Pierwsza jaskółka i stare sępy

Tak, za nowy główny dziennik w odzyskiwanej od PiS TVP należą się jego twórcom brawa, a nie kąśliwe uwagi, że to czy tamto można by zrobić lepiej. W półgarażowych warunkach, w jakich powstaje „19.30”, to cud, że tak szybko nowy dziennik zastąpił zamienione w szczujnię „Wiadomości”. I to zastąpił na dobrym poziomie, generalnie klasycznym, choć też z pewnymi miłymi oku nowinkami, jak sama czołówka i czarno-biała rozbiegówka z różnymi ujęciami ludzkich twarzy i działań.

Wymowa pokrywa się z treścią: to złe, dobre lub ciekawe informacje z Polski i ze świata podane przez dobrze przygotowanych reporterów bez nachalnego komentarza (propagandowe paski zniknęły). Na publicystykę przyjdzie czas po stabilizacji sytuacji wokół TVP.

Oboje prezenterzy wzajemnie się uzupełniają, oboje mówią ludzkim głosem do ludzi, a nie do sekciarzy. Nie brakuje tematów własnych, wyszukanych, np. o dzieleniu się nadmiarem jedzenia. Są tematy religijne, bo publiczność wielomilionowa, po części w spadku po szczujni, po części całkiem nowa, spragniona dowodu, że wieje wiatr historii, a pętakom trzęsą się portki. Na fachowe uwagi i przytyki przyjdzie czas, kiedy ekipa nowego dziennika przeniesie się ze studia zapasowego na pl. Powstańców, gdzie będzie miała odpowiednie warunki do pracy. Pierwsze reakcje tradycyjnych widzów w większości są pozytywne. Myśleli, że będzie propaganda obecnej władzy, a jest zwierciadło wielowątkowe.

Na razie więc przytyki wydają mi się nieadekwatne, czasami niestosowne. Przecież PiS od pierwszej chwili bruździ, aby TVP nie oddać lub oddać jak najpóźniej. Tak jakby chcieli dociągnąć z tym brużdżeniem do ewentualnych przyspieszonych wyborów ogłoszonych przez prezydenta pod jakimś wydumanym i absurdalnym pretekstem z gatunku kruczków prawnych: bo np. nietrybunał Przyłębskiej ogłosi, że coś w budżecie przedstawionym przez rząd Tuska jest sprzeczne z konstytucją.

Niesprawiedliwe są insynuacje, że nowa TVP to tylko zamiana tuby pisowskiej na platformianą. Kto je rozpuszcza, chyba nie wie, co mówi, nie oglądał nowego dziennika, przymyka oko na pisowski sabotaż, którego świadkami jesteśmy codziennie w budynkach TVP i PAP. Jego uczestnicy i ich polityczni mentorzy oskarżają rząd demokratyczny, że łamie prawo, i zestawiają decyzję ministra Sienkiewicza z decyzjami junty Jaruzelskiego. Większość z nich nie pamięta tamtej „nocy generałów”, a ci, którzy pamiętają ją z własnego doświadczenia, sięgają po historyczną analogię, by rozbudzać złe emocje.

Nie, 13 grudnia 1981 r. media były narzędziem dezinformacji i propagandy, tak jak pisowskie po 2015, a nie własnością spółek skarbu państwa, które działają na podstawie kodeksu handlowego. Minister kultury miał prawo odwołać pisowskie władze i powołać nowe. Nowi prezenterzy nie noszą mundurów jak prezenterzy peerelowskiego „Dziennika TV” i nie wmawiają widzom, że gdyby nie stan wojenny, w Polsce wybuchłaby wojna domowa.

Dziś to przegrany PiS usiłuje przeprowadzić pełzający zamach stanu, a pisowskie przybudówki, przerażone perspektywą utraty zasilania finansowego ze strony rządu, zwołują się na marsze protestacyjne przeciwko rządowi demokratycznemu. Na razie bez większego powodzenia, co cieszy. Nowy rząd ma jednak dylemat: jak długo ten pisowski sabotaż tolerować? Nie może dać się sprowokować, ale nie może też stworzyć wrażenia, że jest bezradny i bezzębny w sprawie TVP.

Nowe władze i personel muszą mieć zapewnione bezpieczeństwo pracy. Społeczeństwo powinno wiedzieć, o co chodzi z TVP: trudno naprawiać media publiczne w wywołanym przez PiS chaosie, a trzeba jak najszybciej. Dobrze, że znaleźli się dziennikarze gotowi podjąć wyzwanie.