Ruszcie się, wyborcze leniuchy!
Dwa dni wyborcze, a nie jeden, poprawią znacznie frekwencję, ten wciąż słaby punkt polskiej demokracji . Tak przynajmniej wynika z reprezentatywnego lutowego sondażu na zlecenie Instytutu Spraw Publicznych, którego była szefowa, prof. Kolarska-Bobińska jest dziś euro deputowaną z ramienia PO.
Na pytanie, czy uważają, że wydłużenie wyborów do dwóch dni ułatwiłoby im wzięcie w nich udziału, 60 procent ankietowanych odpowiedziało, że tak. W liczbach bezwzględnych frekwencja mogłaby podskoczyć nawet do 12 mln oddanych głosów. Kiedy siedem lat temu mieliśmy referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii, trwało właśnie dwa dni i głos oddało 5 mln więcej obywateli. Czyżby to te dwa dni głosowania, a nie słynne zdanie Jana Pawła II, Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej, przesądziły o szczęśliwym wyniku na TAK?
Wyliczono już, że dwudniowe wybory kosztowałaby państwo 40 proc. drożej niż jednodniowe. Myślę, że warto zapłacić te pieniądze za rzecz przecież bezcenną: większą reprezentatywność wyniku wyborczego, a więc i naszego systemu demokratycznego.
Pewnie, byłoby lepiej, gdybyśmy już tak dojrzeli obywatelsko, że jeden dzień wyborów by wystarczył; frekwencja była tak wysoka jak np. w Danii czy Belgii (ale tam za absencję przy urnie bez usprawiedliwienia płaci się grzywnę) i to kończyłoby spory typu, przepraszam za porównanie, ukraińskiego czy amerykańskiego, jak silny jest demokratyczny mandat zwycięzców, skoro prawie tyle samo wyborców zostało w domu. Byłoby lepiej, ale u nas ten podstawowy odruch obywatelski, żeby głosować, jeszcze się dostatecznie mocno nie zakorzenił. Więc jestem za konstytucyjnym okresem dwu dni na oddanie głosu.
Dość wyborczego lenistwa, to jest za poważna sprawa dla ustroju, a dla społeczeństwa nie ma w polityce rzeczy ważniejszej niż sprawny ustrój, by w trzeciej dekadzie III RP wciąż się wstydzić za wyborczych leniuchów, którzy zostają w domu pod byle pretekstem, a to że za daleko albo że taka czy inna pogoda, a to że pracują w weekend i nie zdążą lub że nie mają na kogo głosować, a wreszcie, że skoro mamy wolność, to oni z niej właśnie tak korzystają, iż nie głosują.
Tak, wolność polega i na tym, że się nie musi niczego, czego wyraźnie nie nakazuje prawo, ale również na tym, że się z niej korzysta pozytywnie, np. przez udział w wyborach. Tak naprawdę to nie sprzeciwiłbym się nawet, gdyby w Polsce wybory były obowiązkowe, przynajmniej na pewien czas, na przykład do końca obecnej dekady. Czemu by nie spróbować (na tej samej zasadzie, zasadzie eksperymentu usprawniającego system polityczny, od początku popieram ideę parytetów na listach wyborczych)?
Zróbmy to: dwa dni wyborów, głosowanie przez pełnomocnika, głosowanie przez Internet, parytet. Ale okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu nie róbmy. To sprzeczne z polską tradycją parlamentarną. Tak samo jak likwidacja Senatu, choć nad ostrożnym zmniejszeniem liczby posłów czy senatorów można by się zastanowić . Akurat w tych dwu sprawach jestem konserwatystą.
XXXX
Miło było poczytać wpisy pod poprzednim blogiem, dzięki. Stasieku, lider Arłukowicz lepszy niż lider Napieralski, zgoda, ale szans na reaktywację lewicy wciąż nie widzę; czemu kłamliwi politycy są tolerowani, dobre pytanie. Myślę, że to przede wszystkim wina mediów, które niczego nie sprawdzają, tylko robią z polityki teatr dla ubogich. Zapraszają panią Gęsicką i nie pytają, co z jej kartką, którą wystawiała do kamer, że rząd Tuska nie jest w stanie przerobić unijnych funduszy; zapraszają pana Poncyliusza, który kłamał na temat powodów odejścia Jana Krzysztofa Bieleckiego z bankowego stanowiska, zapraszają panią Jakubiak, która insynuowała na temat sprzedaży stadionu TVN itd. Od show do show, reszta nieważna. Jacobsky, fakt, wielka piątka na kolana nie rzuca, ale w jakim innym kraju rzuca? To takie czasy, demokracja telewizyjna. Arnobio, niestety, nie wierzę w partie raczkujące, uważam obecny układ sił za stabilny (ale naturalnie nie na wieczność). Levar, i dlatego Tusk zarządził prawybory w PO? To się logiki nie trzyma, zob. też wpisy Krysta, wikonwi. Ciekawy wątek dojrzewania elektoratu, ostrożnie popieram tę tezę; Torlin, arnobio, Kartka z podróży, Janek, oby tak było, oby zła pamięć o dwuleciu IV RP nie zginęła w narodzie jako prewencyjne memento. Monteskiusz, jestem mi z Panem po drodze w tym wpisie. Kartka z podróży: to mnie Pan zaskoczył, serio Pan tak uważa? Roman56PL ? dzięki za dzięki. Parker, coś w tym jest, co Pan pisze o populizmie zgłaszanych dziś ad hoc korektach, ale jednak nie można było nie zareagować na zabójstwo pana Struja czy skandaliczną reklamę skatebordową. MW ? hm, niby tak, lecz po angielsku narrative nie brzmi tak pretensjonalnie jak polska ,,narracja”, a co do standardów BBC, to są tacy, co wytykają korporacji grzech lewactwa, np. w relacjach na temat polityki Izraela, ale byłbym z tym ostrożny, choć, a pracowałem w BBC w Londynie przez 2 lata, wielu jej dziennikarzy i redaktorów sympatyzuje z lewicą, to jednak bynajmniej nie wszyscy. Kandydaci na prezydenta, cóż pomysł Heleny z Ewą Łętowską, nie jest zły, lecz politycznie niewykonalny, (Kleofas) podobnie jak z powrotem pana Rotfelda na szefa MSZ (bo Sikorski moim zdaniem pozostanie ministrem). Jan mondry: nie wiem, czy Pan to serio pisze. Pewno pan Piesiewicz byłby kandydatem poważnym, ale tabloid ugodził go śmiertelnie. Optymista, witamy, a chciał Pan w ten sposób poprzeć Sikorskiego? Proszę bardzo. Dzięki wreszcie Janowi Mondremu za niemiecką prognozę o Polsce za 20 lat, tak trzymać!
Komentarze
Faktycznie, pora się ruszyć, choćby dlatego, że chodzi tu o odpowiedzialność. W końcu w tym kraju żyjemy i dlaczego mamy pozwalać by rządził nim byle kto, tworząc byle jakie prawo?
Czy dwa dni to dobry pomysł? Jestem sceptyczny. U nas rodacy i tak robią wszystko na ostatnią chwilę. W referendum unijnym z 2003 r. po pierwszym dniu frekwencja była dość niska. Jeśli dobrze pamiętam, to Gazeta Wyborcza zrobiła jakąś akcję z naklejkami, byleby ludziska wyszły z domów do urn.
A wymiana dowodów osobistych? Przesunięto termin o… 3 miesiące i co? Kolejki w ostatnich dniach jak sklepach mięsnych za PRL. To samo z corocznymi zeznaniami podatkowymi. Końcem kwietnia urzędy skarbowe znowu będą oblężone. I nic, nawet dwa dni wyborów, tego nie zmieni.
Dlatego z uwagi na mentalność naszych współobywateli wybrałbym belgijski wariant- idziesz kolego na wybory, albo płać grzywnę. W końcu wybory kosztują wszystkich nas. I docelowo wybrałbym model głosowania przez internet; szybciej, taniej, skuteczniej. Gazeta Prawna pisała ostatnio o nowym dowodzie osobistym, który pomoże załatwiać sprawy na platformie e-PUAP. To można połączyć z e-wyborami.
Niestety nie mogę się z Panem zgodzić. Nie można uznać referendum unijnego za normę. Pisze Pan – „Kiedy siedem lat temu mieliśmy referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii, trwało właśnie dwa dni i głos oddało 5 mln więcej obywateli.” Ja pamiętam referendum wieńczące klkuletnią proakcesyjną pracę naszej dyplomacji i olbrzymie koszty przygotowania kraju do akcesji. Przedłużone referendum wstydem naszym było! Te 5 milionów ludzi wypchnięto do urn kolanem – to było łamanie gnuśności i inercji. To było wymuszone. Gdyby nie dwa dni i moralny przymus referendum skończyłoby się kompromitacją. I te dwa dni były wstydem i apel papieża aktywizujący agitację z ambon był wstydem. A wtedy było co wesprzeć i co popierać w odróznieniu od obecnej sytuacji.
Powody inercji społecznej są głębsze i niezbyt przyjemne dla pogrązonego w samozadowoleniu społeczeństwa i wyalienowanych od niego partii i państwa.
Jeden dzień moim zdaniem starcza na przeprowadzenie wyborów. Wolę grzywny za absencję, bo przynajmniej nada to jej wymiar nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Pozdrawiam
Demokracja właśnie na tym polega, że można NIE głosowac na tych złodziei z WSZYSTKICH opcji politycznych. Poza tym jest oczywiste, że z racji możliwości informacyjno-operacyjnych w demokracji tak naprawdę rządzą Tajne Służby, a z racji finansów wraz z nimi Oligarchowie – tak jest w każdej demokracji.
Hmm, ależ mi radykalny wpis wyszedł – ale generalnie tak właśnie uważam.
— bardzo Smutny Ateista.
„Świat jest tak fatalnie skonstruowany, iż wolę myślec, że nikt rozumny go nie stworzył” — S. Lem.
Skoro frekwencja to wazna sprawa, a wiec czemu nie zapewnic jej przez obowiazek glosowania ?
Istnieja bardzo rozwiniete i okrzeple demokracje (np. Belgia czy Australia), gdzie takie rozwiazanie przyjeto, i jakos lokalny swiat sie nie zawalil.
Z pewnoscia nie jest to rozwiazanie najbardziej eleganckie (kto lubi przymus ?), ale gdzies trzeba przerwac bledne kolo „gnusny i leniwy elektorat – zniechecenie elektoratu wybranymi przedstawicielami”, ktorzy to przedstawiciele wcale nie sa tacy reprezentatywni skoro frekwencja kuleje. Mozna powiedziec, ze to wykrecanie reki elektoratowi, ale byc moze tak trzeba, przynajmniej do czasu, kiedy w spoleczenstwie wyrobia sie zdrowe nawyki obywatelskie i pewne poczucie odpowiedzialnosc za losy kraju. Bo nie zwalalbym na okraglo niskiego zainteresowania na wladze, rzad, politykow i wybrancow narodu i na alienacje tychze wzgledem spoleczenstwa polskiego. Tak sie gra jak przeciwnik pozwala, tak sie rzadzi jak spoleczenstwo daje rzadzic. Apatia i gnusnosc dzialaja na korzysc rzadzacych i ich dodatkow demoralizuja.
Grzywny nie musza byc drakonskie, ale wystarczajace, zeby zastanowic sie dwa razy czy rzeczywiscie nie lepiej wyrazic mego sprzeciwu wobec elit glosujac w sposob swiadomy, a nie odmawiajac udzialu w glosowaniu, najczesciej twierdzac „Eeee, a co to zmieni, to wszystko jeden ch…, panie.”
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
O ile raczej zgadzam się z innymi eksperymentami, które Pan proponuję, o tyle nie przekonuje mnie nawet czysto testowe wprowadzenie obowiązku głosowania. Zbyt głęboko mamy osadzoną w narodowym genotypie przekorę i bunt przeciwko „trzeba”. Za to głosowanie przez Internet i – zwłaszcza – przez pełnomocnika to priorytetowe sprawy dla poprawienia frekwencji. Dwudniowe wybory chyba zrobiłyby równie dużo dobrego. A że o 40% droższe? Mocno upraszczając, ten drugi dzień i tak dostajemy trochę taniej, a możemy zyskać dużo lepsze rezultaty, jeśli chodzi o uczestnictwo wyborców. Opłaca się więc chociaż raz spróbować i przekonać się, czy w ogóle warto. W perspektywie jest bowiem opcja płacenia w kolejnych latach relatywnie mniej za produkt o dużo lepszej jakości.
Hmmm….
