Teolożka: czemu nie? Obrona poprawnego języka to też obrona wolności
Jako były członek Rady Języka Polskiego przy PAN i polonista z wykształcenia śledzę z zainteresowaniem dyskusję o ojczyźnie polszczyźnie. Wpadła mi w oko wymiana zdań na pewnym katolickim portalu dotycząca tzw. feminatywów. Konkretnie wyrazu „teolożka” jako żeńskiej formy wyrazu „teolog”. Jasne, że może być: brzmi dobrze, swojsko i zrozumiale.
A chirurżka? Gorzej, właściwie niewymawialnie. A gościni? Tu warto przypomnieć, że w dawnej polszczyźnie było słowo „gościa”. Notuje je choćby Brueckner w swoim „Słowniku etymologicznym”. Tenże podaje wyraz „posełkini” jako poprawny – zamiast „poślicy”. „Posłanki” nie wymienia. Ciekawe, bo ten feminatyw wszedł do obiegu i oficjalnej nomenklatury współczesnego Sejmu.
To dowód, że język jest tworem żywym. Mogą się w nim zakorzenić formy wcześniej nieznane. Jedne nowotwory słowne przyjmuje, inne odrzuca jego system odpornościowy. Jakie i dlaczego, to jego słodka tajemnica. Nie taka znowu tajemnicza, bo wynikająca z głębokich struktur systemu polszczyzny. Więcej na ten temat w instruktywnym komunikacie Rady Języka Polskiego o feminatywach. Aby podejmować decyzje językowe, warto znać i szanować zasady języka. Nie wszystko złoto, co się świeci.
Wydawcę i pisarza Jerzego Illga wkurza np. kariera kalk językowych z angielskiego (najnowsza „Wolna Sobota” w weekendowej „GW”). Jak choćby wyrazu „dedykowany” w znaczeniu poświęcony, przypisany czemuś lub komuś. Ten nowotworek też wszedł do obiegu, choćby w Intercity, gdzie pasażera informuje się przez radiowęzeł, że pewne przekąski w I klasie są mu „dedykowane”. A przecież przez wieki w polszczyźnie „dedykowało się” komuś nie przekąskę, lecz wiersz czy piosenkę. Nowe znaczenie trzeszczy w uszach.
Inne niekoniecznie lekkostrawne importy z angielskiego to „miłego dnia”, „jak mogę pomóc” czy „dokładnie”. Po polsku powiemy raczej: wszystkiego dobrego; czym mogę służyć; dokładnie tak czy w rzeczy samej. Illg się zżyma, ja też.
A ponieważ jestem tłumaczem literatury anglojęzycznej, dorzucę jeszcze takie kwiatki: „protestant” w znaczeniu osoby przeciwko czemuś protestującej, gdy słowo to po polsku oznacza wyznawcę protestantyzmu. I „kleryk” w znaczeniu duchownego, podczas gdy po polsku oznacza ono słuchacza seminarium rzymskokatolickiego, pragnącego być księdzem. To błędne tłumaczenie angielskiego cleric może prowadzić do absurdów: słyszymy w newsach o „klerykach” w muzułmańskim Iranie.
To nie są drobiazgi. Dbałość o językową poprawność i precyzję jest w istocie obroną przed propagandą. Illg słusznie pisze, że musimy być wyczuleni nie tylko na manipulacje, propagandowe kłamstwa i język nienawiści, ale też umieć świadomie posługiwać się językiem ojczystym. „Język to gwarant naszej wolności. Nie pozwólmy jej sobie odebrać”. Też tak uważam.
Słowa mają znaczenie i mają nam służyć do porozumiewania się. Przekręcanie znaczeń, manipulowanie nimi nie służą porozumiewaniu się, tylko jego blokowaniu i narzucaniu takiej interpretacji, jaką pragnie nam wcisnąć manipulator czy propagandysta. Jego celem jest zdławienie niezależności myślenia, aby zdławić niezależne działanie.
Gdy Kaczyński w politycznym kazaniu w kościele w Starachowicach straszy słuchaczy „złem”, ma na myśli protesty przeciwko ograniczaniu praw obywatelskich, w tym prawa kobiety do decydowania, czy i kiedy chce urodzić dziecko. Prawa obywatelskie i ich obrona nie jest złem. Złem jest manipulacja językowa zrównująca protesty w obronie praw człowieka z atakiem na wiarę i Kościół.
Komentarze
Ataki słowne na kościół – taki jaki jest – jak najbardziej.
A wiarę i niewiarę niech każdy ma sobie jeśli chce i jaką chce.
________________
„Słowa mają znaczenie i mają nam służyć do porozumiewania się. Przekręcanie znaczeń, manipulowanie nimi, nie służą porozumiewaniu się, tylko jego blokowaniu i narzucaniu takiej interpretacji, jaką pragnie nam wcisnąć manipulator czy propagandysta. Jego celem jest zdławienie niezależności myślenia, aby zdławić niezależne działanie”. (ASz)
Poslica….Cudowne, jestem ZA:))) Mam nadzieje, ze mozna mnie nazwac „mizoginka”. Co zas do ignorancji w sprawie poprawnosci jezykowej – polecam bardzo dobre zreszta seriale historyczne brytyjskie I australijskie o dziejach nazizmu I II wojnie na PolsatViaSatHistory. Tlumaczenie polskie anglojezycznych komentarzy wola o pomste do nieba. Swiadczy nie tylko o ignorancji historycznej, ale I kompletnym braku kultury jezyka polskiego wyrazajacym sie w bezmyslnym kopiowaniu wyrazen angielskich.
Wielokrotnie zastanawiałem się co protestanci mają wspólnego z protestującymi.
W okresie międzywojennym były posełki.
Bardzo ciekawe. Tekst i link.
Jeżeli chodzi o panie zasiadające w sejmowych ławach, najzręczniejsze wydaje mi się słowo posłanka. Poślica? Kojarzy mi się z oślica. Chociaż niektóre „gwiazdy” naszego parlamentu w pełni na takie skojarzenie zasługują.
” A nade wszystko słowom naszym
Zmienionym chytrze przez krętaczy
Jedyność przywróć i prawdziwość ….”
(Tuwim) 100 lat temu napisane ale ciągle aktualne……
@Kalina
18 stycznia o godz. 21:20
Cięcie kosztów, Kalino. Google translator, potem z grubsza przelatujesz wzrokiem i robisz ,,korektę” polsko-googlowego na polski/,,polski” i już masz.
Panie Redaktorze, kto panuje nad językiem ten panuje też nad rzeczywistością. Jak u Orwella.
Po 1989r liberałowie opanowali język, potem stracili to panowanie na rzecz (skrajnej) prawicy a de facto Kaczyńskiego. On wypełnił nową treścią, częstokroć wręcz będącą przeciwieństwem ogólnie przyjętego znaczenia danego słowa, powszechnie znane pojęcia. Rzecz w tym, że on nadmiernie szarżuje na tym polu i powoli zmierza w stronę groteski i samokompromitacji.
@@@
Powinno być „kalk językowych”.
Pozdrawiam, dobranoc.
@handzia
No i tak się dziś mówi, choć wcześniej się nie mówiło, bo słowo posłać ma wiele znaczeń i uzusów, m.in. związanych z posłaniem w sensie legowiska. Ale woluntaryzm językowy to inny problem.
@stasieku
Tak, lierówka.
Kiedy uslyszalem z ust red. Elizy Michalik feministyczny nowotwor jezykowy: „widzka” jakoby feministyczna forma „widza”, np. teatralnego, to mimo niekiedy interesujacych Jej wywiadow, to p. E. Michalik odsunalem na bok.
słowo, które we współczesnej Polsce zrobiło karierę – zadziać. Dziękuję panu redaktorowi za zwrócenie uwagi dotyczące protestantów. Zawsze jak to czytam lub słyszę to zgrzytam zębami. Moja propozycja co do gościny, gaździna, po góralsku.
Wszelkie despotyzmy, autorytaryzmy, zaczynają swoje szatańskie machinacje od języka, następuje zamiana znaczeń, może w tym celu, że zdrowy język łatwo zło wskaże, nazwie. Faszysci w tym celowali, tam była nie tylko zamiana znaczeń ale i tworzenie calych konstrukcji, filozoficznej nadbudowy.
Staję ramie w ramię z Ilgiem, słysząc ten natłok zapożyczeń, zwlaszcza z angielskiego jestem zły, mam wrażenie jakby nasz jezyk coraz bardziej się upadlał, ale w ostateczności on ma żyć, a że przejęcia płyną akurat stamtąd? To pewnie kwestia smaku i gustu. Mała chwilka – ale gdy jakaś prwcownica szkoły wysyłając mi e-mail, proponuje, żebym go „przeforwardował dalej” to niesmak jest w tym wypadku slowem niewystarczającym. Celebryci też robią co mogą. Jakiś czas temu, będąc jeszcze posiadaczem telewizora usłyszałem w jednym z konkursów wokalnych osobę z jury, która wypowiedziała się o pewnej interpretacji uczestnika, że „był to świetny wykon”. Bardzo przepraszam, ale to już jest językowe przestępstwo.
Uwielbiam podobne artykuły, od razu odżywam, gdy mam możność wczytywać się takie teksty, jak ten pana redaktora o zmianach w naszym języku!
No tak..tak..Temat ważny i niezwykle żywy.Wiem po sobie że oprócz interpunkcji i innych braków..moje gadanie w różnych wymiarach bywa starsznie ,,koślawe”. Najczęśćiej zapominam że interpunkcja zmienia sens przekazu..a często bardzo zdarza się u mnie ze słowa wetknięte między podmiot i orzeczenie mają olbrzymie znaczenie dla sensu całej wypowiedzi..Mea culpa..i ta culpa się nader często powtarza.. Wynika to chyba z pośpiechu i emocji..Inny bardzo niedobry nawyk to jest fakt ..pospiesznego i niedbałego doboru słów. ..oraz braku końcowej korekty.Mój profesor od ,,polskiego i literatury”pan profesor Wilk ta ,,panie” Lwowiak” często pisał mi na marginesie bardzo dużo czerwonych znaków…i cytował z,, Beniowskiego” kawałek o języku chyba z 12 Pieśni
,, Chodzi mi o to aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa..
aby był czasem jako wicher prędki i tęskny trochę jako pieśń stepowa
i rzewny czasem jak aniołów mowa” [Cytat z pamięci więc błędy pewne..]
Mnie zdarza się często ze moje wypowiedzi dotykają odbiorcę chociaż nie było to moim zamiarem. ..Po prostu mam zbyt mało dbałości o formę…i porządek w zdaniu. Żle postawiona interpunkcja zmienia sens i następstwa..a źle użyte słowa…i niedokładne…Och…to była moja zmora. Nie rozróżniałem między ,,Szlachtą” i,, Magnaterią” a pan profesor był bardzo skrupulatnym nauczycielem..i walił nam,,pały” z zapałem..Niestety nie wykorzenił u mnie wielu złych nawyków…i to mi dokucza do dzisiaj. Zawsze wymagał aby rozważać do kogo się pisze i czytać to co się napisało…i jaki będą skutki. Czy nie będą sprzeczne z celem…???
