Powstanie niejeden ma obraz
Mój ojciec, żołnierz AK, warszawiak, nie poszedł do powstania. Niemcy aresztowali go w czerwcu, z Pawiaka wywieźli do obozu Gross-Rosen tuż przed wybuchem powstania. Gdyby nie trafił w niemieckie ręce, pewno by zginął w walce z okupantem. Przeżył, wrócił do Warszawy, z której Niemcy wywieźli ocalałą ludność cywilną, w tym jego matkę i siostrę. Kamienica, w której mieszkał, zamieniła się w zwał gruzu, wyjechał na zawsze. Najpierw do Krakowa, skąd przeniósł się do Zabrza, gdzie zmarł tuż przed moją maturą. Nigdy nie rozmawiał ze mną o wojnie, obozie i powstaniu. Uważał, że i tak nie zrozumiem.
Z Zabrza wyjechałem na studia do Krakowa. Ojciec mieszkał w nowej stolicy, ja osiadłem w dawnej. Nowa legła w gruzach częściowo już po powstaniu w getcie – o którym też ojciec mi nie opowiedział – a ostatecznie po zrywie w następnym roku. Kraków konspirował podczas niemieckiej okupacji, lecz tamtejsze struktury podziemnego oporu powstania nie wywołały. Niemcy wycofali się z Krakowa przed zbliżającym się frontem sowieckim idącym na uprzemysłowiony Górny Śląsk.
Miasto ocalało. Zasiedziałe od pokoleń krakusy mówiły mi, że na uchodźców napływających z Warszawy po powstaniu patrzono w Krakowie z mieszanymi uczuciami współczucia i niepokoju, czy aby nie znajdą się wśród nich ludzie gotowi do wszczęcia rebelii pod Wawelem. Nie brzmi to zbyt patriotycznie, ale wynikało być może również z różnic historycznych między zaborem rosyjskim i austriackim: romantyzm był tu i tam wielką siłą, ale w zaborze austriackim tutejsza polska elita skłaniała się ku liberalnemu konserwatyzmowi, niechętnemu krwawym zrywom.
Dziś młode pokolenie w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu staje na baczność, gdy w rocznicę wybuchu powstania włączane są syreny na znak pamięci i hołdu. Prawie 80 lat od zrywu dominuje narracja heroiczna i godnościowa. Wcześniej ścierały się różne spojrzenia, także krytyczne, wśród krytyków byli też przywódcy Polski londyńskiej, nie tylko propagandyści Polski Ludowej.
W PRL polityka historyczna próbowała przeciwstawiać kierownictwo wojskowe i polityczne powstania szeregowym powstańcom. To nie mogło się udać, bo żyły ciągle tysiące uczestników powstania, którzy to wbijanie klina odrzucali.
Powstańczy pamiętnik Mirona Białoszewskiego zwrócił uwagę na cierpienia ludności cywilnej i los miasta, nazywanego niekiedy Paryżem wschodu, a zburzonego jak Kartagina. Ten wątek jest najtrudniejszy dla dzisiejszej polityki historycznej, bo każe pytać o koszty i skutki. Nie ma tu jednak dobrej odpowiedzi. Gdy czyta się relacje o przeżyciach osób cywilnych, poznaje konkretne dramaty konkretnych ludzi, nie podważa to heroicznych zmagań powstańców, ale wywołuje etyczny dyskomfort. Sztabowcy rozkładają mapy, wbijają szpilki z kolorowymi łebkami, nie widzą rannych i zabitych po swojej stronie, w tym własnych bliskich. Tak musi być w wojennym rzemiośle. Jednak twarze ofiar, w tym dzieci, poruszają w nas inną strunę. A zdjęcia młodych powstańców jeszcze inną.
Ta wielość obrazów oznacza, że nie ma jednej narracji o powstaniu, tylko cała wiązka: romantyczno-patriotyczna, rzeczowa historyczna, ukazująca blaski i cienie, mity i błędy, i egzystencjalna z akcentem na los osób cywilnych, doświadczenie ludzkie w ekstremalnej sytuacji. Każdy ma prawo wybrać swoją. Nie wiem, jaki obraz powstania byłby najbliższy memu ojcu. Myślę, że gdyby mógł, poszedłby walczyć.
Komentarze
Piękny i prawdziwy tekst.
Cokolwiek myslimy o sensie powstanczego zrywu, na bacznosc stoimy wszyscy.
Autentyczna rodzinna historia?
Ależ to jest niesamowite przecież!
A że dziś mitologizuje się Powstanie – bezsprzecznie tak.
Trochę obok:
Podobnie krakusy spoglądały na napływ królewiaków po powstaniu styczniowym w 2 poł. XIX w. Nie dawano im pracy, a nawet denuncjowano policji, która odstawiała ich ciupasem za kordon.:))))
Corocznie wracam do tej smutnej rocznicy wybuchu Powstania, które tak podsumował gen. Władysław Anders: „Jestem na kolanach przed walczącą Warszawą, jednak sam fakt powstania w Warszawie uważam za zbrodnię. (…) Kilkaset tysięcy zabitych, doszczętnie zrujnowana Warszawa, straszliwe cierpienia całej ludności, zniszczony dorobek kilku wieków i wreszcie całkowite zniszczenie ośrodka oporu narodowego, co dziś szalenie ułatwia zadanie sowietyzacji Polski”.
A prof. Sowa konkluduje: „Uważam, że wywołanie powstania w Warszawie to czyn jednoznaczny z wzięciem jako zakładników kilkuset tysięcy cywilnych mieszkańców stolicy”.
„Wracaja stare demony – jak pisał Kalicki w 2017 – zadziwiające, jak ci, którzy najgłośniej deklamują i krzyczą o patriotyzmie, za nic mają życie Polaków i los naszej narodowej spuścizny. Dla nich „walka o narodowy honor” była i jest warta życia dziesiątek tysięcy rodaków. Znów słychać głośne brednie o tym, że prawdziwa niepodległość koniecznie musi być skąpana w rzekach polskiej krwi.
Otóż czasem musi – ale wtedy, gdy walka ma realne szanse na sukces, a kierują nią przywódcy kompetentni i odpowiedzialni, jak w powstaniu wielkopolskim, w III powstaniu śląskim (a wtedy nie rzeki, lecz strumyki krwi płyną). Na pewno nie w militarnych awanturach z góry skazanych na klęskę i rzeź, urządzanych przez dyletantów w mundurach i markowych garniturach.
Najważniejsze jest życie. Bez cierpienia, wbrew wszystkiemu godne, którego autorzy powstania odmówili tysiącom warszawiaków”.
To niezwykle aktualne słowa i ostrzeżenia dla przemawiających dzisiaj panów z narodowej ambony – niekompetentnych i niedpowiedzialnych plastusiów, samozwańczych szafarzy majątku publicznego, nowego patriotyzmu i godności a także, nie daj boshe, krwi żołnierskiej i cywilnej…
A obok w Ukrainie otwarta wojna, a w Białorusi legalnie grasują bandy prywatnych armii kolesi z KGB/FSB (Федеральная служба безопасности Российской Федерации, ФСБ), prowokujących do kolejnej rozróby o nieprzewidywalnych groźnych konsekwencjach zważywszy na nieskrępowaną infiltrację kacapskiej agentury w Polsce…
@metaxa
Tak.
@Saldo mortale
A czemu tak od razu na baczność? Po pierwsze watpię czy byłeś w wojsku. A może jednak nalezało usiąść i pomyśleć, policzyć karabiny i amunicję, zadbać o logistykę. We wrzesniu 39, do klęski przyczyniła się głupota i dezercja generałów, elementarne błędy strategiczne i fatalna logistyka.
Sięgając wstecz, Szkoła krakowska, stańczycy, narodzili sie z krytyki powstania 1863 roku, nazwani od Teki Stańczyka, wydawnictwa, które ośmieszało niektórych powstańców.
Powstanie 1863 stało się święte dopiero w oczach następnego pokolenia- ci, którzy je przeżyli krytykowoli wodzówi ich klęski.
To już nie można jak Munk w Eroice zastanowić sie nad ironią losu, bohaterstwem pomieszanym z śmiesznością.
Artykuł o Polsce robi furorę na Bloombergu
Wyludnienie… i to nie z powodu wojny.
https://next.gazeta.pl/next/7,151003,30029470,artykul-o-polsce-robi-furore-na-bloombergu-niestety-nie-ma.html#s=BoxOpImg3
„Barykada”
https://www.youtube.com/watch?v=jSgdwx-va2k
Nie pamiętam, który z irlandzkich poetów napisał, że logika historii przypomina najbardziej tę z rzeźni, gdzie oprawcy i ich ofiary wymieniają się od czasu do czasu rolami.
@ Chandra Unyńska 31 lipca 2023 22:37
cyt: „We wrzesniu 39, do klęski przyczyniła się głupota i dezercja generałów, elementarne błędy strategiczne i fatalna logistyka”
A iluż to generałów zdezerterowało? Bo Zaleszczyki dla wielu historyków dezercją nie były….
Jakie to „elementarne błędy strategiczne” zarzucasz? – ale na podstawie wiedzy on line, z września 39, nie tej z sierpnia 2023!
Jakiej to logistyki można oczekiwać po państwie sklejonym zaledwie dwadzieścia lat wcześniej?
Głupota oczywiście swoją rolę odegrała, ale wiadomo że wygrywa ten co mniej błędów zrobił, bo ten co ich nie robi istnieje jedynie we własnej propagandzie…..
Porównanie z mocarstwem, Francją z 1940, choćby w oparciu o wspomnienia oficerów niemieckich, tak miażdżącej opinii jak Twoja, Polsce nie wystawia. Nie powielaj ocen sowieckich – tych do ’41, bo późniejsze wyolbrzymiały potęgę Niemiec, przez bohaterską armię czerwoną pokonanych….
@dino77
Nie wiem czy wiesz co piszesz, poczytaj chociażby Dziady i Dybuki. Nasz najmężniejszy z mężnych wódz Rydz – Smigly już był dawno spakowany przed kampania wrześniowa. Warszawa jeszcze się broniła a on był już uchodźca. Mam nadzieje ze prawda jest plotka ze jak wrócił to podziemie przyczyniło się do jego szczęśliwie rychlejszego odejścia. Prawicowy dziad zdrajca nie był potrzebny w lewicującym podziemiu.