Przy jednodniowych wyborach, głosują ci, którzy naprawdę chcą (wybory u nas w niedzielę, każdy kto chce, może zagłosować)
Oby, przy dwudniowych wyborach, nie poszli ‚dodatkowo’ ci, co to „dla jaj”, z nudów (wyborczy weekend – nic się nie dzieje, może nawet wódki nie kupi… ile można stać w bramie… to co, idziemy, k..a, na te wybory, hłe, hłe, hłe…) U nas ci tych „rozsądnych” wyborców nie tak znowu dużo… Tych sześciu z dziesięciu, którzy nie głosują, to dlatego, że im wisi, nie z lenistwa, tylko dlatego, że nic a nic z tego „nie kumają”. Jak zaczną kumać, to znajdą te pół godzinki, żeby się jeszcze przed odkapslowaniem pierwszego browara pofatygować.
Ja tam wybory traktuję serio. Ze względu na ich wynik. Jak kto nie chce, to już lepiej niech nie głosuje…
1. Przymus głosowania;
istnieje obawa, że elektorat zagłosuje przeciwko temu, kto taki przymus wprowadzi.
2. Głosowanie przez internet;
istnieje niebezpieczeństwo „niewłaściwego” wykorzystania danych.
Organizator wyborów zdobędzie dane o światopoglądzie każdego głosującego,
a wg konstytucji jest to sprawa prywatna.
Po wieloletnim stosowania głosowania elektronicznego (nie przez internet)
Holandia powróciła do kartki i ołówka. Zdecydowały względy bezpieczeństwa.
Szanowny Panie Redatorze !
Pański apel-pełna zgoda.Chociaż jest oczywistością, obowiązkiem właśnie publicystów jest ciągle przypominanie alfabetu demokracji.
Pod Pańskim apelem znalazłem jednak zdanie, z którym trudno mi się zgodzić. Napisał Pan; ?… uważam obecny układ sił za stabilny (ale naturalnie nie na wieczność)…?.Ja uważam natomiast, że najpóźniej za rok,okaże się jak głęboko zdekomponowana (stąd może tak mała publiczność) jest polska scena polityczna. Stabilna i to wyjątek nie tylko w Europie, jest dzisiejsza władza w Polsce.Takiego poparcia partie rządzące mogą szczerze PO pozazdrościć. To jednak wyraźny znak wyjątkowo słabej opozycji. PIS zamienił się w karykaturę karykatury, którą był od początku. Największym pewnie dramatem PIS jest dramatycznie słaba obsada. SLD odgrzewajcy zahibernowanych polityków (Oleksy,Miller), jak dziecko trzymający się spodni Kwaśniewskiego , to raczej odgrzany kotlet, niż główna wygrana.
Kiedy więc rozstrzygnie się ?bratobójcza walka? (to jeden z powodów wyjątkowej politycznej agresji konkurentów) o postsolidarnościową schedę, na scenie zostanie samo PO-silna partia władzy, z olbrzymim poparciem. PO deklaruje się- przy wszystkich zastrzeżeniach do etykiet- jako partia z liberalnym rodowodem. Będziemy więc mieli silną polityczną reprezentację przedsiębiorczości, walcząca o niskie podatki, o wycowywanie się Państwa z firm-stocznie powinny stać się solidnym ?memento?dla zwolenikow państwowej gospodarki-słowem działań, które przy reinwestowaniu oszczędzanych podatków, będą korzystne dla ogółu.
To wielkie skupienie władzy, bez proporcjaonalnej opozycji, może dla PO stać się ?szklaną pulapką?.Nie jest to w żadnym wypadku zagrożenie dotykające jedynie PO. To zagrożenie spotkałoby każda partię rządząca zbyt długo i niekontrolowaną przez twardą ,rzeczową opozycję.To olbrzymie niebezpieczeństwo, wynikające-nie miejmy złudzeń,-z ludzkich słabości.W tym wypadku ci z lewą i z prawą są równi.Przypomnijmy patologiczny rozkład największych włoskich ,czy austriackich partii ludowych. Biznes sfilcował, skołtunił się z polityką, szemrani stali się wszyscy .Rozwikłać kołtun się nie dał i teraz cięty i skubany jest przez populistów.
Modlę się więc o opozycyjny partię z socjaldemokratycznym profilem. Modlę się by SLD stało się kustoszem muzeum marksizmu i leninizmu. Napieralski, ze swoim formatem wojewódzkiego lektora PZPR, pasowałby w filcowych bamboszach jak ulał do takiej placówki.
Modlę się żeby PIS odszedł z honorem,rzucił politykę, na której nigdy znać się nie będzie i został kustoszem muzeum ?Wszystkich Powstań Naszych?. Niech sobie tam odpoczną, w Maciejówkach i z wąsami.Zupełnie już poważnie; ?Muzeum Powstań? byłoby w dobrych rękach-to jednak eksperci od pamięci i rozpamiętywania.
Modlę się o rzetelną socjaldemokrację w intencji Polski i PO. Modlę się, bo w ?realu? nadzieje nie są wielkie.
Pozdrawiam serdecznie
janmondry
Nie pojscie do urny wyborczej jest rowniez oddaniem glosu, tylko oznacza to brak alternatywy politycznej. Zdarzylo mi sie nie glosowac w poznym PRLu, nie glosowalem rowniez dwukrotnie w federalnych i prowincjonalnych wyborach kanadyjskich. W przypadku kanadyjskim, wydaje mi sie, ze glowne partie polityczne, tzn. Liberalowie, Konserwatysci reprezentuja mniej wiecej te sama alternatywe polityczna, co udowodnila praktyka sprawowania wladzy. Moze Liberalowie wydaja sie bardziej okrzesani, ale obyczaje politycznej arogancji sa te same. O NDP nie wspomne, jako reprezentatowi mieszanki populizmu z koneksjami zwiazkowymi. Ostatnio, z braku laku, glosowalem na Greens, ale oni w systemie jednomandatowym nie maja szansy na wejscie do parlamentu (przynajmniej na razie), chociaz sa bardziej popularni niz BQ- trzecia pod wzgledem liczebnosci w parlamencie partia kanadyjska.
Chyba nie kazde glosowanie ma sens, zwlaszcza, gdy prowadzi to jedynie do zapelnienia wakatow na miejscach poselskich. Postulowalbym w zamian zmiane progu, ponizej ktorego dane wybory bylyby uznawane za niewazne. Kazdy system polityczny wymaga systemu gwarantujacego nieskrepowany przeplyw idei i politykow. Jezeli w USA mniej wiecej polowa miejsc parlamentarnych jest w pewnym sensie dziedziczona lub okupowana przez tych samych ludzi (senatorowie i kongresmani siedzacy na swoich posadach po 20 lat z okladem) nie widze sensu w takiej demokracji.
Tym, ktorzy postuluja przymusowy udzial w wyborach przypomne, ze mozna wrzucic do urny pusta kartke, ktora znaczy tyle ile znaczy- frustracje z okreslonego stanu polityki i ludzi kandydujacych.
Kto wie, moze lepszym sposobem na wyladowanie frustracji bedzie oddanie pustej kartki pod przymusem niz nonszalancka postawa, ze jest sie ponad „ten caly cyrk”, a potem nieustanne psioczenie, ze rzadza nami cymbaly/matoly/sprzedawczycy/aroganci (niepotrzebne skreslic) ?
Obowiazek glosowania ?! Moze w Polsce. Tu brzmi absurdalnie. Placimy podatki i wystarczy. Nawet za komuny nie bylo obowiazku glosowania. Byly, prawda, jekies listy, jakies sprawdzenia, zwolnienia, jakies tam sekretarze sprawdzaly – chrzanienie w bambus. Nikt nie byl karany na to, ze nie glosowal. Dwa dni ? Za 40 % wiecej ? Kolejny absurd. Skadinad – glosowanie to frajda. Idzie czlowiek, spotyka znajomych, pogaduchy na parkingu przed lokalem, a jak jest o czym to pozniej mozna pojsc na obiad czy lunch i jeszcze pobarlozyc. I co ciekawego, ze nie gada sie o tych wyborach. Nikt nie mowi komu zrobil dziurke albo kogo nacisnal. I nikt nie pyta. To nie jest obowiazek. To jest rytual. Zadziwiajaca jest wiara w skutecznosc Twojego glosu. Zwlaszcza – w wyborach lokalnych. Rodzina wypchnie Cie za drzwi, jak nie oddasz glosu za tym, ktory chce n.p. obnizyc podatki od nieruchomosci. Takie ciche, tym nie mniej bardzo efektywne. zaangazowanie w wybory jest powszechne. Naglasnianie w mediach i wszedzie jest nie do zniesienia. TV – od rana do wieczora. Prasa – to samo. Trawniki zaswinione tabliczkami, haslami, wezwaniami – czego dusza zapragnie. A kandydaci mowia o sobie, albo o swojej sprawie. W drugiej kolejnosci – o sprawach, glosowaniu, wynikach konkurenta. Nima o jego charakterze, plotach, nie ma, co widze w polskim Internecie, ciaglego wzajemnego oczerniania sie przez politykow. Takie wzajemne ataki sa niezwykle rzadkie i bardzo stonowane. Jak chce chucpy, to ogladam polskich poslow w Internet. Rzeczywiscie, polska telewizja i prasa sa bardziej sensacyjne niz tu. Jezyk, jakiego uzywaja, tu jest nie do pomyslenia. Bogiem a prawda – nie zdarzylo sie slyszec. Wyglad kandydatow jest inny. Zadbani, uczesani, pewni siebie, nie zaslaniaja sie o chwila „brakiem wiedzy”- jak nie wisz, to co tu robisz ? Ogromna roznica.
Panie redaktorze i szanowni blogowicze, każdy sposób jest dobry dla zwiększenia frekwencji wyborczej i nie jest ważne ile to kosztuje, ponieważ słaba legitymacja rządzenia dla wybranych skutkuje nędzą władzy, jaką obserwujemy od lat. Przecież obecny rząd i poprzednie zdają sobie sprawę, że aż tak dużo obywateli ich nie poparło i nie wiadomo co tak naprawdę tkwi w głowach tych nieobecnych przy urnach, ich jest więcej, a skoro tak, trzeba być ostrożnym, w PRL-u nie tacy mocarze upadali.
Całkowicie się zgadzam z tezą, że w referendum w sprawie przystąpienia Polski do UE decydujące znaczenie miały dwudniowe wybory, kompromitacji nie był w stanie zapobiec sam papież z całym episkopatem.
Przecież nie ma znaczenia, jak długo będą trwały wybory, ważne jest kiedy się kończą, jeśli ktoś chce głosować wcześniej, to należy mu to umożliwić, niech się pofatyguje, zarejestruje taką wolę i odda głos w sposób, który mu odpowiada.
Okręgi jednomandatowe jednak róbmy, tyle tylko że nie dla wszystkich parlamentarzystów, niech to będzie system mieszany, należy sprawdzić jak to zadziała. Jeśli okaże się, że fotel posła czy senatora (był taki) można kupić, należy z tego pomysłu zrezygnować, ale wypróbować należy, bez tego nie będziemy nic wiedzieć. Senat musi zostać, jednak nie w takiej postaci, to nie ma być sejm zredukowany ilością mandatów. Można się zastanawiać nad ilością wybieranych parlamentarzystów, ale najpierw ilość musi przejść w jakość.
Bardzo sluszny postula, ja osobiscie bym wprowadzi ten system dunski czy holenderski gdzia za absencje przy urnie wyborczej placi sie grzywne ityle
Z powazaniem
Po piewrsze: nie ma na to szans. W obecnych warunkach to rozwiązanie niekonstytucyjne. Trzebaby zmienić konstytucję, a jak nasza elita polityczna zabiera się do zmieniania konstytucji, to możemy się przekonać mniej więcej 2 razy na kadencję.
Po drugie: nie ma takiej potrzeby. Jeśli dla kogoś wybory są ważne, to pójdzie na wybory, a nie na ryby.
Po trzecie: to bez sensu. Dlaczego akurat dwa dni, a nie trzy, albo tydzień? Frekwencja byłaby jeszcze wyższa, a absurd ukazałby się jeszcze ostrzej. I co chcianoby osiągnąć przez zmuszenie ludzi do głosowania? Lepsze samopoczucie klasy politycznej, która na to nie zasługuje? Na świecie jest wiele krajów, w których coś dziwnego jest zakazane, a coś innego dozwolone. Belgowie sobie akurat wymyślili obowiązek głosowania. To jeszcze nie powód, by się wzorować. Nie od tego są bogaci. No i to puszka Pandory. Co byłoby dalej? Procesowanie się z Urzędem Skarbowym o 500 złotych grzywny, „bo ja byłem chory (mam zwolnienie)”? Takie coś pokazawanoby we wszystkich stacjach od Canberry po Waszyngton i Polska znowu uzyskałaby reputację… sami Państwo wiecie jaką.