Co innego pisać do szuflady..co innego do odbiorcy..Dlatego właśnie hurtem przepraszam sz.Odbiorców za nieprzewidziane następstwa moich słów.
Podziwiam znawców języków i tłumaczy.Czasmi zdumiewa mnie ich praca…zwłaszca tam gdzie język pochodzi z zupełnie obcej kultury….albo nawet naszej…ale z zamierzchłej przeszłości.Przykładem jest test Biblii .Wiem że oryginalne materiały źródłowe napisane zostały zupełnie bez interpunkcji…Interpretacja więc zależna była od tego który tłumaczył. Dalej tak bywa.
No wszystko się zmienia..słowa ,język sens..Ale myślenie ma przyszłość..Profesor Wilk mawiał ,,Uczta Baltazara…i wiedzta czego go uczyta”. mieszając celowo epoki,materię i język..i kulturę..
zaś domniemany Baltazar zamiast grzebać w historii i literaturze pisał palcem na murze..
Uczta się sami… Mene..mene.. menele! [ Wyglądało z poczatku jakoby znał tekst ,,zródłowy”]..i czasem dalej pisze…
Kalina
18 stycznia o godz. 21:20
A ja tam preferuje (czysto po polskiemu ) poselka – bez skojarzen z oslem
choc poslica duzo lepiej pasuje do poselek ? czy moze poprawniej poselkow.
Dla równowagii i sprawiedliwości językowo-płciowej proponuję usunać żeńskie „a” z typowo męskich rzeczowników i będziemy wtedy mieli: koleg, atlet, kulturyst, mężczyzn, patriot. Jak poprawność, to poprawność. Ponieważ nie mówię zgodnie z tzw. linią, pewnie za chwilę zostanę skasowany, jak wczoraj.
@Kalina:
Moje ulubione: „Wojska alianckie osiągnęły linię Sejeny”.
Mam wrażenie, że sam język to raz, ale słownictwo, choćby geograficzne, to dwa.
@Slawczan:
Ja bym tu po Orwella nie sięgał. Raczej po Schopenhauera. Narzucenie własne wyrazu w dyskusji, jako technika erystyczna, jest stare jak świat i nie jest (zwykle) od razu zakłamaniem — raczej próbie zdominowania dyskusji przez nadanie jej przyjaznego własnym przekonaniom wyrazu.
Temat rzeka, ale jakże ważny. Szczególnie w czasie kompletnego zawłaszczania i dewastacji języka.
Zmiana znaczeń podstawowych pojęć to chyba najpoważniejszy problem.
Osobiście irytują mnie nagminnie używane w mediach sformułowania „mam wiedzę/ nie mam wiedzy”, podczas gdy nie chodzi o wiedzę tylko o informację. „Powiem tak”, no to powiedz, nie musisz tego zapowiadać, być swoim własnym konferansjerem. Czy, bodaj od czterdziestu lat stosowane, „jakby” używane ni przypiął ni przyłatał. Na przykład: „to jest, jakby, nasza praca”. Pytam zatem: jest to nasza praca, czy nie jest? Co chce mi powiedzieć osoba używająca wtrętu „jakby”? Odbieram to jako rodzaj podświadomego dystansowania się do własnej wypowiedzi. Albo brak zrozumienia tego, co się mówi.
Pamiętam z początku lat 60. konkurs na polskie słowo mające zastąpić nazwę „szlafrok”. Jak bardzo sztuczne wydawały mi się nazwy „podomka” czy „porannik”. Dzisiaj jako sztuczną odbieram nazwę „szlafrok”.
W drugiej połowie lat 60. osobiście walczyłam z używaniem słowa „fajnie”, czym narażałam się moim kolegom, bo to oni gustowali w tym anglicyzmie. Dzisiaj przestałam na to reagować.
Z wielkim zdumieniem dowiedziałam się, na Kongresie Kobiet, że za czasów Marii Skłodowskiej – Curie słowo „studentka” oznaczało kochankę studenta.
Inną kwestią są regionalizmy: ziemniak, kartofel, pyra.
,,W tej samej chwili ukazały się palce ręki ludzkiej i pisały naprzeciw świecznika na wapiennej ścianie pałacu królewskiego. Król zauważył grzbiet ręki, która pisała.
A oto napis, który został wypisany: Mene, Mene, thekel, uparsin.
A taki jest wykład tego słowa: Mene: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca…
thekel – jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim.
Peres – twoje królestwo będzie podzielone i oddane .Persom..”
Cytowany powyżej fragment z księgi Daniela …zapowiadał..zmiany..Palec piszący na murze pojawił się gdy ,,załoga zwycięskiej zmiany” razem z królem zrobiła sobie ,,balangę ” ..w pełnym tego słowa znaczeniu. Satrapowie i satrapice ..zebrane w wykwintnej sali świetowali gloryja malowała się na ry…pardon na obliczach. Baltazar…nie pisał ale jemu napisali i to bardzo lakonicznie ..prawda…Może i były w tym błędy..Język strasznie stary..
Trzeba by było TEPOLOŻKI i to z głeboką znajomoscią języka oraz kultury hebrajskiej ,aramejskiej babilońskiej i perskiej..
Tyle wiadomo ze Kulsony nie uratowały tamtejszego reżimu…Persowie sprawili ,,łomot”dumniemu królowi i musiał się pogodzić z wyrokami Dał Szyję.. .Nie miał szans odwoływania się do ,,populi”
A może napiszą palce cosik..na… jakimś gmachu w Warszawie…?
„….słyszymy w newsach… „.
Et tu, Brute?
Mam świadomość że poloniści, z Gospodarzem na czele, mnie czapkami nakryją, a urażone feministki swoje dołożą, gdzieś wyczytałem że angielski dlatego panuje na świecie, że w wersji „murzyńskiej” (bez obrazy Murzynów) jest najprostszy i najłatwiejszy do opanowania, co nie oznacza oczywiście że władający nim na tym poziomie zrozumie Szekspira w oryginale. My natomiast, zamiast nasz język upraszczać (nie prymitywizować!) komplikujemy go, dodając często nawet dla nas nieczytelnie brzmiące feminatywy – li tylko dla usatysfakcjonowania niedowartościowanych feministek. Moim inżynierskim myśleniem kierowany raczej starałbym się, by polski był coraz bardziej zbliżony choćby do pozostałych języków słowiańskich, a nie coraz trudniejszy dla wszystkich, z rodakami na czele, do opanowania. Czy chcemy się licytować z Litwinami i ich pisownią nazwisk w litewskiej, w dodatku różnej dla płci męskiej i żeńskiej, wersjach?! Ciekawe co oni wymyślą po rozpowszechnieniu kolejnych płci? Już dziś dla wszystkich służb paszportowych również „Kowalski” i „Kowalska” to dwa różne nazwiska, chcemy dalej tą drogą kroczyć?
Rozległy i ciekawy temat.
Dbałość o unikanie anglicyzmów rodzi czasami potworki, np. w sporcie: w jakimś tłumaczeniu golfowy (putting) green został przetłumaczony jako „pólko”. Dla odmiany „ugór” jako zamiennik „rough” (w tymże sporcie), wydaje się znakomity, ale przyjąć się nie chce.
@volter
Twoje teksty, volterze, są świetne!
Pisz, proszę, od serca, emocje dodają komentarzowi seksu.
Ukłony
PolakzSydney
19 stycznia o godz. 7:36
Skoro mieszka Pan w Sydney, to pewnie Pan nie wie, ze „poslica” budzi bardziej adekwatne skojarzenia w Polsce:)))
Znajomy kiedyś kandydował do sejmiku wojewódzkiego (nie dostał się, i dobrze, bo to straszny pieniacz), ale nie podobała mu się nazwa stanowiska do którego aspirował. Radny, powiadał, to jest członek rady (miejskiej, powiatu). Skoro Sejm to posłowie, to w sejmikach (zdrobnienie) powinni zasiadać posłankowie (również zdrobnienie), twierdził. I obiecywał kampanię w celu ujednolicenia terminologii z własnymi na jej temat wyobrażeniami. Na szczęście nie doszło nawet do elekcji.
W obszarach „nowoczesnej polszczyzny” drażni mnie bardzo destynacja. Co jest częścią większego problemu, polegającego na nadawaniu wtórnych znaczeń angielskich słowom pochodzenia łacińskiego, które od dawna funkcjonują (funkcjonowały) w języku polskim. W międzywojniu (i wcześniej) destynacja była słowem oznaczającym czyjeś przeznaczenie, los. Później się zarchaizowała nieco i wyszła z użycia (poza filozoficzną i religijną predestynacją), teraz wraca w znaczeniu „turystycznym” – kierunek, cel podróży.
Swoją drogą, to jest dłuższa i ciekawa dyskusja, czy językoznawstwo ma być preskryptywne czy deskryptywne. Przy mojej ogólnej niechęci wobec dogmatyków (a zwłaszcza tępych dogmatyków), skłaniałbym się ku drugiej opcji – mimo, że niektóre nowe słowa drapią mnie w uszy jak styropian po szkle, wierzę, że polszczyzna się obroni.
Nie obroni się niestety przed abnegatami i niechlujami płci obojga, którzy ignorują interpunkcję – czy może wprowadzają jej własne, idiosynkratyczne zasady – i nie stosują (z nieuctwa? z wygodnictwa?) polskich znaków diakrytycznych. To jest objaw własnej głupoty i lekceważenia czytelnika. Argument, że czyjś komputer nie ma polskich znaków był może do przyjęcia cum grano salis ćwierć wieku temu. Dziś raczej śmieszy. Interpunkcja – cóż, nikt nie jest idealny; więc i mnie zdarzają się niedoskonałości. Ale przynajmniej staram się i dobrze reaguję na poprawki (admoneri bonus gaudet).
I jeszcze jedna sprawa, a w zadzie apel do PT Komentatorów. Ogólna redakcja tekstu, a zwłaszcza podział na akapity. Bardzo ułatwia lekturę i pozwala na nadążanie za myślą piszącego. A zwłaszcza pozwala czytelnikowi wierzyć w to, że autor w ogóle myśli i myśli te ma jakoś uporządkowane.
@W.O.
Tyle ma Pan do powiedzenia? Proszę przejrzeć inne wpisy.
* w zadzie = w zasadzie
To a propos własnej niedoskonałości. A przy okazji takie jakby freudowskie.
Amerykańska „religia smoleńska”…
65 proc. Amerykanów uważa, że Joe Biden zdobył władzę w sposób legalny, przeciwnego zdania jest 32 proc. obywateli.
Wśród demokratów 99 proc. uważa, że wybory nie zostały sfałszowane.
75 proc. republikanów jest zdania, że Biden został wybrany nielegalnie.
