Na diabła nam teraz „Mein Kampf”?

„Jan Karski przewraca się w grobie”. Tak pisze Wiesława Kozielewska-Trzaska, wiceprzewodnicząca Towarzystwa Jana Karskiego i jego bratanica, w oświadczeniu protestującym przeciwko wydaniu polskiego wydania krytycznego książki Hitlera w tłumaczeniu i opracowaniu prof. Eugeniusza C. Króla, historyka, badacza nazizmu.

„Nie przyjmujemy tłumaczenia, że komentarz do polskiego »Mein Kampf« ma obnażać jego zło i » roztłumaczać« Polakom. Oni naprawdę, w ogromnej większości, doskonale to pojmują. Możemy sobie natomiast wyobrazić, jakie miejsce zajmie ta książka na półkach współczesnych wyznawców Hitlera, cyklicznie świętujących jego urodziny”.

Faktycznie, moment wydania (nakładem Bellony) „biblii” nazistów i neonazistów wywołuje dreszcze. Marsze nacjonalistów, nacjonaliści w Sejmie i rządzie, nacjonaliści niepociągani do odpowiedzialności za mowę nienawiści i symboliczne wieszanie przeciwników politycznych, nacjonaliści przy kościelnych ambonach. Większość z nich nie utożsamia się z nazizmem w wydaniu hitlerowskim, ale też gardzi demokracją, prawami człowieka, empatią.

Antysemityzm, rasizm, wykluczanie całych grup społecznych nie spotyka się ze skutecznym odporem w państwie i społeczeństwie. Pęka tabu, którym objęto postawy skrajne, niszczące wspólnotę polityczną wokół konstytucji i elementarną więź obywatelską wokół rządów prawa.

Wydanie „MK” pasuje do tego jak pięść do nosa. Ja po książkę nie sięgnę, ale czy można wykluczyć, że nie sięgną po nią osoby niemające najmniejszej ochoty na jej krytyczną lekturę? Komentarze i przypisy naukowe pominą, zanurzą się w świat zbrodniczych obsesji Hitlera i jego wyznawców. Niektórzy znajdą w nich potwierdzenie i uzasadnienie swoich obsesji i frustracji. Po co dostarczać im takiej trucizny?

Szef Instytutu Pamięci Narodowej Jarosław Szarek uważa, że wydania „MK” nie należy atakować, skoro dyskutują o nim historycy, a publikacja opatrzona jest komentarzem naukowym. Ale problem polega na tym, że nie wszyscy czytelnicy „MK” są historykami, badaczami nazizmu, edukatorami. Mogą mieć inne motywacje i cele, bynajmniej niesłużące ani prawdzie, ani pokojowi społecznemu. „MK” wyrwane z kontekstu, rzucone na szerokie wody internetu, zacznie żyć poza wszelką krytyczną dyskusją.

A w szkołach który nauczyciel historii lub wychowania obywatelskiego przyjdzie dziś na zajęcia ze znakomitym podręcznikiem Roberta Szuchty i Piotra Trojańskiego „Holokaust. Zrozumieć dlaczego”?, żeby porozmawiać z młodzieżą o strasznych skutkach „MK”?