Pozwole sobie nie zgodzic z koncepcja 2 dniowych wyborow. Po pierwsze: wielkie koszty. Po drugie: referendum unijne to jednak sytuacja wyjatkowa. Przypuszczam, ze gdyby nie apel Papieza, to nawet trzydniowe glosowanie nie przyniosloby wymaganej frekwencji.
W Polsce nie powstalo tzw. spoleczenstwo obywatelskie. Ludzie nie wierza, ze maja jakikolwiek wplyw na zycie polityczne kraju. Ba, swojej wlasnej dzielnicy, czy wojewodztwa. W tym momencie w Polsce nie ma sily politycznej, ktora moglaby cos na tym polu zmienic. Oczywiscie jest Kosciol, ktory nadal jest sila moralna, obojetnie jak na to spojrzymy. W czasie wyborow Kosciol nadal moze sporo zamieszac. Dlatego tez,o wzgledy Kosciola bezwstydnie zabiega prawa i lewa strona sceny politycznej. Ale nie buduje to tozsamosci obywatelskiej wsrod Polakow.
Smutne, ze za czasow komuny Polacy masowo szli na wybory ze strachu, ze nieobecnosc ktos potraktuje jako bojkot (krytyke) wladzy. Teraz zas nie oddaja glosu w wolnych wyborach, ktore jeszcze niedawno wydawaly sie jakims nierealnym marzeniem.
W tym momencie wprowadzilabym przymus glosowania, demokracja na tym nie ucierpi patrz przyklad Australi czy tez Belgii.
Pozdrawiam
Szanowny Gospodarzu,
gratuluję niezachwianej wiary w przymus (pewnie od czasu chrztu).
Rozumiem, że sytuacja polityczna jest dla Pana wyjątkowo korzystna (obie liczące się partie są wybitnie prokościelne). Może Pan więc głośno odwoływać się do obywatelskiego sumienia i postulować dwa dni wyborów na koszt wszystkich obywateli.
Ale co to ma wspólnego z demokracją? Dlaczego nie wspomni Pan o obniżeniu (na życzenie KK) progu uznania wyborów powszechnych do 1 (jednego) ważnego głosu? Czy to jest demokracja? A może jednak ohydna dyktatura?
W ten sposób realna szansa pokazania, że nie ma na kogo głosować przestała istnieć. Dlaczego nie wprowadzić poprawki do konstytucji na temat zwrotu kosztów wyborów przez biorące w niej udział partie w przypadku mniejszego udziału wyborców niż założony próg (np. 25%)?
Rozumiem, że jest to tak samo niewskazane, jak kazać KK płacić podatki i cła.
Może więc zamiast wyborów po prostu wspólna (oczywiście przymusowa) modlitwa? Parlamentarzyści i tak nic innego nie robią – albo konsultują najmniejszą ustawę z KK albo zwalają rządzenie na jakiegoś Boga (ale pensje i diety pobierają).
Rozumiem, że odpowiada Panu system, w którym prezydent w pierwszej oficjalnej wizycie całuje na kolanach w rękę szefa obcego państwa!
Obawiam się, że czakają nas światowe wojny religijne.
Podejrzewam, że należy Pan do tych Polaków, których wolność przeraża, bo nie mają pomysłu na życie poza podczepieniem sie do jakiegoś składu. Z końcowych wagonów nie widać ani lokomotywy, ani tym bardziej maszynisty. Ale najważniejsze, że jedziemy. Jak lemury.
Pozdrawiam zza gór i rzek
Qba
Niska frekwencja w wyborach, nie wynika tylko z lenistwa, gnuśności elektoratu lub niskiej świadomości społecznej, ale – głównie – z braku alternatywy wyborczej, partyjniactwa oraz braku mechanizmów funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego .
Słusznie zauważa to Kartka z Podróży w dwóch ostatnich akapitach, a także Bardzo Smutny Ateista – też wolę nie myśleć, że polski parlament konstruują ludzie rozumni.
Choć głosuję od kilkudziesięciu lat, to wiem, że w jakiś sposób przykładam rękę do tej słabości rządów, buty i niekompetencji posłów, lekceważenia i psucia prawa w imię fałszywych ideologii, i do tych wszystkich bulterierów oraz błaznów partyjnych. Mogę głosować dwa dni lub cały tydzień, byle było na kogo… Pozdrawiam.
Qba, to jest strzał w dziesiątkę – tego mi brakowało, dzięki!
Zdarzyło mi się już kiedyś zaproponować (nie pamiętam czy u red. Szostkiewicza), żeby Komisja Europejska rozpisała konkurs na prezydenta, rząd i parlament polski, na takiej samej zasadzie jak zorganizowane są projekty naukowe w programach ramowych. Korzyść byłaby taka, że w wyniku selekcji pozytywnej (a nie w selekcji negatywnej – jak to się odbywa dotychczas w polskich wyborach), przyszliby fachowcy, a także po zakończeniu np. 4-letniego projektu, jeszcze przez pięć lat trwałby proces rozliczeniowy i za ewentualne błędy lub przekręty trzeba by słono płacić.
Pozdrawiam.
Kiedyś po 12 godz. nocnej pracy jechałem na wybory do Londynu aby po powrocie iść bez snu na kolejny 12-godzinny shift.
Teraz, przy takich kandydatach obawiam sie że w ogóle nie pójde.
Jeśli dla Kaczyńskiego alternatywą ma być facet który powiedział, że rolnicy z ZZ Samoobrona powinni po prostu oddać to co porzyczyli, i o co im w ogóle chodzi, to on nie wie że tu nie chodzi o to że rolnicy nie chcą oddać , tylko o to, że UE postanowiło zredukować ilośc rolników w Polsce do 30%? Czy tylko udaje że sie nie zna na polityce?
A ten drugi, rozpowszechniający swoje zdjęcie z pepeszą, w stroju taliba, który powiedział że Kaczyński źle czynił włócząc się po górach Kaukazu udając bohatera, a takrze, ze bombardowanie bombami kasetonowymi nie jest wcale groźne – patrzcie jak sie zna – to takiemu człowiekowi można powierzyś zwierzchnictwo nad Wojskiem Polskim?
A ten trzeci to należy do Czaski czy do Piszczela?
To są wybory trefnisia?
Na kogo ja mam głosować?
Panie Adamie!
Dlaczego nie napisze Pan czegoś o procesie w sprawie tzw. „seksafery”.
Czy Panu podoba się jak ta sprawa jest prowadzona?
Czy chciał by Pan być w taki sposób sądzony i przy takiej prasie?
I przy takiej wypowiedzi ministra na temat nieprawomocnego wyroku?
Dlaczego pani Anecie Krawczyk nic nie przeszkadzało dopóki była radną Samoobrony?
Czy otrzymała duże pieniądze za zniszczenie Samoobrony jak powiada się w jej rodzinnym miescie?
Czy siostra pracująca w Anglii (na zmywaku?) mogła ją utrzymywać i dzięki jej pieniądzom rozkręciła sklep?
Czy alibi w polskim sądzie sie nie liczy?
Czy Andrzej Lepper może mieć w Polsce w ogóle sprawiedliwy proces?
Zależy mi na Pana odpowiedzi, bo osobiście uważam wypowiedzi na ten temat (lub ich brak) za test na wyrobienie polityczne, inteligencję i uczciwość.
Panie Redaktorze:
Jeszcze o BRUTALNOŚCI POLICJI (w związku z Pana krytyką „przerzucenia dyskusji z diagnozy społecznej na diagnozę policji i państwa” – 15. lutego)
Dziś wywiad z Krzysztofem Kwiatkowskim, ministrem sprawiedliwości („GW”).
Co by Pan napisał, gdyby, podczas przypadkowego legitymowania Pana, funkcjonariusze nieznający Pana z telewizji, albo nie zorientowawszy się kto Pan zacz, kazali Panu:
„…kłaść się na ziemi z rękami na karku, szturchali i wyzywali (Pana), zmuszali do nazywania samego siebie ‚ch…’ (…) poniżali, straszyli, bili (Pana)…”,
a gdyby złożył Pan zażalenie na postępowanie funkcjonariuszy, to:
„…automatycznie postawiono by (Panu) zarzut napaści”?
Co by Pan wtedy powiedział, nie o społeczeństwie, ale właśnie o policji i państwie? Bo minister sprawiedliwości, w tym dzisiejszym wywiadzie w”GW” NIE ODPOWIEDZIAŁ ANI SŁOWEM na ponawiane przez przeprowadzającą zarzuty brutalnego zachowania policjantów podczas pełnienia przez nich obowiązków służbowych (sic!).
Panie Redaktorze !
Pas w pokerze też jest grą. Chwilowym wycofaniem, przeczekaniem „niefartownej” karty lub zbiegu niekorzystnych trendów rozdania etc.
Tak też trzeba traktować tych co odpuszczają „sobie” wybory w naszym kraju – ja m.in. także do nich należę (co deklarowałem wielokrotnie na Blogach „Polityki”) – chwilowo, trochę – dłużej lub całkowicie (jest pewna grupa osób nie utożsamiająca się z tą zbiorowością, z jej sprawami etc. / dlaczego ją zmuszać do zachowań „stadnych” i wbrew przekonaniom). To jest wolność wyboru i postawy wg mnie. Może być postrzegana w sferze „aprobującej”, ale i „negującej”. I nie wolno tych postaw w jakikolwiek sposób oceniać.
Po drugie – dlaczego mam legitymizować coś co mi nie odpowiada, coś na co patrze z rosnącym obrzydzeniem (tzw.polska „klasa polityczna”) ? Gdy tym gardzę i to coś odrzucam en bloc…….
Tak, jest jeszcze alternatywa – taką opcje wybrałem podczas II tury wyborów prezydenckich AD’91: Wałęsa vs Tymiński – obaj pretendenci mi nie odpowiadali wiec skreśliłem obu oddając głos nieważny. Ale ileż razy można tak manifestować swe niezadowolenie z „badziewia” które opanowało krajową scenę publiczną ? Moje „obrzydzenie” i manifestacje i tak nikogo nie obchodzą i nie maja jakiegokolwiek wpływu na istniejący stan rzeczy. Psy szczekają karawana idzie dalej……. Już w pojedynku Kaczyński vs Tusk nie uczestniczyłem. Nie mając na kogo głosować – wg standardów i wartości określających wg mnie osobę odpowiednią na ów urząd – mogę śmiało zrezygnować z przysługującego mi prawa głosu. I tak uczynię na pewno w nadchodzących wyborach samorządowych i „prezydenckich”…….
Pozdrawiam.
WODNIK53
Janek,
pelna zgoda. Ja np. wcale nie upieram sie przy takim czy innym rozwiazaniu, choc pomysl z przymusem podoba mi sie zwazywszy to, o czym pisza wszyscy: marazm i lenistwo polskiego elektoratu. Jednak od pomyslu do realizjacji jest daleka droga. Znowu: zwazywszy na specifike polska.
A wiec co robic ?
Wychodzi na to, ze nic tylko zbombardowac, zaorac, i zasiac zboze… 🙂
Albo… toczyc dalej bledne kolo.
****
JOW: eee…. nie bardzo. Odkad mieszkam w systemi JOW trzy razy bralem udzial w glosowaniu, w ktorym partia na czele jesli chodzi o liczbe oddanych glosow znalazla sie w opozycji. JOW maja jeden podstawowy feler: manipulowanie centralna komisja wyborcza tak, zeby wyznaczane granice okregow zapewnialy bezpieczny wynik glosowania (czyli liczbe zbobytych mandatow, a nie liczbe oddanych glosow) dla partii manipulujacej (czytaj: u wladzy). JOW nie chronia przed glownymi grzechami systemow wyborczych, w tym przed „spadochroniarzami” zrzucanymi przez centralna egzekutywe partyjan do „latwego” okregu, aby „spadochroniarz” mial najlatwiejsza droge do mandatu, a wiec do dolaczenia sie do klubu poselskiego (i czesto do rzadu). Wielokroc dzieje sie to z pogwalceniem opinii lokalnych egzekutyw partyjnych, i czesto ze smutnym rezultatem, jakim jest …. zniechecenie lolaknego elektoratu wobec zaistnialej sytuacji w okregu. Ma Pan racje, Panie Redaktorze: JOW nie naleza do polskiej tradycji parlamentarnej i jako calkowicie obce cialo rozwiazanie takie mialoby male szanse nie tylko na przyjecie sie, ale rowniez na przyniesienie korzysci majacych wynikac z JOW, a oczekiwanychh przez proponentow.