Slawczan
18 stycznia o godz. 23:06
Jesli nawet tak jest, to mimo wszystko te krytykowane przeze mnie tłumaczenia sa podpisane imionami i nazwiskami. A teraz przyklad swiadczacy o braku kultury jezyka polskiego: uparcie lektor czyta nazwisko prezydenta USA „ruzewelt” z akcentem na to nieszczęsne „e”. Owszem, chyba Amerykanie wymawiają owo „e” szczatkowo i głucho, bo Anglicy absolutnie nie i w Polsce tez mowi się „ruzwelt”. Ale ten, co tłumaczy i czyta o tym nie wie. Takich „kwiatkow” mogłabym przytoczyc wiecej, np. kryptonim operacji Armii Czerwonej latem 1944 – Bagration. Lektor uparcie czyta „bagrejszyn”, bo tak słyszy w tekscie angielskim:))). Przypomina mi sie Leszek Kolakowski, ktory narzekał na poziom kultury ogolnej studentow (kiedy to było!) dajac przyklad swojej studentki, która uparcie pisała o „Francisco d,Asisi”, bo tak przeczytala w obcym opracowaniu. Najwyrażniej nie słyszała o tym, ze w Polsce ów „Francisco” to po prostu Franciszek z Asyżu:))) Niestety, ale łatwiej manipulować społeczenstwem nie tylko nieznajacym jezyka polskiego i znaczenia jego wyrazów, ale tez nieposiadajacym ani kultury tego jezyka, ani kultury ogolnej.
@dino77:
Myślę, że język polski nie ma ambicji mocarstwowych…
(Swoja drogą, gdy było wiadomo, że Trump przegrał na Breitbarcie jego najostrzejsi zwolennicy zastanawiali się, czy emigrować do Polski, czy do Węgier. Za Polską padł argument: język indoeuropejski 😀 )
Na lewicy pojawiają się serio głosy, że emancypacja zwykle oznacza zniesienie rozróżnienia płci w języku, a nie podkreślanie jej, do czego prowadzą feminatywy. Że tak to (czyli: zniesienie genderowości w nazwach zawodów) przebiega proces emancypacyjny w innych językach. Cóż, w polskim końcówki żeńskie wydają się zbyt mocne, więc ujednolicenie w kierunku używania feminatywów (swoją drogą, padają też argumenty, że w IIRP było ich więcej, że to język PRL ograniczał ich występowanie), lepiej się łączy z polską tradycją w używaniu języka.
Wiele lat temu, w niegdysiejszym, starym dobrym Przekroju czytanym przez wszystkich wykraczających ponad poziom „Przyjaciółki”, jednym ze stałych tematów było wspólne wymyślanie nowych polskich wyrazów. Nie pamiętam czy w ramach tej akcji powstał „długopis” w miejsce prawidłowego ale zbyt długiego „pióra kulkowego”, ale z pewnością „rajstopy”. Czy ktoś jeszcze pamięta inne?
@babilas
19 stycznia o godz. 10:32
Oby owa „destynacja” nie zaczeła sie mylić z „destylacja”… Co do panskich postulatów wobec Komentatorów: nie tyle moj komputer nie ma polskich znakow, co stara klawiatura ich nie wybija, za co przepraszam, i to z gory, bo nie zamierzam jej w najblizszym czasie wymieniać. Postulat tworzenia akapitów jest chyba skierowany do tych osób, które pisza na forum długie wypracowania:)))
Jagoda
Jest jeszcze problem z „weekendem”. Co będziesz porabiała w „weekend”? Jaki zamiennik zastosować? Był kiedyś zdaje się jakiś konkurs na zastępstwo tego anglicyzmu i wyszło wszystkim, że weekend to „świątnik”. Słabo. Brzydki stworek. Może ty masz pomysł jak nazwać sobotę i niedzielę łącznie?:)
dino77
19 stycznia o godz. 10:25
Jest w tym, o czym piszesz, bardzo dużo racji.
Jak język upraszczać nie prymitywizując go?
Najlepiej zachowując elastyczność i zdrowy rozsądek.
@Cukiertort
Ale nie zawsze trzeba kopać się z koniem, czyli na siłę spolszczać popularne w naszym obiegu słowa obcojęzyczne. Wtedy to jest dogmatyzm, a czasem nacjonalizm językowy. Weekend się przyjął, nie tylko w Polsce. Jeśli import brzmi znośnie dla polskiego ucha i da się deklinować, łatwo tworzyć od niego przymiotniki, polszczyzna go nie odrzuci. Jest też powód pragmatyczny: trudno przerabiać na wzór francuski, troszkę podszyty tym właśnie nacjonalizmem językowym, cały katalog polskich odpowiedników angielskiego słownictwa komputerowego. To strata czasu, zwłaszcza, że angielski jest dziś lingua franca całego świata. A niektóre terminy świetnie się spolonizowały (dzięki temu, o czym wspomniałem wcześniej”, np. ,,kliknąć”. Języki, zwłaszcza większych narodów, które dorobiły się własnej literatury, nie funkcjonują w izolacji. Przepływ wyrazów jest naturalny i pożądany. Pokazuje też oddziaływanie cywilizacyjno-kulturowe. W polszczyźnie mamy tysiące przyswojeń z niemieckiego (m.in.technicznych), francuskiego, włoskiego, łaciny, greki, rosyjskiego, tureckiego, arabskiego, oczywiście z angielskiego. To jest dodatkowa premia za otwartość i aktywność międzykulturową. Importy nie są złem, złem, utrudniającym porozumiewanie się ludzi, a do tego służy język, jest ignorancja językowa.
@Kalina
Niestety, ta ,,destynacja” w znaczeniu ,,cel, np. podróży” .
to kolejny przykład brzydkiej pożyczki z angielskiego. Ponieważ należy do języka biur turystycznych, psuje język masowo.
dino77
19 stycznia o godz. 10:49
…czytanym przez wszystkich wykraczających ponad poziom „Przyjaciółki”…
Nie zapominaj w jakich latach wydawana była „Przyjaciółka” i jaki był wtedy przekrój polskiego społeczeństwa.
Byłabym ostrożna z wyższościowym podejściem do czytelniczek „Przyjaciółki”. Szczególnie z terenów wiejskich.
@Jagoda
Ciekawe przykłady. Z tym ,,jakby” problem polega na tym, że ma oznaczać ,,w pewnym stopniu, poniekąd”, ale uległo banalizacji retorycznej. Podomka się przyjęła, szlafrok jeszcze funkcjonuje. Czas pokaże, które słowo przeżyje w obiegu potocznym. Inny przykład to ,,środki masowego przekazu”. W PRL próbowano wprowadzić do obiegu krótsze ,,publikatory”, ale się nie przyjęły, a dziś kojarzą się raczej z propagandą, niż z środkami komunikacji międzyludzkiej. A ,,social media”? Spolszczenie ,,media społecznościowe” nie jest precyzyjne, lecz też się przyjęło. Mnie jako tłumaczowi z angielskiego podoba się termin ,,echo chambers”, ale polski odpowiednik ,,bańka informacyjna” – mniej. W końcu mamy prawo do dobierania sobie ludzi jako partnerów konwersacji, a ,,bańka” ma odcień pejoratywny. Może należałoby mówić o ,,forach opinii”. Ale kto dziś rozumie znaczenie wyrazu ..forum”. W angielskim uporczywie pojawia się nieprawidłowa z punktu widzenia etymologii liczba mnoga ,,forums” ! Ignorancja historyczo-językowa dotyka nie tylko użytkowników polszczyzny. 🙁
Zasygnalizuję pokrewny temat: wymowa wyrazów obcojęzycznych. Przykładem „orange” (nazwa firmy): ja demonstracyjnie mówię „tak jak się pisze”, widząc zgorszone spojrzenia wyjaśniam że nie mam pojęcia jaka wersja wymowy tu akurat obowiązuje: angielska, francuska, jeszcze jakaś inna? Niemcy dosyć konsekwentnie też tak robią od lat, przeważyła niechęć do nauki obcych języków, czy bierny protest przeciw dominacji USA po II wojnie? Jedynie „przejęty w wielu językach weekend” został echt deutsch „Wochenende”. Słuchając w mediach łamańców czynionych przy wymawianiu nawet bardzo popularnych wyrazów – słynny „wolkswagen” w większości ust, nawet w reklamach! wolę już nawet niezbyt fortunne spolszczenia od zniekształconej wymowy i błędnego akcentu w naśladowaniu oryginału.
@Volter
Temat biblijny – jakże ważny. Interpunkcja – oczywiście też. Proszę pamiętać, że teksty święte w dawnych czasach były konsumowane raczej ze słuchu, niż w lekturze. Widok osoby czytającej w milczeniu był jeszcze w średniowieczu niezwykły. Cała wielka klasyczna literatura, eposy, pieśni, hymny, były recytowane na głos. A recytujący zwykle czynili to z pamięci. Dopiero upowszechnienie druku – rewolucja Gutenberga – zmieniły podejście. I postawiły na wokandzie problem pisowni i interpunkcji. A także, naturalnie, przekładu. Dopiero w naszych czasach doszły do tego tematy takie, jak feminatywy. I słusznie, bo przecież milczące założenie tłumaczy Biblii, że jest On rodzaju męskiego, okazuje się dyskusyjne. Czy Bóg w ogóle ma płeć, biologiczną lub dżenderową? A konsekwencje społeczne i kulturowe tego maskulinistycznego założenia są ogromne.
Adam Szostkiewicz
19 stycznia o godz. 11:38
Z tego co pamiętam owo nieszczęsne „jakby” pojawiło się w czasie „karnawału Solidarności”. I to właśnie opozycjoniści używali go nagminnie.
Ciekawe byłoby zbadanie na ile miało to związek z brakiem pewności, podświadomymi lękami przed opresyjnym ustrojem. Podświadome niedomykanie kwestii, zostawianie sobie furtki.
Ustrój się zmienił, a nieszczęsne „jakby” powtarzają ci, którzy go nie pamiętają z własnego doświadczenia.
Może jakiś psycholingwista, niezależnie od płci, zechce się kiedyś „pochylić” (też nie cierpię tego określenia) nad tą kwestią.
Kalina a mnie się jakoś DESTYNACJA…myli z Destylacją … To ,,L”…przesądza wiele.
Wydaje się znacznie ciekawszym słowem.. Predestynacja… U nas są osoby predestynowane do władzy..Predestynacja w KALWIŃSKIM wyznaniu…w R.P.A była podstawą ideologii apartheidu.
Początki predestynacji objawiły się w licznych wypowiedziach polityków..o tzw. ,,Sortach”.
Jakie miało praktyczne znaczenie… no wręcz Ewangeliczne!!! ,,Na początku było słowo o sortach”
Był sort pierwszy i inne sorta… a potem ludzie ,,właściwego sorta” zasiedli w swoich resortach”
Predystynacja była kiedyś w wierszach dla dzieci których ,, pa russki” uczono…zachęcając do edukacji:
to leciał jakoś tak.. ,,Wania budiet maszynistą ,Pietia budiet traktoristą
a Sierioża pionier budiet wierno inżynier..!
Obecnie formy predestynacji przybrały na sile….i bez ,, wódki nie razbieriosz.. dlatego jak mawiał niezapomniany profesor Mniemanologii Stosowanej…,,Nie dasz rady światu bez dobrego Destylatu.. i tą drogą dochodzimy do owego ,, L” zamiennego” z ,,N’.. C.B. D .O..
