Macierzyństwo i ojcostwo

Abp Jędraszewski uznał słowa Tuska o macierzyństwie jako udręce za obraźliwe. Nie odniósł się do kontekstu. Kontekst był taki, że zdaniem Tuska pod rządami Czarnków, Ziobrów i mizoginów kobiety będą miały życie gorszego sortu. Bo ich wyobrażenie o roli kobiety to relikt epoki, w której kobieta musi robić wszystko w domu. W tak pojmowanej rodzinie macierzyństwo może być dla kobiety udręką przez 20 lat, czyli do opuszczenia przez dzieci rodzinnego gniazda.

Może to było niepotrzebne uogólnienie, ale wolałbym, by się do tych słów Tuska odniosły polskie matki, niż żeby z nimi polemizował dygnitarz kościelny, znany z wypowiedzi przeciwko strajkowi kobiet i adresów pochwalnych do obecnej władzy. Zwłaszcza te kobiety, które mają przewlekle i nieuleczalnie chore dzieci, które żyją w ubóstwie, bez dostatecznego wsparcia ze strony państwa, a czasem nawet własnego partnera, ojca dzieci, lub swojej rodziny.

Z pewnością są wśród nich i takie, które tym bardziej mogły się poczuć urażone słowami Tuska, bo mimo wszystkich tych trudności czerpią z macierzyństwa satysfakcję. Ale są i takie, które nie dają rady i znikąd nie mają pomocy, więc ckliwymi frazesami krakowskiego biskupa mogą być tak samo zniesmaczone.

A konkret socjologiczny jest taki, że 13 proc. polskich rodziców zdeklarowało w badaniu uczelni SWPS, że żałuje, iż zdecydowało się mieć dzieci. Doświadczenie rodzicielstwa niejedno ma imię, podobnie jak doświadczenie dzieciństwa. Kościół zamiast wdawać się w polemiki z nielubianymi politykami na te tematy, zrobiłby lepiej, gdyby pomógł ludziom, których dzieciństwo i rodzicielstwo nie miały wiele wspólnego z obrazkami Świętej Rodziny.

Weźmy przykład niepełnosprawnych chłopców pod opieką dominikanek w Broniszewicach.Tych, które wydreptały, udając pingwinki, 5 mln zł w internecie na opiekę nad nimi. Ktoś tych chłopców oddał pod ich skrzydła, a one, nie doczekawszy się dostatecznego wsparcia, same zabrały się do dzieła.To z nich Kościół może być dumny i o nich powinien mówić. Co zawiodło? Czemu macierzyństwo okazało się w tym przypadku ciężarem nie do udźwignięcia? Dlaczego siostry musiały sięgnąć po taki sposób pozyskania funduszy? Frazesy wyjaśnień i wniosków nie zastąpią.

No i to nieszczęsne świeże kazanie bp. Długosza o księżach pedofilach. Na Jasnej Górze odważył się porównać biskupów informujących odpowiednie władze o księżach krzywdzących nieletnich do prokuratorów donoszących sądom na grzesznego syna.

Czy bp Długosz zdaje sobie sprawę, co mówi? Obowiązek informowania odpowiednich organów państwa o księżach pedofilach nakłada na biskupów prawo kościelne i państwowe! Jego słowa brzmią jak zachęta nie do ojcowskiej miłości, lecz łamania prawa!

To się w głowie nie mieści, że mogły paść publicznie i w obecności innych biskupów, którzy zresztą nie zareagowali słowem czy gestem, a powinni. Nie tylko z tego powodu. Także jako duszpasterze: współczucie, pociecha i wyrównanie krzywdy w tym przypadku należą się ofiarom, a sprawcom należy się sprawiedliwa kara, a dopiero później leczenie psychiczne i duchowe. A do młodzieży nie powinni mieć dostępu.

Tu jest sedno sprawy: wydaje się, że bp Długosz w istocie chce bronić kolegów w episkopacie, którzy „nie donoszą”, czyli chronią księży krzywdzicieli. Buduje im pseudoewangeliczne alibi i ogłasza, że padają ofiarą ataku i „są karani za grzechy synów”. Nie, są pociągani do odpowiedzialności za ignorowanie prawa. Kochający ojciec nie broni przed karą syna, któremu udowodniono przestępstwo.