Pozdrawiam.
Szanowny Panie Redaktorze i Szanowny Jacobsky
Do opinii WODNIKA53 z 2010-03-05 o godz. 13:49
pozwolę sobie tylko dodać, choć to może jest bardzo brutalne, że trudno dziwić się też tym, którzy odmawiają siadania do gry z szulerami.
Takie sztuczne i nadto kosztowne naciaganie leniwych wyborcow do oddawania glosow niechaj moze ma miejsce w przypadku wyborow powazniejszych. Osobiscie uwazam – idac za tokiem mysli i projektow PO – nowy zredukowany liczbowo Sejm i Senat mialby szanse powrotu do wyzszej efektywnosci pracy, kontrolowanej szeroko rozumianej dyscypliny. Efektywnosc nowego Sejmu moze byc duzo wieksza i wazniejsza dla reform w gospodarce kraju. Postrzegam wiec wybory do Sejmu i Senatu jako wazniejsze i i powazniejsze.
Wybory Prezydenta RP przy jego pozycji, zakresie obowiazkow i praw oceniam jako mniej wazne. Prezydent to bardziej symbolika, wizytowka,, pewna sztuczna forma wyzszosci, tylko kogo i nad kim. Bazujac na dotychczasowej prezydenturze, chyba lepiej wiecej nie eksperymentowac i powaznie sie zastanowic czy i jesli tak, to dlaczego wybierac. Osobiscie nie widze zasadnosci funkcjonowania Urzedu Prezydenta RP, a juz doznania, doswiadczenia ( niestety czesciej przykre, osmieszajace, zalosne ) prowokuja do zastanowienia sie, czy wogole Prezydent RP jest potrzebny, czy nie wazniejszy i efektywniejszy bylby system kanclersko-parlamentarny?
Prezydenture Lecha Kaczynskiego chce sie zapomniec jak najszybciej, niczym zly sen.Wole nic wiecej na ten temat powiedziec.
Reasumujac – dwa dni wyborcze dla wyborow do Sejmu i Senatu TAK!
Dwa dni dla wyborow Prezydenta RP NIE !
Od ponad 20 lat te same hasła i te same podchody przedwyborcze. Brak jakiejkolwiek alternatywy.
Moim zdaniem jeszcze w tym roku ( najlepiej z inicjatywy obywatelskiej) doprowadzić do zmian w Konstytucji.
Należy wprowadzić zapis o możliwqości odwołania posła i europosła, zmniejszyć ilość posłów. zlikwidować
senat ( mamy dwie instytucje monitorujące sejm – Prezydent i T.K. i wystarczy), wprowadzić jednoznaczny
zapis o rozdziale kościoła od państwa, wykryte przez NIK nadużycia bezpośrednio zgłaszane organom
ścigania. Równocześnie należy doprowadzić do zmiany ustawy o samorządzie terytorialnym – zlikwidować
wybory wojewodów,prezydentów miast burmistrzów, starostów i wójtów. Jest to władza wykonawcza i
stanowiska te winny byc obsadzane z konkursu a nie kadencyjne. Wybory tylko do rad samorządowych.
Dopiero po tych zmianach posłowie zaczną szanować wyborców i będzie można przystąpić do „kapitalnego
remontu” naszej administracji i gospodarki. Wtedy będzie warto głosować.
Moje liberalne poczucie wolności nie pozwala mi na zgodę na obowiązkowe głosowanie.
Pozostałe postulaty popieram.
Nic by się nie stało jak by korespondencyjnie i tydzień wolno było głosować.
I przez internet i w każdej formie która jest technicznie możliwa łącznie z SMS.
To, że tak się nie dzieje zawdzięczamy nieuczciwym politykom którzy kroją nie tylko ordynację wyborczą pod swoje szanse ale i ograniczają dostęp obywateli do urny jak im wyjdzie, że mogli by na tym stracić.
Wszystko pod hasłem kosztów,zapewnienia uczciwości itd.
A gmeranie przy ordynacji które ma miejsce przy każdych wyborach to uczciwe?
Zacytować w tej dyskusji należy dwie historyczne wypowiedzi:
„nieobecni nie mają racji” i
„milczenie jest oznaką zgody”………
Twardy elektorat, to jakieś 30 – 40% wyborców. Oni pójdą do wyborów ZAWSZE.
Języczkiem u wagi jest elektorat „płynny” czy też „zmobilizowany” jakąś ideą, głosujący przeciw. Jakaś analiza powyborcza mówiła o nadzwyczajnej płynności preferencji partyjnych w Polsce. Głosujemy bardziej przeciw niż za.
Symboliczne 50 zł kary za nieuczestniczenie, lub wprost przeciwnie- 50 za uczestnictwo?
Nawet „obszczymury” przyszłyby głosować……………a nikt nie pozbawił ich praw obywatelskich………
Nemer,
jesli mam dobrze rozumiec sens Twojej wypowiedzi to ci, ktorzy „odmawiaja siadania do gry z szulerami” nie glosuja, dzieki czemu maja oni prawo poczuc sie jak ? Moralnie lepsi ? Praktycznie cwansi niz frajerzy, ktorzy zasiadaja do gry ?
Co za pokretna logika…
Jak napisalem wyzej, ja nie upieram sie przy glosowaniu przymusowym, choc pomysl nie jest zly moim zdaniem. Ale moze rzeczywiscie: jesli ktos nie chce, niech nie glosuje, niech trwa w stanie wylaczneia z zycia obywatelskiego lub z plywu na nie w patetycznym gescie zwanym przez jednych pieszczotliwie nieposluszenstwem obywatelskim, a przez drugich bardziej dosadnie olewaniem z gory rownym ciurkiem. Wszystko jest kwestia motywacji oraz przyczyn stojacych za odmowa udzialu w glosowaniu oraz za utrata zainteresowania zyciem publicznym. Tylko ze wtedy nie dziwmy sie, ze szulerzy nadal siedza i beda siedziec przy stole, i ze graja z frajerami. Stolik jest tylko jednen, zeby trzymac sie Twojej metafory, innego nie bedzie. Jedynym demokratycznym sposobem na szulerow bedzie ogranie ich, co jest mozliwe jesli tylko sie chce sprobowac i ma odwage zagrac. Bo jesli partie czy kandydaci mainstreamu nie odpowiadaja, to nic nie stoi na przeszkodzie zorganizowac sie oddolnie i stworzyc nowy element, na ktory byc moze warto bedzie glosowac. Tylko jak przekonac elektorat, ze tym razem warto bedzie glosowac skoro w krew weszlo „Eeee tam, wszystko za jedno. Ja mam to w dupie i nie glosuje, bo co to zmieni”, dodatkowo jesli usprawiedliwia sie takie postawy mowiac paternalistycznie, ze politycy to szulerzy, mafiosi, ze panstwo jest zle, ze urzednicy sa do dupy, a wiec w sumie odmowa ma sens ?
To jest wlasnie to bledne kolo, ktore moim zdaniem trzeba jakos przerwac, ale bez czekania na cud, ze szulerzy sami z siebie odejda od stolika.
Oczywiscie slowo „trzeba” zawiera w sobie element przymusu, ale nic na to nie poradze.
Pozdrawiam.
Wyborów obligatoryjnych wystrzegałbym się jak ognia, przypomina mi to zorganizowane głosowanie dla poborowych na Białorusi czy w Rosji – pluton z wozu, do urny marsz! Pomimo precedensów europejskich, przymus nie jest oznaką dojrzałej demokracji, nie wspomagajmy się więc w ten sposób. Parytety – OK, byle dobrze to przygotować. Internet, dwudniowe głosowanie – OK, ale nie widziałbym tu potencjału do radykalnego wzrostu frekwencji.
Myślę że sukcesowi frekwencyjnemu referendum unijnego pomógł charakter wyborów – binarność wyboru w bardzo ważnej, namacalnej sprawie, a dodatkowo medialne nagłośnienie potrzeby odpowiedniej frekwencji dla jego ważności.
W przypadku wyborów innego rodzaju (prezydenckie, patrząc całościowo, binarne jednak nie są) wybór jest znacznie cięższy – wysiłek nie ogranicza się do 15 min na wizytę w komisji wyborczej. Argument „nie mam na kogo głosować” nie jest tu taki banalny, i nie musi oznaczać fizycznego lenistwa, tylko niezgodę na jakość „surowca” wyborczego – czyli jakość klasy politycznej – z jednej strony, a z drugiej – wysiłek intelektualny, jaki u dojrzałego człowieka poprzedza (lub powinien poprzedzać) taki wybór.
Lenistwem jest, jak sądzę, w równym stopniu „odbębnienie” udziału w wyborach – pójść, skreślić np. laureata Big Brothera sprzed paru lat, wrócić do domu i zapomnieć, by przez kolejne lata móc sobie błogo ponarzekać na złodziei i matołów w Sejmie czy innym organie RP.
Jacobsky 14.22
„…zbombardowac, zaorac, i zasiac zboze?”
Chapeau bas !
P.S. Sam wymysliles ?
seiendes 17:15
I znowu bardzo mi się podoba ten komentarz (jak i poprzedni, nt. kulturowych aspektów agresji wobec policjantów).
mój 18:25
„Poprzedni” – tego samego autora, seiendesa, jakieś dwa tygodnie temu.
@ Jacobsky:
Żarty żartami, ale ja koniecznie chciałbym zobaczyć, jak wstajesz rano i na wycieraczce zamiast gazety zobaczysz wezwanie do zapłaty zza Wielkiej Wody, bo nie głosowałeś. Jeśli myślisz, że to niemożliwe, to informuję, że polskie urzędy skarbowe NIE wiedzą, gdzie zaczyna się granica śmieszności. A może być gorzej, bo Ty, to Ty. Łukaszenko będzie się naprawdę śmiał do rozpuku, jak posiadający polskie obywatelstwo mieszkańcy Mińska białoruskiego dostaną z us blankiet do wypełnienia…
Janek,
zdaje sobie z tego sprawe. Zdaje tym bardziej, ze nadal mam meldunek w miejscu zamieszkania moich rodzicow, a wiec… ?
Swoja droga nie wiem w jaki sposob sprawe zamieszakania na stale za granica reguluje belgijskie prawo wyborcze. Byc moze istnieja rozwiazania pozwalajace uniknac absurdow, o ktorych piszesz.
Sprawdzilem:
jednym w usprawiedliwien dla nie brania udzialu z glosowaniu belgijskim jest fakt przebywania poza krajem w dniu glosowania. Inne powody rowniez sa wymienione, w tym oddalenie od punltu wyborczego, ktore fizycznie uniemozliwia oddanie glosu. Oczywiscie „zagranica” glosuje w lokalnych placowkach konsularnych, ale aby uczestniczyc w glosowaniu czesto trzeba byc zapisanym na liste wyborcza. W krajach, gdzie nie ma obowiazku meldunkowego do wpisu lub skeslenia listy wyborczej w danym konsulacie wystarczy zwykla deklaracja potencjalnego wyborcy.
Ja glosuje w moim konsulacie i jestem na tamtejszej liscie. Z drugiej strony nie mam pewnosci, gdyz polskie konsulaty (np. w przeciwienienstwie do francuskich) nie maja w zwyczaju wysylac zawiadomien wyborczych do zarejestrowanych tam obywateli.
Pozdrawiam.
Szanowny Jacobsky.
Ponieważ byłeś łaskaw tak dogłębnie przeanalizować, co to mi w duszy gra a sam nie potrafiłbym tego tak precyzyjnie zwerbalizować, to przede wszystkim winien jestem podziękowanie a poza tym, to powiem tak – nie wiem do kogo Szanowny Redaktor Szostkiewicz się zwraca tytułując felieton ” Ruszcie się, wyborcze leniuchy!”
Jeśli tylko do olewaczy, to OK ale jeśli do takich jak np. ja czy np. WODNIK53, to jest niesprawiedliwy. Ja się nieco różnię z WODNIKIEM 53 gdyż uczestniczę i będę uczestniczył w wyborach lokalnych, poczynając od sołtysa na wójcie kończąc. Wyżej już nie. No, może w wyborach prezydenckich jeszcze będę uczestniczył, jeśli będę miał szansę głosować „za” a nie „przeciw”.
I tak, masz rację, czuję się lepszy od tych wszystkich frajerów, którzy myślą sobie że „wybierają” a nie tylko legitymizują i utrwalają ten chory system, gdy Sejm wypełniony jest li tylko faworytkami i faworytami liderów partyjnych.