@ Jagoda 19 stycznia o godz. 11:26
Przepraszam jeśli zostałem źle zrozumiany, nie klasyfikuję w kategoriach „lepszy” i „gorszy” – po prostu mnie Przyjaciółka nudziła, a Przekrój zaciekawiał, Świat z kolei przypominał o istnieniu innych światów, a Forum i Polityka od kiedy się zaczęły ukazywać o funkcjonowaniu „kuchni” politycznej. Znaczenie Przyjaciółki, w mniejszym stopniu Kobiety i Życia, doceniam, to był pozytywny przykład monopolu państwa w mediach, masowo dostępne i niedrogie. Matysiakowie (miasto) i W Jezioranach (wieś) też mieli pozytywny udział w poszerzaniu horyzontów suwerena, u nich nawet propaganda była podawana w strawniejszej formie.
@@@
Właśnie dotarłem do felietonu Jerzego Illga w WolnejSobocie. Zwraca tam Autor uwagę na wtrącanie co drugie zdanie słowa „tak” – „jajby co chwilę trzeba się było utwierdzać co do słuszności wypowiadanych słów”.
Przypominam sobie „w tym temacie” inne dziwactwo językowe, powszechne wśród ludzi mikrofonu.
To jest wtrącanie w wypowiedź oznajmującą zbitki „nie wiem”.
Pozdrowienia.
Cukiertort
19 stycznia o godz. 10:57
Co będziesz porabiała w „weekend”?
W weekend będę peregrynowała po memuarach celem dyferencjacji paradygmatu temporalnej egzystencji 😉
Może ty masz pomysł jak nazwać sobotę i niedzielę łącznie?
Nie widzę takiej potrzeby.
Określenie „weekend” to nie tylko wspólna nazwa dla soboty i niedzieli, ale też nazwa zjawiska kulturowego, które jeszcze na początku lat 80. w Polsce nie istniało. Czasu wolnego od obowiązkowej pracy do indywidualnego zagospodarowania.
W soboty się szło do roboty „harować” albo bumelować. W niedzielę, „dzień święty”, szło się do kościoła. Z przekonania, potrzeby, konformizmu, braku innych możliwości. Można jeszcze było spotykać się z mniej lub bardziej lubianą rodziną na obowiązkowych obiadach „u mamusi”.
Kwestia zagospodarowania wolnego czasu praktycznie w PRL nie istniała. Bo jak mawiał dozorca z „Czterdziestolatka” „porządny człowiek siedział w domu i kombinował jak związać koniec z końcem”.
Nie było zjawiska, nie było nazwy. Przejęliśmy wzorzec zachodni wraz z nazwą.
Po co na siłę wymyślać polską nazwę na coś co jest kulturowo zapożyczone?
Panie redaktorze Adamie. .z tematu recytacji mnóstwo korzysci.Nie dostawało sie,,pały” za ortografię i kaligrafię.. No może skrybowie i przepisywacze.. ale cała reszta czuła się jak na Kongresie PIS.. TEKST BYŁ ZREDAGOWANY I JUŻ PO KOREKCIE..
Leciał z ukrytego monitora aby czytajaca twarz sie nie zacinała..i budziła tylko Aplauz!
Słuchacze zaś a zwłaszcza słuchaczki.. wzdychały… Ach…i och.. podobnie jak w Toruniu.
Czytanie na glos o którym sz,pan Redaktor wspomniał…utrwala tekst w pamięci..
Ale bywaja też wzrokowcy..Do dzisiaj jako stray czytelnik Biblii mam problem z jak Mojżesz ,,załapał ” i przyswoił 621 paragrafów i przepisów Zakonu i to szczegółowo..No miał łeb…albo zainstalowany jakiś Układ scalony….w lasce cudownej..?
Stasieku też Cię lubię
@@@
W Słowniku Wyrazów Obcych znalazłem błędny opis słowa „handicap”, używanego nie tylko przez sprawozdawców sportowych.
Cytuję: „korzystna sytuacja ułatwiająca realizację zamierzeń”.
Jest odwrotnie. (wystarczy zastanowić się nad pochodzeniem słowa, albo zrozumieć napisy na drzwiach toalet lotniskowych.
A słowo, którego powstanie przypisuje się prof. Kotarbińskiemu – „spolegliwość” – używają politycy wyłącznie jako „inteligencki” zamiennik „posłuszeństwa”.
Można jeszcze długo, ale czy warto w tym gronie?…
Pan Redaktor
Tak. Na końcu tej drogi można popaść w nacjonalizm językowy, a przecież nie chodzi o to aby język zaczął przypominać łacinę czy grekę. Sprawa tego nieszczęsnego „weekendu” to dla mnie pretekst do zastanowienia się nad wydolnością polszczyzny w stosunku do tylu napływowych słów – na ile polski jest elastyczny i jak sobie potrafi sam poradzić nie asymilując zapożyczeń w nadmiarze. Z tym jest różnie, ale to wynika z tego, że języki trochę inaczej kawałkują rzeczywistość i nie wszystko do siebie pasuje bo to nie puzzle. Kiedyś na wykładach z Heideggera mieliśmy serię zajęć z samego tłumaczenia go na polski. Na przykład „Bycie i czas” w całych ustępach jest na pograniczu naszych możliwości językowych. Ale to może nie jest najszczęśliwszy przykład, bo Heidegger jest bardzo hermetyczny.
Nacjonalizm językowy to jedno, ale taki zalew anglicyzmów wygląda mi na snobizm. Nie chciałbym żeby nasz język był jak ulica z knajpami i daniami z różnych stron świata a „kuchnia polska” była jedną z wielu w zaułku, tuż za rogiem. Pewnie tego procesu i tak nie zatrzymamy, myślę jednak, że polski sobie poradzi. Dziwi mnie tylko, że włócząc się po Łemkowszczyznach, Bojkowszczyznach polskiego było w niektórych miejscach co kot napłakał a bardzo mi to odpowiadało – ta melodia, zaśpiew, do zasłuchania jeden krok ;). Angielski w romansie z polskim jakoś mnie razi i nic na to nie poradzę. Ten typ po prostu tak ma :).
@dino 10:49
Uwaga na temat ‚Przyjaciółki’ – dość paskudny klasizm, nawet jeśli tylko w celach retorycznych (a już zwłaszcza dychotomia Przyjaciółka – Przekrój). Tak, jak napisała już Jagoda, w latach 50, 60 i nawet 70 ubiegłego wieku (przed nastaniem masowej telewizji) rola cywilizacyjna tego tygodnika, zwłaszcza poza ośrodkami miejskimi, była nieoceniona. No ale jak ktoś lubi czuć się lepszym…
Natomiast konkurs na polskie odpowiedniki anglicyzmów pamiętam właśnie z ‚Polityki’ (jakoś w początkach naszego stulecia). Ale to raczej było na śmiesznie, a nie na poważnie – i niektóre słowa były autentycznie zabawne, na przykład dziewokłębki jako odpowiednik cheerleaderek. Albo zdrowopląs zamiast aerobiku. Czy też drzymalenie bądź ślimakrajza dla określenia caravaningu. Sam Jan Hartman zaproponował zapiątek w roli zamiennika weekendu. Niemal rozczulił mnie ‚skład płciowy’ na określenie ‚sex-shopu’, bo wyobraziłem sobie taką rozmowę: – Czym pan się zajmuje? – Jestem subiektem w składzie płciowym.
Kompirat miałby zastąpić hakera, listel e-maila (to akurat mi się podoba, bo krótkie i sensowne), a budotwórca developera. To ostatnie akurat najmniej udane, bo za bardzo się z cudotwórcą kojarzy, a developerzy mają współcześnie raczej złą prasę. Tak samo jak hasłonosz, czyli banner. I haślarz, czyli copywriter.
Ale nie ma nic złego w wymyślaniu nowych słów. Pamiętajmy, że imię Grażyna nie było znane przed Mickiewiczem.
…że pewne przekąski w I klasie są mu „dedykowane”.
To jest akurat język reklamy, gdzie się nie kupuje, a „dostaje w prezencie”, dodatkowo z „dedykacją”. 🙂
@Stasieku
Spolegliwy- ten, na którym można polegać.
@Witold
Nie kupuje się? Przecież to jest w cenie biletu czy produktu.
@ babilas 19 stycznia o godz. 12:28
Muszę się odgryźć: pokaż mi kogoś, kto NIE LUBI czuć się lepszym – czy się faktycznie czuje, to zupełnie inna sprawa, ale jeśli nie lubi, to powinien psychoanalityka spytać, czemu?
„Przekrój” i „Przyjaciółka” to tylko skróty myślowe, by nie nie przedłużać niepotrzebnie wpisu. O tym że czytywanie Przekroju o poziomie nie świadczyło, też wiem: funkcjonowało nawet określenie „inteligencja przekrojowa” obok „krzyżówkowej”…. Ale czepiania się do pojedynczych słów to ja naprawdę nie lubię, bo niektórzy robią tak, kiedy nic nie mają do powiedzenia w temacie. Uprzedzam: nic osobistego, dalej czytałem z zainteresowaniem!
@volter
19 stycznia o godz. 12:01
Tez wolę „destylacje”, zwłaszcza jej produkty od np. zbitki: destynacja – Nowy Sącz:)))
@Kalina
19 stycznia o godz. 10:43
Rozumiem Pani niesmak ale…jako miłośnik punk rocka zawsze uznawałem prymat przekazu nad umiejętnościami technicznymi. Jeżeli ktoś ma coś interesującego, wartościowego do przekazania (z czym co raz trudniej) to przechodzę do porządku dziennego nad akcentem, składnią etc. Wszystko podlega ciągłej zmianie. Język też.
Sam bywam purystą na pewnych polach ale zwsze staram się znaleźć tą granicę pomiędzy fanatyzmem i pragmatyzmem.
Za to jestem przeczulony na niechlujstwa za które ktoś bierze pieniądze. Dlatego nie jest dla mnie problemem gdy ktoś uczestniczący w dyskusji np. na tym blogu ,,idzie na szagę” polszczyzny ale mierzi mnie gdy tak robi dziennikarz.
@stasieku
19 stycznia o godz. 12:13
Wreszcie ktos zwrócił uwagę na to nieszczęsne „tak” wrzucane po co drugim słowie! Jest to dla mnie w najwyzszym stopniu irytujace, bo rozbijajace wypowiedż. Kiedyś modne było wtracącanie słówka „nie”, ale takie zwyczaje kojarzone były raczej z knajactwem. Dzis wtracanie „tak” chyba uchodzi za objaw „intelektualny”:)))
@Kalina
kto wie, mam wrażenie, że to ,,tak”, podtrzymujące kontakt (funkcja empatyczna), jak dawniej ,,nie”, czy ,,no, nie?”, też jest rodzajem kalki z angielskiego: ,,OK” w tej funkcji.
Wyrażenie „dokładnie“ obecnie używane podczas konwersacji wyparło „właśnie“. Na potakiwanie „dokładnie“ zapytam: dokładnie czy precyzyjnie?
Narciarze wymyślili karkołomny „skituring, skiturowiec“ na narciarstwo turystyczne. Były takie wyrażenia jak „Mister Warszawy“, już nie pamiętam o co chodziło, chyba jakiś budynek w stolicy. Wiele tych knotów pojawiło się w latach 90. po upadku komuny. Nas śmieszyła ta angielszczyzna z Kołomyji.
„…panie zasiadające w sejmowych ławach, najzręczniejsze wydaje mi się słowo posłanka. Poślica? Kojarzy się z oślica.“ Ale znowu posłanka z posłańcem.
