Bardziej pisowski od PiS

Dobrze, że opozycja zgłasza raz za razem wnioski o odwołanie Ziobry z rządu. Przegrywa z sejmową arytmetyką, ale zyskuje okazję do nagłośnienia w Sejmie szkodliwości ziobrystów dla państwa i społeczeństwa. Ziobro musi odejść wraz ze swoimi przybocznymi i prędzej czy później odejdzie. Za każdym razem, gdy staje na sejmowej mównicy, by zamiast odpowiedzieć na konkretne zarzuty, atakować domagających się jego odwołania, broni się metodą ataków na opozycję i na Tuska. Treść, styl i ton tych ataków nie zasługuje na komentowanie.

Nic nowego pod słońcem, ale chmury nad panem Zero gęstnieją po jego występach przed Sejmem i przed milionową publicznością, która ogląda jego mowę ciała przypominającą kowboja ze spaghetti westernu. I słucha, jak sam demaskuje swoją mściwość i brak zdolności do odstąpienia od własnych błędów, czyli cechy prawdziwego lidera. Gdyby nie obecny układ sił w Sejmie, byłby politykiem marginalnym. To, że jest filarem rządu, rzuca snop światła na słabość kadrową obozu Kaczyńskiego.

Grupka Ziobry to skrajnie prawicowe skrzydło obozu Kaczyńskiego. Kaczyński je toleruje, by mieć bezpieczną większość w Sejmie i bronić jej przed skrajną prawicą, której nie kontroluje. W ten sposób blokuje sobie dostęp do elektoratu centrowego: spycha PiS z pozycji partii ludowej na pozycję ugrupowania ekstremistycznego. To uderza w cały obóz polityczny. Nie wszyscy są tam ekstremistami, lecz ich głos nie przebija się do opinii publicznej, chyba że porzucą Kaczyńskiego, jak np. Piotr Woźniak, były minister gospodarki.

Przeciwko odwołaniu Ziobry głosowała większość pisowska i drobnica sejmowa z nią powiązana. Do wygranej zabrakło opozycji pięciu głosów. Większość Kaczyńskiego jest dziś niestabilna. W każdym ważnym głosowaniu PiS musi ją na nowo zbierać. Dlatego bronią Ziobry i dają synekury ziobrystom. Mimo że wiedzą, jaką cenę płaci za to, także dosłownie, w euro, państwo polskie.

Obserwowałem krakowskie początki jego kariery publicznej w stowarzyszeniu, nomen omen, „Katon” na rzecz pomocy prawnej osobom mającym poczucie, że są ofiarami źle działającego wymiaru sprawiedliwości. Jak wiadomo, takie pretensje zgłaszają zwykle ci, którzy przegrali swoje sprawy w sadzie. Katon był w starożytnym Rzymie trybunem ludowym, który doprowadził do skazania na śmierć zwolenników Katyliny, rywala Cycerona w walce o władzę w ramach sporu republikanów z tyranią.

Zacietrzewiony populizm Ziobry został dostrzeżony. Piął się po pisowskiej drabinie. Robił dobre wyniki wyborcze, choć w Małopolsce, a nie w samym Krakowie, gdzie przegrał, kandydując na prezydenta miasta. Spadł z drabiny w 2011 r., gdy został wykluczony z partii Kaczyńskiego jako rozłamowiec. Uniknął o włos postawienia przed Trybunałem Stanu – m.in. w związku z bezprawnym działaniem, które miało wykończyć politycznie Leppera – bo PiS doszedł do władzy, a Ziobro wrócił do łask Kaczyńskiego, ale już nie do jego partii.

Dostał zadanie do wykonania na odcinku podporządkowania sądownictwa i miał czekać na pełną rehabilitację w oczach kierownictwa PiS. Musiał i musi się starać, by sobie na nią zasłużyć. Tymczasem PiS się otłuszczał coraz większym kosztem, a Ziobro zorientował się, że zaczyna zdobywać przewagę dzięki formalnej niezależności, jaką daje status koalicjanta. I wykorzystał to bezwzględnie, odgrywając coraz śmielej rolę recenzenta polityki Morawieckiego. Rósł w siłę w wewnętrznej rozgrywce, choć w społeczeństwie jego ugrupowanie wciąż balansuje wokół zerowego poparcia. To nie jest życiorys męża stanu, tylko politycznego lawiranta, którego łączy z Kaczyńskim osobowość obsesyjna.

Wśród prawników miał opinię marną, podobnie jak Andrzej Duda, a jednak Kaczyński wypromował Ziobrę na pierwszego prawnika w pisowskim państwie. Nie bez powodu. Kaczyński żywi się obsesją na punkcie Tuska, Niemiec i katastrofy smoleńskiej. Ziobro – na punkcie zrobienia swoich porządków w sądownictwie bez oglądania się na prawo unijne i międzynarodowe (konwencja stambulska o ochronie praw kobiet). Ponieważ nasze członkostwo w UE te zapędy powściąga, stał się ze swymi przybocznymi głosem polexitu w obozie Kaczyńskiego.

Widzimy teraz, dlaczego Ziobro musi zostać w rządzie Morawieckiego, choć niby idą z sobą na udry. W destrukcji jest bardziej pisowski niż PiS. Przyda się do ogłoszonego przez Kaczyńskiego „niszczenia tych ludzi”.