Słusznie prawisz :
„Wszystko jest kwestia motywacji oraz przyczyn stojacych za odmowa udzialu w glosowaniu oraz za utrata zainteresowania zyciem publicznym.”
Jednak w moim przypadku z pewnością nie jest to lenistwo a sygnał, że nie akceptuję obowiązującego systemu kreowania władzy. Redaktor Szostkiewicz tytułem :”Ruszcie się leniuchy!” , bardziej lub mniej świadomie utwierdza tzw. klasę polityczną (a raczej bezklasie), ze wszystko jest cacy tylko naród jest gnuśny i leniwy.
A z ta grą to jest tak – Pewne młode i zdrowe małżeństwo, z racji pewnej ubogości naszego języka w sprawach intymnych umówiło się, że strona chętna będzie licytowała powiedzmy „pik” a niezainteresowana „pas”.
Po dwukrotnej licytacji pików i odpowiedzi pas facet wziął się za książkę i odwrócił plecami. Po chwili usłyszał „pik”. Złośliwie zablefował i odpowiedział pas raz i drugi. Wtedy partnerka zdarła z niego kołdrę i ze zdziwieniem pyta – „Z takimi kartami pasujesz?!!!”
A on na to się zerwał, poszedł do lodówki po piwo i przechodząc do salonu w celu obejrzenia w telewizorze czy nieastmatyczka wygrywa z nakoksowana astmatyczką wykrzyczał: -„Nie gram z takimi co w karty zaglądają!”.
No i gra nie fair w końcu się zakończyła. Przeszli na inny system.
Ja mam właśnie nadzieję, ze jak frekwencja spadnie poniżej 15-20%, to szulerzy się zastanowią, że tak dalej grać się nie powinno i się nie da, bo to grozi polityczną „śmiercią lub kalectwem”.
Piszesz, że – „Jedynym demokratycznym sposobem na szulerow bedzie ogranie ich, co jest mozliwe jesli tylko sie chce sprobowac i ma odwage zagrac”.
Czyżbyś uważał naprawdę, że demokratycznym sposobem da się ograć szulerów?
Zmuszasz mnie do poważnego zastanowienia się, który to z nas jest naiwny.
Jeśli wyjdzie mi , że to ja, to tym bardziej odmówię szulerom legitymacji do sprawowania władzy i z mojej strony nie mogą oczekiwać, że będę im ją dawał.
Pozdrawiam, Nemer.
Od kiedy mamy wybory w miejsce głosowania, chodzę i wrzucam swoją kartkę do urny. Nie za każdym razem moja kandydatura wygrywa, ale się zdarza. Bywa i tak, że wybieram tzw. mniejsze zło, ale jednak uważam, że mój głos cośkolwiek znaczy, niech tylko odrobinę, to jednak znaczy.
Daje mi to prawo do krytykowania tych, co zostali wybrani i zasiadają albo reprezentują. Tym razem też pójdę, choć prawdę powiedziawszy, żaden z kandydatów nie jest taki, jakiego bym sobie wymarzyła, ale są tacy, których bym za żadne skarby na stanowisku prezydenta Polski nie chciała, więc się postaram przyczynić do ich porażki.
Mam nadzieję, że tym razem skutecznie 🙂
Coz Nemer,
niczego doglebnie nie analizuje, a juz tym bardziej Twojej duszy – bez przesady.
Skoro nie jestes tak naiwny jak ja, to zrob np. rewolucje. „Na barykady ludu roboczy !” – to juz bylo, ale co z tego ? Masz jakies inny pomysly na pozbycie sie „szulerow” ? Oczywiscie poza „biernym oporem wyborczym”, ktory moim zdaniem taki bedzie mial wplyw na szulerow jak placz matek i dzieciatek, ktore zrujnowali oni przy zielonym stoliku ogrywajac do szczetu tatusiow-frajerow.
Poza tym trzeba jakos zalozyc od kiedy, od jakiego momentu politykom drgnie sumienie ? Skad wiesz, ze 15% ? A moze 5% ? A moze jeszcze mniej ? Rozumiem (pisze ostroznie, bo nie chce byc znowu posadzonym o zapedy psychoanalityczne), a wiec rozumiem, ze powinnismy tak ciagnac, empirycznie, eksperymentujac tak naprawde sami na sobie, az w koncu dojedziemy do realnego progu nie-frekwencji wyborczej, od ktorego politycy zaskocza, ze cos tu nie gra.
Hmmm…. Skoro rzeczywiscie jest tak podle z nasza elita polityczna, to pozwolisz, ze Cie zacytuje:
„Zmuszasz mnie do poważnego zastanowienia się, który to z nas jest naiwny.”
Pozdrawiam.
Jestem ciekawy jak wyglądałaby frekwencja wyborcza, gdyby każdy uprawniony musiał najpierw zarejestrować swoją wolę oddania głosu – zakładam, że byłoby to dowolne miejsce i forma oddania głosu(pełnomocnik, list polecony, internet). Każdy z nas zabierających tutaj głos w tej sprawie, doskonale potrafi przewidzieć, że frekwencja byłaby jeszcze niższa. Deklarowana absencja w wyborach przez niektórych blogowiczów jest na rękę obecnemu układowi politycznemu, ci którzy pójdą są przewidywalni, reszta może spadać na drzewo i z tej wysokości protestować pompując liście(autentyk!). Większość jednak jest nieobecna nie dlatego, że jest obrażona i zdegustowana polityką, ale im się najzwyczajniej na świecie nie chce, woleliby żyć jak za PRL-u ( posiadać jednak dzisiejsze dobra) w którym władza decydowała o wszystkim za nich. Niektórzy nawet tęsknią za jakąś formą dyktatury, z naczelnym wodzem, rozwiązującym wszystkie problemy – to już jest efekt lenistwa umysłowego.
Ciągle odzywają się głosy – moim zdaniem niedorzeczne – ażeby zlikwidować urząd prezydenta z dzisiejszymi uprawnieniami, bo już istnieją instytucje( TK, senat) recenzujące sejm. Degradacja jakościowa TK jest z roku na rok coraz bardziej widoczna (dyskusja na blogu J Paradowskiej), natomiast senat jest takim mini sejmem i niczego nie recenzuje, poprawia jedynie niefortunnie użyte słowa i niewłaściwie postawione przecinki w ustawach. Ażeby zlikwidować urząd prezydenta, należałoby całkowicie zmienić ustrój państwa polskiego i nie wystarczy poprawić w tym wypadku konstytucji, a nawet napisanie jej od nowa.
Jeden z dyskutantów postuluje likwidację samorządów terytorialnych, na posady wójtów i prezydentów chce organizować państwowe konkursy, jest przekonany, że w ten sposób Polska ruszy z miejsca. Postulator – likwidator demokracji nie zauważył coraz większego zainteresowania tymi wyborami lokalnych społeczności, które już chyba uwierzyły w moc swojego głosu.
@Janek
2010-03-05 o godz. 19:20 pisze do Jacobsky?ego:
„Żarty żartami, ale ja koniecznie chciałbym zobaczyć, jak wstajesz rano i na wycieraczce zamiast gazety zobaczysz wezwanie do zapłaty zza Wielkiej Wody, bo nie głosowałeś.”
Otóż jak pisze Janusz Szpotański:
„…Za filozofa idąc radą,
nareszcie sobie to uświadom,
że Wolność właśnie tkwi w przymusie
i z entuzjazmem, poddaj mu się.
By mogła zapanować Równość,
trzeba wpierw wdeptać wszystkich w gówno…”
Pozdrawiam Panów, Nemer.
@ Jacobsky:
Lata 80-te się skończyły. Dziś każdy może powiedzieć, że w dniu głosowania „był zagranicą” 🙂
Pozdrawiam
Nemer
Ja też mam „właśnie nadzieję, ze jak frekwencja spadnie poniżej 15-20%, to szulerzy się zastanowią, że tak dalej grać się nie powinno i się nie da, bo to grozi polityczną ?śmiercią lub kalectwem?.” To kalkulacja, czy raczej sprzeciw a nie lenistwo – gotów jestem zapłacić za to grzywnę jak za udział w demonstracji na ktorą państwo nie daje zgody.
Nie dam sobie wmówić, że mam głosować na tego kogo nie chcę. Dość już – głosuję jak dobry obywatel a oni od dobrych dziesięciu lat mnie robią w trąbę.
Pozdrawiam
Janek,
nie ja to wymyslilem. Wiecej informacji tutaj:
http://www.senat.fr/lc/lc121/lc121_mono.html#toc0
I dlatego, skoro tak bardzo dzis podrozujemy, to prawo wyborcze krajow, gdzie wybory sa obowiazkowe jest elastyczne i formalny obowiazek glosowania rownowazony jest istnieniem roznych furtek, z ktorych maja prawo skorzystac wyborcy, ktorzy glosowac nie moga/nie chca. W koncu to nie jest kodeks karny, ale prawo wyborcze…
Z tekstu wynika, ze istnieja przerozne motywy usprawiedliwiajace niebranie udzialu w glosowaniu, a takze mechanizmy pozwalajace glosowac awansem, korespondencyjnie lub poprzez przedstawiciela. Jesli chodzi o motywy nieglosowania, to w zaleznosci od jurysdykcji sa one albo wyliczone bardzo rygorystycznie, albo ujete szeroko, i w tym ostatnim przypadku decyzje o uznaniu motywu pozostawia sie sedziemu lub administracji.
Co kraj to obyczaj (wyborczy).
Pozdrawiam.
Dyskusja dotyczy frekwencji czyli poparcia systemu politycznego. Dla mnie jest oczywiste, że niska frekwencja oznacza odrzucenie systemu, brak identyfikacji z nim wyborców. Część Blogowiczów bieże pod uwagę tylko formalny wymiar wyborów – w tym przypadku rzeczywiscie frekwencja nie gra roli. Można rządzić i przy 1% frekwencji. Tyle tylko, że wybraniec/cy mają żenująco słaby mandat. Przecież wybierając nie uczestniczymy w niedzielnej loterii tylko dajemy zgodę i poparcie dla jasno określonej polityki przez okres kadencji. Liczymy na życiowe profity ale równocześnie godzimy się na – jeśli potrzeba – życiowe wyrzeczenia. Silne poparcie to istota mocnego, politycznego mandatu – to współuczestnictwo społeczeństwa w polityce. Słaby mandat stawia przywódców w poniżającej sytuacji międzynarodowej, uniemożliwia w demokracji polityczne działania/niezbędne reformy wewnątrz kraju. Konsekwencją słabego mandatu jest stagnacja lub anarchia – albo panstwowa przemoc za którą się paskudnie płaci w demokracji. Problem wyrodzenia się czy alienacji polskiego systemu politycznego wynika tylko z jego słabego społecznego mandatu. Trudno oczekiwać wsparcia od wyborców gdy im się mówi, że mają wybierać mniejsze zło. Albo popierać kogoś kogo nie chcą przeciwko komuś, ktorego jeszcze bardziej nie chcą. Przypomina mi to wybór produktów żywnościowych pod katem jak najmniejszej zgnilizny. Po co to robić?
Pozdrawiam
Witam ponownie, co do moich preferencji wyborczych, to przyznam szczerze, że mam z tym kłopot. Wynika to stąd, że nie widzę przyszłości w tej rzeczywistości, która nas otacza. Wydaje się, że demokracja dogorywa, co widać po zacierających się różnicach pomiędzy prawicą, lewicą a centrum. Ten, istniejący podział, zupełnie już nie odwzorowuje społecznych potrzeb zmian i dlatego tkwimy w impasie. Zamiast dyskusji na temat przyszłości, wciąż tkwimy w lochach przeszłości, co do której zawsze będą podzielone zdania, z tym, że czym innym jest, gdy czynią to historycy, a zupełnie czym innym, gdy robią to politycy. Demokracja w tej postaci kończy swój bieg, myślę, że za jakiś czas powstanie coś, co sobie wyobrażam na swojej stronie http://genialna.pl . Pewnie to bardzo optymistyczne podejście, ale czy mamy inne wyjście, jak szukanie nowych rozwiązań?
Cóż, niska frekwencja wyborcza jest tylko efektem tego, że …nie ma wyboru. Partie polityczne zadbały o to, aby żadna nowa siła nie miała szans na wejście do gry. Progi wyborcze, dofinansowania partii z budżetu, konstrukcja ordynacji – to wszystko w efekcie doprowadziło do oglądanej sytuacji: mimo zmian nazw, w Sejmie oglądamy te same buzie przez 20 lat. No i stajemy przed dylematem czy głosować na tych, którzy będą pracujących dusić podatkami i podlizywać się kościołowi czy na tych drugich, którzy będą podlizywać się kościołowi i dusić nas podatkami? Wybór jak cię nie mogę.