Gdy czytam wypowiedzi młodzieży to często – gęsto nie rozumiem o co im chodzi.
Innym problemem jest nadmuchany do przesady język fachowców, którzy chcą się zaprezentować jako osoby o ponadprzeciętnych umiejętnościach. Szczytem były teksty w Kwartalniku Fotografia (2000-2012) Niestety nie mogę znaleźć kopii mojego prześmiewczego listu do redaktora na ten temat.
@Adam Szostkiewicz
Blisko do „reliable”.
Mnie szczególnie razi infantylizacja języka; kotki, pieski i kanarki umierają i mają twarz, a wszyscy ludzie bez względu na aparycje nie mają twarzy tylko buzię. Wstrętna przepita morda ma obowiązkowo buzię.
Nie spodziewam się, że wszyscy będą mieli wymowę jak Czubówna, ale różni lektorzy w TV, mają wymowę, jakby byli po 3 miesięcznym kursie nauki polskiego, nie wspominając o wymowie angielskiego.
@PAK
Chyba zbytnio bagatelizujesz kwestię fundamentalną jaką jest panowanie nad językiem i znaczeniem słów.
Przecież to umożliwiło wykastrowanie lewicy przez liberałów: gdy pracownik bronił swojego miejsca pracy to był ,,roszczeniowy”, gdy budżet głownie obciążał najuboższych to był ,,zbilansowany” etc. Lewica wobec powyższego albo przyjmowała powyższy język albo jeżeli jednak obstawała przy powszechnie uznanych słowach i znaczeniach (,,wyzysk”, ,,niesprawiedliwość” etc.)to z automatu w ramach ,,sfabrykowanej zgody” stawała się POPULISTYCZNA a więc szkodnikiem wyższego rzędu.
Kaczyński narzucił swój język debacie już DAWNO. Gdy PO w 2005r przejmowała rządy to język już był ,,ustawiony”. Przykład: PiS zarzucił PO pachołkowanie Niemcom. PO od razu ruszała wyjaśnić, że ,,absolutnie nie, ostro bronimy Ojczyzny” zamiast odpowiedzieć: nie pachołkujemy ale Niemcy są naszym najbliższym sąsiadem, nasza gospodarka w dużej mierze zależy (q…a a zależy???) od kondycji gospodarki niemieckiej dlatego dobra współpraca jest obopólnie korzystna. Tyle rozum. Ale: nie. Napinanie się pod biało-czerwoną. Albo ten żenujący wyścig podczas negocjowania poprzedniego budżetu: UE kto ,,mocniej wyciśnie brukselkę” miast uświadomienia Polakom, że UE to nie dojna krowa ale raczej dobra matka, która owszem daje, ale i wymaga. przez to już niedaleko do ,,nie daje? won mi z nią!”…
Kto jeszcze pamieta „zwis meski” jako krawat i podgardle dzieciece jako „sliniaczek” ? 🙂
@Jagoda
Hm, byłem działaczem pierwszej, historycznej ,,S” i delegatem na jej pierwszy zjazd w Gdańsku Oliwie, znałem wielu jej ówczesnych przywódców. Część to byli rasowi inteligenci (Geremek, Modzelewski, Onyszkiewicz, Romaszewski), część robotnicy wielkoprzemysłowi, zwykle z wykształceniem i obyciem. Nie pamiętam, by którykolwiek nadużywał tego ,,jakby”. Wałęsa z kolei, urodzony trybun ludowy, mówił żywo i barwnie, choć niekoniecznie poprawnie czy elegancko, ale właśnie wtedy taki był potrzebny. Zwłaszcza w zestawieniu z ówczesnymi dygnitarzami władzy. Gdy został prezydentem, było gorzej, bo jego język do urzędu nie pasował, choć wolę to, niż słowotoki Dudy, Morawieckiego czy Kaczyńskiego.
@Adam Szostkiewicz
19 stycznia o godz. 13:37
Strasznie mi głupio, bo praktycznie powtórzylam w tej sprawie wszystkie argumenty Jerzego Illga, zanim przeczytalam jego artykuł:))) Z tym OK racja, przy czym to chyba zwyczaj raczej amerykański niż brytyjski? Ale moze nie wiem, zwyklam idealizowac Brytyjczykow:)))
Niedawno przeczytałem, że UM miasta Warszawy wprowadził stosowsnie feminatywów.
Wspaniała to wiadmość, która w ogromnym stopniu poprawiła jakość życia przeciętnego warszawiaka.
Moja żona kiedyś skomentowała ,,w d… mam czy mam specjalistka czy specjalista przed nazwiskiem byle kasa była OK”.
Niestety, hierarchia problemów współczesnej Lewicy wygląda dokładnie odwrotnie.
@Slawczan
19 stycznia o godz. 13:25
Tez lubie punk rocka:)))
@Kalina
Tak, OK to raczej amerykańskie, w British English, byłoby raczej ,,right?”, ale także na Wyspach OK słychać wszędzie. Nawiasem mówiąc, etymologia OK jest związana z językiem pilotów, to skrótowy fonetyczny zapis zwrotu All Correct, wszystko gra.
@izakan
Tak, robią okropne błędy, ale wina jest nie tylko ich, lecz też producentów programów, którzy nie dbają o poprawność wymowy wyrazów obcych, a przecież dziś w Internecie błyskawicznie można sprawdzić poprawną wymowę słów czy nazwisk anglojęzycznych i wszelkich innych.
@@@
Jerzy Illg nie lubi mojego „stasieku z tej strony”, kiedy odbieram telefon.
Poprawię się.
@Slawczan
Tu, na blogu, sobie odpuszczajmy.
Czasami piszemy czymś spienieni i robimy błędy językowe.
Tak, czy owak, „Gra w klasy” to wzór poprawności językowej.
@izakan
Tak, tak p. Czubówna to ideał lektorki!
Nawet słowo „nauka” akcentowała „jak kazał Ibis”.
Pozdr.
Cinżkie czasy pedzioł Rus,
jak z banhofa zygor nius…
@Cukiertort
Oby polski sobie poradził. Dziś jest pod natarciem i ze strony nowomowy w propagandzie pisowskiej, i nowomowy kościelnej, a takie pranie mózgów pozostawia długo ślady. Tylko niektóre media starają się trzymać poziom i przestrzegać zasad. W szkole też różnie bywa, ale przyznaję, że kiedy byłem nauczycielem w liceum na południowo-wschodnim skraju Polski, moi uczniowie mówili czyściej i składniej, niż dziś wielu ,,liderów opinii publicznej”. To idzie na konto między innymi globalnej młodzieżowej popkultury.
@ marcus21st 19 stycznia o godz. 13:51
Określenia które przytaczasz to z kolei produkty biurokratycznej nowomowy odczytywane z metek produktów „przemysłu uspołecznionego kluczowego oraz terenowego” cokolwiek by to znaczyło, również rozpropagowane swojego czasu przez wspominany Przekrój. „Wsuwki męskie luzem” to były kapcie domowe sprzedawane bez kartonowego opakowania.
@Kalina
Wymowa ,,ruzwelt” też jest nieprawidłowa. powinno być ,,rousewelt”, bo nazwisko holenderskie, a więc dyftongu ,,oo” nie wymawia się z angielska. A z tym Bagrationem to niesłychane.
@lemarc
😉 Ale o regionalizmach nie dzisiaj.
@kalina
No proszę! Nick Cave, The Smiths czy Sex Pistols? A może post-punk? Anyway, I’m impressed.
Wydaju mi sie ze jezyk polski „psieje” tj schodzi na psy.
Bogactwo jezykowe nawet w szanujacych sie periodykach jest poziomu dna i zaczyna wkopywac sie w mul.
Gdzie mozna np przeczytac podobny barwny i kwiecisty jezyk podobny do tego przykladu ?
Ryby – zasoby rybne akwenu wodnego – stanowią konsekwentnie dynamiczny nie tyle przedmiot, ile proces; proces – mówiąc językiem filozoficznym – dynamiczny we wszystkich swych kategoriach. Na tym polega klasyczna, dialektyczna jasność gospodarki rybnej
@Slawczan:
Nie sądzę bym bagatelizował, tyle że u Orwella mamy wersję skrajną. A ja mam wrażenie, że wciąż mamy w Polsce normalną. Normalną znaczy, oczywiście, że jest walka na słowa, na ich narzucanie, ale wszystko to mieści się w zakresie dyskusji politycznej, a nie monopolu totalitarnej władzy.
Że lewica w tym słabo wypada? Owszem, ale co jest przyczyną, a co skutkiem? Ja mam wrażenie, że w wielu przypadkach używała swojego języka, a że została zepchnięta do defensywy, to kwestia jej słabości na starcie przemian.
@Adam Szostkiewicz
Sex Pistols, ale Nick Cave jak najbardziej:))) Tym niemniej jestem konserwatystka – Led Zeppelin!
„16-letni Kacper Lubiewski spod opolskich Lędzin może trafić do poprawczaka za udział w pokojowej demonstracji Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Sąd Rodzinny w Opolu na wniosek policji zajął się jego sprawą i bada, czy chłopak „zagrożony jest demoralizacją”.” (ZD)
@dino77 13:14
Racja, wyraziłem się nieprecyzyjnie. Każdy lubi czuć się lepszym, w końcu nie po to delikwent (a wcześniej jego rodzice, a niekiedy i dziadkowie) inwestował w kapitał kulturowy i edukacyjny, żeby potem się tego wstydzić. Nie ma też powodu odczuwać zażenowania z powodu osiągnięć zawodowych, statusu materialnego, czy – ogólnie – poczucia udanego, spełnionego życia (na wszystkich płaszczyznach).
Chodziło mi o niesprowokowane epatowanie własną lepszością. Ja przecież wiem, że ta ‚Przyjaciółka’ to była figura retoryczna, tyle że stygmatyzującą (taka soft wersja „pięćsetplusów”). Empatia wobec cudzej wrażliwości – na tym chyba polega świadome używanie języka. Są, na przykład, czasowniki ‚oszwabić’, ‚wycyganić’ i ‚podjudzać’; lepiej zawsze znaleźć dla nich synonimy, nawet i wtedy, gdy jesteśmy pewni, że wśród publiczności nie ma osób, które mogłyby się nad nimi zastanawiać. Swego czasu aktorka Bożena Dykiel w jakimś wywiadzie machinalnie użyła słowa „żydzić” (chodziło bodaj o to, że ktoś nie dał na coś pieniędzy). Zarzuty o antysemityzm absurdalne – ale po co się podkładać?
Slawczan
19 stycznia o godz. 13:50
Copyright na „wyciskanie brukselki” należy do Waldemara Pawlaka.
@lemarc
Tak, ręce opadają. Bronimy niezależności sądów, no to czasem mamy i taki jej przejaw.
Jako languidżowo zagubiony prosiłbym Redaktora o wykładnie na temat polskiej wymowy słowa „newsy” użytego w powyzszym tekscie. Z góry dziękuję!
@Kalina
No to jednak nie punk, tylko heavy rock, zapowiedź techno. Ale oczywiście, wielka muza!
Adam Szostkiewicz
19 stycznia o godz. 14:13
Oby polski sobie poradził. Dziś jest pod natarciem i ze strony nowomowy w propagandzie pisowskiej, i nowomowy kościelnej, a takie pranie mózgów pozostawia długo ślady.