W liście pasterskim wystosowanym przez biskupów niemieckich, tuż po wybuchu drugiej wojny światowej, napisano między innymi: „W tej rozstrzygającej godzinie zachęcamy wszystkich naszych katolickich żołnierzy, by w posłuszeństwie wobec Führera spełniali swój obowiązek i byli gotowi do bezgranicznych poświęceń. Apelujemy do wiernych o wspólne zanoszenie żarliwych modlitw, aby dzięki Opatrzności Bożej wojna ta skończyła się zwycięstwem”.
Jak zachowywał się podczas długich lat terroru faszystowskiego biskup rzymski? Jak napisał Paul Johnson, w dziele Historia chrześcijaństwa, papież nie odzywał się, chociaż setki tysięcy katolickich żołnierzy walczyły i ginęły ku chwale hitlerowskiego reżimu, a miliony nieszczęsnych ofiar uśmiercano w komorach gazowych. Dlaczego papież milczał? Jak wyjaśnił ten historyk: „Pius XII widział w Hitlerze, niezastąpioną zaporę przeciw Rosji”.
Jak powinni się zachować w tej sytuacji chrześcijańscy przywódcy religijni? Gdyby zależało im na ograniczeniu ludzkich cierpień i uratowaniu milionów istnień ludzkich, mogli przypomnieć milionom niemieckich żołnierzy, będących katolikami, że wszelkie życie pochodzi od Boga. A ponieważ nikt nie może drugiemu człowiekowi dać życia, więc też nikt nie ma prawa tego daru nikomu odbierać.
Decyzja o wybuchu Powstania Warszawskiego jest dla mnie kolejnym przykładem pogardy kadry oficerskiej Europy dziewiętnastowiecznej, (rozciągniętej aż do I wojny Światowej), kontynuowanej w mentalności armii rosyjskiej do dziś, dla życia żołnierza, o cywilu już nie wspominając.
Polscy oficerowie walczący w jednostkach WP wspołpracujących z Amerykanami podczas Drugiej Wojny byli zaszokowani, kiedy Amerykanie potrafili bez wahania niszczyć własne czołgi i inny sprzęt, jeśli pomagało to uratować załogi – w mentalności Polaka to sprzęt był przecież cenny, nie człowiek! Nie świadczyło to o jakimś szczególnym humanitaryźmie Amerykanów, było jedynie wynikiem kalkulacji finansowej: zaczynała się epoka żołnierzy – specjalistów, których wyszkolenie zabierało czas i pieniądze! A jeśli idzie o sprzęt, to przecież po to mamy fabryki, by na bieżąco uzupełniać jego niedobory.
Jeśli rozkaz rozpoczęcia Powstania był wynikiem kalkulacji strategicznej i jedynie dziewiętnastowieczna mentalność nie uwzględniała tragizmu jego skutków, to błąd. Jeśli był wynikiem czyichś chorych ambicji, to zbrodnia.
Powstanie było doswiadczeniem pokolenia, które miało wówczas lat 20+. Miałam w rodzinie dwie dziewczyny-powstańców. Teściowa miała lat 16, ciotka była po 20-tce. Obie wspominały powstanie jako najpiekniejszy okres w ich zyciu. Obie były ranne, ciotka ciężko, nie mogła iść o własnych siłach, więc ją koledzy z „Parasola” nieśli kanałami ze Starówki do Śródmiescia. Tam prowizoryczny szpitalik został zajety przez Niemców, wyprowadzano lzej rannych, a na zewnatrz słychać było strzały. Do ciotki podszedł młody Niemiec w mundurze, przyniósł jej jakąś letnią sukienkę, kazał sie przebrać i iść przed siebie. Ostatecznie obie znalazły sie w obozie w Niemczech, gdzie zostały wyzwolone przez polskie oddziały walczace u boku Anglików. Obie tam znalazły mężów wśród oficerów:))) Swoje przygody uważały za ekscytujace. Ciotka trafiła do literatury, w powstaniu używała pseudonimu „Hanka Moto”, a pisała o „Parasolu” jej cioteczna siostra, dziennikarka Danuta Kaczyńska, która wielbiła powstanie i zwiazane z tym wspomnienia. Obawiam sie, że późniejsze oceny powstania były uzależnione od tego, czy oceniajacy był z Warszawy i czy brał udział. Wicedyrektor muzeum warszawskiego, w którym pracowałam wiele lat, i z którym sie zaprzyjaźniłam podczas wyprawy dwumiesiecznej do Indii i Nepalu (miał wówczas 60 lat:))) nie dotarł do powstania, tkwił z kolegami w lasach w oddziałach „Kampinosu”. Poczytywał to sobie za wielka krzywde i hańbę. Podobnie jak fakt, ze serce mu wysiadlo podczas wspinaczki z Pokhary na 300-metrowe przewyższenie i został zmuszony przez naszą grupke do zrezygnowania z dalszej wedrówki przez Himalaje. To było inne pokolenie, inni ludzie, inne priorytety, których nie zrozumiemy:)))
W ocenie powstania uwiera mnie myśl – dlaczego po tygodniu walk, gdy nie osiągnięto strategicznych punktów jak mosty, nie zaprzestano powstania. Walki we wrześniu to było szaleństwo.
O rozpoczęciu Powstania zdecydował argument o potrzebie demonstracji polskiej postawy wobec świata. Chyba ostatni w takiej skali zastosowany argument romantyczny w Polsce.
TJ
Szanowni Państwo: może przy temacie:”Powstanie Warszawskie” nie wypada pisać o śmieciach,ale wkurzyła mnie opublikowana informacja,jak społeczeństwo głosowało w sprawie:”kto odpowiada za składowanie śmieci”.I wyszło im,że zarówno PO jak i PiS. Jestem zaskoczony tym,że ta pracownia nie przeprowadziła badań i nie ogłosiła wyników na temat,czy woda jest mokra…Jest to idiotyczny sondaż i robienie ludziom wody z mózgów.Ale do poprawnego badania potrzebna jest wiedza elementarna,którego tym pracowniom brakuje.A ten elementarz jest taki:decyzję o wydaniu pozwolenia na składowanie jakichś odpadów wydają władze administracyjne .danego terenu(zarówno,gdy jest to teren publiczny,czy prywatny.).Podstawą wydania decyzji jest analiza ,jakie odpady będą składowane,jak będą one zabezpieczone przed ewentualnym negatywnym oddziaływaniem na środowisko.Kto będzie skłądował,kto będzie gospodarzem itd. i co najwazniejsze:kto będzie pilnował i kontrolował,żeby składowane odpady były zgodne z wydanym pozwoleniem.Jeśli składuje się odpady nie mające nic wspólnego z charakterem odpadów,na jakie otrzymano zezwolenie,to za ich składowanie odpowiada zarządca -gospodarz i służby nadzoru państwowego. Jeśli prezydent miasta np.z PO wydał pozwolenie w np 2007 r.na składowanie butelek „pet”,a składuje się beczki z substancjami chemicznymi,to za ich składowanie nie odpowiada ten prezydent,tylko gospodarz składowiska i państwowe służby nadzoru.Robienie z tego tematu plebiscytu jest kompletnie idiotyczne.Każdy temat należy posprawdzać od strony merytorycznej .Generalnie można powiedzieć,że za dewastujące dla środowiska naturalnego skutki ekologiczne zawsze odpowiedzialne są służby nadzoru państwowego.One biorą pieniądze za to,żeby na bieżąco kontrolować,czy struktura składowanych odpadów jest zgodna z wydanym pozwoleniem. Brakuje nam tylko plebiscytu,czy ziemia jest okrągła…
Chwała Bohaterom Powstania- hańba jego dowództwu
Słyszymy ponownie donośne brednie,jak co roku,iż żeby nie sprowokowanie rzezi- przecież nie tylko Woli ale całej stolicy-to dzisiaj nie byłoby wolnej Warszawy.Równie dobrze można by krzyknąć,iż dzięki trzeźwości co do rachunków zysków i strat reszty kraju,nie dającego się zarżnąć jak barany,mamy to samo.Tak samo zgodzić się należy z piewcami słuszności kolejnego rzucania się z motyka na słońce,czyli kolejnej maskary narodowej,a mianowicie,że bez Powstania Warszawskiego nie byłoby Warszawy takiej jak obecnie.W tak ogromnym stopniu zabudowanej budowlanymi koszmarkami PRL-u z wielkiej płyty,zamiast podziwiania wspaniałych kamienic przedwojennego okresu,i w tak ogromnym stopniu zastąpieniu odwiecznych Warszawiaków,nową powojenną ludnością zewsząd przyjezdną.Powtarzam:Tak bez powstania nie byłoby akurat takiej Warszawy jak obecnie.
Znów słyszymy,niemal chwalenie się,że puszczono głównie młodzież,kwiat stolicy i kraju, z jednym pistoletem na trzech powstańców,licząc,że potem tradycyjnie jakoś to będzie. Milczkiem puszcza się podstawową przyczynę wybuchu powstania,którą było nie masowa złość na okupantów(jak w całym kraju) ale polityczne naiwne gierki ówczesnych elyt, z ich zbrodniczą wiarą,że stolice da się wyzwolić w 3 dni i to oni będą w niej jako gospodarze witać wkraczającą czerwoną zarazę. Lecz nadal ta praprzyczyna hekatomby jest traktowana jako…drugorzędna. Niedawno gdzieś doczytałem,że hitlerowcy przed powstaniem a od początku wojny wymordowali w Warszawie około 40 tys ludzi.Tak jakby komuś to było za mało, wiec spowodowali,że liczba ta zwiększyła się o tysięcy 200,a później jeszcze ci z najwyższego dowództwa wypinali piersi przed historią jacy to oni mądrzy.Narażając cudze życie,czy raczej rodacze .Wszyscy wtedy tak chcieli się pokazać.Małolaty- jacy są bezmyślnie odważni, a starsi- jacy są delikatnie mówiąc mało inteligentni.Skoro do wybuchu powstania ,czyli przez 5 lat straszliwej okupacji, dalej nie rozumieli nie tylko z jak ze zezwierzęconymi bandytami mają do czynienia ale co dużo gorszym jak nadal są od nich o wiele wiele słabsi.A przy tym ponownie chorobliwie licząc na pomoc sojuszników,którzy dopiero co totalnie ich zdradzili w 1939. Bełkocząc,że innych pomagierów nie mieli,jakby to w czymkolwiek usprawiedliwiało samobójczą wiarę w zachodnich oszustów.Którzy potem szybko pokazali jaki mają stosunek do Polski i jej powstań w Jałcie.Jak to moralne szambo.