Do wszystkich P.T. Blogowiczów,
twierdzących, że NISKA FREKWENCJA to wynik BRAKU WYBORU:
otóż nie tylko.
Niska frekwencja jest także wynikiem a) niekompetencji intelektualnej potencjalnych wyborców oraz b) akceptacji potencjalnego stanu rzeczy (tzn. zgody na jakikolwiek wynik wyborów i/lub obojętności wobec niego).
Pamiętajcie, tylko znikoma mniejszość (tak jak np. Wy) chciałaby rewolucji i potrafi sobie wyobrazić kto, w ich imieniu, mógłby i potrafił taką rewolucję przeprowadzić. WIĘKSZOŚĆ nie chce zmian!!!
Słucham dziś tvn24 i pani redaktor mówi, że dziś na spotkaniu Młodych Demokratów kandydaci będą odpowiadać na na temat Konstytucji, in vitro i innych dośc ważnych spraw i jest bardzo zawiedziona, że to nic ciekawego nie będzie, bo nie będą się kłócić, dowalać sobie itp. Pan Kuźniar co dzień od rana „robi sobie jaja” ze wszystkiego i wszystkich. Nie odróżnia dobrego od złego, nieważnego od ważnego, smutnego od wesołego tylko ironizuje, żeby lud się dobrze bawił przed telewizorem.
W związku z tym mam pytanie: co zrobić,żeby zmienić to nasze dziennikarstwo?
Mw
W takim razie po co zawracać sobie głowę wyborami?
Pozdrawiam
@ mw:
A) A cóż to niby? Jeśli np. w Hiszpanii frekwencja jest wyższa niż w Portugalii, znaczy, że Portugalczycy są względem Hiszpanów ociężali intelektualnie? Jeśli pod hasłem „niekompetencji intelektualnej” kryje się wyrobienie świadomości politycznej, to politycy odpowiadają za to, że jej zarodki są systematycznie zabijane.
B) Może.
„WIĘKSZOŚĆ nie chce zmian!!!”
W takim razie dlaczego jeszcze się u nas nie zdażyło, żeby partia rządząca wygrała wybory?
Kartka z podróży 11:58
W wyborach powinniśmy brać udział, aby, przede wszystkim:
1) nie dopuścić mniejszości do tego, aby stała się większością (pomysły mniejszości, jako – z definicji – bardziej ekstremalne, zagrażają zazwyczaj stabilnemu bytowi społeczeństwa i państwa, ich bezpieczeństwu, są po prostu „zbyt” rewolucyjne na przeprowadzenie nagłe, w radykalnej wyniku zmiany politycznej w danym momencie)
2) aby (w naszym, ekstremistów, wypadku) artykułować potrzebę zmiany, a co za tym idzie – wymuszać ewolucyjną (NIE rewolucyjną!) zmianę społeczną i kulturową.
Janek 12:25
Nie, to tylko znaczy, że duża część wyborców, rezygnujących z prawa do glosowania, czyni tak z powodu „niekompetencji intelektualnej”. I to właśnie miałem na myśli. Za zabijanie „zarodków świadomości politycznej” politycy odpowiadają w znikomym tylko stopniu, ponieważ sami są ofiarami tego procesu „zabijania” (który to proces jest kulturowy, społeczny, powszechny, zależny od wielu, wielu więcej czynników niż tylko politycy sami).
Dziękuję Wam obu za zainteresowanie moimi dywagacjami (bo, niestety, w większości przypadków chcemy tylko sami się produkować).
Co cztery lata urzadzane sa wybory do komisji szkolnych, ktore pelnia tutaj role kuratoriow. Roznica polega na tym, ze w moich stronach sa to ciala wybieralne w glosowaniu powszechnym (na terenie danej komisji oczywiscie). Ludzie maja okazje wypowiedziec sie w sprawie, ktora lezy im bardzo na sercu: jakosc edukacji i funkcjonowanie systemu szkolnego. Do wyborow startuja partie „szkolne” przedstawiajace rozne programy, na bazie ktorych wyborca ma dokonac wyboru. W ostatnich wyborach srednia frekwencja wyniosla mniej niz 5%. Slaby mandat, zenujaco slaby – jak chce Kartka z Podrozy. I ma racje: zenujaco slaby mandat.
Ale co z tego ? Nic. Komisje rzadza i administruja szkolami jak codzien, zarzadzane przez ugrupowanie/partie, ktora zdobyla wiekszosc w wyborach, nawet jesli ta wiekszosc ma charakter zenujacy. Poszkodowani sa ci, ktorzy pyskuja i psiocza, ale nie glosuja. Widocznie pyskowac i psioczyc jest latwiej niz aktywnie postarac sie cos zmienic. I nic nie pomaga. Ani prosby, ani apele, ani tlumaczenia – a wszystko adresowane do spoleczenstwa obytego z demokracja oraz z obywatelskoscia.
Wydaje mi sie, ze dla sprawujacych wladze nie ma mandatow zenujacych. To przeciwnicy rzadzacych beda widziec sprawowany mandat w ten sposob, ale teflon, jaki pokrywa sprawujacych wladze sprawia, ze takie opinie splywa po nich jak po kaczce. I trudno dziwic sie temu. „Ludzie nie glosuja, a potem sa niezadowoleni ?”- pytaja. „To smutne, ale trudno, sami sobie sa winni, ze potem nie sa zadowoleni z rzadzacych, ktorych mandatem jest rzadzic”. Zenada nie ma tutaj zadnego znaczenia, przynajmniej dla rzadzacych.
Nie jest rowniez prawda, ze „partie polityczne zadbały o to, aby żadna nowa siła nie miała szans na wejście do gry” – jak tego chce „podatnik”. Ugrupowanie polityczne czy partia to nie rakieta, ktora startuje z marszu i spelnia oczekiwania zawiedzionych wyborcow. Partie buduje sie stopniowo, ciezka praca w terenie, od podstaw, znajac powody niezadowolenia pewnej czesci elektoratu i starajac sie wyjsc na przeciw oczekiwaniom. Czy istnieje w tej chwili w Polsce ruch na tyle masowy i zorganizowany (program, struktura), zeby stanowic punkt wyjscia do zaprezentowania nowej partii politycznej ? Owszem – istnieje. Np. ruch dziajajacy wokol Radyja. Masa krytyczna zostala osiagnieta, struktura zorganizowana, przywodca ma charyzme, powstal nawet niezalezny aparat medialny oraz zapewniono solidne zaplecze finansowe. Dzis RM jest jeszcze „na uslugach” takiej czy innej partii z mainstreamu, ale kto wie co potem ?
Strzezcie sie malkontenci demokracji, gdyz lamentujac w nieskonczonosc nad stanem obecnym, nad brakiem wyboru oraz stosujac „bierny opor wyborczy” jaka jedyna metode „walki” o zmiany mozecie przegapic bardzo wazny moment, i potem obudzic sie z reka w nocniku, kiedy bedzie za pozno. I nawet okreslenie „zenujacy mandat” moze nie miec zastosowania do tej – na szczescie wciaz hipotetycznej – sytuacji.
Nie ma i nie bedzie partii, ktora zadowoli w 100%. To raczej trzeba sobie wybic z glowy. I dlatego w pewnym sensie kazde glosowanie jest glosowaniem na mniejsze zlo, jesli przez „zlo” rozumiec fakt, ze dana partia nie spelnia calkowicie, wlasnie na 100% oczekiwan danego wyborcy, kazdego wyborcy. Polityka to kompromis nie tylko na szczeblu wielkich decyzji dokonywanych w „nadbudowie”, ale rowniez kompromis miedzy oczekiwaniami obywateli oraz ich reprezentatami zorganizowanymi w partie. Byc moze w tym lezy czesc problemu trawiacego polski elektorat czy w ogole: spoleczenstwo, a przebijajacego przez niektore wpisy: niska sklonnoscido kompromisu i idealistyczne oczekliwanie, ze w koncu musi pojawic sie partia, ta jedyna, ktora mnie zadowoli na 95-100%. A do chwili jej pojawienia sie – pass.
Moim zdaniem nie tedy droga, bo choc takie idealne partie juz istnieja i jest ich tyle ilu uprawnionych do glosownia na dana chwile, to jednak cholerny prog wyborczy sprawia, ze zadna z nich nie ma szans na bycie reprezentacja. I dlatego trzeba szukac tego, co jedni okreslaja „najmniejszym zlem”, a tco ak naprawde stanowi kompromis.
A jesli nie, to brac przyklad z RM i dzialac.
Pozdrawiam.
Mw
Problem udziału w wyborach jest problemem nowym. Nie było go przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi, bo oczywiste było, że należy przerwać regres państwa dokonując zmiany politycznej. Od kilku miesięcy wielu dyskutantów – w tym ja – zwraca uwagę na fasadowość dokonanej zmiany a właściwie na jej brak. Ma to potwierdzenie również w badaniach socjologicznych i opiniach naukowców. Po prostu nie na to głosowaliśmy co mamy. Miało być inaczej. Dziś w GW socjolog Tadeusz Szawiel mówi – „Klimat 2005r gdy PiS wygrał wybory przed PO był dla obu partii darem opatrzności. I to się nie powtórzy. Obie partie wydają się dziś wyczerpane i wypalone. Od kilku lat rządzący głównie odcinają kupony, które zawdzięczają poprzednikom.
PO i PiS są w klinczu i nie wiadomo co go przerwie. Nie sądzę, by były to wybory prezydenckie czy samorządowe i nie wydaje mi się by Lech Kaczyński mógł przegrać drastycznie”.
Biorąc pod uwagę zanik lewicy na kim więc chcesz wymuszać ewolucyjnie zmianę? I kto ma tę zmianę dokonać?
Pozdrawiam
Kartka z podróży 15:05
Skargi na fasadowość wyborów są popularne nie tylko w naszym kraju. Wynikają one, w moim mniemaniu, z niezrozumienia istoty funkcjonowania systemu partyjnego, politycznego w ustroju demokratycznym. Mianowicie: skarżący się na fasadowość (zazwyczaj lepiej wykształceni, aktywniejsi politycznie, sprawniejsi intelektualnie, a więc ta mniejszość, która na wyborach nie-fasadowych by zyskała) chcieliby (nawet jeśli nie w pełni zdają sobie z tego sprawę, albo to przed sobą i innymi ukrywają) czegoś na wzór „absolutyzmu oświeconego”. Chcieliby radykalnej (intelektualnie jednak uzasadnionej) zmiany i możliwości skutecznego wyboru reprezentanta takiej zmiany.
Otóż w demokracji (co ciągle nie wszyscy roumieją) tego rodzaju zmiana jest niemożliwa. Gdyby miała miejsce, byłby to dowód, że system jest nie demokratyczny, ale właśnie: absolutny (choć w bardzo oświecony sposób).
Tymczasem w demokracji decydująca większość nie jest w stanie ani zrozumieć istoty, ani skutecznie i bezpiecznie zrealizować takiej zmiany. Większość bowiem obywateli (mówimy o państwie demokratycznym) jest do tego rodzaju „wzniosłej” postawy politycznej, społecznej, kulturowej nieprzygotowana: intelektualnie, edukacyjnie, ekonomicznie, doświadczeniowo.
Myślę, że dowoody na to są liczne: wygrywający w demokracji wygrywają niewielkim procentem głosów, co świadczy o znaczącym podobieństwie „opozycyjnych” programów w demokracji. Co oczywiste: im dalsze od centrum, od mainstreamu, tym bardziej ekstremalne, ergo mające mniejsze poparcie większości w demokratycznym systemie, programy.
W tzw. prawdziwej demokracji zwycięża się zazwyczaj 54:46; 52:48, a nawet 51:49. Zwycięstwa odrzucające kategorycznie staus quo są charakterystyczne dla nieokrzepłych „demokracji”, albo nawet dla nie-demokracji (choć tam rzadko o uczciwe wybory).
To, że partie wydają się „wyczerpane i wypalone” wynika z porównywania ich z pewnym noszonym w sobie „ideałem”partii (programu), na które każdy z nas z osobna chciałby zagłosować. Ale tylu ilu jest wyborcow, tyle takich ideałów. W praktyce te „ideały”uśredniają się w programie partii i państwa zaadresowanym do WIĘKSZOŚCI, a nie tylko do jednostki, i ich akceptowanym społecznie i politycznie wynikiem jest właśnie taka „wyczerpana, wypalona” partia – jedyna do zaakceptowania w państwie i społeczeństwie, ktore chce rozwijać się ewolucyjnie i bezpiecznie.
