Ratzinger Franciszka

Franciszek mianował nowego szefa watykańskiego „ministerstwa” propagandy wiary. Został nim rodak papieża abp Victor Manuel Fernandez. Jego nazwisko jest znane katolikom i biskupom latynoskim, ale w Europie tylko watykanistom i watykańskim prałatom. Za pontyfikatu Bergoglia urząd doktrynalnego „kontrolera jakości” przesunął się w strefę cienia. Kto pamięta kardynałów Muellera i Ladarię, poprzedników Fernandeza? Ale w życiu Kościoła instytucjonalnego to ważna wiadomość, bo Fernandez jest zaufanym człowiekiem obecnego papieża. A kiedy zostanie mianowany kardynałem – co nastąpi zapewne jeszcze w tym roku – wejdzie do kręgu potencjalnych następców Franciszka.

Ostatnim szefem Kongregacji (dziś „dykasterii”) nauki wiary, który budził szerokie zainteresowanie – a ściślej wywoływał ostre spory w Kościele i poza nim swymi wyrokami dotyczącymi „poprawności teologicznej” – był oczywiście Joseph Ratzinger, bliski współpracownik Jana Pawła II przez prawie cały jego pontyfikat. Zresztą samo istnienie takiego „ministerstwa prawdy” musi bulwersować w demokratycznym i pluralistycznym świecie. Kościół jednak, jak wiadomo, nie jest instytucją demokratyczną, a „kontroler jakości” to poręczne narzędzie dyscyplinowania kleru na wszystkich szczeblach.

Watykan stara się ocieplić swój wizerunek, ale w granicach kościelnego systemu. Dlatego Franciszek zamiast znieść lub przebudować dawną Inkwizycję, swą nominacją kontynuuje jej istnienie. Nadzieja dla katolików w tym, że chce odmienić jej oblicze z cenzorskiego na fabrykę niesztampowej myśli teologicznej.

Trochę w duchu „szorstkiej przyjaźni” Franciszka z Ratzingerem jako „papieżem emerytem”. Zainspirowała ona nawet producentów filmowych i ociepliła wizerunek Watykanu. Była tematem niezliczonych komentarzy i analiz, których autorzy próbowali dociec, czy taka sytuacja może się powtórzyć albo w ogóle na stałe wejść do praktyki watykańskiej.

Jak dotąd nic na to nie wskazuje, bo Franciszek wyraźnie zadomowił się w Watykanie i ciężko pracuje, aby zabezpieczyć dziedzictwo swego pontyfikatu. I to właśnie w tych ramach należy patrzeć na nominację abp. Fernandeza. Znają się z Bergoglio od wielu lat. Jego poglądy na rolę Kościoła we współczesnym świecie inspirowały Franciszka na długo przedtem, nim został następcą Ratzingera. Fernandez miał wielki wpływ na dokument przyjęty przez biskupów południowoamerykańskich na zgromadzeniu w brazylijskiej miejscowości Aparacida. Obaj wywodzą się z Kościoła w Nowym Świecie. Patrzą na Kościół powszechny z tej perspektywy, bo ukształtowało ich doświadczenie inne niż europejskie. Jeśli Kościół ma egzystencjalną przyszłość, to raczej w Ameryce Łacińskiej, Afryce, Azji.

Co więcej, abp Fernandez miał wkład w dokumenty Bergoglia już jako papieża. Współkształtował przekaz obecnego papieża, np. w sprawie zgody na udzielanie sakramentu komunii katolikom, którzy po rozwodzie zawarli nowe małżeństwo. Na jesień przyszłego roku planowany jest synod biskupów rzymskokatolickich. W nowej roli Fernandez może odegrać na nim istotną rolę.

Bezprecedensowym zdarzeniem towarzyszącym nominacji Fernandeza jest publikacja listu Franciszka do niego, w którym papież wskazuje, jak nowy szef najważniejszej dykasterii ma działać. Otóż ma unikać „metod niemoralnych” w obronie wiary, skupić się na tym, co w doktrynie niesie nadzieję, a nie na wytykaniu i piętnowaniu błędów doktrynalnych. Dziś większość spraw rozpatrywanych przez dykasterię dotyczy nadużyć seksualnych w Kościele. Zajmuje się nimi specjalny wydział.

Fernandeza papież widzi jako przede wszystkim „kontrolera jakości” pracy wykonywanej przez watykańskie „ministerstwa”. Ma czuwać, by kuria watykańska działała nie tylko zgodnie z doktryną katolicką, ale też zgodnie z nauczaniem samego papieża Franciszka. Nie wiadomo dokładnie, na czym polegają „niemoralne metody” „ministerstwa” poprawności doktrynalnej, ale samo użycie takiej frazy jest aktem pewnej odwagi. Z kolei pomysł z „kontrolą jakości” brzmi biurokratycznie. Być może jest efektem nieustannej krytyki posunięć i wypowiedzi Franciszka przez krytyków jego pontyfikatu na kościelnej prawicy.

Po objęciu urzędu Fernandez zacznie działać, a Kościół, katolicy i cała opinia publiczna zaczną jego działania analizować i oceniać. W dziesiątym roku rządów Franciszka w Kościele mamy jednak moment zwrotny. Papież chce mieć u boku człowieka, z którym nic go nie dzieli, a wszystko łączy. Chce wzmocnić i skonsolidować swoją władzę przed synodem biskupów, który może być dla niego trudnym wyzwaniem. Fernandez poda mu przyjazną rękę. Mogą stworzyć odnowicielski tandem, całkiem inny niż Ratzinger-Wojtyła.