Chwalcy tej szaleńczej bohaterszczyzny są i zawsze będą przekleństwem polskiego narodu, gdyż głośno pokazują jak niczego nie nauczyli się z tej okropnej lekcji historii,czy raczej histerii,i nie ma co się łudzić i dziś nasi pożal się boże politycy,dla realizacji swych ideologicznych celów,zgodzili by się na kolejną słuszną porażkę kraju z ceną kolejnej totalnej mordowni. Aż chce się zawyć:Jaki ten, weźmy Kraków czy Poznań były głupie i tchórzliwe,że nie ruszyły z powstaniami u siebie,i nie zgodziły się na patriotyczną rzeź!
Za szaleństwo, ponoć najlepiej wykształconych,jak zwykle najbardziej zapłaciło w tym wypadku 200 tys wymordowanych zwykłych cywilów. Których naturalnie nikt o zdanie nie pytał,i pół miliona mieszkanców stolicy,którym jakimś cudem udało się przeżyć to sprowokowane piekło,ale którym zrujnowano całe życie do jego końca. Każdemu z nich. Ludziom,którym po wonie wcale nie marzyły się polityczne i wojskowe kariery, ani swoje ani powstańczych przywódców, tylko najzwyczajniej w świecie chcieli to wojenne piekło po prostu przeżyć.Niestety, nadęci i mądrzejszy od całej reszty decydenci z tzw. elyt,zadecydowali po swojemu. Sprowokowawszy nazistowską bestie nie dali takiej szansy tylu własnym rodakom.Co tu dziś dużo mówić:Chwała Bohaterom Powstania hańba jego naczelnemu dowództwu.Które, jak to z reguły,nie tylko wszystko przeżyło, ale niekiedy nie zostało nawet poważniej draśnięte bitewną pożoga. Lecz przecież wspominać o tym takie… głupie i nieludzkie. Może jednak następne pokolenia nauczą się że walka o wolność to nie dowolność, do walki wyzwoleńczej staje się tylko kiedy jest się na to naprawdę przygotowanym,z wyraźną szansa na sukces. A jeśli już chcesz coś pokazać ze swojej odwagi to tak by za twoje szaleństwu nie cierpieli twoi najbliżsi. A najlepiej myślmy i pracujmy tak dobrze,by nasz kraj był na tyle silny,żeby nikomu nie dać nawet szans na skuteczną napaść na nas.
A iluż to generałów zdezerterowało?
Ach: widzę, że trwa idealizacja II RP na wszelkich możliwych płaszczyznach.
De facto zdezerterował gen. Fabrycy, który fatalnie dowodził armią ‚Karpaty’, wysyłał fałszywe meldunki do naczelnego wodza, w których oskarżał podległe mu oddziały o demoralizację i brak woli walki, a przede wszystkim nieustannie przesuwał stanowisko dowodzenia coraz dalej od frontu, przez co nie miał żadnego rozeznania w aktualnej sytuacji. Ostatecznie zadekował się we Lwowie, a gdy dostał rozkaz objęcia dowodzenia sformowaną ad hoc armią ‚Małopolska’… odmówił opuszczenia miasta.
Generał Dąb-Biernacki uciekł z pola bitwy pod Tomaszowem Lubelskim w ubraniu cywilnym, a wcześniej niedolnymi decyzjami doprowadził do rozbicia armii ‚Prusy’. Po ucieczce na Zachód zdegradowany do stopnia szeregowca.
Generał Juliusz Rómmel, dowódca armii ‚Łódź’ – 6 września po zbombardowaniu swojego stanowiska dowodzenia uciekł do Warszawy, gdzie pozostał do końca kampanii, pomimo że miał możliwość powrotu do swoich oddziałów.
I tak dalej, i tak dalej – jeszcze gen. Bortnowski, który na początku kampanii doznał wstrząsu psychicznego pod wpływem którego jego działania i decyzje naznaczone były defetyzmem, brakiem zdecydowania i nieudolnością.
Oczywiście, jest i drugi biegun: generałowie Szyling, Sosnkowski, Kleberg. Tyle, że ryba psuje się od głowy: Rydz-Śmigły we wrześniu 39 usiłował scentralizować dowodzenie, co w warunkach kiepskiej łączności i dynamicznie zmieniającej się sytuacji nie mogło się udać. A przede wszystkim winą Rydza było umieszczenie generalskich miernot na stanowiskach dowódczych – i uporczywe trwanie przy tych decyzjach.
dino77
1 SIERPNIA 2023
7:43
Nic dodać, nic ująć. Z Francją Niemcom łatwiej poszło, choć mieli niemal rok więcej na przygotowanie się do wojny.
Polecam wczorajszy wywiad Piotra Zychowicza z Norbertem Bączykiem n.t. faktów i oklepanych mitów dotyczących Powstania Warszawskiego.
https://www.youtube.com/watch?v=16i1O-GATLw
Dla osób zaznajomionych w temacie z wyrobioną opinią być może w treści podcastu nie będzie nic odkrywczego, ALE, zawsze warto. Tym bardziej że są tu refleksje nt historii oraz polityki historycznej. Nie zawsze proste i niejednoznaczne.
Swoją drogą chciałby poznać osoby które ponazywały warszawskie ulice nazwiskami inspiratorów PW. Pytanie retoryczne: czym ci inspiratorzy różnią się w kwestii szacunku do życia swoich żołnierzy od dzisiejszych rosyjskich generałów działających w Ukrainie?
Jeszcze nieco prywaty:)))
Zapomniałam o siostrze mojego taty, Irence. Lato 1944 spedzała u swojej ciotki w Warszawie, wdowy po mecenasie Poznańskim z dwoma pasierbami, członkami AK. 1 sierpnia ciotka pojechała do znajomych z wizyta na Mokotów, a Irenka została sama w olbrzymim mieszkaniu na Królewskiej. Ani ciotka, ani pasierbowie juz nie wrócili. Była bardzo watłego zdrowia, nie mogła sie uczyć, miała zaburzenia psychiczne i emocjonalne, nie lubiła długo pozostawać sama. Kiedy wybuchło powstanie – przezyła metamorfozę: zorganizowała szpital dla powstańców, wykorzystała posciel na opatrunki, no i gotowała chłopakom. Był to prawdziwy wyczyn, jako ze w zyciu nie ugotowała nawet jajka, bo robiły to służące. Była z nimi do konca i razem z nimi wymaszerowała z Warszawy. Ta bezradna dziewczyna miała na tyle rozumu, zeby zabrać biżuterie ciotki i dyplomy jej pasierbów. Przeszła przez Pruszków i trafiła do pracy w ogrodzie jakichs niemieckich zakonnic, z którymi sie zaprzyjaźniła i jeszcze korespondowała po wojnie. Wróciła jako całkiem inna, dojrzała psychicznie mloda kobieta. Traumatyczne przygody tego czasu miały niejedna twarz:)))
@babilas:
Jako PS, choć nie o dezercjach — odkryłem Podcast Wojenne Historie, gdzie bardzo (IMHO) rozsądnie (tzn. pasuje to do rzeczy, które wiem z innych źródeł, a jednocześnie są polemiczne wobec mitów obecnych w mediach) mówią o historii II wojny światowej. Taka ocena strat niemieckich w 1939:
https://www.youtube.com/watch?v=N-p7CXOJVgQ
Nagrań o kampanii wrześniowej jest u nich więcej, zresztą i o powstaniu są. W skrócie: Polska nie miała szans na równorzędną walkę z największą potęgą przemysłową ówczesnej Europy.
@ babilas 1 sierpnia 2023 10:25
cyt: „Ach: widzę, że trwa idealizacja II RP na wszelkich możliwych płaszczyznach.”
No, to nie „idealizujmy na wszelkich możliwych płaszczyznach”, a rzetelnie porównajmy osiągnięcia II RP z osiągnięciami w tym samym przedziale czasowym innych państw europejskich o możliwie podobnych warunkach startowych w roku 1918.
Jedynym polskim powstaniem które ,,się powiodło” było Powstanie Wielkopolskie”.
W Małopolsce i samym Krakowie pamięć o Rabacji była żywa. Austriacy podlewali ognia podczas rzezi szlachty wykorzystuj ac biedę i bunt chłopów. Powstanie Legionów i ruch patriotyczny inaczej si e manifestował niż w Warszawie.
Najstarszy brat mojego ojca był w Warszawie policjantem zginął w pierwszych dniach powstania rozstrzelany na Woli. Zbiorowy grób znaleziono i ekshumowano w 1957.
Długi czas ciotka żyła nadzieją ze jest gdzieś w niewoli.
Powstanie miało wartość ,,demonstracyjną” i honorową”. Nie miało szans. Nowak Jeziorański się spóźnił ,ale mimo tego jego misja nie odniosłaby skutków.
Partyzanci AK.. i reszta chcieli pomsty, odwetu. Mieli za co.
W Londynie wiedzieli z nie ma szans. Romantyzm powstań?? Bohaterstwo? Co to znaczy w praktyce?
Niech powiedzą zgwałcone kobiety. Naoczni świadkowie..Danuta Szaflarska na przykład, ,, Uroki gwałtu i kalectwa śmierci,okrucieństwa wyzucia z wszelkich hamulców.. Bo Wojna…Nie Ma niczego pięknego. Zbydlęcenie sołdata i beznadzieję.
,,Monter” i inni zmontowali rzecz bez szans.
Honor?!!!..Był kult wodza Rydza-S. O honorze mówił Józef Beck w słynnej mowie w Sejmie..z dumy pękały guziki na szyjach. ,,Guzik od munduru”???
Zapytać trzeba tych w oflagu i tych na zaleszczyckim trakcie.
O honorze również wiele wieje z Podhala..to był Gorralenvolk.. Okolo 200000 górali podpisało akces.
Powstańcy uciekali na Śląsk na Wybrzeże..przed władzą ludową. Za powstańcze zasługi bili w kość długo.
,,Historia nie jeden ma błąd” śpiewano.
Polityczna ,,Utylizacja ” tej ofiary to dopiero granda.
,, CICHO BĄDŻ GŁUPI CHŁOPIE” wołała weteranka.
Ma rację.
Gdy kogoś nęci wojna niech odwiedzi szpital przyfrontowy w Ukrainie.
Muszę skorygować Do Gorrallenvolku ,,wydano 15000- kennkart.. przyjęto dobrowolnie tylko 25 tysięcy.