Największym bowiem niebezpieczeństwem realizmu politycznego jest idealizm polityczny, który wyrządza ciągle tyle szkód w społeczeństwach nienawykłych do racjonalnego decydowania o swym losie.
W Polsce np. można sobie wyobrazić rząd, który postanowiłby rozpocząć energiczną kampanię „światopoglądowego neutralizowania” państwa (na wzór Francji czy Hiszpanii). Wywołałoby to u nas pewnie wojnę domową. Przecież nawet bardzo łagodne, pozostające właściwie w sferze gróźb tylko, plany zaprowadzenia przez PiS „moralnej odnowy” wywołały drastyczne „załamanie” pokoju społecznego. A przecież miały te plany niebagatelne poparcie społeczne. Wyobraźmy sobie teraz plan „laicyzacji”.
Podobnie groźne byłyby rządy partii wprowadzającej radykalnie odmienny od tego proponowanego przez obecne partie (a więc partii niewyczerpanej i niewypalonej, oferującej niefasadowy wybór) – system ekonomiczny czy jakikolwiek inny.
Zasadniczym celem wyborów w systemie demokratycznym jest UNIEMOŻLIWIENIE RADYKALNEJ ZMIANY. Demokracja = ewolucja.
Oczywiście, zmian ewolucyjnych na nikim nie da się wymusić (i na całe szczęście, wymuszać można tylko zmiany rewolucyjne). Zmiany ewolucyjne dokonuję się organicznie, cały czas, jako nieprzerwany proces społecznej…właśnie ewolucji.
My natomiast nieustannie domagamy się „przyspieszenia”, po to, aby ten ewolucyjny proces trwał, nie degenerując się w regres, świadomi że w systemie demokratycznym nie wyrodzi się jednak w rewolucję.
Dwa dni wyborów może pomogą trochę zwiększyć frekwencję ale nie rozwiążą problemu. Młodzi ludzie tacy jak ja widzą jaki jest poziom naszej polityki i jednocześnie czują ze jakiego by nie dokonali wyboru ten poziom się nie podniesie. Dopóki do władzy nie dojdzie młodsza fala polityków.. wychowanych już w innej mentalności i w innym ustroju dopóty dla wielu głosowanie (mimo ze będą czuć ze powinni) nie pozwoli im osiągnąć oczekiwanych zmian. Po co głosować na kogoś kto nie daje nam gwarancji że coś zmieni. I jeszcze jedno.. możliwość głosowania on-line i tym podobne ułatwienia byłyby też dużym plusem i zwiększyłoby frekwencje. Musi się złożyć wiele czynników aby było lepiej niż jest.
Jacobsky
Nie do końca się mogę z Tobą zgodzić w sprawie siły mandatu. Dobry mandat, wsparcie dziesiątek – setek tysięcy wyborców to dla polityka wspaniały kapitał. To daje politykowi poczucie wolności, niezależności, siły jak biznesmenowi tłuste kąto w banku. To główne paliwo odwagi. W ślad za silnym mandatem wzrastają możliwości polityczne – w okręgu wyborczym, partii, parlamencie, państwie. Zobacz jak wyraziści są ci, którzy mają silne mandaty – Palikot, Kutz i inni z czołówki. Słaby mandat to ściubolenie biedniaków. Czym innym jest zarządzanie państwem a czym innym uprawianie polityki. Do zarządzania faktycznie nie potrzebny jest mandat. Choć można tak rządzić – wystarczy na miejsce polityków powoła zarząd komisaryczny. Bywały w historii tak parszywe okresy. Co prawda krótko trwały bo władza zawsze pragnie mandatu społecznego.
Pozdrawiam serdecznie
Mnie też pan Kartka z podróży zaskoczył, ale i nie zaskoczył. Chłop (w sensie niepejoratywnym) nie rozumie, co Jacobsky mu wyłuścił z resztą, a raczej bez reszty, że jak on nie bierze udziału w wyborach to oddaje głos na to co reszta, 5, 10, a może 40 procent za niego wybierze. I tyle. On żadnego prostestu, ani dania do myślenia (w sensie pejoratywnym) nikomu nie czyni.
Kwestia nie jest w frekwencji. Kwestia jest w świadomości – głosujących i tych (przede wszystkim) na których ewentualnie glosujemy. I kwestia jest w – z jednej strony; w zapewnieniach wyborczych (programach), a z drugiej – na realizacji zapewnień wyborczych: trzecią sprawą jest kompatybilność tego na co (czy za czym) ja głosuję i „przełożeniem” na realizację owego programu partyjnego na który oddałem głos.
Panie Redaktorze – czy dywagacje onegdaj wygłaszane przez J.Gowina – Pańskiego kolegi z łamów ZNAK-u i TP dot. alienacji wszystkich post-komunistów (czyli wszystkich ludzi w jakikolwiek związanych z dawnym „reżimem” – sic !) nie są kompatybilne w tej przestrzeni intelektualnej z wycofywaniem się takiego „unter-menscha” jak ja z życia publicznego ? Jak ktoś kogoś stawia do kąta „za przeszłość” czy ten ktoś – w kącie – nie może chcieć się schować w „mysią” dziurę ? Po co mu pchać się na
„afisz” ? Dlaczego jego „mysia” dziura ma być lenistwem czy nihilizmem ?
Jako „post-komunista” cały czas pouczany nt. demokracji i pojęć wolności oraz stawiany do kąta systemu „liberalnego” – bo Wy Demokraci wiecie ode mnie to a priori lepiej (nie będę przytaczał wpisów nt.temat – nie tylko „troglodytów” i „wildsteinów” blogowych, ale i mędrców zza oceanu czy „herbertowskich” niezłomnych znad Wisły – sic !) – może winienem wg Was głosować jak Wasz mainstream ? Wtedy będę „trendy”. A może w ogóle nie powinienem -zgodnie z „prawicowo-konserwatywno-neoliberalnym” emplois RP – vide TK, RPO czy IPN–nem – mieć zakaz głosu…. jako „unter-mensch” ? Vide cyt. J.Gowin…….
Wolę się sam wycofać z tego „przedsięwzięcia ” (które „mleka ” nie daje – czyli merytorycznej zmiany !!!) niż ktoś z takich „osobników” mnie z tego prawa wykluczy….. Po ustawie „dezubekizacyjnej” przyjdą prędzej czy później inne, podobne w tym wymiarze ustawy. Taka jest skłonność każdej rewolucji i każdych kadr rewolucyjnych – trzeciego bądź czwartego sortu – które prędzej czy później przychodzą do tzw „władzy” po każdym
„rozwale ” (to po rosyjsku).
Dlatego nie zamierzam brać udziału w jakichkolwiek wyborach – bo prędzej czy później mnie jako post-komunistę to prawo stanowione w tym kraju – dzikim !! – ograniczy. Wynika to z mentalności tzw. klasy politycznej. i myślenia o przeszłości – nie „do przodu”…..
Pozdro/smutno – bom pesymista.
WODNIK53
PS:
@”T.O.” en bloc:
– myślę więc jestem
– jestem więc …… no nie koniecznie muszę myśleć (mogę trwać gromadząc „materię” wokół siebie i myśleć tylko o pracy zawodowej, umartwianiu – bo praca „wytwórcza” to clou życia i egzystencji człowieka – i „harówce” dla przyszłych pokoleń)
– czy pracujemy T.O. po to żeby żyć czy pracujemy żyjemy po to żeby pracować ?
– czy praca ma przynosić człowiekowi materialne korzyści czy ma go rozwijać i uodpornia na wszelkie przeciwności tego życia (m.in. po to, aby na łożu śmierci gdy już niczego – ale to absolutnie niczego- nie będzie mógł zmienić czy wytłumaczyć sobie – żeby był „wolny”, świadomy i „lekki”: wtedy potrzebna mu będzie najbardziej tej wolności; nie dziś, wczoraj czy przed-wczoraj: i nie o wolność ekonomiczną – która dla Ciebie jest jak dla każdego neo-konsa demiurgiem rzeczywistości i determinantą oceny człowieka – ale o wolność świadomości tu chodzi)
– i tak czy tak żyjemy „ku śmierci” (M.Heidegger); a Ty i tak uważasz, iż „post-komuniści”‚ (tacy jak ja) winni ku „tej śmierci” żyć szybciej
Pozdrawiam.
WODNIK53
Telegraphick, Mw
Przygotowałem odpowiedź ale system (na blogu) mi wywala tekst. Może jutro przejdzie.
Pozdrawiam
Telegraphic Observer
Ależ ja dobrze rozumiem co piszesz. Rozumiem tez Jacobskyego, bo przecież wiem gdzie żyję. Kiedyś napisałem do blogowej lewicy, że Polska jest wymarzonym krajem dla ambitnego polityka. Aż się prosi zagospodarować „leżacy odłogiem” elektorat. Tyle, że nikomu się nie chce zakładać socjalistycznej albo liberalnej partii bo po co skoro można udawać, że się jest kimś innym i rządzić w oparciu o kilka procent z np 20%. Im jest z tym dobrze.
Nieporozumienie natomiast polega na tym, że Ty uważasz iż w obecnej sytuacji elektorat dokonuje wyboru a ja, że daje tylko legitymizację władzy/systemowi. Nie mam szans dokonania zmiany głosując, bo żadna z uczestniczących w wyborach partii nie chce tych zmian. Nawet jeśli mi coś zaproponuje to się z tej propozycji po wyborach wycofa.
Pozdrawiam
Co znaczy-sprawiedliwy wyrok w Katowicach? Czy to sugeruje że w Katowicach zapadały też niesprawiedliwe wyroki?
Robi się gorąco…
Wy tu sobie nie głosujecie, a tu Hupce/Czajce/Adenauerowi tylko o to chodzi. Jak śmecie nie głosować?!
Może ktoś mi wyjaśni?
Więc ja:
1) jestem zwolennikiem liberalizacji kodeksu pracy, obniżki podatków i likwidacji obowiązkowego ubezpieczenia;
2) jestem zwolennikiem integracji politycznej i ekonomicznej Polski z UE;
3) jestem zwolennikiem rozdziału Kościoła od Państwa;
4) jestem zwolennikiem spisania nowej Konstytucji;
5) mam gdzieś, czy będzie swobodny dostęp do akt SB, czy nie; komuś zależy dobrze, ktoś to spali też dobrze; nie moje małpy i nie uważam za stosowne czynienie z tego ważnego punktu politycznego przez 20 lat;
6) nie dopuszczam możliwości, by mój (M Ó J) prezydent/premier/wojt nie znał angielskiego i francuskiego, nie umiał się ubrać, nie umiał podać ręki, nie umiał się wysłowić, miał konflikt z k.k.;
Nie wiem z ktorego z tych nietrudnych punktów mam zrezygnować… A przecież to najprostrza lista. Punktów powinno być nie 6, a 60. Co a w sobie Cimoszewicz, czego nie ma Olechowski, co ma w sobie Jurek, czego nie ma Kaczyński? Ktoś widzi duże różnice, to niech wybiera. Ja nie widzę na horyzoncie zagrożenia przejęcia władzy przez komustów, albo faszystów. Głosowałem w 2007, bo stwierdziłem zagrożenie dyktaturą „kaczyzmu”. Teraz go nie widzę, więc nie chcę wchodzić w paradę tym, którzy widzą w tym coś głębszego.
Mw
Piszesz wskazując na niemożność dokonania zmiany, że większość obywateli (mówimy o państwie demokratycznym) jest do zmiany politycznej, społecznej, kulturowej nieprzygotowana.
Ale kto się tej większości pytał czy chce zmiany? Czy sprawdzono i kto sprawdzał, że jest nieprzygotowana. Jeśli ideę pis-owskiego autorytaryzmu odrzuciła w wyborach większość to znaczy, że liberalizację, desakralizację, decentralizację państwa również odrzuci większość? Czyżby nie składało się takich propozycji z góry wiedząc, że będą odrzucone? A może składano w kampanii wyborczej tylko nic się już się na ten temat nie mówi?
Uśrednienie programów partyjnych o którym piszesz sprowadza się do tego, że w punktach zasadniczych są takie same i adresowane do jakiegoś „jądra ciemności” elektoratu. Nie do większości ? chyba nie sądzisz, że polityka PO i pis jest zgodna z poglądami większości Polaków? Jak się to ma do 15% zainteresowanych polityką ? może to zgodność z poglądami owych 15%?
Nie mogę również zgodzić się z Twoją porównaniem zachodnich systemów partyjnych z polskim. Po wydmuchaniu ideologicznych plew okazuje się, że obie polskie prawice niewiele się od siebie różnią. W gruncie rzeczy to jedna monopartia. Nie sądzę, że wyborca kraju o dojrzałej demokracji chciałby wybierać między niewiele się różniącymi wcieleniami tej samej monopartii. Wybacz, ale nawet 4% wygrana socjalistów hiszpańskich z populares zmienia wewnętrzną i zagraniczną politykę Hiszpanii. A w Polsce bez względu na wynik wyborów polityka jest stała i sprowadza się do „trwania”.
