Brexit: nasza wspólna katastrofa

Smutno patrzeć na Wielką Brytanię. Na jej rząd, który po raz drugi przegrywa w parlamencie głosowanie nad umową rozwodową z Unią Europejską. Na nadpływającą coraz większą czarną chmurę, czyli rozwód bez umowy.

Na licytowanie się polityków na populizm w kolebce demokracji parlamentarnej. Na ignorancję głosujących za brexitem, na brytyjską odmianę niechętnej innym „naszości”, na rolę użytecznych idiotów Putina. Głosujący za brexitem pokazali Europie gest Kozakiewicza, a potem zapanował chaos. O to właśnie chodziło Kremlowi.

Tymczasem rozwód nie jest nikomu potrzebny. Jeden niedojrzały polityk wywołał demony ksenofobii i nacjonalizmu. Rozhuśtano Brytanię i Unię Europejską, a na samych Wyspach może się to skończyć wyjściem Szkocji z UK. Cameron i wspólnicy przejdą do czarnej historii.

Brexit znaczy brexit. Ta populistyczna mantra sparaliżowała Theresę May i jej otoczenie. A przecież brexit nie ma jednego znaczenia. Dla jego zwolenników to sny o potędze, dla przeciwników powód do wstydu względem Europy i do lęku o przyszłość Wielkiej Brytanii.

Premier May mówi: wprowadzimy w życie wynik referendum z 2016 r. Ale ten wynik dał zwolennikom wyjścia tylko 4 proc. przewagi nad zwolennikami pozostania UK w UE. A sama May była przeciw brexitowi.

Co więcej, w toku brytyjskiej dyskusji po referendum poparcie dla wyjścia malało, rosło dla niewychodzenia. Dziś przewaga brexitowców stopniała do poziomu 50:50. Ale konserwatyści, zajęci przede wszystkim sobą, na to nie zważają i brną dalej.

Negatywne ekonomiczne skutki brexitu są wałkowane codziennie. Ale jest też wymiar wizerunkowy. Rozwód, nawet za porozumieniem stron, osłabia i Brytanię, i Unię. Obie strony ogarnia wzajemna niechęć kiepsko maskowana pustymi frazesami i gestami. Jak mogliście nam to zrobić?, pyta Bruksela, jak mogliście nas karać za wynik referendum? – odpowiada Londyn.

Wyjście piątej gospodarki świata z europejskiego wspólnego rynku obniża jego atrakcyjność w oczach świata. Cieszy się z tego ekipa Trumpa, cieszą się Kreml i Pekin. Osłabiona Unia to jeden konkurent mniej w walce o hegemonię globalną.

Cieszą się populiści i nacjonaliści. Także w Polsce. A przecież wspólnota europejska to zapora przed egoizmem narodowym, który prowadzi do konfliktów i wojen. Czyli tarcza ochronna dla Polski. Może Brytania jej nie potrzebuje, ale Polska nie jest Brytanią.