Reszta pod naciskiem.
z Wikipedii cytat
Przyjęcie przez górali
Nie zachowała się ewidencja wydanych kart „G”, więc wszelkie informacje co do ilości ich wydania mają jedynie charakter szacunkowy[4][5]. W czerwcu 1940 na Podhalu został przeprowadzony spis ludności, wykorzystany również do agitacji na rzecz Goralenvolku. Przynależność do niego zadeklarowało ok. 18% ludności (aczkolwiek statystyki podawane przez historyków różnią się), przyjmując góralskie karty rozpoznawcze z literą „G”. Według Wiesława Władyki niebieską kenkartę z literą „G” przyjęło szacunkowo w Zakopanem – 23% mieszkańców, w Nowym Targu i Czarnym Dunajcu – 17% mieszkańców, w Rabce – 49,5%, w Krynicy – 80%, a w Szczawnicy – 96,5% mieszkańców. Część mieszkańców przyjmowała kenkarty „G” dobrowolnie, większość pod groźbami i przymusem[6][7]. Kart góralskich wydano 27–30 tys. (na ogólną liczbę 150 tys. kart)[8]. Pozostałej części ludności wydano normalne kenkarty, mimo gróźb administracji lokalnej, że ci, którzy nie przyjmą kart góralskich, będą wywiezieni z Podhala[9].
Nie podjęto tak skutecznej próby w Warszawie bo gdyby 15 procent Warszawiaków zadeklarowało …byłoby inaczej.
Nic nie piszą aby Tusk był z Szczawnicy.
PAK4 (11:58) W skrócie: Polska nie miała szans na równorzędną walkę z największą potęgą przemysłową ówczesnej Europy.
W jeszcze większym skrócie – nikt nie prowadzi takiej dyskusji. Mowa była o postawie (dezercjach) polskich generałów w kampanii wrześniowej. Po raz kolejny ustawiasz sobie polemicznego chochoła, na którego triumfalnie przeprowadzasz chwacką szarżę. Baw się tak sam.
dino77 (13:13) rzetelnie porównajmy osiągnięcia II RP z osiągnięciami w tym samym przedziale czasowym innych państw europejskich o możliwie podobnych warunkach startowych w roku 1918.
Nie zmieniaj tematu. Zapytałeś: A iluż to generałów zdezerterowało?, więc rzetelnie odpowiedziałem.
Nie ma za co.
@Bartonet
1 SIERPNIA 2023
11:17
„Pytanie retoryczne: czym ci inspiratorzy różnią się w kwestii szacunku do życia swoich żołnierzy od dzisiejszych rosyjskich generałów działających w Ukrainie?”
Odpowiedź: nie chodzi o generałów, ale o zołnierzy. Dzisiejsi żołnierze rosyjscy zostali wysłani na front bez poinformowania ich, gdzie jada i po co. Polscy żołnierze Armii Krajowej byli do bólu świadomi i zdeterminowani. Dawno temu uczestniczyłam w panelu dyskusyjnym na temat sensownosci powstania, w którym brał udział Nowak-Jeziorański. Wspominał swój przyjazd do Warszawy z wieścią, ze Brytyjczycy nie pomogą, wiec odradzają wszelkie wystapienia. Został jednak przeglosowany, a argumentem było zdecydowanie rzesz młodzieży, która aż paliła sie do walki.
Najwyraźniej IPN podziela wyrazane tu opinie o powstaniu, czego dowodem jest publikacja pracownika wrocławskiego oddziału Daniela Koresia:
„W cieniu wyroku na miasto. Pułkownik dyplomowany Józef Szostak Filip (1897-1984). Biografia szefa Oddziału III i szefa operacji KG AK”
Fragment tej publikacji drukuje periodyk „Wszystko Co Najważniejsze”. Wiem, ze to gadzinówka rzadowa, niemniej sprawdzam spisy treści, gdyz zdarzaja sie tam interesujace artykuły, jak własnie ten. A oto link:
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/daniel-kores-w-cieniu-wyroku-na-miasto/
Pro memoria, dla kontrastu: katolicka refleksja w związku z rocznicą 1 sierpnia – https://pch24.pl/krew-bedzie-plynela-rynsztokami/ (sprzed kilku lat, ale – podejrzewam – nic się nie zmieniło)
W skrócie dla nieklikających: tragedii stolicy nie byli winni Hitler ze Stalinem; nie byli też winni wydający rozkazy wybuchu powstania. Winę ponoszą przedwojenni mieszkańcy Warszawy, którzy obrazili pana bozię kurestwem, aborcją i homoseksualizmem. Rozalia Celakówna przekazała jeszcze w lutym 39, że trzeba intronizować Chrystusa, to wojny nie będzie – ale nie posłuchali, to mają za swoje.
@Aborygen 1 SIERPNIA 2023 2:11
Dzięki! Bo prawie nie pamiętałam tego tekstu. Znakomity.
@babilas 1 SIERPNIA 2023 16:48
A było słuchać rozmodlonej Rozalii!
Przy okazji: prześwietliłam jej życiorys:
8 września 1944 w kościele św. Barbary w Krakowie była po raz ostatni w swoim życiu na mszy świętej, po której zapadła na zdrowiu
I to są, panietentego, zgubne skutki uczestniczenia w katolickich obrzędach? Ąć!
,,A na Tygrysy mamy Visy;………….. i tak dalej i tym podobne. Znaki czasu, naiwnego romantyzmu, a może bardziej tromtadracji i młodzieńczego entuzjazmu. To jest usprawiedliwione, ale to że ja po latach dokonałbym podobnego wyboru, tym bardziej pokazuje jak bardzo decyzje podejmowane przez ludzi którym sie wydaje że mają prawo do decydowania o losie innych, oceniane jest przez historię z coraz większą stanowczością.
Mauro Rossi 1 sierpnia 2023 10;42
Człowieku, co z Tobą !!!!!!
Nie sądziłem, że przeczytam w tym temacie coś nowego, a jednak wyjątkowo nie muszę protestować.
Bardzo rozsądne komentarze.
Oczywiście z perspektywy dzisiejszego dnia można tylko pokiwać głową nad tym nieszczęściem.
Być może za 50 lat tak będą mówić o obecnej sytuacji, kłótniach wewnętrznych i sojuszach zewnętrznych prowadzących na manowce, jeżeli nie do narodowej zguby
poprawione
Wychodzi na to, że historycznie rzecz biorąc – powiedzmy – od końcówki Sobieskiego glupio rządzone plemię, które na własne życzenie dziedzicznych oligarchii i szlachty wykarmionej pańszczyzną (ostatni wyzwoleńcy w XX wieku), kierując się prywatą, kłótliwością i brakiem wyobraźni, straciło byt królewski, na ponad 120 lat, podczas gdy sąsiedzi w tym czsie budowali swoje miasta i przemysły oraz większe czy mniejsze potęgi.
Tysiące, miliony ludzi wyemigrowało z biedy tych ziem zubażając kapitał ludzki powstających wyrokami historii i kolejnych „kierowników” przpoczwarzającej się Europy, parokrotnie po I i IIWŚ, dzielących swoje strefy wpływów i zmieniających granice istniejących i powstających państwowości „po uważaniu” prawem zwycięzcy czy silniejszego.
Powstania tzw. narodowe, na ogół kończyły się porażkami by nie rzec klęskami i tragediami…insurekcja kościuszkowska, powstanie listopadowe, styczniowe… warszawskie… a dzisiaj dogorywa owoc „karnawału Solidarności” – tonie niedoceniany dorobek 25 lat (1990- 2015) Polaków, tonie w pisdnej gnojowicy bezprawia i niesprawiedliwości, dryfuje na skały neostalinowskiej demokratury, władzy nomenklatury i kultu jednostki.
Czas wielkiej biedy przed zadowolnymi z siebie prymitywami i wierzącymi w cuda na kiju.
————
Warto przypomnieć klimaty i niektóre emblematyczne fakty powstania/insurekcji kościuszkowskiej, które zakończyło się całkowitą klęską i po której nastąpił III rozbiór Polski. Już 22 lipca 1794 Katarzyna II oznajmiała Prusom i Austrii, że:
nadszedł czas aby trzy dwory podjęły kroki nie tylko dla ugaszenia ostatniej iskry pożaru, który wybuchł w sąsiednim kraju, lecz także dla zapobieżenia, aby kiedykolwiek jeszcze z popiołów powstał nowy płomień.
Ale po kolei:
„za oficjalną datę rozpoczęcia insurekcji uznaje się 24 marca 1794. Po odprawie oficerów garnizonu krakowskiego Tadeusz Kościuszko wraz z Józefem Wodzickim udali się na mszę do kościoła kapucynów, po wysłuchaniu której w domku loretańskim złożyli u stóp ołtarza szable, które zostały poświęcone przez gwardiana. Następnie ująwszy szable w dłonie ślubowali, że gotowi są oddać swoje życie dla obrony ojczyzny.
Około godziny 10 na rynku krakowskim pojawił się Tadeusz Kościuszko, po czym odczytano akt powstania oraz Kościuszko złożył przysięgę:
Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna Jego.
Akt powstania nadawał Kościuszce tytuł Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej i składał w jego ręce całkowitą władzę. Poważnym problemem stało się rozbudowanie szczupłych dotychczas wojsk powstańczych.
(…)
– 8 maja 1794 doszło do rozruchów pospólstwa w Warszawie.
– 9 maja 1794 w Warszawie powieszeni zostali publicznie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kazimierz Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło.
– 10 maja 1794 powstała Rada Najwyższa Narodowa – rząd powstańczy.
(…)
– 6 czerwca 1794 pod Szczekocinami doszło do kolejnej bitwy wojsk polskich z połączonymi siłami rosyjsko-pruskimi Fiodora Denisowa i Fryderyka Wilhelma II. Po zaciętych walkach Polacy zmuszeni zostali do odwrotu ku Warszawie, a Kościuszko został lekko ranny. Straty polskie były dotkliwe. Poległo 2000 żołnierzy. Zginęli w walce dwaj generałowie: Józef Wodzicki i Jan Grochowski. Śmiertelnie ranny został Bartosz Głowacki.
(…)
28 czerwca 1794 wieszanie zdrajców w Warszawie, na szubienicach zawiśli pozostali przywódcy konfederacji targowickiej i ludzie posądzani o zdradę: biskup wileński Ignacy Massalski, kasztelan przemyski Antoni Czetwertyński, poseł do Turcji Karol Boscamp-Lasopolski, szambelan Stefan Grabowski, instygator koronny Mateusz Roguski, szpieg rosyjski Marceli Piętka, adwokat Michał Wulfers, instygator sądów kryminalnych Józef Majewski.
(…)
– 11 września 1794 Sąd Kryminalny Wojskowy skazał biskupa chełmskiego Wojciecha Józefa Skarszewskiego na karę śmierci.
– 13 września 1794 Kościuszko zamienił wyrok sądu na dożywotnie więzienie.
(…)
– 10 października 1794 bitwa pod Maciejowicami, w bitwie ranny Tadeusz Kościuszko dostał się do niewoli rosyjskiej, po czym został uwięziony w twierdzy pietropawłowskiej w Petersburgu.
