Inwazja potworów

Powstaje film o Hermannie Göringu przed trybunałem w Norymberdze. Oparty na książce amerykańskiego autora o misji wyznaczonej pewnemu amerykańskiemu psychiatrze wojskowemu. Miał zbadać w Norymberdze, czy nazistowscy zbrodniarze wojenni są zdolni stanąć przed trybunałem mającym osądzić ich działalność w III Rzeszy.

A przy okazji nakreślić psychologiczne profile tych ludzi w służbie Hitlera. Psychiatra Douglas Kelley wykonał zadanie. Doszedł jednak do zaskakujących wniosków: czołowi naziści nie byli bandą szaleńców. Byli gotowi służyć złu, aby osiągnąć mroczne cele, w które wierzyli. Wykorzystali sytuację, jaka powstała pod rządami Hitlera, w przekonaniu, że idą po jasnej stronie mocy. W rzeczywistości poszli w stronę zła o niespotykanej dotąd skali. Wsparli totalitarny, zbrodniczy system w nadziei, że zapanuje nad światem. Tak interpretuje przesłanie książki odtwórca postaci Göringa, znany amerykański aktor Russell Crowe.

I dodaje: dziś widzimy wielu polityków gotowych łamać wszelkie zasady, kłamać, nie przyznawać się do kłamstwa, choć zostało im ono udowodnione, bo chcą trwać u władzy za wszelką cenę. Z dżungli wyłoniły się znów potwory, które mogą nas poprowadzić w ciemność (za PAP, Kultura).

Od razu przypomniała mi się wypowiedź papieża Ratzingera w obozie Auschwitz w 2006 r. Byłem jej świadkiem jako korespondent „Polityki”. Benedykt XVI powiedział wtedy, że przybywa do Auschwitz jako syn narodu niemieckiego, „tego narodu, nad którym grupa zbrodniarzy zdobyła władzę przez zwodnicze obietnice wielkości, przywrócenia honoru i znaczenia, roztaczając perspektywy dobrobytu, ale też stosując terror i zastraszenie, by posłużyć się narodem jako narzędziem swojej żądzy zniszczenia i panowania”.

Już wówczas ten fragment przemówienia wywołał konsternację wśród dziennikarzy, którzy go wysłuchali. Włoch Marco Politi, znany watykanista, krzyknął do mnie, czy dobrze zrozumiał, że Ratzinger za zło nazizmu obwinia nazistowską elitę, a naród niemiecki z winy odbarcza. A przecież to narracja fałszywa.

Potwierdziłem: też byłem zaskoczony, że akurat w takim miejscu niemiecki papież próbuje jakby pisać na nowo niemiecką historię tamtych strasznych czasów. Pamiętałem również, że filozof Karl Jaspers zaraz po wojnie poruszył problem winy niemieckiej dużo odważniej i głębiej, niż wiele lat później w tym przemówieniu uczynił Benedykt.

Jaspers wyróżnił cztery winy Niemców: kryminalną, polityczną, moralną i metafizyczną. Każdą z nich powinny osądzić różne instancje, ostatnią – metafizyczną – sam Bóg. Jak ją osądzi, rzecz jasna, nie wiemy, ale wiemy, że przede wszystkim musi się do niej odnieść sam naród, każdy obywatel we własnym sumieniu. W tym sensie ta wina zostanie odkupiona całkowicie dopiero wówczas, gdy cały naród ją w sobie przepracuje. Ten proces trwa. Niestety, pamięć historyczna i moralna ma niedługi termin ważności, więc nim rachunek sumienia się skończy, pojawią się nowe wyzwania. W Niemczech neonazizm był marginesem, za to skrajna prawica AfD zdołała wejść do parlamentu.

Wróćmy na koniec do „potworów”. Ma rację aktor, że to niebezpieczeństwo znów się pojawiło w polityce: w jego ojczystych Stanach, ale też w Europie, zarówno zachodniej, w zasiedziałych demokracjach, jak i w pokomunistycznej. Politycy, aby dojść do władzy i ją utrzymać jak najdłużej, nie cofają się przed żadnym kłamstwem, manipulacją, insynuacjami, a gdy są przyparci do muru, złapani na gorącym uczynku, kłamią dalej, zaprzeczają faktom albo rżną głupa i zamiast przeprosić, atakują.

Mimo to miliony na nich głosują, jakby nigdy nic. Wierzą im, bo chcą wierzyć. Wbrew faktom. Tym samym stają się współwinni za zło. Nie mają prawa zwalać całej winy na polityków, którym pomogli dojść do władzy. Zwłaszcza gdy już wiedzą, że zostali oszukani. W jakimś stopniu sprawdza się na nich typologia zbiorowych win proponowana przez Jaspersa.