Co Polacy czytają?

Podłamałem się po lekturze ,,Rzeczpospolitej”, gdzie półroczne zestawienia bestsellerów ogłosił Andrzej Rostocki. Wyniki nie składają się w zborną całość. Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, jakim typem społeczeństwa są Polacy, ich ulubione lektury mu w tym raczej nie pomogą.

W kategorii literatura piękna prym wiedzie ,,Zapalniczka” Joanny Chmielewskiej, potem Manuela Gretkowska z ,,Kobietą i mężczyznami”, a trzeci jest ,,Najgorszy” Waldemara Łysiaka. Cóż, Chmielewskiej i  Łysiaka nie czytam, Gretkowską owszem. Dalej w pierwszej dziesiątce Łysiak przeplata się z Kapuścińskim.

Z literatury obcej Polacy najchętniej sięgali po ,,Pachnidło” Sueskinda, ,,Czarownicę z Portobello” Coelho i ,,Dzieci Huerina” Tolkiena, noblista Orhan Pamuk z ,,Nazywam się Czerwień” jest dziesiąty. Znów nie ma tu chyba większych zaskoczeń, także w porównaniu z innymi krajami, Sueskind i Celho to przeboje globalne. A 25 tys. sprzedanego Pamuka może nawet pozytywnie zaskakiwać. W obu kategoriach wyrobione gusty literackie mieszają się z supermarketową tandetą.

Co uderza, to mniej wpływ filmu (,,Pachnidło” było niedawno w kinach reklamowane jako wyrafinowana erotyka) na zakupy książkowe, a bardziej prawie całkowite rozmijanie się krytyki literackiej z wyborami szerszej publiczności. Ta sama ,,Rzepa” drukuje co weekend książkowe rekomendacje wybitnych i bardzo różniących się między sobą politycznie, zainteresowaniami i gustami zawodowych pożeraczy książek. Na listach bestsellerów polecenia te prawie nie istnieją.

Tak jak w polityce i kulturze Polacy są drastycznie podzieleni na establishment i ,,underclassę”, a jedni z drugimi się chyba w ogóle nie komunikają. Ja bym to zrozumiał na rynku tak ogromnym jak amerykański, ale w 40-milionowej Polsce, z jej wciąż silnym i zdrowym snobizmem na uczestnictwo w kulturze wyższej, jednak trochę mnie zbija z pantałyku.   

Szokiem może być – zwłaszcza dla czytającego establishmentu – czołówka ostatniej kategorii: literatury faktu. Największym hitem ostatnich miesięcy (800 tys. egzemplarzy!) okazało się ,,Świadectwo” – rozmowa rzeka z kardynalem Dziwiszem. Drugi jest ks. Isakowicz-Zaleski z ,,Księżmi wobec bezpieki”, a trzecie – wymagające dzieło teologiczne ,,Jezus z Nazaretu” Benedykta XVI.

Te trzy książki sprzedały się razem w ponad milionie egzemplarzy, co znacznie przekracza średnie dla literatury pięknej polskiej i zagranicznej. W pierwszej dziesiątce faktu znów pojawia się, aż trzy razy, mniejszy Ziemkiewicz, czyli Łysiak, są też rozmowy rzeki z Bartoszewskim i Kapuścińskim. Niby znow ta sama tendencja do mieszania rzeczy wartościowych z pamfletami, ale jak to skleić z trójką medalistów? Czy kupujący Dziwisza i Benedykta kupują też Isakowicza i Łysiaka? Byłby to jakiś europejski fenomen: Polak nie jest klerykalny, ale najchętniej czyta ludzi Kościoła! Wyjaśnienie może być też prozaiczne: kardynał Dziwisz opowiada dużo o Janie Pawle II, a Papież Polak to wciąż najlepiej sprzedający się wytwór współczesnej polskiej kultury.

Wychodzi z tego wszystkiego, że jest u nas mniej więcej tak samo kiepsko jak w innych masowych demokracjach telewizyjnych. Czytamy na chybił trafił, nie uznajemy autorytetów, które by nas miały prowadzić za rękę przez królestwo słów i idei, interesujemy się życiem publicznym ale raczej opisywanym przez partyzantów a nie z dystansu, a nerwy leczymy sobie ,,pachnidłami” egzotyki i ,,świadectwami” świętości. Hm, może te listy składają się jednak w pewną logiczną całość.