„Marsz lunatyków”, procesja ślepców

Mamy więc przygraniczny stan wyjątkowy na kresach wschodnich. Zarządzony przez prezydenta bez zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego, w której są przedstawiciele opozycji. Gdyby Rada została zwołana, a opozycja poznała i przyjęła do wiadomości powody zarządzenia, byłaby inna rozmowa.

Można było też zwołać niejawne posiedzenie Sejmu, a przynajmniej stosownych komisji sejmowych w tym celu. A tak wyszło, jak zwykle pod rządami Kaczyńskiego, który zresztą schował się znowu na Nowogrodzkiej, by stamtąd zarządzać kryzysem. „Marsz lunatyków”, procesja ślepców.

Te zaniechania potęgują przekonanie opozycji, że chodzi o odcięcie opinii publicznej od rzetelnej informacji i wypchnięcie mediów i społeczników z pasa przygranicznego. A nawet że chcą tam przećwiczyć stan wyjątkowy nie żeby chronić granice, tylko swoją władzę. Nie ma się co zżymać na takie spekulacje: gdyby chcieli i umieli rzetelnie komunikować się z opozycją, to teorie spiskowe by nie weszły do szerszego obiegu.

Taka jest cena mylenia propagandy z dialogiem. W państwach bałtyckich decyzje o płotach poprzedził dialog parlamentarny. U nas znów stoi wszystko na głowie: najpierw kontrowersyjna decyzja, później debata sejmowa. Znów pokazują, jaki mają stosunek do demokracji i praworządności.

Przekaz dnia znamy – granice obronimy, wojnę hybrydową wygramy sami, bez Fronteksu i Brukseli, a kto jest przeciw płotom i drutom, ten agentem Łukaszenki. A jaki jest prawdziwy bilans dnia? Oto taki, że bezzębnej ponoć Komisji Europejskiej rosną kły: fundusze dla Polski nadal „w analizie”, czyli zamrożone. Bo Kaczyński nie chce zdyscyplinować Ziobry, wymachującego antyunijną szabelką na koniku bujanym. Gdyby nie było z tego tak wielkich strat politycznych, a może i materialnych dla kraju, można by to uznać za lunatyczne fanaberie.

Ale to jest coś więcej i coś równie ponurego: trzymają się kursu konfrontacyjnego wobec opozycji i wobec Unii.

Tak zwany Trybunał Konstytucyjny niby zagrał na zwłokę. Odpowie na wniosek Morawieckiego pod koniec września. Chodziło pewno o to, aby nie rzucać granatu podczas wizyty komisarzy unijnych w Warszawie. Rzucą, gdy Unia jednak zażąda traktowania praworządności poważnie, zgodnie z prawem unijnym i polskim. Morawiecki wciąż może wytrącić granat z ręki, wycofując swój wniosek z tzw. TK.

No tak, ale Duda też mógł zwołać RBN, Witek mogła się porozumieć z opozycją na temat nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu w sprawie stanu wyjątkowego, Kaczyński mógł przemówić do społeczeństwa w tej samej sprawie (w obronie Kościołów wystąpił bezzwłocznie), Ziobro mógł przestać prowokować Unię, zamiast dolewać benzyny. A więc konfrontacja jako odpowiedź na wszystkie kryzysy rządzenia i zaufania. „Marsz lunatyków”, procesja ślepców.