Jestem właśnie w trakcie lektury książki „Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i Kościele” autorstwa Jacka Leociaka, który poświęca sporo uwagi tym kwestiom.
A robi to w sposób znakomity. Lekko, przejrzyście, z ironią, poczuciem humoru i dystansem. Nie ukrywa swoich, zdecydowanie krytycznych, poglądów, a równocześnie nie przekracza granicy chamstwa, wulgarności czy tępej nienawiści.
Maestria posługiwania się słowem godna pozazdroszczenia.
Dobrze, że są tacy profesorowie. Dobrze, że piszą takie książki.
@Markiewicz
Poprawnie powinno być : njuz, to artykulacja angielska; u nas mówią z polska ,,niusy”. Ja się nie oburzam, bo to naprawdę drobiazg. Polskie ,,nowiny”, wieści” czy ,,wiadomości” brzmią archaicznie, a ,,wiadomości” przez skojarzenie z propagandą TVPiS – podejrzanie.
@Kalina
O, tak.
Adam Szostkiewicz
19 stycznia o godz. 13:53
Z pewnością nie mówiły tak osoby, które Pan wymienił. Nie potrafię też dokładnie określić kto to był.
Zapamiętałam, że to się pojawiło w tamtym czasie.
Ale …, może też być jak w tym dowcipie: przychodzi klient do drogerii i mówi, że żona kazała mu kupić krem. Pytany o nazwę mówi, że jakiś krem na f. Ekspedientka wymienia różne nazwy, ale to nie to. Nagle klient sobie przypomina: nifea! 😉
@babilas
„Są, na przykład, czasowniki ‚oszwabić’, ‚wycyganić’ i ‚podjudzać’; lepiej zawsze znaleźć dla nich synonimy, nawet i wtedy, gdy jesteśmy pewni, że wśród publiczności nie ma osób, które mogłyby się nad nimi zastanawiać. Swego czasu aktorka Bożena Dykiel w jakimś wywiadzie machinalnie użyła słowa „żydzić” (chodziło bodaj o to, że ktoś nie dał na coś pieniędzy). Zarzuty o antysemityzm absurdalne – ale po co się podkładać?”
Bylaby to tylko niedzwiedzia przysluga poniewaz jezyk nie rzadzi sie poprawnoscia polityczna i widac to bylo doskonale w czasach PRL-u
ze nakazem z gory nic sie nie dalo zrobic.
Wpiszmy wiec na liste dziel zakazanych „Murzynka Bambo” czy „Przeminelo z wiatrem”
@Adam Szostkiewicz
„Poprawnie powinno być : njuz, to artykulacja angielska; u nas mówią z polska ,,niusy”. ”
A mnie sie marzy np gazeta pt „Kuryjer Warszawski” i naprawde nie rozumiem dlaczego wyrugowalismy z jezyka polskiego takie perelki
Redaktorze,
Przechodzenie do porządku dziennego nad użyciem „drobiazgu” słownego jak „newsy” – skądinąnd nie istniejacego w języku angielskim – prowadzi nas, jako nację, do „kreolizacji” języka polskiego. Ten proces już się rozpoczął i w użyciu są tuziny pompatycznych, niezdarnych knotów językowych – researcherzy, restauracje finedajningowe, pseudoinfluencerzy, smartfilmowanie, spotkania casualowe czy biznesowe, kontrybuowanie [do czegoś], implementowanie itd itd. Mógłbym tak cytować kulfony językowe do wieczora bo mam ich cała listę a znalazłem je w polskiej prasie ( w tym i Polityce) i na antenie różnych TV.
Zgadzam sie, że są pojęcia jak „computer”, których nie da się zastąpić polskimi i adopcja i adaptacja słowa angielskiego są zrozumiałe. Ale znakomita większość debilnych wykrętasów słownych jakie zakradly się do języka codziennego ma w jęz. Polskim swoje odpowiedniki.
Nie mamy już autorytetów, zaraz nie będziemy mieli praworządności i pomalutku odzierani jesteśmy – jako Polacy – ze złudzień co do własnej wyjątkowości. Może chociaż Polszczyznę da się uchronić przed degeneracją o co usilnie zabiegać będę pókim żyw, do czego zresztą zapraszam i zachęcam wszystkich rodaków!
Adam Szostkiewicz
19 stycznia o godz. 13:37
A nie fatyczna?
@Jagoda
Tak, ale to mniej zrozumiałe dla niefilologa.☺
@Markiewicz
Newsy to spolszczenie, do przyjęcia z powodów, o których pisałem wcześniej, a pan zignorował. Uważam, że nie należy przesadzać. Ani odgórna regulacja, ani wolna amerykanka językowi nie służą w jego najważniejszej funkcji, czyli w porozumiewaniu się ludzi między sobą. A odpowiednikiem terminologicznym komputera w języku polskim jest liczydło. Będzie pan namawiał do zastąpienia wyrazu komputer wyrazem liczydło? No właśnie. Pewne wyrazy są już ,,zajęte”, trzeba szukać nowych. Tylko Francuzi są uparci, ale ich l’ordinateur też oznaczy liczydło. Natomiast zgadzam się, że w biznesie jest zbyt dużo anglicyzowania czy w tym przypadku amerykanizacji. Ale tak jest po prostu łatwiej, a może i taniej, więc zaciskam zęby i nie lamentuję zanadto.
@Markus
To wynik kolejnych reform zasad polskiej interpunkcji. Normalne. Nie ma czego żałować.
A mnie najbardziej podoba się modne ostatnio powiedzenie „wyjęty z kontekstu” Wielu ludzi nie ma pojęcia o czym mowa, ale modne, więc co drugi paplacz to mówi z wielką dumą. A może słowa „ćumkać”, „ciapaci ” które tak mocno rozpowszechniono kilka lat temu.
A co do słowa „pyry” , to jest to jak najbardziej prawidłowe określenie . Początkowo mówiono na nie „perki” bo pochodzą z Peru. A że perki źle się wymawiało e zamieniona na y i do dziś cię mówi pyry. Kartofel to typowa nazwa niemiecka. Nasz ukochany przywódca w każdym przemówieniu używa końcówki o. pomoco, zrobio, wydadzo , wiedzo itp . Pół biedy jak to jest język używany w gronie osób którzy tak mówią, gorzej jak przemawia wódz narodu który 70% społeczeństwa uważa za plebs , lub drugi sort.
A ja bez żadnego trybu (słowo modne w naszym Sejmie) , niechcący znalazłem się po raz pierwszy w pierwszy sorcie. Będę szczepiony jak zwykły obywatel w pierwszej grupie.
Wreszcie mnie docenili, a raczej wycenili.
@marcus21st (15:55)
Pana przykłady są niefortunnie wybrane i nie nadają się do ilustracji tezy, którą próbuje Pan lansować. ‚Murzynek Bambo’ powstał w roku 1934, ‚Przeminęło z wiatrem’ napisane zostało w roku 1936 (a przeniesione na ekran trzy lata później). Ja zaś postuluję, żebyśmy uważali na to jak piszemy i mówimy TERAZ (przepraszam za kapitaliki, ale z dwojga złego wolę wierzyć, że Pan mnie nie potrafi zrozumieć, a nie że nie chce).
Wzmianka o poprawności politycznej też nierozumna, ale z innej przyczyny. Prawicy udało się narzucić wszystkim fałszywą definicję tego pojęcia (że to „lewactwo” próbuje narzucać komukolwiek cokolwiek, że to „marksizm kulturowy” w triumfalnym marszu depcze nasze wartości, tradycje i dziedzictwo, że to powrót do obyczajów z PRLu). Nie, poprawność polityczna to po prostu liczenie się z wrażliwością innych, samoograniczanie swojej ekspresji w imię zasad współżycia społecznego i powstrzymywanie się od wygadywania i wypisywania tych najgorszych niegodziwości, głupot i abominacji.
Mam na pieńku z manierą rozpoczynania wypowiedzi od „wie pan/pani” (plus pauza). Ludzie pytani o godzinę potrafią zacząć w taki sposób 🙂
Jeszcze słowo na czasie, niby nasze, ale jakieś dziwne: wyszczepiać, wyszczepialność (wysoka/niska).
@ babilas 19 stycznia o godz. 15:23
„Empatia wobec cudzej wrażliwości” to dla mnie po prostu tak zwana poprawność polityczna, która niczego dobrego nie przynosi, to takie trujące cukierki w ładnych papierkach. Operując „Afroamerykaninem” można mówić o nim znacznie bardziej obraźliwie niż o dawnym Murzynie, wszystko zależy od kontekstu i całości przekazu. „Poprawność” to klasyczna pozoracja, niby zdejmująca z mówiącego odpowiedzialność za faktyczną treść: wystarczy że nie użyję „śliskich” wyrazów, a nikt mi już niczego nie będzie mógł zarzucić! Od poprawności do cenzury już tylko mały kroczek, w moich szkolnych podręcznikach z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku wszyscy bohaterowie (prócz postaci wyklętych politycznie) byli szlachetni i bezgrzeszni, nie używali alkoholu i brzydkich wyrazów, nie cudzołożyli, nie chorowali psychicznie czy nie daj Boże wenerycznie, no pełna empatia wobec wrażliwości odczuć nawet najniewinniejszej panienki. Wracając ze szkoły przechodziło się obok budki z piwem, a potem poprzez bramę na podwórko i tam było prawdziwe życie. A kiedy szkolni koledzy brali się za łby wymyślając sobie wzajemnie od „parszywych żydów” to co, naprawdę byli antysemitami? Jeśli jeden nazywał się Goldfarb, a drugi Silberstein, na przykład? W rozmowie ze znajomym, znając jego słabości staram się ich nie urazić, anonimowo to już nie jest możliwe, bo to co dla jednego tonem codziennych pogwarek, dla drugiego kamieniem obrazy: po prostu się nie da i już! Otwierając usta już mogę się spotkać z ripostą „a co on na mnie tę gębę tak rozdziawia!”
@Babilas
Oczywiście, wrażliwość i gotowość, by choć przez chwilę popatrzeć na rzeczywistość oczami innych ludzi. Wrogami politycznej poprawności tak rozumianej jest większość zwolenników prawicy, zwłaszcza skrajnej czy libertariańskiej. Z nimi nie ma rozmowy, bo nie są do niej przygotowani ani przez dom, ani przez szkołę, ani przez środowisko rówieśnicze. Tam chamstwo w stylu Czarnka, Tarczyńskiego czy Pawłowicz jest manifestacjà wolności słowa.
@Dino
Nie, to @babilas ma rację. Pierwsza zasada: posłuchać zainteresowanych, np. Czarnoskórych, czy im przeszkadza ,,Afroamerykanin” . To o nich mowa, oni mają ostatnie słowo, to nie jest żadna cenzura, tylko empatia i dobre wychowanie. Druga zasada: nie powtarzać prawicowych klisz i nonsensów w tej sprawie. CP to idea zrodzona w USA ze wstydu i oburzenia, że kraj szczycący się wolnością słowa jako prawem konstytucyjnym toleruje rasizm i wykluczanie grup społecznych pod tym pretekstem. Na tym skończmy, bo to nie jest teraz temat.
