Udało się z Niemcami, może się udać z Ukraińcami

List polskich biskupów katolickich do niemieckich z pamiętną frazą „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie” oburzył część polskiego społeczeństwa i posłużył peerelowskiej propagandzie do ataków na Kościół. Ogłoszony w 1965 r., 20 lat po zakończeniu wojny, w trakcie II Soboru Watykańskiego i w odpowiedzi na pojednawcze wobec Polski gesty katolików i ewangelików w Niemczech Zachodnich, wydawał się początkowo wizerunkową i polityczną katastrofą Kościoła Wyszyńskiego i Wojtyły (obaj podpisali).

Ale gdy emocje opadły i ówczesna PZPR-owska elita władzy dostrzegła interes w normalizacji stosunków z Republiką Federalną, ataki i krytyki ustały. A gdy upadł w Europie blok sowiecki, nowa elita niepodległej Polski mogła się odwołać do tamtego orędzia, zapraszając do Polski kanclerza Kohla na rozmowy o nowych stosunkach między obu państwami. Do listu odwoływali się pozytywnie zarówno politycy odrodzonej Polski, jak i zjednoczonych Niemiec.

Teraz z okazji 80. rocznicy zbrodni wołyńskich abp Gądecki i abp Szewczuk, pierwszy szefuje Konferencji Episkopatu Polski, drugi Ukraińskiemu Kościołowi Greckokatolickiemu, podpisali rocznicowe orędzie. Piszę o tym na naszej stronie internetowej. To kolejny kościelny krok ku pojednaniu między naszymi narodami. Kontekst polityczny obu dokumentów jest oczywiście inny, ale cel podobny: wychylony w przyszłość. Dziś obóz Kaczyńskiego rewiduje kurs przyjęty po 1989 r. w naszych relacjach z Niemcami. Ale kontynuuje kurs przyjęty po 1989 w naszych relacjach z Ukrainą.

W pierwszym przypadku zmiana kursu nie służy naszym interesom, w drugim kontynuacja polityki poprzednich ekip im służy. Może przynieść wzajemne korzyści, inaczej niż pisowska rewizja stosunków z Niemcami, która obu stronom przynosi nie korzyści, tylko straty. Pojednanie Polaków z Niemcami i Ukraińcami nie dokonuje się tylko w relacjach międzypaństwowych, bo też w kontaktach między obywatelami. W tym tkwi nadzieja, że błędy polityków nie zniszczą samego procesu.

Pojednanie z Niemcami zaczęło się od odwiedzin obywateli niemieckich w Polsce w ramach pokuty za zbrodnie III Rzeszy. Potężnym impulsem była masowa akcja humanitarnej pomocy niemieckiej dla społeczeństwa polskiego w stanie wojennym. Po upadku muru berlińskiego elity polityczne Niemiec wspierały starania niepodległej Polski o członkostwo w UE. Aktywni na tym polu byli niemieccy katolicy i protestanci. Póki pamięć o tym jest żywa, obecna antyniemiecka propaganda obozu Kaczyńskiego nie jest całkowicie skuteczna. Byłaby jeszcze mniej skuteczna, gdyby Kościół ze swej strony się od niej wyraźnie odcinał. Milczenie Kościoła na ten temat podważa jego własne zasługi na tym polu.

Potężnym impulsem na rzecz pojednania z Ukraińcami była solidarność okazana w Polsce uchodźcom po napaści Rosji. Wpłynęła ona na proukraińską linię przyjętą w sprawie wojny i pomocy przez obecne władze państwowe. Tym razem Kościół instytucjonalny, obóz Kaczyńskiego i demokratyczna opozycja zajęły podobne stanowisko. To spory kapitał na przyszłość w kwestii pojednania. Obchody rocznicy wołyńskiej politycy w obu państwach powinni wpisać w proces pojednania w imię przyszłości. Tak jak Niemcy pomagały dyplomatycznie Polsce w jej staraniach o wejście do UE, podobnie Polska powinna pomagać w takich staraniach Ukrainie. Idealny scenariusz to odbudowa relacji z Niemcami i przyjazne sąsiedztwo z Ukrainą.