Nieszczęście z brexitem

Jeśli coś wiadomo na temat brexitu, to tyle, że tak naprawdę nic nie wiadomo. Poza tym, że jest to wydarzenie negatywne i dla Brytanii, i dla Unii, a nawet całego Zachodu. Jedyna dobra wiadomość na temat brexitu byłaby taka, że w ogóle do niego nie dojdzie.

Ale doszło, ze znaczącym udziałem sił antyeuropejskich, w tym pożytecznych idiotów Kremla. Brexit wygrał zaledwie czterema procentami głosów, za głosowali często ludzie o nastawieniu ksenofobicznym, niezbyt zorientowani, o co chodzi z tym brexitem, ale oczekujący od rządu zawrócenia Tamizy kijem.

Rozwód po 40 latach nawet w zwykłym małżeństwie jest trzęsieniem ziemi o nieprzewidywalnych skutkach, a co dopiero w polityce międzynarodowej. I tak jak zwykły rozwód musi kosztować, podobnie brexit musi i będzie drogo kosztował obie rozchodzące się strony. Nie może być tak, że ktoś tak sobie po prostu zabiera zabawki i wychodzi, nie oglądając się na skutki. Unia to jest twór dobrowolny, ale zmierzający do pewnego celu. Wysiąść z tego pociągu można, ale nie podczas biegu.

A kto mimo to wysiada, ryzykuje wiele. Jak wiele, okaże się w najbliższej przyszłości, prawdopodobnie już podczas okresu przejściowego, czyli do grudnia 2020 r. Oczywiście i to nie jest pewne, bo na razie do jego wejścia w życie potrzebna jest jeszcze zgoda Parlamentu Europejskiego i, co najważniejsze, Parlamentu samej Wielkiej Brytanii.

Choć obecny rząd londyński odniósł w Unii sukces, kiedy Rada Europejska zatwierdziła umowę rozwodową, to jest to sukces gorzki, bo oznaczający porażkę idei europejskiej w jednym z ważniejszych państw. Nie tylko to. Także precedens, że można się wypiąć na Unię, wykorzystując plebiscyt, kiedy trzeba wpłacić do wspólnej kasy więcej, niż się z niej otrzyma, albo kiedy trzeba wykazać się solidarnością w dobrej, ale niepopularnej sprawie.

Tą drogą pójdą zapewne inne kraje rządzone dziś przez polityków pokroju Kaczyńskiego, Orbána, Salviniego, na czele z nimi samymi, przecież niekryjącymi swej niechęci do marzenia o trwałym pokoju, otwartych granicach i współpracy w Europie na dotychczasowych zasadach. Im chyba nawet wojna niestraszna, a zamiast współpracy chcą bezwarunkowej miłości swych poddanych.

Stało się bardzo źle i winę za to ponosi jeden brytyjski polityk, który z tego powodu przejdzie do historii całkiem nie tak, jak pewno sobie wymarzył, obiecując obywatelom przeprowadzenie tego nieszczęsnego referendum, aby samemu utrzymać się u władzy.