Niechęć do demokracji, czyli Kaczyński, uczeń Ehrlicha

Prof. Wojciech Sadurski, filozof prawa, ostrzega w „GW”, że „będzie tylko gorzej, bo program zarysowany przez PiS w 2011 r. nie został jeszcze w stu procentach zrealizowany”.

Zaletą artykułu Sadurskiego jest przypomnienie, że to, co robi dziś rząd PiS, nie powinno być zaskoczeniem. „Kaczyński nas ostrzegał”. Ostrzegał, że będzie dążył do centralizacji państwa, konsolidacji władzy kosztem zasady trójpodziału i nowej konstytucji. „Wcale się nie krył z projektem autorytarnej, klerykalnej i nacjonalistycznej ustawy zasadniczej”. I co? I nic. „Więc, koleżanki i koledzy, którzy głosowaliście na PiS lub na Kukiza, bo chcieliście »zmiany«, bo mierziły was Platforma i lewica, bo liczyliście na to, że »nie będzie tak źle« – miejcie pretensje tylko do siebie”.

Sadurski studiował prawo na UW razem z Jarosławem Kaczyńskimi, który „nigdy nie ukrywał swej niechęci do demokracji, do rządów prawa i do konstytucji opartej na klasycznym podziale władzy. Trzeba było mu wierzyć”. Jego uniwersyteckim autorytetem był prof. Stanisław Ehrlich, promotor doktoratu Kaczyńskiego na temat samorządności akademickiej na socjalistycznej uczelni. Ehrlich szukał wraz ze swymi najlepszymi studentami możliwości wprowadzenia jakiegoś pluralizmu w systemie realnego socjalizmu.

Nie był demokratą ani opozycjonistą, lecz ewolucjonistą wierzącym, że w PRL możliwe jest odejście od rządów monopartii PZPR w kierunku pluralizmu społecznego. Tak aby różne grupy interesów mogły mieć wpływ na kształt polityki państwowej. W programie PiS pojawia się pojęcie, jakie w tym kontekście ukuł prof. Ehrlich – „ośrodek dyspozycji politycznej”. Miał na myśli to, że za fasadą instytucji i procedur może działać grupa „trzymająca władzę”. Zdaniem Sadurskiego Kaczyński tak się przejął ideą swego mentora, że wprowadza ją teraz w życie. Sam jest tym „ośrodkiem”. Swych najbliższych, najbardziej zaufanych współpracowników deleguje do konkretnych zadań. Towarzyszy temu ignorowanie lub likwidowanie barier nakładanych przez obecną konstytucję i prawo.

Jeśli Sadurski ma rację, to rzeczywiście „będzie tylko gorzej”. Gorzej dla tych, którzy żyli przez prawie 30 lat bez „ośrodka dyspozycji politycznej” w przeświadczeniu, że stworzony po 1989 r. ustrój polityczny i prawny jest nienaruszalny, choć oczywiście podlega krytyce i reformom. Co dawało mu legitymizację? Wymiana ekip rządzących w Polsce poprzez wolne i uczciwe wybory. Nie ma wolnych wyborów, nie ma niezależnej od polityków konstytucyjnej kontroli nad rządem, nie ma opozycji w parlamencie, to nie ma demokracji. Jest „demokratura”, hybryda demokratycznej fasady z realną dyktaturą „ośrodków dyspozycji politycznej”. Właśnie wchodzimy na ten etap.