@Maciej
Niesłusznie, w języku istnieją chwyty pozwalające zyskać trochę czasu lub wyrazić pewien dystans, nim się konkretnie odpowie. Taka jest funkcja zwrotu ,,wie pan/pani”.
słowo – absmak
Toż to „najstarsze słowo Polski używane przez naszych dziadów i pradziadów. ”
I kto to powiedział
Człowiek, który co drugi dzień mówi o umiłowaniu ojczyzny i patriotyzmu
Przecież dbanie o czystość języka to pierwszy warunek patriotyzmu.
Wszystkie wpisy o tym mówią
Za odmowę zanieczyszczania języka Polskiego cierpiały Polskie dzieci już w szkole powszechnej.
Dzieci odmówiły modlenia się do Boga w języku niemieckim.
Wersja z Google
My z Tobą Boże rozmawiać chcemy,
lecz Vater unser nie rozumiemy
i nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać,
boś ty nie Vater, lecz Ojciec nasz.
Ja znam inną wersję
My się do Ciebie Boże modlić chcemy
Lecz unser Vater nie rozumiemy
I by tak modlić do Ciebie nikt nie zmusi nas
Boś Ty nie Vater lecz
Ojciec nasz
@marcus21st:
„Żydzić” poznałem jako dorosły człowiek i bardzo źle je odbieram.
„Podjudzić”, „w/ocyganić”, „oszwabić” znam dziecka. Odkąd zdałem sobie sprawę jakie jest ich pochodzenie — staram się unikać.
Myślę, że nie ma co narzekać na „poprawność polityczną”, bo „poprawność polityczna” to kwestia wrażliwości i grzeczności. Nieświadomych i nierozumiejących można jakoś rozgrzeszyć, ale gdy się nabierze świadomości nie powinno być już wymówek.
Nie należę i nigdy nie należałem do purystów językowych.
Każdy kto zna w miarę dobrze co najmniej 2 języki zdaje sobie sprawę,
że „czystość” językowa jest złudzeniem czy jak kto woli mirażem albo fatamorganą 🙂
Każdy żywy język pełen jest zapożyczeń głównie od sąsiadów, ale często sąsiedzi też pożyczją od kogoś innego i tak się to ciągnie czasem na długie odcinki czy jak kto woli dystanse.
Język angielski pomimo germańskich korzeni jest tak bardzo zfrancuszczony,
że ktoś taki jak ja, kto zna nie więcej niż tuzin francuskich słów (z tego połowy nie wypadałoby tu napisać) jest w stanie zrozumieć 60-70% prostych instrukcji napisanych w języku francuskim.
Z kolei język polski jest chyba najbardziej zgermanizowanym językiem słowiańskim, mimo że historycznie rzecz biorąc to raczej Czesi byli o wiele dłużej pod wpływem zachodnich sąsiadów (wyłaczając Łużyczan).
Jeśli komuś nie przeszkadzają takie słowa jak komputer, spacer, notes, dropsy,
krakersy, kartofle i herbata – to niech nie będzie hipokrytą i nie oburza się na słowa zapożyczone w ostatnim dwudziestoleciu.
To przypomina trochę amerykańskiego rednecka, którego dziadkowie przyjechali 60 lat temu z Europy a który nie jest w stanie tolerować „okropnych” imigrantów zalewających _jego_ kraj.
No i jeszce na zakończenie: powinniśmy być wdzięczni, że w języku polskim są feminatywy, bo jak czytam doniesienie prasowe po angieslku, że „Teacher had sex with a student” to muszę spędzić dodatkowe kilka minut czytając treść doniesienia, żeby poprawnie to sobie wyobrazić.
Na koniec tej ciekawej dyskusji proponuję Państwu zabawę z odgadnięciem nazw towarów z „nowomowy PRL”. Co to jest :
– zakrywka koronna
– dźgacz prosty hartowany z łebkiem zdobionym
– zwis męski
– podgardle dziecięce
To tylko niektóre autentyki z metek.
@pawel markiewicz:
Często ma odpowiedniki, ale całkiem często też słowo zaadaptowane z angielskiego uzyskuje specyficzne znaczenie i rozmówca może się właśnie do niego odwołać.
@Slawczan:
Właśnie, czytając o tych złych anglicyzmach, przypomniałem sobie żarty z „języka korporacyjnego” i z posługującego się nim premiera Morawieckiego. Tak, tam jest orwellowska nowomowa z prawdziwego zdarzenia.
@mwas
Skucha, prawie wszystkie odpowiedzi były już w postach może z wyjątkiem noża.:)
@negortin
Zaraz, zaraz, to pan czyta jedno zdanie, a reszty już nie?
Negortin
19 stycznia o godz. 19:59
Babcia mojego męża walczyła ze słowem spacer. Zabierała wnuków wyłącznie na przechadzkę.
Kto jeszcze posługuje się tym pięknym słowem?
@Adam Szostkiewicz:
czytam tyle na ile mi czas pozwala…
W tym wypadku polski pozwala zaoszczędzić czasu:
a) „Nauczyciel spał z uczennicą”
b) „Nauczyciel spał z uczniem”
c) „Nauczycielka spała z uczniem”
d) „Nauczycielka spała z uczennicą”
…i wszytsko wiadomo.
Po angielsku byłoby ganz egal/все ровно.
Oczywiście nie o spanie tu chodzi.
PS. A jak się po polsku mówi o osobie niebinarnej w trzeciej osobie?
Skoro nie o spanie tu chodzi, to o co? Wiadomość to jakaś całość. Wystarczy przeczytać kilka zdań, a nie sam headline, by zaspokoić ciekawość. Nie znam określenia osoba niebinarna, ale odpowiedź jest prosta: tak się mówi, jak ta osoba sobie życzy.
@Jagoda (22:39); a propos spacerów bądź przechadzek
W czasach studenckich potrzebowałem czegoś pilnie od kolegi z roku. A że były to czasy (wyjaśniam na użytek młodszych komentatorów), w których najwięksi futuryści nawet nie wyobrażali sobie czegoś takiego jak telefon komórkowy, zadzwoniłem na numer domowy, albowiem tylko takie były, a i to w niedostatku. A dom był, może nie tyle mieszczański, ale zdecydowanie z pretensjami. Odbiera matka, wyłuszczam potrzebę kontaktu z synem i jej powód. W odpowiedzi słyszę: „Robert relaksuje się z jamniczką”. Wychodzenie z psem jest przecież takie wulgarne…
A mnie bardzo przeszkadza słowo suweren. I wszystkie święte dodatki łącznie z dziećmi nienarodzonymi. I pieniążki i mamy i buzie, czyli te wszystkie cukierkowatości językowe.
Wańkowicz obieżyświat,dziennikarz .pisarz…i jeszcze ???…miał mnóstwo talentów..i szczególną atencję do wojska i skrótów myślowych zwłaszcza reklamowych. Za,, cukier” dostał olbrzymie honorarium za ,,Lot” czyli reklame P.L.L TYLKO BILET. W jednym z opowiadań opisał powszechne zastosowanie polskiego słowa wulgarnego o charakterze powiedzmy ,,prokreacyjnym”.
Żywość i dosadność tego słowa odczuł ostatnio OJCIEC NARODU i nie tylko On .Były w związku z tym liczne ,,zniesmaczenia” i ,,Oh” i,, pfuj”..Rzecznik Policji ..kiedyś przerobił coś z tej półki i powstał ,,Kulson” jakby ,, cool-son”..synek daddy-coola??
Wańkowicz Melchior..skupił się na wojsku…o policji nie pisał bo tam chyba mniej tych metod..i opisał szkolenie praktyczne artylerzysty prawie przy wyłącznym użyciu tego bardzo zasłużonego wyrazu…i niezbędnego wręcz w życiu..Powszechna Polska Deklaracja Seksualna czyli ,,Ja Pier…”
oznacza nie tylko wydolność płciową Polaka..równie może oznaczać Niewydolność..i nie tylko płciową. Szukający środków do wyrażenia czegoś bardzo wzruszającego dzieki temu słowu maja natychmiastowe narzędzie. Może służyć i bywa przymiotnikiem,czasownikiem,przydawką,przysłówkiem,..zastępuje każdy zaimek i bezokolicznik..
niezwykle łatwo wkomponować go w mowę i tekst z licznymi przedrostkami i przyrostkami…może zastępować interpunkcję..podkreślać moc wykrzyknika.. Nie występuje jednak w formie kauzatywnej jako czasownik…Można nim wyrazić w zasadzie wszystkie emocje..i uniesienia..tylko nie wszędzie.. Być gruntem dla wszelkich polskich idiomów niepojetych dla …obcych i profanów’
Jestem pewien ze zanim powstała Elegancja-Francja bylo,, Merde”
Jasiek Kochanowski człek niezykle bogaty w słownictwo wszelkie STAROZYTNE I NOWOZYTNE
napisał taki wierszyk :,,
,, Na matematyka”
,,Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.”
Nie wiadomo czy..pan minister Czarnek bedzie przychylny Janowi z Czarnolasu” tym bardziej ze ów pisał także pamflety na ,,ŻRÓDŁO POLSKIEJ KULTURY”…a to pogląd i działanie ,,Nienowogrodzkie”..To na prałata to na papieży..i ..i ich sposób bycia.. Jak to poeta….
stasieku
19 stycznia o godz. 14:10
Pięknie czytała Pani Blanka Kutyłowska…
babilas
19 stycznia o godz. 23:26
Może pani przyjęła za kryterium cel jakim owo wyjście było motywowane 😉
Ewa-Joanna
20 stycznia o godz. 2:09
Czyli „bełkot miłości skrywający przemoc” jak to nazwał Witkacy.
Przepraszam, że off topic, ale tak bardzo brakuje nam pozytywnych wiadomości. Powodów do optymizmu i nadziei, że warto o tym napisać.
Jak pewnie już wszystkim tu wiadomo, pani prokurator Ewa Wrzosek została w trybie natychmiastowym „delegowana” z Warszawy do Śremu.
I oto dostała propozycje, od nieznanych sobie ludzi, oferujące jej możliwość, bezpłatnego, zamieszkania w domach, pokojach w Śremie i okolicy.
Ciepło mi się robi na sercu od takich wiadomości. I zaraz lepiej myślę o moich współrodakach.
Zawsze mam problem z cytatem Witkacego o „bełkocie miłości” i przemocy.
Cytat brzmi: „bełkot miłości skrywający bylejaką przemoc”. Właśnie ta „bylejakość” w połączeniu z przemocą jest dla mnie nie do przejścia.
Rozumiem to tak, że samo słowo „bylejaką” może implikować jej zlekceważenie. Uznanie za nieistotną. A to wydaje mi się niedopuszczalne wobec jakiejkolwiek przemocy. Przymiotnikowej czy bezprzymiotnikowej.
Jak mógł rozumieć słowo „bylejaka” sam Witkacy, skoro użył go w tym stwierdzeniu?
@Jagoda, 10:34
A może tak:
ponieważ serce nie sługa, często kochamy tych, których nie powinniśmy kochać, to ten stan możemy nazwać przemocą uczucia, a w odróżnieniu od prawdziwej przemocy, ta przemoc jest „bylejaka”. (biorę w cudzysłów, bo edytor mi podkreśla błąd)
Jagodo, nie czytałem Witkacego, nie znam kontekstu, odcinam się, tak, jak Witkacy od MeToo i robię za adwokata diabła.