(…)
– 4 listopada 1794
–wojska gen. Aleksandra Suworowa i gen. Iwana Fersena ruszyły na Warszawę. Po zdobyciu szturmem Pragi Rosjanie dokonali rzezi ludności (Obrona Pragi).
–wojska pruskie zajęły Ostrołękę.
– 5 listopada 1794 skapitulowały wojska powstańcze broniące Warszawy.
– 8 listopada 1794 naczelnik Tomasz Wawrzecki opuścił Warszawę. Wojska austriackie zajęły Radom.
-9 listopada 1794 wojska rosyjskie uroczyście wkroczyły do Warszawy.
– 16 listopada 1794 pod Radoszycami nastąpiło ostateczne rozwiązanie oddziałów powstańczych przez naczelnika Tomasza Wawrzeckiego i kapitulacja przed gen. Fiodorem Denisowem.
– 24 października 1795 Rosja, Prusy i Austria dokonały III rozbioru Polski. Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy.
– 16 grudnia 1795 papież Pius VI wydał brewe potępiające insurekcję kościuszkowską określając ją przedsięwzięciem bezbożnym. Na jego treść miał wpływ nuncjusz Laurentius Litta”.
——————-
Tragicznie smutne…
@ Mauro
Porównanie kampanii polskiej i francuskiej wcale nie wychodzi dla Polski korzystnie.
Obie kampanie trwały podobny czas, francuska ok tydzień dłużej.
Kampania polska zakończyła się zupełnym rozbiciem sił polskich, które po 2 tygodniach kampanii nie były juz zdolne do stawiania realnego oporu i pozostały jedynie odosobnione punkty oporu, bez komunikacji z resztą sił.
Do stolicy Niemcy dotarli dziewiatego dnia kampanii.
Straty sił polskich wyniosły 25% (z czego prawie 90% w walkach z Niemcami)
Kampania francuska zakończyła się kapitulacją obrońców, którzy do końca utrzymali ciągłą linię frontu. Pod Paryż Niemcy doszli między 8 a 10 czerwca a więc po ok miesiącu kampanii.
Straty sił francuskich wyniosły ok 12% a więc były dwukrotnie mniejsze od polskich. Straty niemieckie w kampanii polskiej wyniosły ok 2,5%, we francuskiej ok 4%. Niemrawo broniący się Francuzi zdołali zabić lub ranić dwukrotnie więcej wrogów niż Polacy. Przy czym siły polskie były od niemieckich liczniejsze, we Francji zas było na odwrót.
Mad Marx
2 SIERPNIA 2023
0:03
„Porównanie kampanii polskiej i francuskiej wcale nie wychodzi dla Polski korzystnie”.
Wychodzi, o ile pamięta się, że Polska walczyła na wszystkich frontach; wkroczyła do Polski nie tylko Armia Czerwona 17.09, ale i wojska słowackie ― na Spisz i Orawę. Słowacka dywizja Janosik, która później defilowała w Zakopanem, rozpoczęła działania zbrojne 1 września 1939, 15 minut po Niemcach. Co ciekawe, udział wojsk Słowacji w agresji Niemiec na Polskę potępił słowacki ambasador w Warszawie i jeszcze miesiąc wczesniej przekonywał rząd ks. Tiso do zachowania neutralności, ale bezskutecznie.
Można by porównywać polską i francuska kampanię, gdyby Francja była jednocześnie zaatakowana przez Niemcy i Hiszpanię gen. Franco. Ten jednak, inaczej niż ks. Tiso, trzymał się od wojny Hitlera z daleka.
Zdzislaw73
1 SIERPNIA 2023
18:43
,,A na Tygrysy mamy Visy …”.
„Człowieku, co z Tobą”.
Tekst tej piosenki powstał podczas powstania, napisał go młody poeta, Józef Szczepański. Podczas walk należało podnosić się na duchu, czy dołowac? Co byś zrobił?
Bartonet
1 SIERPNIA 2023
11:17
„Swoją drogą chciałbym poznać osoby które ponazywały warszawskie ulice nazwiskami inspiratorów PW. Pytanie retoryczne: czym ci inspiratorzy różnią się w kwestii szacunku do życia swoich żołnierzy od dzisiejszych rosyjskich generałów działających w Ukrainie”?
Haniebne postawienie sprawy, również z logiką na bakier. Powstańcy warszawscy walczyli na swojej ziemi z agresorem, na Ukrainie Rosjanie są agresorem. A sposób prowadzenia regularnej wojny przez rosyjskie dowództwo, nie liczący się z ofiarami swych żołnierzy, to wschód i tradycje komunistyczne.
@ Mad Marx 2 sierpnia 2023 0:03
Kłamstwo, wielkie kłamstwo, statystyka…..
PROCENTOWE bezpośrednie, bez współczynników korygujących, porównania jednej z trzech największych uznawanych od wieków potęg światowych z państwem sklejonym ledwie 20 lat wcześniej z trzech stref okupowanych od 150 lat przez państwa o zupełnie różnych systemach prawno – gospodarczo – mentalnościowych są nie na miejscu.
Do całkowitego ośmieszenia takich porównań dodaj jeszcze na przykład procentowe udziały poległych, zaginionych i wziętych do niewoli żołnierzy czarnoskórych z armii polskiej i francuskiej – wyniki będą miażdżąco lepsze dla strony polskiej.
p.s. na podstawie wspomnień Polaków z kampanii francuskiej, żołnierze czarnoskórzy (głównie Senegalczycy) byli zdecydowanie bitniejsi od białych z metropolii….
@Mauro Rossi
2 SIERPNIA 2023
8:29
„Wychodzi, o ile pamięta się, że Polska walczyła na wszystkich frontach; wkroczyła do Polski nie tylko Armia Czerwona 17.09, ale i wojska słowackie ― na Spisz i Orawę. Słowacka dywizja Janosik, która później defilowała w Zakopanem,…”
Mauraton „odkrywa” tajemnice IIWS! IIRP przegrala kampanie wrzesniowa, bo… napadl ja Janosik 😉
Mauro, to musisz koniecznie podac Czarnkowi dla jego podrecznika HiT 🙂
A cóżeś, pan redaktorze, tak łaskawy i publikujesz znanych troli zamulających przewodni temat rocznicy powstania warszawskiego a szerzej tzw. powstań narodowych?
Przecież to rażąco widoczna wraża robota niejakiego MR i jemu podobnych.
Szkoda tego forum na takie jalowe bzdety.
Podpisuję się pod zdaniem prof. A. Dudka, że 1 sierpnia powinien być w Polsce Dniem Żałoby Narodowej.
Dniem przestrogi.
Decyzję o wybuchu powstania należy ocenic surowo. Sytuacja była niepomyslna, nadzieje na pomoc Armii Czerwonej, o ile takie były, były idiotyczne, Brytyjczycy uprzedzili, ze nie pomogą, Rzad na Uchodźstwie pozostawił decyzję Krajowi, a szkoda. Mozna byloby spytać, co by było, gdyby powstanie nie wybuchło. Czy przypadkiem nie rozpoczęloby sie samorzutnie, jako ze nastroje dołów AK-owskich były wybuchowe. Gdyby nawet nie, co byłoby po wkroczeniu Rosjan. Przeciez nie zostawiliby 300-tysiecznej armii pod bronia… Nie mam kompetencji do takich dywagacji, powtarzam jedynie rozwazania historyków znajacych temat. Co do wrażen z lektury blogowych wypowiedzi: jest dla mnie rzeczą paskudną, choć nie niezrozumiałą fakt, ze kilku blogowiczów wypowiada sie w tonie, jakby mowili o decyzjach jakiegos obcego, smiertelnego wroga, a nie wspólnej, tragicznej historii.
volter
1 SIERPNIA 2023
13:20
Romantyzm powstań?? Bohaterstwo? Co to znaczy w praktyce?
Otóż to. Co to znaczy i dla kogo?
„Bohaterami” byli samurajowie przebijający się mieczem, japońscy żołnierze, którzy woleli się zabić zamiast pójść do niewoli.
„Bohaterami” są młodzi islamiści, którzy wysadzają siebie i „niewiernych”.
„Bohaterami” byli uczestnicy wypraw krzyżowych.
Obawiam się, że na świecie ciągle jest zbyt dużo „bohaterów” w porównaniu do ilości ludzi prawych, godnie przeżywających własne życie i szanujący życie innych ludzi.
Aborygen
1 SIERPNIA 2023
3:39
Nie pamiętam, który z irlandzkich poetów napisał, że logika historii przypomina najbardziej tę z rzeźni, gdzie oprawcy i ich ofiary wymieniają się od czasu do czasu rolami.
Mocno powiedziane. Sprawdza się w jakimś sensie w czasie wojny. Ale zanim dojdzie do wojny trwa w najlepsze wymiana rolami, którą E. Berne nazwał Trójkątem Dramatycznym. Wymiana ról pomiędzy Ratownikiem, Ofiarą i Prześladowcą.
Zaczyna się od Ratownika, który może „ratować” „dzieci nienarodzone”, „grzeszników”.
Ratownik „wie lepiej”. Wie czego potrzeba Ofierze „cywilizacji śmierci”, „ideologii gender”, „lewactwa”. Lub innej zarazy. Ratownik „niesie cywilizację”, „wartości”.
Tak bardzo się rozsmakowuje w swoim ratownictwie, że z czasem staje się Prześladowcą. Gotów „żelazną ręką doprowadzić ludzkość do szczęścia”. Ofiara początkowo próbuje „ratować” Ratownika, uświadamiać mu jego pomyłkę, wchodzi w rolę Ratownika. A potem ma go tak dość, że staje się jego Prześladowcą.
Ludzie próbujący „uszczęśliwiać” innych, bo „wiedzą lepiej” uaktywniają to błędne koło.
Mauro Rossi 2 sierpnia 8;37
Ty jednak jesteś prymitywnym manipulatorem i propagandystą , czy Ty naprawdę myślisz że przekonasz myślących ludzi za pomocą pseudonaukowych argumentów i i naciąganych faktów. Jeżeli naprawdę to co piszesz odzwierciedla tok Twojego rozumowania , to wypada mi już tylko prosić Cię o próbę zastanowienia się, tyle i tylko tyle.
Bez odbioru
mfizyk
2 SIERPNIA 2023
12:51
@Mauro Ross
Mój komentarz
Dokładnie tak, kto wie, czy Mauro nie jest asystentem autora podręcznika „Historia mi teraźniejszość”. Dokładnie ten sam styl, niby patriotyczny i zdroworozsądkowy, przyprawiony kłamstwem, obłuda i fałszerstwem.
