Zostanie po nim dymisja

Nie byłoby papieża Benedykta XVI bez papieża Jana Pawła II. To papież Wojtyła wezwał Ratzingera do Rzymu, by pokierował watykańskim „ministerstwem poprawności doktrynalnej”, Kongregacją Nauki Wiary. Ratzinger był bliskim współpracownikiem Wojtyły, obaj należeli do tego samego pokolenia drugiej wojny światowej, II Soboru Watykańskiego, obalenia żelaznej kurtyny i upadku bloku sowieckiego. Obaj rządzili w Kościele w poczuciu, że tylko doktryna katolicka jest prawdą pełną i całkowitą, a ich zadaniem jest jej umacnianie. Bo upadają ideologie, przymierza i reżimy, a Kościół rzymski trwa.

Tej pewności u nich obu nie zachwiały kryzysy w samym Kościele powszechnym, na czele z kryzysem pedofilskim. Przyjaźń i współpraca papieża z Polski z pancernym strażnikiem doktryny pochodzącym z Niemiec mogła się wydawać w Europie po nazizmie i komunizmie czymś niespodziewanym, może nawet proroczym znakiem.

Benedykt XVI miał życie długie i spełnione. Stał się symbolem ortodoksji rzymskokatolickiej w epoce „dyktatury relatywizmu” i „postprawdy”. W kręgach ultrakatolickich cieszył się znacznie większym uznaniem niż jego następca Franciszek, a nawet jego poprzednik Jan Paweł II. Był dla prawicy kościelnej pogromcą wszelkich liberalnych nowinek w Kościele i współczesnej kulturze, intelektualnym i moralnym wzorcem ortodoksji w czasach nielubiących jakiejkolwiek ortodoksji.

Wojtyła widział przyszłość KK w katolicyzmie masowym, Ratzinger radził się szykować do epoki katakumbowej, w której przetrwanie chrześcijaństwa zapewnią małe wspólnoty – niczym wyspy żywej wiary oblane morzem religijnej obojętności. Franciszek idzie raczej drogą Wojtyły. Ratzinger był typem intelektualnym, profesorskim, nielubiącym poklasku tłumów, choć zdarzało mu się kościelne celebryctwo w stylu parady mody kościelnej w „Rzymie” Felliniego.

Zostawił po sobie spory i ceniony w kościelnym kręgu akademickim dorobek teologiczny. Do odbiorcy masowego przebiły się jego obszerne wywiady rzeki z nawróconym na katolicyzm niemieckim dziennikarzem Peterem Seewaldem. A także niedługie, napisane wolnym od kościelnej nowomowy językiem „Wprowadzenie do chrześcijaństwa”. Świat zarówno katolicki, jak i pozakatolicki zapamięta przede wszystkim, że Benedykt XVI miał odwagę zejść z papieskiego tronu, gdy poczuł, że nie da rady być papieżem do końca życia. Rzeczywistość tego tronowania przerosła jego siły. Ortodoksja to jest dobra rzecz w enklawie ratzingerowców, w realnym świecie mało kto jej potrzebuje.