Serdeczności
@Ewa-Joanna, 2:04
„Suweren” w większości naszych postów ma smak ironiczny, był nadużywany przez pislam i się zużył, jak wszystko pislamowe.
Umiera w Australii 35 osób/milion mieszkańców!
Jak to robicie? Przecież macie miasta, są obszary gęsto zaludnione.
Pozdrowienia
@Jacek2, 9:34
Pani Blanka Kutyłowska to rocznik 28 (Google), zatem można założyć, że zaczęła się uczyć w przedwojennej szkole.
Cechą starej, brytyjskiej emigracji, jest dykcja i poprawność akcentowania.
A często byli/są to prości ludzie.
Lech Wałęsa nie dawał szans akcentowaniu. Żartowaliśmy z żoną, że nie ma fartu, bo jak były dwie opcje akcentu, wybierał zawsze złą.
Często myślę o podobieństwach fragmentów charakteru Wałęsy i Trump’a.
Pozdrowienia
@volter, 7:59
Pyszny fragment Jaśka, volterze.
Po prostu bombka!
Ścisk
stasieku
20 stycznia o godz. 12:00
Witkacemu nie chodziło o miłość w rozumieniu sentymentalnym.
„Bełkotem miłości” nazwał to, co dzisiaj jesteśmy skłonni nazywać kościelną czy partyjną nowomową.
Stanisław Ignacy Witkiewicz, który był bardziej trzeźwym obserwatorem naszego kraju, niż wielu dzisiejszych „ludzi dobrej woli”, napisał kiedyś, że Polsce (szczególnie w bardzo skłonnej do hipokryzji Polsce katolickiej) najbardziej niebezpieczny jest „bełkot miłości skrywający byle jaką przemoc”.
https://wiadomo.co/lingwistyczne-lourdes/
Mnie nie daje spokoju „byle jaka” przemoc. Nie rozumiem jak przemoc może być nazwana „byle jaką”.
Również pozdrawiam 🙂
@dino77
„Już dziś dla wszystkich służb paszportowych również ‚Kowalski’ i ‚Kowalska’ to dwa różne nazwiska”
Moim zdaniem pani Kowalska powinna mieć prawo na całym świecie być nazywana „Frau/Mrs. Kowalska” a nie „Frau/Mrs. Kowalski”. Nawet dla mnie, który źle mówi po polsku „Mrs./Frau Kowalski” brzmi okropnie. Myślę że imię i nazwysko jest częścią osobowości a nie wolno zmusić emigratów z Polski albo z Chorwacji z Rosji itd gwałcić ich język.
Bardzo ciekawy jest polski język, a bardzo ciekawy blog na ten temat. Kiedy nauczyliśmy się polskiego w Krakowie to mieliśmy taką nauczycielkę która lubiła zartować. A kiedy całkiem poważnie tłumaczyła jakąś regułę to po prostu czasem nie wierzyliśmy że poważnie mówi – takie reguły jak z kosmosu 🙂 🙂
„Gdy Kaczyński w politycznym kazaniu w kościele w Starachowicach straszy słuchaczy „złem”, ma na myśli protesty przeciwko ograniczaniu praw obywatelskich”
Mam wrażenie że Kaczyński często celowo mówi niewyrażnie, niekonkretnie, żeby ludzie myśleli że miał jakąś głębszą wiedzę, albo dalekowzroczność. Morawiecki ma zadanie krytykować konkretną ustawę z Brukseli a Kaczyński mówi o upadku całego zachodu, jakby nie zajmował się w ogóle polityką.
Prawie 60 lat temu byłem we Wrocławiu szefem kontroli żywienia we wszystkich stołówkach studenckich. Zapamiętałem, że w żywieniu zbiorowym bezwzględnie należy stosować zasadę, że wszyscy mają chorą wątrobę. Słusznie.
Dziś czytając dziwaczne feminizmy czuję niesmak i ucisk w brzuchu.
Mimo wieku nadal czytam literaturę piękną. Zachwycam się Panią Tokarczuk. Znamienne, w żadnym z jej dzieł feminizmów się nie znajdzie. Może warto wziąć z noblistki przykład?
@Kalema
Tokarczuk tak, feminatywy nie. Brzmi po dziadersku. Bo język żywy, musi odzwierciedlać zmiany społeczne i kulturowe. Nie chodzi o jakaś ideologię, ale fakt wejścia kobiet w życie publiczne na bardzo licznych terytoriach. Nie wszystkie próby dostosowania języka do tych zmian są udane, ale tendencja jest zdrowa.
@Thomas (13:28) re: Kowalski / Kowalska
A to jeszcze historyjka nieco a propos. Lata temu leciałem ze swoim klientem do Stanów. On młody wilczek litewskiego kapitalizmu, w ówczesnej pierwszej 50 litewskich milionerów, z imienia Kiestutis, z nazwiska powiedzmy Mankus. Plus żona, Rita. Spotkać mieliśmy się na Heathrow i stamtąd już razem polecieć do Filadelfii. Pierwszy problem pojawił się już w Londynie: oni dolatywali (z Rygi) na Gatwick, ale jakoś nie bardzo zrozumieli, że powinni na tym Gatwick odebrać swoje bagaże, przewieźć je ze sobą na Heathrow i tam ponownie nadać do Stanów. Wydawało im się, że zrobi się to jakoś automagicznie, bez ich udziału. Niekoniecznie, co okazało się już na Heathrow. Pocieszam, że po pierwsze walizki się znajdą najdalej po kilku dniach, po drugie – jaki to wspaniały pretekst, żeby odświeżyć garderobę.
Lecimy, lądujemy w Filadelfii. Mówię do niego: ja czekam na swoją walizkę, ale ty Kiejstutis idź od razu zgłaszać zagubiony bagaż (dwie walizki), bo przecież nie ma cudów, nie przyleciał razem z nami, tylko został na Gatwick. I tutaj był mój błąd, ale to okazało się po jakimś czasie. Spotykamy się przy Avisie czy innym Herzu, pytam czy załatwione. Załatwione, mówi. Little did we know…
Minął dzień, minął drugi, na trzeci dzień przyjeżdża do hotelu walizka. Jedna. Dziwne, ale zdarza się. Mijają kolejne dwa dni, drugiej walizki ani widu, ani słychu. Coś mi to zaczynało śmierdzieć, więc mówię do Kiejstutisa: pokaż mi chłopie te swoje flepy. Okazało się, że oni nadawali po jednej walizce na osobę, a on zgłosił zaginięcie dwóch swoich walizek, bo uważał, że skoro on nazywa się Kestutis Mankus, a jego żona Rita Mankuviene, to wiadomo że to zupełnie to samo i od kompletu. Poza Litwą jednak zupełnie nie. No więc British Airways szukało bezskutecznie po świecie drugiej walizki pana Mankusa, natomiast nieszukana przez nikogo walizka pani Mankuviene zbierała kurz na lotnisku Gatwick.
Jeszcze jakiś epilog tutaj się czytelnikowi należy. Jak tylko zorientowałem się w problemie, próbowałem wyprostować go telefonicznie. Ale mnie zaraz pouczono, że takie rzeczy załatwia się osobiście po przylocie, a nie po tygodniu telefonicznie. Ja zaraz wracałem do Polski, ale oni lecieli potem do Miami żeby trochę pourlopować na Florydzie. To poradziłem Kiestutisowi żeby tuż po przylocie nie wychodził z lotniska, tylko poszedł zgłosić, że tydzień temu zaginęła mu walizka, ale nie w Miami, tylko Filadelfii. Podobno nawet nie uznali go za wariata, tylko ekscentryka. A walizkę w końcu odesłano mu do domu, do Pribałtiki. No i wszystko dobrze się skończyło. Ale przynajmniej mam o czym opowiadać.
Drodzy komentatorzy i ..torki”. A jak to jest z tymi femilewatywami w przypadku podwójnego nazwiska np..Kosiniakowa-Kamyszowa…NATALIA?..albo..
Jedna część nazwiska może być maskulinum .. a druga feminium Nelly Mario -Rokitowa..?
..a gdy znawca katastrof lotniczych zostanie uhonorowany tak jak ,,Dąb -Biernacki” i historia nazwie go Antoni Brzoza- Macierewicz..? Jedna część żeńska druga męska. żona w takich wypadkach dziedziczy zasługi i Dębowa-Biernacka i domniemana hipotetyczna Brzozowa -Macierewicz [owa]? Sprawa się mocno komplikuje gdy osoba jest powszechnie znana…nie przejawiający empatii i taktu…osobnik nie rozumie zasad deklinacji..Pan Prezes w przeszłości używał przymiotnika w odniesieniu do jakiegoś gremium ,,NIKCZEMNI LUDZIE”..gdy stawał na specjalnym taborecie aby wyrastać ponad tłum ..nieco , to.. z pamięci wyskoczył mi język dawnej miary gdy mówiło się o człowieku niskiego wzrostu..,, Człowiek Nikczemnej Postury”
albo ,, Nikczemnej Postaci”..i nie miało to wcale pejoratywnego zabarwienia.
W przypadku nazwiska Kidawa-Błońska…obydwa człony są żeńskie..Niekiedy w nazwisko włączany bywa pseudonim konspiracyjny lub literacki…albo tzw ,,ksywa”.. zawodowa..albo charaktero-opisowa..Prezesa TV..nazywali nie tylko w sieci bulterierem.. no i brzmi nieźle Jacek. Bulterier-Kurski..pani poślica z racji słynnych wystapień sejmowych…nazwana by była Krystyna Pawłowicz-Spierdalaj…bo takiego zwrotu użyła do jednego z mówców..Niezapomnianych wrażeń jężykowych i estetycznych dostarczyli narodowi polskiemu….na Wiejskiej..NO ,,Miodek.”.. Eh…Był też jeden Król Much ,, pies na kobiety” ,, Sejmowa Brzytwa” . A co będzie…? po pandemii?
Piszą że Joanna Mucha i Hołownia..to sztama.. Wszystko feminatywa
–
Wypadł nieszczęsnemu farsz z pierożka
po smaku okazało się, że to teolożka
z opowiadania pana Mrożka
Teraz gdy będzież jadł pierożki
pomyśl o farszu z uda teolożki
albo innej ponętnej antropolożki
Ewa-Joanna
20 stycznia o godz. 2:09
Podobnie jak Pani nie znoszę w języku polskim używania wyrazów zdrobniałych. Moja teściowa jak chciała mnie rozdrażnić używała ich nagminnie. Wyrażenia typu : brak pieniążków, pyszne kartofelki, wspaniałe ziemniaczki, serdeńko zrób to … itp doprowadzały mnie do „wściekłości” . Poza tym jakoś tam każdy na swój sposób lubiliśmy się.
@Pablos.
Jak czytam w polskich gazetach o obowiązku noszenia „maseczek” to mnie po prostu wkurza. Czy jesteśmy w przedszkolu??
Zdrobnienia są przydatne, ale wciskanie ich wszędzie gdzie tylko się da toprzesada.