Co z tymi Węgrami?

Węgry Orbána to „hybrydowy reżim autokracji wyborczej”. To państwo nie w pełni demokratyczne, w którym odbywają się wybory, ale naruszane są normy i wartości demokratyczne zapisane w traktatach o Unii Europejskiej. Rządy prawa, wolności obywatelskie.

Doprowadziła do tego także polityka Komisji Europejskiej, która działa opieszale. Nie realizuje skutecznie postępowania naprawczego wszczętego cztery lata temu na podstawie art. 7 traktatów w tej sprawie. Węgry nie powinny otrzymać funduszy, póki trwa obecny stan rzeczy. Komisja musi potraktować poważnie swoje obowiązki, inaczej będzie współwinna tolerowania tej sytuacji, która jest nie do pogodzenia z prawem i etosem UE.

Takie wnioski zawiera sprawozdanie przedstawione Parlamentowi Europejskiemu i przyjęte po debacie wyraźną przewagą głosów deputowanych. Dwie rzeczy warto podkreślić: że według raportu dla PE sytuacja na Węgrzech jeszcze się pogorszyła, a po drugie, że krytyka dotyka także Komisji Europejskiej.

Przyjęcie raportu nie ma wiążącej mocy prawnej, ale ma wagę polityczną. Szczególnie u nas, bo mamy podobne problemy z demokracją pod rządami PiS. Komisja Europejska „odpaliła” ten sam art. 7 w sprawie naruszeń praworządności po dojściu Kaczyńskiego do władzy. I to wcześniej niż wobec Węgier. Niestety, w obu przypadkach młyny unijne mielą zbyt wolno. Ma to wiele przyczyn politycznych: Unia opiera się na zasadzie konsensu, a decyzje w Radzie Europejskiej w wybranych dziedzinach o szczególnej wrażliwości podejmuje się jednomyślnie. Na tym polega konsensualna istota tej dobrowolnej wspólnoty. Nie brano pod uwagę, że pojawiają się w niej „suwereniści”, którzy są de facto jej przeciwnikami.

Węgry Orbána i Polska Kaczyńskiego liczą, że w razie czego sięgną po szantaż, iż zawetują ważne plany i decyzje. Ich drogi się na chwilę rozeszły, gdy Orbán okazał się miękki wobec Putina, ale niedawno premier Morawiecki ogłosił, że znów się zeszły. Jasne, że się zeszły, bo przecież oba rządy widzą w Unii i Zachodzie większe zagrożenie niż w Rosji. Tylko po co im w takim razie Unia i po co one Unii, której tak nie lubią?