Zabolało

Na wystawienie nakazu aresztowania Putina Rosja zareagowała histerycznie. To znak, że zabolało. Rzecznik Kremla zwołał nadzwyczajną konferencję prasową, dygnitarze zgodnym chórem wysławiali prezydenta. Putin chce być graczem globalnym, tymczasem stał się pariasem. Widzą to liderzy gotowi do współpracy z Kremlem. Niejeden dyktator się przeliczył, licząc, że mu włos z głowy nie spadnie za zbrodnie, które popełniono na jego rozkaz. Kardadzić, Saddam Husajn, Pinochet stanęli przed trybunałami, choć przedtem byli panami życia i śmierci swych obywateli.

Rosja nie współpracuje z Międzynarodowym Sądem Karnym w Hadze. Nie uznaje jego jurysdykcji, nie wyda Putina w ręce Trybunału. Ale wiadomość o nakazie obiegła wszystkie media. To wielki wstyd dla Rosji i Rosjan, którzy popierają Putina. Muszą teraz pogodzić się z tym, że ich prezydent, którego wielbią i któremu bezgranicznie ufają, ma postawione kryminalne zarzuty, o których usłyszał cały świat. W sensie psychologii społecznej to nagły, bulwersujący zwrot akcji. Przecież dla nich Rosja to Putin, a Putin to Rosja.

Zarzuty na domiar złego są porażające, bo dotyczą dzieci. Sierot, które straciły rodziców wskutek napaści Rosji na Ukrainę. Te dzieci wpadły w ręce agresorów na okupowanych przez nich terenach Ukrainy. Kreml wydał rozkaz ich przewiezienia na teren Rosji i wynarodowienia metodą adopcji przez rodziny rosyjskie. Nam w Polsce od razu kojarzy się to z dziećmi z Zamojszczyzny, przeznaczonymi przez niemieckiego okupanta do germanizacji.

Porywanie obywateli okupowanego państwa jest zabronione przez konwencje międzynarodowe. W szczególności dzieci. Dzieci osierocone mają zwykle rodziny. Powinno się zrobić wszystko, by do nich dołączyły. Miejsce ukraińskich sierot wojennych jest w ich ukraińskich rodzinach na terenie Ukrainy lub w innym kraju wskazanym przez te rodziny, choćby w Polsce.

Z kilku tysięcy porwanych dzieci do rodzin wróciło z Rosji zaledwie kilkaset. Rosyjska propaganda pokazuje filmy, w których porwane i wynaradawiane dzieci machają rosyjskimi chorągiewkami i śpiewają hymn Rosji na wypoczynkowych obozach na okupowanym przez Rosję Krymie.

Na plan pierwszy wysuwa się tu Maria Lwowa-Biełowa, mianowana rosyjską rzeczniczką praw dziecka. To ona kieruje tą haniebną operacją. Publicznie dziękowała Putinowi, że mogła sama adoptować chłopca z Mariupola. Na nią też haski Sąd wystawił nakaz aresztowania. Ma mniejsze niż jej mocodawca Putin szanse, by uniknąć aresztowania i procesu sądowego. Na wiadomość zareagowała ironią: widzę, że moja praca została zauważona. Dołączyła do Marii Zacharowej, rzeczniczki MSZ, zajadłej raszystki. Nie ma słów, by wyrazić odrazę do takich służalczych funkcjonariuszek reżimu.

Rosja popełnia zbrodnie wojenne w Ukrainie od samego początku inwazji. Prowadzi ją celowo i z premedytacją metodami niemieckimi z lat drugiej wojny światowej: atakuje ludność cywilną, by siać strach i przerażenie i złamać morale społeczeństwa. Przerażone społeczeństwo ma się zwrócić przeciwko władzy i zmusić je do zawarcia pokoju za wszelką cenę. Na razie ta rosyjska kalkulacja się nie powiodła, więc należy się spodziewać eskalacji działań rosyjskich wymierzonych w ludność cywilną. Aż do skutku.

Od pierwszego dnia napaści wolny demokratyczny świat nie miał wątpliwości, że jest ona bezprawna i bezpodstawna, a jej celem jest zniszczenie państwa ukraińskiego i wynarodowienie Ukraińców. Taki był cel polityki Rosji wobec Ukrainy za caratu, za Sowietów, a teraz za Putina. Stawianie oporu tej polityce jest zgodne z prawem międzynarodowym, etyką humanistyczną i chrześcijańską.

Porywanie i wynaradawianie dzieci to pierwsza sprawa na wokandzie haskiego sądu. Następne nakazy aresztowania powinny być wystawione na zbrodniarzy z Buczy, Mariupola i innych miejsc w Ukrainie, gdzie doszło do mordowania osób cywilnych i jeńców wojennych. Zbrodniarze nie mogą czuć się bezkarni.