Długie ręce Łukaszenki

Dobrze, że polska dyplomacja pomogła białoruskiej sprinterce Krystinie Cimanouskiej i jej mężowi. To słuszna reakcja humanitarna, ale to nie wystarczy, by mogli w Polsce spać spokojnie i czuć się bezpiecznie. W tym samym czasie białoruski uchodźca został znaleziony martwy w parku w centrum Kijowa, a nacjonaliści pobili w Warszawie Ukraińca, bo nie mówił po polsku.

Wital Szyszou pomagał innym uciekinierom, którzy wybrali ucieczkę z raju Łukaszenki. Na ciele miał obrażenia, mordercy upozorowali samobójstwo przez powieszenie. Kim byli? Ukraina wszczęła śledztwo w kierunku zabójstwa z premedytacją. Kto mógł chcieć zamordować młodego działacza praw człowieka?

Łukaszenka ma długie ręce. Chce posiać strach wśród białoruskiej diaspory w Polsce, Ukrainie, Litwie, by się nie zdołała silniej zorganizować, tak jak Solidarność podczas stanu wojennego, która miała w państwach zachodnich swych przedstawicieli niosących pomoc polityczną, techniczną i materialną dla ruchu w kraju.

Ma determinację mściciela i aparat zemsty do dyspozycji. Chce zniszczyć opór w kraju i poza jego granicami, nie licząc się z konsekwencjami. Liczy, tak jak Putin, że zastraszanie zadziała mrożąco, a demokratyczny świat potępi i zapomni.

Ludzie Łukaszenki liczą też, że w innych państwach znajdą się politycy, którzy, jak Karczewski, będą przekonywać obywateli, że to „ciepły, serdeczny człowiek” i że nie należy się mieszać w wewnętrzne sprawy innych krajów, tylko robić z nimi interesy. Albo tacy, którzy sprawę Białorusi będą wykorzystywać do wewnętrznej walki politycznej, jak to niedawno uczynił marszałek Terlecki przy okazji wizyty w Polsce pani Cichanouskiej. Błędy oceny zdarzają się każdemu, ale klasę pokazuje ten polityk, który się do nich przyzna i zmieni diagnozę.

Wsparcie społeczeństwa obywatelskiego w Białorusi leży w polskim interesie i nie jest ingerencją w jej wewnętrzne sprawy, tylko zajęciem stanowiska zgodnie z naszą konstytucją i doktryną obronną. Wsparcie Zachodu, polityków i zwykłych obywateli, zszokowanych stanem wojennym jako metodą pozornego rozwiązania realnego konfliktu społecznego, też propaganda PRL nazywała atakiem imperialistów i nowym najazdem krzyżackim, tylko że nikt w to nie wierzył poza nią samą i nomenklaturą w służbie ówczesnego systemu. Dziś świat demokratyczny szokują metody Łukaszenki.

To błąd myśleć, że Białoruś to bezzębny azjatycki tygrys. Niewielkie państwo za unijną granicą, wasal Rosji Putina. Tymczasem reżim Łukaszenki ma duże zasoby i fachowe kadry gotowe do realizacji jego interesów każdą metodą. Po drugie, suwerenność, gdy znajdzie się w rękach niebezpiecznych ludzi, pokazuje złowrogi rewers. Dlatego takie reżimy bronią jej pod hasłami pseudopatriotycznymi i mogą liczyć na wsparcie i pomoc reżimów o podobnym charakterze. Wszystkim chodzi o to samo: o bezkarność. Milczenie w takiej sytuacji rządów i społeczeństw demokratycznych tyrani odbierają jako lękliwość lub przyzwolenie.

Chętniej zlecają akcje odwetowe daleko poza granicami kraju. Tak się działo dawno temu, gdy siepacze Stalina zabili jego głównego oponenta, Trockiego, w Meksyku, a ostatnimi laty, gdy siepacze Putina zabijali „zdrajców” w UK. To dla nas memento: polską suwerenność trzeba wzmocnić uczestnictwem i współpracą w ramach UE i NATO, a nie ją osłabiać przez odmowę współpracy pod pretekstem suwerenności. Osamotniona suwerenność w sercu Europy nigdy nie kończyła się dla nas dobrze.

Owszem, Zachód też prowadził operacje specjalne poza swymi granicami. Chile za Pinocheta wysłało agentów do USA, by zabić przeciwnika generała. Amerykanie usiłowali obalić siłą reżim Castro. Jest jednak różnica między takimi akcjami w epoce globalnej rywalizacji bloku zachodniego z sowieckim a polowaniem na sportowców, dziennikarzy czy aktywistów, którzy prowadzą walkę pokojową, krytykują przemoc i represje, ujawniają fakty. Tacy dzielni ludzie są godni podziwu, wsparcia i ochrony.