TJ
Oto prof. Sowa:
„Mirosław Maciorowski: Na pana pytanie: „Kto wydał wyrok na miasto?”, większość Polaków bez wahania odpowiedziałaby: Hitler i Stalin. Ale pan chyba widzi to inaczej.
Prof. Andrzej Leon Sowa : Tytułem książki nawiązuję do pracy Tadeusza Sawickiego „Wyrok na miasto: Berlin i Moskwa wobec Powstania Warszawskiego”. Sawicki, wybitny badacz wojny niemiecko-sowieckiej, za wybuch powstania i zagładę miasta winił właśnie Moskwę i Berlin. Armię Krajową, której był żołnierzem, pokazywał w taki sposób, jakby to nie ona sprowokowała walkę w Warszawie.
Z dokumentów, które analizowałem, wynika coś zupełnie innego – uważam, że to Armię Krajową należy wymienić na pierwszym miejscu. Jej dowództwo podjęło autonomiczną decyzję o podjęciu walki. Nikt mu jej nie narzucił. A jak się podejmuje decyzję, trzeba wziąć za nią odpowiedzialność. Nie można zainicjować bitwy, a potem mówić, że za jej skutki winę ponosi przeciwnik, który nas pokonał.
To, że Stalin sytuację wykorzystał, to zupełnie odrębna sprawa.
Ale czy gen. Tadeusz Komorowski „Bór” i inni oficerowie z Komendy Głównej AK mogli przewidzieć skutki?
– Ich plan teoretycznie był precyzyjny i logiczny: wzniecić powstanie w momencie zajmowania miasta przez Armię Czerwoną i bezładnej ucieczki rozbitych Niemców, by Sowietów w stolicy powitała polska administracja. Żeby taki plan zrealizować, KG musiałaby mieć precyzyjną wiedzę o tym, co się dzieje na froncie. Przede wszystkim jakie działania podejmuje Armia Czerwona, a także jakimi siłami dysponują Niemcy na przedpolu Warszawy i w niej samej.
Dowódcy Powstania Warszawskiego
A nie wiedziała?
– Nie miała o tym pojęcia, na co dowody umieściłem w książce. KG czerpała wiedzę i podejmowała decyzję niemal wyłącznie na podstawie komunikatów radiowych z oficjalnych szczekaczek Oberkommando der Wehrmacht oraz tzw. stawki, czyli dowództwa Armii Czerwonej. Zbyt wieloma innymi informacjami nie dysponowała, bo wywiad AK nie był w stanie ich dostarczyć.
Diagnoza sytuacji frontowej to było przysłowiowe wróżenie z fusów, nic więcej. Gen. „Bór”, szef sztabu gen. Tadeusz Pełczyński „Grzegorz” czy szef wywiadu płk Kazimierz Iranek-Osmecki „Heller” wiedzieli, że coś się dzieje na przedpolu Warszawy, bo informowało o tym Radio Moskwa i niemieckie komunikaty, a przez stolicę w stronę frontu zmierzały różne oddziały nieprzyjaciela. Ale skoordynowanie działań z sowieckimi na takiej podstawie nie było możliwe.
Poza tym nawet gdyby Sowieci przełamali niemiecką obronę i zajęli Pragę, to w ich rękach wcale nie znalazłaby się cała Warszawa. Miasto dzieliła rzeka. W krytycznym momencie Niemcy wysadziliby mosty na Wiśle, bo uchwycenie ich przez AK, jak pokazały pierwsze dni powstania, było iluzją, i ofensywa na drugi brzeg tak łatwo by nie przeszła.
Dowództwo AK jednak z pewnością w ten sposób sytuacji nie analizowało, bo decydując się na ogłoszenie Godziny W, nie kierowało się racjonalnymi przesłankami wojskowymi, tylko politycznymi. Powstanie miało wybuchnąć na tyle wcześnie, żeby poinformować o nim Zachód, który miał naciskać na Stalina, by pomógł.
Kilkadziesiąt tysięcy ludzi przygotowywało się do niej w konspiracji od pięciu lat. Dowództwo AK miało im powiedzieć: „Przykro nam, ale żadnej walki nie będzie”?
– „Bić się czy nie?” – tragiczny, wręcz nierozwiązywalny dylemat, przed którym miało stanąć dowództwo AK, to argument często przywoływany przez historyków i publicystów. Wysłać do śmiertelnej walki z silniejszym i lepiej uzbrojonym wrogiem kwiat polskiej młodzieży czy zniweczyć jej entuzjazm i lata przygotowań, podważając sens całej konspiracji?
Zwykle przy tej okazji podnoszony jest jeszcze jeden argument, że ta młodzież rwała się do boju, więc gdyby „Bór” nie ogłosił Godziny W, i tak ruszyłaby do walki i nikt nie zdołałby jej powstrzymać. Uważam, że to nie jest prawdziwy obraz.
Dlaczego?
– Z dokumentów i relacji nie wynika wcale, że wszystkich ogarnęła powstańcza gorączka. Po pierwszej mobilizacji 27 lipca 1944 r. na drugą nie zgłosiło się około 40 proc. stanu oddziałów. Komendant okręgu warszawskiego AK płk Antoni Chruściel „Monter” postulował, by wydać rozkaz do walki jak najszybciej, bo ludzie rozejdą się do domów.
Miałem w ręku wiele dzienników – nie wspomnień pisanych po wojnie, tylko właśnie dzienników robionych na bieżąco – z których jasno wynika, że mnóstwo młodych ludzi Godzinę W przyjęło bez entuzjazmu. Ich zapiski w znacznej części są utrzymane w minorowym tonie: „niestety, stało się”, „boję się tego, co będzie” albo „mam złe przeczucia”.
To byli ludzie młodzi, ale wykształceni i inteligentni, potrafiący realnie ocenić sytuację. Chcieli bić Niemców, ale zdawali sobie sprawę, że nie mają za bardzo czym. Nikt nie chciał iść do ataku z gołymi rękami na uzbrojonego przeciwnika.
Ale części oddziałów, tych najbardziej ideowych i najlepiej wyszkolonych oraz uzbrojonych, powstańcza gorączka chyba się udzieliła?
– Na pewno. Sprowokowały to zresztą decyzje KG. Gdy 27 lipca został ogłoszony stan pogotowia, to z pewnością temperatura wśród tych żołnierzy wzrosła. Następnego dnia „Bór” odwołał alarm, ale to nie mogło już jej obniżyć. Myślę jednak, że bez trudu można było wpływać na nastroje wojska, bo istniała sprawna sieć łączności. Wystarczyło przekazywać podwładnym – oficerom dowodzącym tymi oddziałami – odpowiednio sformułowane dyspozycje i tłumaczyć, jaka jest sytuacja.
Poza tym AK to było przecież normalne wojsko, w którym obowiązywały rozkazy. Niekontrolowane rozpoczęcie walki przez rozgorączkowanych powstańców nie powinno się zdarzyć.
A tragiczny dylemat: „Bić się czy nie”?
– Uważam, że jest fałszywy. Oficerowie KG nie powinni się zastanawiać, czy się bić, bo bić się należało. Trzeba było jednak odpowiedzieć sobie na pytanie: jak się bić? Sytuacja z lipca 1944 r. ukazywana jest często tak, jakby nie było możliwości innego działania niż bezpośrednie, nieomal frontalne uderzenie na lepiej uzbrojonego wroga stacjonującego w Warszawie. Uważam, że to również nieprawda.
Przygotowania do walki rzeczywiście trwały całą okupację, ale KG AK doskonale wiedziała, jakimi dysponuje środkami. W dokumentach z początku lipca 1944 r. jest mowa jedynie o działaniach partyzanckich na niezbyt dużą skalę, a nie o powstaniu.
Jedyne, co moim zdaniem można było zrobić, to przygotować oddziały AK do współpracy z Armią Czerwoną i podjąć ją w momencie, gdy rozbici Niemcy rzeczywiście zaczną się w popłochu wycofywać.
Od stycznia 1944 r. realizowana była akcja „Burza”, która właśnie takie działania przewidywała. Oddziały AK miały atakować rozbitych Niemców, prowadzić dywersję na ich tyłach, nękać z zaskoczenia i w miarę możliwości instalować polską administrację w opuszczanych przez nich miastach. Warunek był jeden: Niemcy musieli się rzeczywiście wycofywać i utracić w znacznym stopniu zdolności bojowe. Tymczasem w Warszawie dowództwo AK zdecydowało się ich zaatakować w środku miasta, gdy byli w pełni przygotowani do obrony. To wręcz zaprzeczenie idei akcji „Burza”.
Na przykładzie Lwowa i Wilna pokazuje pan, do czego prowadziła jedna i druga koncepcja prowadzenia walki.
– Wilno to dowód na to, jakie były realne możliwości polskich oddziałów. Wobec zbliżającej się sowieckiej ofensywy 7 lipca 1944 r. dowództwo wileńskiego okręgu AK zdecydowało się na samodzielne uderzenie na miasto, które zakończyło się całkowitym niepowodzeniem. Oddziały po prostu nie były zdolne do pokonania regularnej niemieckiej armii. Często pisze się, że do tej operacji doszło w ramach „Burzy”, ale z jej założeniami nie miała ona zbyt wiele wspólnego.
Natomiast we Lwowie przeprowadzona została operacja, która miała ręce i nogi. AK zaczekała, aż Niemcy zaczną się wycofywać, i wtedy podjęła działania. W pewnym momencie we Lwowie w ogóle ich już nie było. Że tej sytuacji nie wykorzystano do zajęcia miasta, to już inna sprawa. W każdym razie miejscowe dowództwo postępowało jak najbardziej zgodnie z założeniami „Burzy”. I uważam, że oddziały AK stać było wyłącznie na operacje podobne do tej we Lwowie.
Ale akcja dywersyjno-zaczepna na tyłach niemieckich w Warszawie nie przyniosłaby wielkiego efektu politycznego.
– Oczywiście, że nie, ale cele można realizować tylko takimi środkami, jakie się ma. Wojsko to narzędzie polityki, a profesjonaliści, wykształceni wojskowi, powinni wiedzieć, jak się nim posługiwać. Przede wszystkim określić własne siły i cele, które za ich pomocą można osiągnąć. Dziś Polska również nie jest mocarstwem, więc na arenie międzynarodowej może sobie pozwolić tylko na takie działania, na jakie pozwala jej pozycja i potencjał.
