Ratuj, Przyłębska!

Teraz widzimy, jak ma działać ciąg technologiczny stworzony przez PiS wraz z Ziobrą i jego bojówkami.

Początkowo miał służyć umacnianiu kontroli pisowskiej władzy nad sędziami i prokuratorami, czyli zawieszeniu zasady trójpodziału władz w RP. Władza rządowa miała mieć całkowity prymat, jak w państwie stanu wyjątkowego. Niepokorni podlegali represjom.

W rzeczywistości rządem kierował z Nowowiejskiej poseł Kaczyński, wzywając do siebie premiera Morawieckiego po odbiór poleceń. Sejm zatwierdzał taśmowo projekty ustaw, debata nad nimi była ograniczana przez marszałek Witek. Powstało pisowskie państwo w państwie, które miało trwać nawet po utracie władzy przez obóz Kaczyńskiego. Tak wewnętrznie pęknięte państwo nie będzie funkcjonalne i dlatego ten stan rzeczy jest nieakceptowalny.

W razie potrzeby Kaczyński uruchamiał swoje „odkrycie towarzyskie”, mgr Przyłębską delegowaną do kontrolowania dyspozycyjności przejętego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego. Przyłębska w tej roli sprawdziła się celująco, ogłaszając, że prawo europejskie Polski nie dotyczy, czyli już dawno temu sama dokonała polexitu.

Destrukcji dopełniali funkcjonariusze lub sprzymierzeńcy PiS w wymiarze sprawiedliwości na wszystkich szczeblach, od lokalnego po Sąd Najwyższy, oddany pod zarząd lojalistce Kaczyńskiego. Prawo pod nadzorem partii władzy z definicji musi służyć partii, jej interesom, więc funkcje dostają ludzie partii, a niepokorni trafiają na czarne listy i są eliminowani.

Teraz sytuacja się zmieniła, ale ciąg nie został wyłączony przez nową większość. Przynajmniej na razie. Najbardziej przydatny pisowskim obstrukcjonistom i sabotażystom ma być Trybunał Przyłębskiej. Trzy wnioski ostatniej minuty zgłoszone przez posłów PiS mają zablokować przy jej pomocy rozliczenie Morawieckiego i Sasina za wybory kopertowe, rozliczenie Glapińskiego za oddanie NBP do politycznej dyspozycji Kaczyńskiemu oraz przejętym przez PiS telewizji i radiu przywrócenie charakteru mediów publicznych w zgodzie z ustawą.

Sprawozdawcą przedstawiającą projekt orzeczeń w tych wszystkich sprawach ma być Krystyna Pawłowicz, polityczna skandalistka. Składy orzekające mają być złożone z ludzi Przyłębskiej w skłóconym przez nią trybunale, Pawłowicz ma pomagać Piotrowicz, prokurator stanu wojennego. Nie ma wątpliwości, jakie ci ludzie wydadzą wyroki: rozliczenie wyborów kopertowych, Glapińskiego i depisyzację RTV ogłoszą sprzecznymi z konstytucją. W ten sposób dostarczą paliwa pisowskiej kampanii antydemokratycznej. Nie przeszkadza im, że Trybunał nie jest prawdziwym trybunałem, więc jego orzeczenia nie mogą być wiążące, a jego członkowie nie są niezależni politycznie, czego dowodem są ich zachowania, wypowiedzi i werdykty.

Pisowska machina tymi werdyktami się naoliwi, bo dla Kaczyńskiego prawda się nie liczy, chyba że pisowska, a liczy się tylko walka z większością demokratyczną. Ta walka trwa od 15 października, a nasila się od zaprzysiężenia rządu Tuska. TVP dalej manipuluje „paskami” i informacjami w dziennikach i publicystyce. Funkcjonariusze obozu Kaczyńskiego po ośmiu latach TVP Info mają czelność występować jako obrońcy wolności słowa i mediów publicznych.

Wszystkie sprawy, które ma zablokować Przyłębska, są ważne, bo ich uczciwe rozliczenie obiecywała opozycja demokratyczna. Ale szczególnie ważna jest sprawa TVP. Bez depisyzacji mediów publicznych dotrzymanie obietnic będzie trudniejsze, znacznie trudniejsze, bo przejętą przez PiS TVP wciąż oglądają miliony Polaków w naiwnej wierze, że mówią prawdę. Tak ustawione media są potrzebne tylko PiS-owi, a nie opinii publicznej. PiS ma swoje prywatne media, w tym sympatyzujące z nim media kościelne. Prawidłowy kształt mediów publicznych opisuje ustawa im poświęcona.

Państwo nie może być własnością jednej partii – wtedy nie jest demokracją – nie mogą być własnością jednej partii media publiczne, bo wtedy są jej propagandowym przedłużeniem, a taki stan rzeczy wyklucza wolność debaty publicznej. W takich mediach nie ma miejsca na prawdę.