Bitwa o papieża

To czysta przedwyborcza kalkulacja polityczna. PiS chce uchwałą „w obronie” Jana Pawła II upiec dwie pieczenie: przykryć tragedię Mikołaja Filiksa i zamknąć usta dziennikarzom drążącym sprawę potraktowania przez kardynała Karola Wojtyłę księży pedofilów, o których przestępstwach nie mógł nie wiedzieć. Choćby dlatego, że doskonale orientował się, że ta sprawa może być wykorzystana przeciwko Kościołowi przez policję polityczną PRL. Sam był przecież obiektem jej zainteresowania.

Chroniąc księży krzywdzących dzieci, miał na uwadze interes Kościoła, ale w tej sprawie cel nie uświęcał środków. Dobro ofiar zostało uznane za mniejsze niż dobro instytucji.

Reportaż Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3” PiS z episkopatem uznały jednak za nowy zamach na Jana Pawła II zamiast za okazję do włączenia się w dyskusję. Okazję zmarnowano, rozpętało się piekło. A przecież wystarczyłoby zaprosić historyków i ekspertów niezależnych od władz kościelnych i państwowych, dać im dostęp do archiwów kościelnych, aby mogli zweryfikować ustalenia dziennikarzy. Bez żadnej założonej z góry tezy „za” lub „przeciw”. Tak się stało w Kościele w Irlandii, Niemczech, Francji. Nie od razu i nie bez oporów, ale jednak. Był szok, ale wrzód został przecięty i rana mogła zacząć się goić.

Oczywiście, sytuacja w Polsce jest wyjątkowa. Mówimy o Polaku, pierwszym w naszej historii papieżu, i to uznanym w Kościele za świętego. O patriocie, który stanął po stronie ruchu Solidarności, kiedy prześladowały go ówczesne władze polityczne, a kościelne wahały się po 13 grudnia, jaką zająć postawę. Postawa papieża pomogła prześladowanej Solidarności przetrwać w podziemiu i to jej przede wszystkim Polska zawdzięcza niepodległość, wolność i demokrację. Śledztwo dziennikarskie w konkretnej sprawie nie podważa kościelnych i narodowych zasług Jana Pawła II. To aż śmieszne, że prawica chce bronić autorytetu papieża przed uczciwymi mediami w taki sposób, mieszając swój interes polityczny z hagiografią.

To, że w tak gorącej dziś sprawie jak kryzys pedofilski w Kościele część katolików ma wielki kłopot z przyjęciem do wiadomości, że największy autorytet Polaków w drugiej połowy XX w. mógł popełnić tak poważne błędy, budzi różne reakcje. Wielu Polaków, nie tylko wierzących, ogarnia smutek i rozczarowanie, inni bronią siebie i papieża przez podważanie sensu dyskusji na ten temat, a czasem przez atak na heroldów złych wieści.

Nie jest to dobra metoda. Raz postawionych pytań i prób odpowiedzi nie da się w dzisiejszych realiach zamieść pod dywan. Odmowa rzetelnej debaty nie jest obroną autorytetu Karola Wojtyły, tylko jego polityczną instrumentalizacją. Pogłębia podziały, pomaga promować się cynicznym politykierom strojącym się w szaty obrońców papieża, katolicyzmu, cywilizacji. Nie mają oni skrupułów, by pięć minut po uchwale szerzyć nienawiść do jej krytyków.

Krytycy mają rację: uchwała jest aktem politycznym, a Sejm nie powinien jej w ogóle podejmować. Ani w wersji hołdowniczej (PSL), ani w wersji konfrontacyjnej (PiS), kopiującej stereotypy wojny kulturowej z liberalną demokracją.