W lipcu 1944 r. AK nie miała możliwości, by toczyć otwartą walkę z jednostkami niemieckimi zachowującymi zdolność bojową. Nie dość, że zaatakowała, nie mając możliwości, to w dodatku – co uważam za absolutnie niedopuszczalne – wzięła na zakładników ludność cywilną stolicy.
Warszawiacy zakładnikami AK?
– Według mnie w taki sposób myślała część oficerów KG, a wynika to z analizy ich wypowiedzi i rozkazów. Tuż przed powstaniem gen. Komorowski napisał do Londynu, że „AK musi stoczyć ostateczną walkę z Niemcami”. A gen. Leopold Okulicki „Kobra”, zastępca szefa sztabu KG AK, tłumaczył potem, że „konieczny był czyn, który wstrząśnie sumieniem świata”.
Jaki czyn? Przecież na drugi Stalingrad w Warszawie nie było szans. Okulicki i ludzie, którzy parli do walki, uznali po prostu, że światem może wstrząsnąć wyłącznie tragedia miliona mieszkańców stolicy. Postanowili więc wziąć ich niejako na zakładników i szantażować Stalina: „Nie przyjdziecie nam z pomocą, to Niemcy wyrżną ludność, za co będziecie odpowiedzialni”. Liczyli też, że Zachód wywrze presję na Stalina, żeby przyspieszył ofensywę i zajął Warszawę.
Żaden wykształcony i poważny oficer nie wyznaczy pola walki w centrum miasta zamieszkanego przez milion cywilów. Okulicki i inni oficerowie KG przestali jednak myśleć jak wojskowi, a zachowywali się jak politycy. Mieszkańcy, których żołnierze powinni bronić, przestali się dla nich liczyć. Walczyli przecież o niepodległość, a cywile byli potrzebni im tylko po to, by osiągnąć ten cel polityczny.
Decyzja o wybuchu powstania zapadła w Warszawie, ale wpływ na nią miało też to, co działo się w Londynie. Gdy rekonstruował pan w książce te wydarzenia, włos jeżył mi się na głowie. Miałem wrażenie, że naczelny wódz gen. Kazimierz Sosnkowski i premier Stanisław Mikołajczyk zacieklej walczyli ze sobą niż z Niemcami…
– Cóż, panowie po prostu się nienawidzili. Rywalizowali osobiście, a jednocześnie toczyli spór, jaką wybrać koncepcję polityczną. Sosnkowski uważał, że AK nie jest w stanie przeprowadzić powstania, dlatego należy czekać na wybuch trzeciej wojny światowej. Zakładał, że jeśli Sowieci zajmą za dużo terenów na wschodzie Europy, to wkrótce dojdzie do konfliktu z Zachodem, a wtedy zwiększą się możliwości realizacji polskich interesów. Dlatego należy wzmacniać regularne siły zbrojne na Zachodzie i czekać na zmianę koniunktury.
Natomiast Mikołajczyk, w dużej mierze pod wpływem rozmów z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem, w konflikt Sowietów z Zachodem nie wierzył. Dlatego zamierzał dogadać się ze Stalinem nawet za cenę ustępstw terytorialnych. Przed rozmowami w Moskwie potrzebował jednak silnego argumentu i uznał, że będzie nim powstanie w Polsce i ewentualny sukces AK. Pojedzie i powie Sowietom: „Patrzcie, Polacy mogą wam pomóc na froncie, są silni i chcą współpracować”.
Naiwność?
– Niestety. Mikołajczyk pochodził z Wielkopolski, zupełnie nie znał Sowietów. A poza tym ślepo wierzył w to, że Zachód pomoże mu zrealizować jego koncepcje. Do tego dochodziły oczywiście osobiste ambicje.
Stalin naturalnie nie zamierzał pomagać AK. Tezy historyków i publicystów, że kazał zatrzymać ofensywę z powodu wybuchu powstania, nie są prawdziwe. Z dokumentów wynika, że już 21 lipca 1944 r., a więc dziesięć dni przed rozkazem Komorowskiego o wybuchu powstania, zdecydował, że Armia Czerwona na razie nie będzie zdobywać Warszawy, tylko Lublin, gdzie miał się zainstalować kontrolowany przez komunistów Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego.
11 lipca 1944 r. Sosnkowski wyjechał z Londynu do Włoch na inspekcję 2. Korpusu gen. Andersa. Tak pozbawił całkowicie wpływu na sytuację.
– Sosnkowski nie zdawał sobie sprawy, że dowództwo AK planuje powstanie w Warszawie. Wiedział, że trwa akcja „Burza”, a wszystkie związane z nią rozkazy zostały wydane.
6 lipca, a więc pięć dni przed wyjazdem do Włoch, spotkał się u prezydenta RP Władysława Raczkiewicza z Mikołajczykiem oraz gen. Marianem Kukielem, ministrem obrony narodowej. Uzgodnili, że „Burza” ma być kontynuowana, a jakiekolwiek powstanie może zostać ogłoszone tylko wówczas, gdy Niemcy rzeczywiście zostaną rozbici i zaczną się w popłochu wycofywać.
Kukiel i Mikołajczyk wymusili jednak na Sosnkowskim, by przed wyjazdem do Włoch wysłał do kraju specjalną instrukcję w tej sprawie. I niestety znalazł się w niej niefortunnie sformułowany akapit, w którym naczelny wódz informował, że jeśli podczas niemieckiego odwrotu, a przed wkroczeniem Sowietów, powstaną szanse na choćby krótkotrwałe opanowanie Wilna, Lwowa lub – jak się wyraził – „innego większego centrum”, to należy je zająć i wystąpić w charakterze gospodarza.
Według mnie instrukcja nie wykraczała poza założenia akcji „Burza”, a Sosnkowski nie sugerował, że AK ma atakować duże miasta, ale w kraju zinterpretowano ją inaczej.
Ale dlaczego wyjechał w momencie, gdy rozstrzygały się najważniejsze sprawy?
– Na ten wyjazd trzeba spojrzeć z jego perspektywy. Sosnkowski obawiał się, że Mikołajczyk dogada się w Moskwie ze Stalinem i utworzy rząd razem z polskimi komunistami z PKWN. Uważał to za ogromny błąd, bo słusznie przewidywał, że Stalin nie pójdzie na żadne ustępstwa, a Zachód zrzuci z siebie odpowiedzialność za sprawy Polski. W czasie pobytu Mikołajczyka w Moskwie chciał być przy armii Andersa, ponieważ spodziewał się, że gdy premier dogada się z komunistami, to dojdzie do buntu i 2. Korpus wypowie takiemu rządowi posłuszeństwo.
Z koncepcji Mikołajczyka oczywiście nic nie wyszło. Zaproponowano mu wybór ledwie jednej piątej członków rządu, więc kierowałby gabinetem złożonym niemal wyłącznie z ludzi Moskwy, na co nie chciał pójść.
Mikołajczyk uzgodnił z Sosnkowskim jedno, ale robił drugie. Przed wylotem do Moskwy wysłał do delegata rządu na kraj Stanisława Jankowskiego upoważnienie do ogłoszenia powstania, choć miała być realizowana „Burza”.
– Zrobił to całkowicie na własną rękę, nawet bez porozumienia z rządem. Po prostu parł do walki za wszelką cenę, żeby mieć argumenty podczas rozmów ze Stalinem.
To, że premier i naczelny wódz mieli różne koncepcje, jeszcze mogę pojąć, ale jak tłumaczyć postępowanie podwładnych Sosnkowskiego, którzy za jego plecami realizowali własne cele? Szef sztabu naczelnego wodza gen. Kopański sabotował jego polecenia – cenzurował depesze Sosnkowskiego do Warszawy, a niektórych w ogóle nie wysyłał.
– Razem ze swoim zastępcą gen. Stanisławem Tatarem, podobnie jak Mikołajczyk, również chcieli, żeby powstanie wybuchło. W przypadku Kopańskiego zadziałała ambicja, premier zamierzał zlikwidować stanowisko naczelnego wodza i jesienią 1944 r. Kopański rzeczywiście już samodzielnie dowodził wojskiem. Ale podlegała mu wyłącznie Armia Krajowa, jedyna siła militarna, jaką dysponował rząd londyński, bo Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie podporządkowane zostały aliantom.
Dla niektórych decyzji Kopańskiego trudno znaleźć wytłumaczenie. Nie poinformował np. KG o tym, że alianci odmówili przerzucenia do Polski brygady spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego oraz przeprowadzania nalotów swojego lotnictwa na niemieckie pozycje w Warszawie, a przecież wielu oficerów KG właśnie od tego uzależniało decyzję o powstaniu.
– Polscy politycy i wojskowi od dawna zabiegali o taką pomoc, jednak Brytyjczycy przekazali informację, że zrzut brygady i naloty nie są możliwe z powodów technicznych. Taka operacja zakończyłaby się jedynie mnóstwem ofiar. Kopański obawiał się, że ta informacja mogłaby odwieść Komorowskiego od wydania rozkazu walki. Depesze do kraju konstruował więc tak, by z ich treści wynikało, że sprawa nie jest do końca przegrana, a rozmowy z dowództwem aliantów trwają. Zgadzam się, że trudno usprawiedliwić takie postępowanie.
Jak dalece Kopański oderwany był od rzeczywistości, pokazały wydarzenia po upadku powstania, gdy od dowództwa AK domagał się zachowania gotowości do wywołania powstania powszechnego. Po tej straszliwej klęsce, hekatombie ludności…
A jak wytłumaczyć postawę Okulickiego? Sosnkowski w czerwcu 1944 r. wysłał go do Warszawy, m.in. po to, żeby pilnował przestrzegania jego koncepcji, czyli niepodejmowania otwartej walki z Niemcami. Tymczasem przybycie Okulickiego do Polski okazało się momentem przełomowym dla decyzji o powstaniu.
– To kolejny przykład nielojalnej postawy wobec przełożonego. Gdy tylko Okulicki pojawił się w Warszawie, parł do powstania, wywierając presję na Komorowskiego i innych oficerów KG. Nie mógł oczywiście tak z dnia na dzień narzucić swojego zdania „Borowi” i gen. Pełczyńskiemu, którym podlegał, ale w końcu mu się udało. Najważniejszą rolę odegrał tu Pełczyński, szef sztabu i szara eminencja w Komendzie Głównej. To on tak naprawdę dowodził AK i jego głos okazywał się decydujący.
Do przełomu doszło 21 lipca. Bez udziału innych oficerów KG spotkali się generałowie Komorowski, Pełczyński i Okulicki. Dwaj ostatni wystąpili z wnioskiem, żeby AK zdobyła miasto. Po dyskusji „Bór” zaakceptował pomysł. Klamka zapadła, a Komorowski jedynie poinformował o tej decyzji KG. Można było już tylko dyskutować, kiedy i jak rozpocząć walkę.
