Źle bardzo: Qatargate

Eurodeputowani Brudziński, Jaki i Wiśniewska głosowali na posiedzeniu właściwej komisji Parlamentu Europejskiego za zniesieniem obowiązku wizowego m.in. dla Kataru. Podobnie jak deputowani z ramienia EPP: Halicki, Jarosław Duda, Hetman. Przeciw głosowała m.in. Róża Thun, obecnie we frakcji Renew.

Rutynowe posiedzenie, zakończone głosowaniem na korzyść Kataru, nabrało rozgłosu, bo wzięła w nim udział, choć do komisji nie należała, i głosowała „za” Eva Kaili, wschodząca gwiazda polityki greckiej i europejskiej. W Parlamencie dopuszczalne jest głosowanie zastępcze, jeśli deputowany z uzasadnionych powodów nie może wziąć w nim udziału.

Ale z dotychczasowych ustaleń wynika, że na to konkretne posiedzenie stawili się wszyscy członkowie komisji z ramienia frakcji S&D. Gdy okazało się, że coś nie gra, bo jest nadwyżka jednego głosu w ich reprezentacji, jedna z deputowanych wycofała swój głos, by rachunek się zgadzał. I tak z gwiazdy Eva Kaili stała się bohaterką afery korupcyjnej nazwanej w mediach Qatargate. Została aresztowana i zawieszona w funkcjach w europarlamencie. Sprawa jest rozwojowa. Jej partner przyznał się do udziału w aferze, twierdzi, że Kaili nie ma z nią nic wspólnego.

Afera już wyrządziła wielkie szkody wizerunkowe i polityczne Parlamentowi i centrolewicowej frakcji, drugiej sile w PE. W zamian za przeforsowanie uchylenia reżimu wizowego Katarczycy mieli wypłacić pokątnie setki tysięcy euro w gotówce byłym asystentom uwikłanych deputowanych. Wielkie sumy zabezpieczyła policja belgijska podczas rewizji w ich mieszkaniach. Należy się spodziewać procesów sądowych.

Kupowanie pozaprawnych usług lobbystycznych ze strony eurodeputowanych byłoby skandalem w każdej frakcji. Tu mamy do czynienia jeszcze z jednym nadużyciem. W skandal są zamieszane niektóre organizacje pozarządowe, NGOs, oficjalnie działające w szczytnych celach. Za piękną fasadą szedł brudny biznes. To podważa do nich zaufanie ludzi dobrej woli. I tak szajka uprzywilejowanych pogrzebała lewicowe marzenie o bardziej sprawiedliwym świecie, które miało przyświecać tym organizacjom i tej frakcji.

Naturalnie eurodeputowani z Polski, którzy głosowali z Evą Kaili za zniesieniem wiz UE dla Katarczyków, nie mieli nic wspólnego z jej domniemanym udziałem w przestępczym procederze. Miejmy nadzieję, że jeśli dojdzie do głosowania w tej sprawie na forum całego Parlamentu, zastanowią się dwa razy, czy należy głosować na tak. Katar na to nie zasługuje, a Parlament powinien potraktować tę sprawę bardzo poważnie. Miejmy też nadzieję, że afera okaże się wyjątkiem, a nie regułą w funkcjonowaniu PE.

Tak czy inaczej, bezczelna prywata i obłudne przemówienia wychwalające rzekome postępy emiratu na polu prawa pracy i praw człowieka dostarczyły paliwa skrajnie prawicowym krytykom UE. Na szczęście znalazł się ktoś bijący na alarm, znaleźli się prokuratorzy gotowi do śledztwa i niezależne proeuropejskie media niewahające się nagłośnić korupcji w centralnej instytucji demokracji unijnej.

Domknięcie tej sprawy musi nastąpić przed kolejnymi wyborami do PE, przypadającymi za dwa lata. Leży to w interesie całej Unii, nie tylko Parlamentu i frakcji centrolewicy. Obecna szefowa PE Roberta Metsola – Kaili była jedną z jej zastępczyń na tym wysokim urzędzie – staje przed nie lada jakim wyzwaniem: chodzi o odbudowę zaufania do Parlamentu.