dość obojętne jest jakie książki wybiera, bo gust czytelniczy zmienia się z latami i sama obserwuję, jak moja sąsiadka do niedawna czytująca tylko Harlequiny, teraz czyta reportaże, dzienniki, trochę niezłych powieści. Książka nie mus wcale „Szarpać wątpi” aby pobudzać myślenie, kształcić wyobraźnię i podpowiadać jak żyć. Ludziom pomagają w rozumieniu siebie i innych bardzo różne pozycje. Także te „wypoczynkowe” Podobnie jak Wojtek od wielu lat korzystam z tej samej biblioteki ( llepiej jednak chyba wyposażonej) i często roznmawiam z zaprzyjaźnioną bibliotekarką. Oczywiście najliczniejszą grupę czytelników stanowią uczniowie i studenci poszukujący lektur. Jednmocześnie moja p.Ania stanowczo stwierdza, że osoby dorosłe mienal nigdy nie sięgają po klasykę rodzimą ; odsttrasza język. Jeszcze 20 lat temu tzw „szary czytelnik” w średnim wieku sięał po Kraszewskiego, Orzeszkową, żeromskiego. Teraz już nie. Indagowani czytelnicy skarżą się, że literatura współczesna opisuje często zagadnienia, które zupełnie nie interesują czytelników – np penetruje osobowości schizofreniczne, patologie społeczne i psychologiczne, bohaterów pohgrążonych w nałogach, psychozach, neurastenii, wyobcowaniu. Z punktu widzenia znajomości człowieka, może to i zagadnienia ważne, natomiast przeciętny czytelnik nie jest studentem psychologii społecznej.
Beztlumika
Oczywiście, że to co się czyta ma wpływ na wybory polityczne. Natomiast mój dodatkowy niepokój wzbudza niepewność czy nasi politycy czytają coś w ogóle, czy uciekają od książki jak od zarazy. A gdyby Pana znajomy opublikował swoje wyniki badań to faktycznie mogłoby nieco wstrząsnąć naszą oświatą.
Posdrowienia
A ja muszę przyznać, że odebrałem to zupełnie w drugą stronę. Skoro narzeka się, że przeciętny Polak czyta taką „tandetę supermarketową” jak Chmielewska, Łysiak, Coelho, Tolkien, Sueskind to myślę, że nie jest z nami tak źle, a nawet powiedziałbym jest całkiem nieźle. Dam sobie głowę uciąć, że w zachodnich krajach, nic lepszego się nie czyta. A może nawet wprost przeciwnie – podobno w Stanach przeciętny człowiek to czyta tylko poradniki, a ulubioną formą spędzania czasu przez mieszkańców Wenecji jest oglądanie amerykańskich tasiemców 🙂 Więc skoro u nas podnosi się lament, że masy czytają takie „dno” jak Chmielewska, Łysiak, Coelho, Tolkien, Sueskind to uważam, że jest bardzo dobrze, a standardy są całkiem wysokie.
Są książki różne, tak samo jak różne są ludzkie nastroje.
Jedne czytam w zatłoczony autobusie, inne w zaciszu domowym.
Ważne, że ludzie czytają. Zdarzyć się przecież może, że czytelnikowi
kryminałów wpadnie w ręce lektura bardziej wyrafinowana.
A jeśli nawet nie, to co z tego?
Moja Mama byla kierowniczka sporej biblioteki wiejskiej. Jej najwierniejszym i „najzarloczniejszym” czytelnikiem byl pewien mlody murarz-alkoholik. Pochlanial jedna ksiazke za druga i dyskutowal na temat ich tresci. Interesowala go glownie literatura faktu, historie wojen, podroze. Sam nigdy nigdzie nie wyjechal, ale wiedzial, gdzie byl Kapuscinski… szarpJa znam na pamiec do tej pory poczatek drugiego tomu „Ogniem i mieczem”, obszarpanego przedwojennego wydania, czytanego w wieku 8-9 lat. To byl wiek na „Trylogie” i „Hrabiego Monte Christo”. Teraz mam piekne wydanie „Trylogii”, ale jej nie trawie, okienko czasowe sie zamknelo. Za to „Kubusia Puchatka” moge czytac w kazdym wieku 🙂
Szanowny Panie Redaktorze,
Pod poprzednim Pana wpisem skomentowałem parę Pana zdań na temat wyobrażeń min. Legutki o szkole, jej zadaniach itp.
Teraz proponuje lekturę tekstu Pawła Paliwody, doradcy min. Legutki (dzisiejsza „Rzeczpospolita”, dział Opinii). Ewenement! Wydaje się, że Paweł Paliwoda (więc i minister też???) uważają wychowanie przez nowoczesną szkołę neutralnego światopoglądowo państwa głównie za propagandę homoseksualizmu, nazizmu i jakich tam jeszcze wyrazów Paliwoda nie użył, a wychowanie w społeczeństwie i dla społeczeństwa – za możliwe wyłącznie poprzez treści i instruktaż religijne. I jeszcze: Paweł Paliwoda uważa chyba, że jedynym medium kształtującym system wartości młodego człowieka jest społeczeństwo religijne, a jego instytucje (państwo, szkolnictwo) – tylko jeśli są wyznaniowe. Niebywałe wyznania funkcjonariusza publicznego w państwie należącym do UE, w XXI wieku!
Listę bestselerów tworzą przede wszystkim media i reklama. Czy odzwierciedlają się w nich GUSTA czytelnicze Polaków? Hm, tu chyba potrzeba by jednak porządnych badań socjologicznych.
Drogi mw 14.56
Jak straszliwym, nieprawdopodobnym wręcz durniem jest Paweł Paliwoda udowodnił kiedyś Pilch w felietonie ( chyba jeszcze w Polityce). Niestety Paliwoda, zamiast po tym felietonie JP, zająć się dożywotnio kopaniem rowów lub czyszczeniem szamba, co idealnie odpowiada jego kwalifikacjom umysłowym, nadal pisze w gazetach i to jest prawdziwa tragedia. Ale jest rozwiązanie: MOŻNA TEGO KRETYNA NIE CZYTAĆ I NIE MA POTRZEBY Z NIM POLEMIZOWAĆ. A co do jego stanowiska, to wart Pac pałaca, czyli Paliwoda Legutki !
dzięki ale jak sie nauczyć czeskiego