Większość historyków niezbyt wysoko ocenia kwalifikacje „Bora”, ale także niektórzy oficerowie KG otwarcie go krytykowali. Szef łączności AK płk Kazimierz Pluta-Czachowski „Kuczaba” uważał, że nie miał ani autorytetu, ani pojęcia o planowaniu operacji wojskowych.
– Trudno się z tym nie zgodzić, „Bór” nie miał nawet wyższych studiów wojskowych, ukończył tylko szkołę piechoty i kawalerii jeszcze jako żołnierz armii Austro-Węgier. W okresie międzywojennym był wprawdzie zawodowym oficerem kawalerii, ale głównie sportowcem. Jego możliwości dowodzenia były ograniczone. Pierwszy komendant AK gen. Stefan Rowecki „Grot” nawet nie korzystał z jego pomocy przy planowaniu operacji. Komorowski był jego zastępcą, ale odpowiadał wyłącznie za kontakty z innymi organizacjami konspiracyjnymi, przede wszystkim prawicowymi. Z pewnością nie był odpowiednim człowiekiem na swoim miejscu.
To dlaczego po aresztowaniu „Grota” wódz naczelny postawił właśnie na niego?
– W wojsku liczy się starszeństwo, a Komorowski miał najwyższy stopień w KG AK, był generałem brygady. Cieszył się bardzo dobrą opinią przełożonych, w tym „Grota”. Jako oficer niekojarzony przed wojną z sanacją na pewno był dla rządu w Londynie wygodny politycznie. Ważne było jednak także to, że znał okupacyjne realia i AK. Przerzucanie kogoś z Zachodu nie miałoby sensu. Słabości „Bora” ujawniły się dopiero po przejęciu przez niego dowodzenia całością AK.
Pana książka to kolejny głos w niekończącej się dyskusji, czy powstanie miało sens. Dla wielu spór jest nierozwiązywalny, ale „Kto wydał wyrok na miasto?” od pierwszej strony wręcz krzyczy: „To nie miało sensu!”.
– Nie przygotowałem książki z zamiarem wpisywania się w dyskusję o sensie powstania. Praca ma charakter naukowy. Każda moja teza jest oparta na materiale źródłowym powstałym prawie wyłącznie w trakcie opisywanych wydarzeń. Jeżeli moje tezy są prawdziwe, to spór jest rozwiązywalny. Jeżeli nie, to proszę o przedstawienie wiarygodnego materiału źródłowego, który z nimi koliduje. Przeciwstawne do moich tezy budowane były głównie na zawodnym materiale wspomnieniowym, z reguły powstałym wiele lat po wojnie, a część z nich przyjmowano nawet bez próby ich uzasadnienia.
„Dla kogo zabraknie granatów, niechaj bierze do ręki kamień, łom czy siekierę i tym zdobywa broń dla siebie” – nie mieści mi się w głowie, że mówił to pułkownik dyplomowany odpowiedzialny za życie 40 tys. ludzi szykujących się do walki. W poniedziałek w tygodniku „Ale Historia” rozmowa z prof. Sową o Antonim Chruścielu „Monterze” , wojskowym dowódcy powstania warszawskiego,”
I to by było na tyle…
„Powstanie niejeden ma obraz”. Oczywiscie, tak jak inne kataklizmy – przede wszystkim zalezy w czyich oczach: uczestnikow, ich bliskich i tych, ktorzy wiedze czerpia tylko z ksiazek, radia, TV itd. Moj Ojciec przeszedl droge: Pawiak, Oswiecim i filia Gross Rosen polozona niedaleko Drezna. Widzial bombardowanie miasta. O tych, ktorzy krytykuja to barbarzynstwo, kiedys powiedzial: „Zeby przesiedzieli z nami choc tydzien w obozie, i zobaczyli co sie zmienilo po nalocie – promyk nadziei na przezycie i zobaczenie rodziny, – czy tez by tak krytykowali”.
To samo z powstaniem. Moja tesciowa, VM, choc malo o tym mowila – ale napisala opublikowane wspomnienia „Batalion Baszta” – wspominala to jako cos wspanialego, pomimo koszmaru i ostatecznej kleski.
Prztyczek Przydacza wobec niewdzięcznej Polsce Ukrainy,
jeszcze raz podkreślił ideową bezinteresowność polskiej polityki wobec tego kraju.
Z perspektywy Przydacza i PiS u trochę więcej wdzięczności Polsce po prostu się należy .
A jak nie , to jeszcze wciąż możemy, z tą pomocą dla Ukrainy się zastanowić.
To jest typowo PiS owska polityka , myląca nieustannie patryjotyzm z egoizmem narodowym.
Co ale zrobić z całym narodem , myślącym tak samo ?
@ Mauro
Polska nie przegrała kampanii wrześniowej bo weszli Rosjanie. Oni weszli, kiedy kampania już była przegrana a większość sił polskich rozbita lub okrążona.
Oczywiście wobec dysproporcji sił (przede wszystkim nowoczesnego sprzętu) kampania była nie do wygrania, ale gdyby Wojsko Polskie było lepiej dowodzone mogliśmy zadać przeciwnikowi wieksze straty a własne- ograniczyć.
@ADAM SZOSTKIEWICZ
„Nigdy nie rozmawiał ze mną o wojnie, obozie i powstaniu. Uważał, że i tak nie zrozumiem. ”
Mój komentarz: Coś w tym kraju musi być na rzeczy w kwestiach wydarzeń historycznych, w których brali udział nasi przodkowie, skoro w wydawało by się ważnych historycznie, społecznie i politycznie kwestiach przyjmują oni milczenie, za najlepszą formę swego przekazu dla potomków w tych sprawach.
Takie zachowanie ojców było udziałem wielu śląskich dzieci, a dotyczyło spraw związanych z tzw. powstaniami śląskimi oraz późniejszymi wydarzeniami czasów II wojny, które były udziałem naszych rodzin.
O kwestiach powstańczych lat 1919-21 na Śląsku było bardzo trudno rozmawiać z prawdziwymi uczestnikami owych wydarzeń. Nawet upływ połowy wieku nie sprzyjał przełamywaniu ich milczenia. To był wynik ich funkcjonowania w międzywojennej II Rzeczpospolitej. Powrót władzy niemieckiej pod postacią III Rzeszy tylko taką reakcję w nich i ich dzieciach utrwalił. Nie da się ukryć, że II wojna wyzwoliła w wielu ludziach bardzo niedobre zachowania. Powojenna RP sterowana poleceniami moskiewskimi, mocno nie sprzyjała otwartości w relacjach międzyludzkich. Dopiero czasy średniego i późnego Gierka nieco zmieniły te zachowania. Jednak pewne formalne dogmaty nadal funkcjonowały. I funkcjonują do chwili obecnej pod postacią oficjalnie uprawianej polityki historycznej i tzw. bieżącej polskiej racji stanu. A podobno mamy wolne, suwerenne państwo polskie. Gdzie w sprawach powstania warszawskiego nadal nie mamy w miarę jednolitych opinii. Może nie potrafimy czegoś z przeszłości zrozumieć?
@mario
Dzięki temu może się pan wyżyć.
Do tych z „zjednoczonej Prawicy” uważających się za lepszych Polaków powinno wreszcie dotrzeć , że ze swoim prymitywnym nacjonalistycznym egoizmem, działają oni tylko na szkodę całego narodu i przynoszą mu tylko wstyd
i to taki wstyd który będzie się ciągnął przez generacje za Polakami.
Adam Szostkiewicz
2 SIERPNIA 2023 17:44
@Szostkiewicz
… a jednak ubolewam, że pan myli wyraźnie rozróżnialne formy i cele forumowego „wyżycia”.
Takim rozumowaniem pan zakłada i na siebie sidła, bo przecież niejeden myśli, że i pan „wyżywa się” swoją felietonistyką, moderacją i komentarzami… w imię wolności.
Kiedyś Henryk Samsonowicz zaproszony na spotkanie, po jego wykładzie i dyskusji, w kuluarach po krókiej rozmowie wąskim gronie, powiedział… pana entuzjazm dla sprawy zaraża, to dobrze, … i tego się trzymam… stare dzieje, ale boli, że tamte idee dzisiaj przegrywają ze zgubnym katonacjosocjalizmem.
lete 15.15
Mój ojciec należał do AK.
Gdy pytałem o Powstanie niewiele mógł powiedzieć.
A przecież do Warszawy mieli tylko sto kilometrów.
Odnoszę wrażenie, że to była sprawa lokalna warszawska.
Krytykę dowództwa uważam za słuszną.
Dla aliantów Powstanie było tylko kłopotem.
PS. Ciekawy komentarz. Wnioski oczywiste.
Pani Kalino ,
tak się składa, że jak ma się naście czy dwadzieścia lat to inaczej patrzy się na życie i śmierć -a krewne miały zwyczajnie szczęście (żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie) . Pytanie czy jak np. padłyby ofiarą zbiorowego gwałtu, załapałaby się na zbiorową egzekucję czy zostały w trwały, poważny sposób okaleczone, koledzy nie wynieśliby rannej koleżanki, straciły dziecko itd. też widziałyby powstanie jako przygodę życia….
@mario
Wyżywać się znaczy wyrzucać z siebie emocje. Można to robić w różny sposób i tu się różnimy. Co do celu myślimy podobnie. Wolność kocham i szanuję, wrogom wolności stawiam czoło od pół wieku.
@08
Nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć. Mam nadzieję, że mnie takie doświadczenie ominie. Nota bene – ciotka była do śmierci inwalidką. Kulała na postrzeloną w walce nogę. Nadal twierdzę, że to byli ludzie całkiem inni od moich rówieśników. O pokoleniu moich dzieci już nie wspomnę. Dość rzec, że moja synowa dziwi się, że opiekuję się 90-letnim bratem chorym na nowotwór. Bo po co sobie zawracać głowę, nie?
Kalina
– są tacy co twierdzą że to z nadmiaru romantycznej literatury w szkole + młody wiek i mam mieszankę piorunującą . Myślę że Pani ma też dość wyobraźni aby wiedzieć, że nie chodzi o przestrzeloną nogę, czy nawet utratę, którejś z kończyn.
A co do pozostałych kwestii – wszystko zależy od sytuacji – ma Pani czas, możliwości , to Pani decyzja ( zresztą jak Pani na pewno również wie rozmaicie z takimi kwestiami bywało nawet w Pani pokoleniu czy wcześniejszym – nie ma co idealizować ….).