Precz z komuną w pisowskiej TVP

Debacie sejmowej o mediach publicznych towarzyszyły dwa ważne głosy pozasejmowe: prezydenta Dudy i Najwyższej Izby Kontroli. Duda insynuował, że cel uchwały jest polityczny, NIK zapowiedział, że skieruje do prokuratury zawiadomienie, iż są możliwości wyrządzenia poważnych szkód majątkowych w TVP pod kontrolą PiS.

Premier Tusk zapowiedział ze swej strony, że media publiczne w obecnym kształcie nie zasługują na dotację budżetową. W takim kontekście odbyła się dyskusja poselska o projekcie uchwały sejmowej dotyczącej sposobów przywrócenia ładu prawnego, bezstronności i rzetelności w mediach publicznych. Dyskusja, niestety, przebiegła w stylu: „głuchy telefon”. Szansę na prawdziwą debatę pogrzebała pisowska opozycja.

Pisowska opozycja nastawiła się w niej na przekaz, że obóz Kaczyńskiego przywrócił pluralizm w TVP i PR pod jego nadzorem, a koalicja rządząca dokonuje zamachu na media publiczne. Koalicja rządząca skupiła się na przypomnieniu, jak PiS przekształcił media publiczne w pisowsko-rządowe, czyli nadał im charakter sprzeczny z literą i duchem ustawy o mediach publicznych. I na potrzebie odkręcenia tego stanu rzeczy. Słuchając debaty, zastanawiałem się, jaki pożytek mają z niej miliony przed telewizorami czy tabletami.

Bo ze strony pisowskiej nie było cienia zrozumienia intencji koalicji. Intencji słusznej i wartej poważnej rozmowy: jak przywrócić skutecznie przejętym przez PiS mediom charakter publiczny. PiS jak zawsze własny ogon chwalił, kopyto podsuwał do okucia podkową, koalicję traktował jak gorszy sort. W takiej sytuacji tylko koalicja podjęła – daremną – próbę odbycia prawdziwej debaty. Pozostało tylko głosowanie jako test wiarygodności i PiS musiał go oblać.

Poseł sprawozdawca Bogdan Zdrojewski powiedział, że zna 17 scenariuszy naprawy mediów publicznych, ale istnieje 18., szczególnie mu bliski: że jeśli PiS ma resztki sumienia, to powinien nakłonić obecną ekipę wciąż rządzącą w TVP do własnowolnej dymisji. Daremnie: prędzej będzie siłą bronić swych posad, jak sugerował w wywiadzie poseł Fogiel. To niewykluczone, bo PiS chce za wszelką cenę zachować potężne narzędzie do dalszego niszczenia Donalda Tuska. Telewizja, nie tylko TVP, to wciąż główne źródło informacji dla połowy społeczeństwa.

Za komuny krążyło hasło: kto ma media, ten ma władzę. PiS stosował tę zasadę brutalnie i bezwzględnie. Krzysztof Luft przypomniał, że w ciągu ośmiu lat pisowskich nie pokazano w TVP w całości ani jednego wystąpienia liderów opozycji demokratycznej choćby w kampaniach wyborczych. Wyjątkiem były orędzia marszałka Senatu, bo to ustawowy oblig. W demokracji media publiczne nie mogą być partyjne czy rządowe. Ten ma władzę, kto ją zdobywa w demokratycznych wyborach. Teraz władzę sprawuje z mandatu większości rząd koalicji 15 października. Nie może być tak, by media publiczne były pro- lub antyrządowe. Nie mogą być antyrządowe względem demokratycznie wybranego rządu, bo wtedy byłyby przeciwko państwu i wyborcom. Mogą i powinny być krytyczne wobec rządu, jeśli są do tego sprawdzone powody.

Pracowałem w BBC i wiem, że taki model mediów publicznych jest możliwy. Media publiczne powinny rzetelnie informować o wszystkim, co ważne dla państwa i społeczeństwa, być forum dyskusji z udziałem polityków różnych opcji – z wyjątkiem nieprzestrzegających prawa – i obywateli. Te reguły nie obowiązywały w mediach publicznych przejętych przez PiS.

Poseł Lichocka zakończyła swoje wystąpienie we wtorkowej debacie w stylu byłego posła Piotrowicza – okrzykiem: precz z komuną! Tylko że komuna wróciła do TVP za PiS. Tak, precz z komuną: media publiczne w obecnym zdeformowanym kształcie są do jak najszybszej zmiany. Tak radykalnej, by już nigdy nie doszło do ich upartyjnienia, obojętne pod jakim szyldem.

Pluralizm nie polega na tym, by dominował w nich jeden przekaz, tylko na tym, by legalnie działające partie i stowarzyszenia miały do nich dostęp na zasadach ustalonych w prawie o mediach. TVPiS niszczyła taki pluralizm i nie ma moralnego prawa do wygłaszania po klęsce Kaczyńskiego obłudnych tyrad w obronie pluralizmu i wolności słowa. Po przegranej PiS w 2007 r. Platforma przez dłuższy czas tolerowała ówczesne władze TVP jeszcze z nadania przegranej koalicji. Tego błędu nie wolno powtórzyć, tak samo jak nie wolno oddać PiS-owi w pacht części TVP.

Media publiczne mają sens i zasługują na finansowanie z publicznych pięniędzy – pod warunkiem rezygnacji z emisji reklam – tylko wtedy, gdy są publiczne, tak jak to się dzieje w innych demokratycznych państwach europejskich.