„Antyhomofobus”

Jest odpowiedź na furgonetki homofobiczne i „prolajferskie”. Lada dzień na ulice Warszawy ma wyjechać furgonetka z hasłem „Pedofile grasują najczęściej w Kościele i tradycyjnej rodzinie”. Hasło streszcza wnioski nie jakiejś grupy aktywistów, tylko Państwowej Komisji ds. Pedofilii, powołanej z poparciem PiS przez Sejm.

Niby oczywista oczywistość, bo wiadomo o tym od dawna, ale dla pisowskiej prawicy to wiedza zakazana. Nie reklamują jej na swych furgonetkach orędownicy „konserwatywnej kontrrewolucji” Kaczyńskiego i Jędraszewskiego.

Mówią, że kropla drąży skałę powoli. Ale dwa lata ustawicznej kampanii przeciwko prawom kobiet i mniejszości już zmieniły przekonania społeczne. Rośnie poparcie dla tych praw (patrz poprzedni felieton). A miało być odwrotnie: furgonetki fundamentalistów miały przekonać Polaków, że pedofile to głównie homoseksualiści – raport Komisji stwierdza, że częściej ofiarą pedofili padają dziewczynki – a kobiety usuwające niechcianą ciążę to wyuzdane dzieciobójczynie, które nie mają „ugruntowanych cnót niewieścich”.

I oto Sąd Okręgowy w Szczecinie przyznał rację aktywiście, który miał dość jeżdżenia po mieście furgonetki z hasłami zestawiającymi pedofilów ze społecznością LGBT. Jest tu odrobina dziegciu, bo czemu dopiero Sąd Okręgowy, a nie rejonowy? Przecież że takie hasło to homofobia, zniesławiająca insynuacja i szczucie przeciw osobom nieheteroseksualnym, wydaje się oczywiste. Bezcenne prawo do wolności słowa nie obejmuje mowy nienawiści, bo to nie jest mowa, tylko rynsztok bełkotu. To chyba też oczywiste. A trzecia oczywistość jest taka, że te furgonetki to kuriozum w Europie. Nie widziałem takiej akcji w żadnym kraju europejskim, a odwiedziłem większość, włącznie z Włochami i Watykanem. 

W moim mieście co jakiś czas mam problem z furgonetką oblepioną fotomontażami antyaborcyjnymi. Sunie przez moją ulicę i straszy przechodniów i mieszkańców krwawymi zdjęciami i fatwą wygłaszaną ponurym głosem przez megafon. Widziałem próbę zablokowania tego obwoźnego horroru podjętą przez młodych ludzi. Ale po pewnym czasie znów sunęła w tej samej, centralnej części miasta, gdzie działa prężnie pewne stowarzyszenie, kopiując najgorsze wzory amerykańskich fundamentalistów i przedstawiając się jako obrońcy życia i cywilizacji chrześcijańskiej.

Ci, którzy biorą to za dobrą monetę, mogą jednak nie dostrzegać, że organizatorom kampanii homofobicznych i antyaborcyjnych chodzi często także o cel polityczny: przywrócenie modelu państwa kontrolującego prywatne, wręcz intymne życie obywateli. Czyli o zniesienie „jakichś tam praw człowieka”. Tak żeby państwo i Kościół dyktowały ludziom, jak mają żyć. A inne systemy wartości i sposoby kształtowania własnego życia – niezagrażające wolności i bezpieczeństwu innych ludzi – zostały zepchnięte na margines jako „nienormalne” (państwo i Kościół ma mieć monopol na ustalanie, co jest „normalne”).

System totalitarny jest nie do pogodzenia z wolnością obywateli, więc zwalcza prawa człowieka jako wymysł ideologiczny, który przeszkadza tym systemom w dyrygowaniu masami.

Tymczasem świat nigdy nie był i nie jest taki prosty. Przymus rodzenia lub nierodzenia dzieci w takim, a nie innym wieku to wymysł państw absolutystycznych i totalitarnych. Traktują one kobiety i mężczyzn jak swoją własność, którą rozporządzają w swoich celach bez pytania o zgodę. Jeśli potrzeba więcej rekrutów i siły roboczej, wówczas zakazują aborcji; jeśli nie są w stanie wyżywić społeczeństwa, nakazują aborcję.

Droga nowoczesnych państw demokratycznych jest inna. Ponieważ ich podstawą prawną jest ochrona praw człowieka – do tego w istocie potrzebne jest państwo – uznają prawo kobiet i ich partnerów do wyboru, czy i kiedy chcą urodzić dzieci. Tym, które się na to decydują, starają się pomóc, tworząc odpowiednie warunki dla godziwego życia, szczególnie gdy rodzą się dzieci wymagające stałej i kosztownej opieki medycznej.

Wszędzie tam, gdzie z jednej strony kobiety mają prawo wyboru, a z drugiej państwo gotowe jest im pomóc nie tylko deklaratywnie, lecz praktycznie, gdy decydują się urodzić dziecko, liczba aborcji spada, a nie rośnie. I to jest prawdziwa obrona życia. Ochronę praw mniejszości i ich zrównanie z prawami większości też można uważać za obronę życia w tym sensie, że taka postawa jest wyrazem poszanowania bogactwa tożsamości ludzkich, nie tylko seksualnych, ale też etnicznych i kulturowych.

Rodzina ludzka mieszka w wielu domach. Zamykanie jej w jednym ideologicznym obozie koncentracyjnym jest niszczeniem tej różnorodności – chorym, nieludzkim, antywolnościowym ludobójstwem. Ludzie potrzebują wolności tak samo, jak bezpieczeństwa, by żyć sensownie i z pożytkiem dla innych.