Po co im ten stan wyjątkowy?

Nie chcieli ogłosić stanu wyjątkowego w pandemii, chcą ogłosić w kryzysie humanitarnym i politycznym wokół uchodźców pod Usnarzem. „Pic i fotomontaż” – tak skomentował Trzaskowski zapowiedź wprowadzenia stanu wyjątkowego przy granicy polsko-białoruskiej. Za ostro? To niech władza przedstawi w Sejmie przekonujące powody.

Tak, uchodźcy są ofiarą antyunijnej operacji reżimu Łukaszenki. Nikt nie kwestionuje u nas, że taka operacja się toczy, ani że ochrona naszych granic jest podwójnym obowiązkiem państwa: wobec Polski i wobec UE. Tylko czemu nie poprosi o współpracę w tej ochronie Frontexu, który ma w Warszawie swoją centralę? Bo sama da radę? Przecież nie daje, skoro chce środków wyjątkowych.

Na dodatek stan wyjątkowy to grom z jasnego nieba dla miejscowej ludności, która nie wie, co on może dla niej oznaczać. Już się martwią ludzie żyjący z usług turystycznych i lokalna społeczność muzułmańskich Tatarów w Kruszynianach. Mają prawo do informacji, tak samo jak szersza opinia publiczna.

Dopóki obecna władza nie przedstawi społeczeństwu przekonujących powodów takiego posunięcia, wygląda na to, że stan wyjątkowy ma posłużyć jej do dwóch celów: żebyśmy nie widzieli, co się dzieje, i żeby uderzyć w społeczeństwo obywatelskie. Jeśli podczas debaty sejmowej rząd nie przekona opozycji, powinna głosować przeciw, a prezydent Duda nie powinien podpisywać ustawy. Trzeba było się przygotować, a nie zbijać bąki. Od tego władza ma wywiad i analityków.

Jest jeszcze kontekst gęsty od symboli historycznych. Zapowiedź ogłoszenia stanu wyjątkowego zbiega się z kolejną rocznicą zakończenia strajków sierpniowych torujących drogę powstaniu Solidarności i przypadło w roku 40-lecia zamachu 13 grudnia, który miał zniszczyć pierwsze w historii wolne, niezależne od nadzoru politycznego związki zawodowe. Nie zniszczył, ale zniszczył na długie lata nadzieję, że w Polsce będzie kiedyś demokracja i wolność.

Dziś wielu mieszkańców Polski przeżywa podobny niepokój. 13 osób rozchylających drut kolczasty w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa trafia do aresztu. Niby-Trybunał Konstytucyjny ma osądzić, co już dawno temu rozstrzygnął naród w referendum o przystąpieniu do Unii Europejskiej: że jesteśmy gotowi respektować zasady tego dobrowolnego stowarzyszenia, w tym prymat prawa unijnego nad prawem państw członkowskich.

Znów musimy oglądać oddzielne obchody rocznicy porozumień sierpniowych: jedne z udziałem dygnitarzy obecnej władzy, drugie, obywatelskie, z udziałem Lecha Wałęsy. Wałęsę obóz obecnej władzy traktuje jak morowe powietrze. Tak jak traktowała go propaganda i władza stanu wojennego.

Ta podwójność jest chora. Wspólnoty tak się nie buduje. Czy premierowi Morawieckiemu uschłaby ręka, gdyby wymienił uścisk z Wałęsą, jedynym polskim pokojowym noblistą, pierwszym prezydentem wolnej Polski? Czy ministrom ubyłoby urzędowego prestiżu, gdyby przemówili ludzkim głosem o dramacie uchodźców zmuszonych do ucieczki z własnej ojczyzny?

Myśmy też nieraz uciekali z nadzieją, że znajdziemy pomoc. Znaleźliśmy ją podczas wojny m.in. w Persji, na Bliskim Wschodzie, w Afryce, a w epoce komunizmu w demokratycznych państwach europejskich i za oceanem. Wszystko się zmienia, ale nie złote reguły: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe; warto być przyzwoitym; nie ma wolności bez solidarności.