Nie wiem czemu uważasz, że odseparowanie kleru od spraw państwowych miałoby wywołać rewolucję. Kilka dni temu wydziałem jakąś pikietę pod sejmem przeciwko o ustawie o przemocy w rodzinie zorganizowaną przez katolików – chodziło o zakaz bicia dzieci. Jakiś gość truł przez megafon, reszta mokła a życie toczyło się dalej. Może zamiast przewidywać wojnę domową warto by było po prostu sprawdzić jaki jest rzeczywisty stosunek ludzi do praktycznych przejawów laicyzacji. Tylko jak jak to zrobić skoro wykracza to poza z góry uśrednione programy partyjne skierowane do bliżej nieokreślonej większości.
Pozdrawiam serdecznie
Kartka z podróży 10:50
pyta:
„Może (…) warto by było po prostu sprawdzić jaki jest rzeczywisty stosunek ludzi do praktycznych przejawów laicyzacji. Tylko jak jak to zrobić…”?
Ależ to „sprawdzanie” stosunku ludzi do laicyzacji (i wszystkiego innego) cały czas się ODBYWA, Karto! W nakładach kupowanych albo oddawanych na przemiał gazet i książek, w liczbie widzów różnych kanałów telewizyjnych, liczbie biorących udział w coniedzielnych nabożenstwach, w wypowiedziach przechodniów do kamer TVN24, w tempie w jakim zwiększają się lub maleją członkostwa poszczególnych partii i stowarzyszeń, w liczbie kliknięć na najrozmaitszych forach internetowych, w wynikach głosowań na partie, a przede wszystkim w CHARAKTERZE I PROGRAMIE tych PARTII, które powstają, utrzymują się i rosną w siłę oraz tych, które słabną stopniowo, upadają natychmiast po utworzeniu, albo W OGÓLE NIE MOGĄ POWSTAĆ w naszym społeczeństwie, bo NIE MAJĄ ich propozycje wystarczającego POPARCIA.
Jak Ty chcesz to jeszcze inaczej sprawdzić? Na kozetce psychoanalityka? Jeszcze raz powtórzę: jesteśmy w mniejszości, ze względu na nasze wykształcenie, doświadczenia, być może także iloraz inteligencji(?). Ale żyjemy, a w każdym razie chcemy żyć, bezpiecznie, w demokracji, a nie w absolutyzmie oświeconym. Bo na dłuższą metę ZAWSZE byśmy przegrali. Tylko w demokracji, wbrew pozorom, mniejszość ma ZAGWARANTOWANY wpływ na decyzje większości. Poza demokracją – rządząca mniejszość znajduje się w oblężonej twierdzy. Brrr…
Widze, ze dyskusja nie ustaje lecz nabiera rumiencow a niektorych ze tak powiem wciaga. Wiec i ja cos dorzuce.
WODNIK wspominal o slynnej KAMPANII WYBORCZEJ WALESA v TYMINSKI.
Juz wtedy mozna sie bylo dowiedziec, ze w Polsce pookraglostolowej wynik wyborow beda dyktowaly MEDIA.
1/ Tyminski – wbrew temu co glosily media i dzialacze polityczni, bo trudno ich wtedy bylo nazywac politykami – nie byl „czlowiekiem z nikad” tylko z przekonkretnego miejsca: Polski oboz narodowy, ktory wtedy mial te same poglady i cele co dzisiaj. Totez zwolennicy podleglosci Polski wiekszej strukturze miedzynarodowej, socjalistycznej i kapitalistycznej miedzynarodowce, wpadli w panike. Nie wiedzieli juz co wymyslec. Wiec ulozyli ten film, ze Tyminski bije zone oraz spreparowali ten klip w ktorym wykorzystano technike przesuwania tasmy filmowej w tyl i w przod (jak w „baleciku” pilkarskim”) przez co pokazywano rzekome miny jakie robil kandydat na prezydenta gdy mu zadawano pytania. I jeszcze poprzedzone to bylo wstepem dziennikarza: „zobaczmy jaki wyraz twarzy mial kandydat Tyminski gdy zadawano mu konkretne pytania”.
WODKIK! Ciekawe czy zgadniesz na kogo wtedy glosowalem?
Media mosci Panowie! Media! (I Panie oczywiscie tez)
2/ Przymusowe wybory jak najbardziej tak, ale tylko wtedy gdy bedzie mozna zaglosowac na opcje „zaden z nich” lub „wpisz wlasnego kandydata”.
3/ Nie znajdziemy na listach wybarczych kandydata nadajacego sie do zaglosowania na niego, tak dlugo jak dlugo obowiazywac bedzie w Polsce zasada, za o ich skladzie dacyduje wodz partii a nie wyborcy.
4/ Powinno sie glosowac wpisujac imie i nazwisko swojego kandydata. Droga elektroniczna nie bo to latwo sfalszowac.
5/ Co jest potrzebne aby ludzie masowo poszli do wyborow?
TRZEBA DAC LUDZIOM NOWY SZTANDAR. Jaki napisze potem bo zona wola za musimy juz wychodzic!
WODNIK53 pisze:
2010-03-06 o godz. 22:43
Nie mam nic przeciwko twoim myśleniom. Nie zastanawiam się, czy są one jak u neo-komsa, czy post-komsa. Po prostu nie przeszkadzaj mi realizować tego, co mi odpowiada. Nie mam zamiaru żyć w twojej komunie, organizują ją sobie po swojemu, i myśl. Nie wyleguj się, tylko myśl. Tylko nie myśl, proszę, o tym, jakie jeszcze myśli mi przypisać. A jeśli musisz, to zachowaj ją dla siebie, adresuj do innych blogowiczów …
Ja twoich myśli nie recenzuję. OK?
Mw
Podajesz mi liczne przykłady metod „sprawdzania” poglądów, badania światopoglądów ludzkich pytając na koniec – „Jak Ty chcesz to jeszcze inaczej sprawdzić?”. Jeszcze raz więc piszę, chciałbym by dokonano weryfikacji tzw powszechnej opinii społecznej/publicznej wyrażanej przez media, biurokrację i polityków za pomocą politycznych, wolnych wyborów – tego podstawowego narzędzia demokracji. Podajesz mi przykłady metod analitycznych, które są wtórne, pomocnicze, marginalne w stosunku do aktu wyboru.
Jeśli dobrze zrozumiałem propozycje wyborcze przygotowuję analitycy konstruujący partyjne programy. Nie wpadło Ci do głowy, że tym samym owi analitycy (system) decydują o wyniku wyborczym, bo głosujący przecież tylko wspierają ich propozycje. Nie pomyślałeś, że analitycy po prostu mogą nie chcieć zmiany i niujmować niewygodnych zagadnień w wyborczych propozycjach lub mogą po prostu kłamać. Tym samym nie my decydujemy o przyszłości systemu tylko system sam(owi analitycy) decyduje o swoim losie a my jesteśmy tylko maszynką do głosowania – społecznym gwarantem jego trwania.
Wracając do laicyzacji. Jeśli tego postulatu nie będzie w programach partyjnych przedstawionych wyborcom to formalnie przestaje być laicyzacja problemem politycznym. Choćby Polacy jak jeden mąż przestali uczęszczać do kościołow to Polska i tak pozostanie katolicko-biurokratyczną hybrydą, bo system drogą wyborów nie daje szans by zmienić cokolwiek w ustroju.
Obserwuję dyskusję o zblkiżających się wyborach. W zasadzie już ich dokonano. Walczył będzie Komorowski z Kaczyńskim, bo Sikorski i Ziobro są jeszcze za młodzi. Ale za 10-15 lat jak czytam Komorowski z Kaczyńskim się zestarzeją więc nadejdzie czas walki dojrzałego Sikorskiego i Ziobry. Taką mnie – obywatelowi – system zaplanował perspektywę polityczną na najbliższe 20 lat. Zastanawiam się czemu w takim razie mam głosować aż tyle razy. Czy nie mógłbym w tym roku zagłosować awansem na najbliższe 20 lat. Po co organizować tyle razy wybory skoro za 15 lat Sikorski i Ziobro będą mówić to samo. Czy na tym polega ów ewolucyjny proces zmiany społecznej o której piszesz?
Pozdrawiam
@ „T.O. z dn. 7.03.2010 h: 15.46.
Recenzowanie i dysputa to immanentna część przedsięwzięcia zwanego Blogiem. Ty możesz Drogi T.O recenzować „Innych” i wytykać im błędy logiczne, w myśleniu czy opisie świata: „Inni” tych czynności wobec Ciebie czynić nie powinni. Ty ich pozbawiasz tej przyjemności mówiąc: „Nie pozwalam !”. Niezwykle śmiałe i nowatorskie, iście w stylu „American Wav of Life”, jest Twoje podejście do problemu wolności wypowiedzi, pluralizmu i swobody dyskusji. No ale może za oceanem – choć o ile mnie pamięć nie myli to właśnie media amerykańskie są głównymi nośnikiem owych idei w środkach masowej komunikacji – w niektórych środowiskach jest taki sposób patrzenia na dyskusję, wymianę myśli itd. do przyjęcia.
Nie uwłaczam Ci w żaden sposób w rzeczonym wpisie – a Tyś jak widzę się „obdąsał”. Więcej dystansu do siebie i swoich przekonań Drogi Kanadyjczyku.
Pozdrawiam
WODNIK53
PS: a tak na marginesie – do dobrego obyczaju należało zawsze pisanie zwrotów osobowych w liście z dużej litery. No, chyba, że w tak małostkowy sposób chce się temu „Innemu” zamanifestować swą pogardę, odrazę czy swoja wyższość wobec jego osoby. O gustach ponoć się nie dyskutuje – lecz o dobrym wychowaniu, jak najbardziej.
Jeszcze raz pozdro.
Szanowni Komentatorzy zakładają że naszym „politykom” o coś chodzi….
A jeżeli chodzi im tylko o kasę? O odcinanie kuponów z kombatanckiej przeszłości? Romaszewski przykładem………
W takim układzie, nieistotne jest ilu wyborców głosowało, ważne żeby się załapać. Kilku posłów i senatorów chowało się za immunitetem w sprawach karno- skarbowych. Cugowski o swoim pobycie w senacie wypowiedział się krótko nigdy więcej………
Niestety, „demokracja jest złym systemem, ale jeszcze nie wymyślono lepszego” jakoś tak to było?
Kartka z podróży 17:20
Ależ Kartko, ci analitycy, te partie z ich programami – to właśnie MY. To nie są Marsjanie! Programy partii, w ustroju, społeczeństwie, państwie demokratycznym – mogą być tylko programami tegoż społeczeństwa, ludzi to społeczeństwo tworzących. One nie spadają z nieba. A jeśli są tak mało zróżnicowane, tak jednorodne, tak nieodpowiadające naszym pragnieniom – to dlatego, że takie jest to społeczeństwo.
Jeszcze raz: gdyby istniała potrzeba czegoś INNEGO – to już dawno to coś by było, byłaby grupa, partia wyrażająca tę potrzebę i uzyskująca stosowne poparcie społeczne, aby ja zrealizować. Ale jej NIE MA, jak słusznie zauważasz. Nie ma jej nie dlatego, że jacyś analitycy czy bossowie partyjni chcą inaczej (bo zawsze znaleźliby się analitycy czy bossowie gotowi „zagospodarować” taką potrzebę; wszak polityka nie znosi próżni) – tylko dlatego, że w Polsce NIE MA w tej chwili wystarczającego społecznego zapotrzebowania na cokolwiek innego niż to, co jest.
Tak jak w każdym innym tzw. demokratycznym kraju. Tyle że potrzeby w różnych społeczeństwach są różne…
A ja dziś w telewizji zobaczyłem, że prezes jeździ limuzyną na przednim siedzeniu obok kierowcy.
Wodnik53 18.12
Co ciekawego plynie z tego wpisu ? O blogu, o mediach, o dobrym obyczaju, o Kanadyjczykach ? Skrobanie swedzacych paluszkow o klawiature ani T.O nie ziebi, ani grzeje. Innych tez nie. T.O. sie nie „obdasal”, T.O. ma charakter i wlasna twarz. Nie przepisuje i nie miedli. Warto sie uczyc.
Mw
Naprawdę myślisz, że pojęcie alienacji (państwa/systemu politycznego) nie ma racji bytu we współczesnej we współczesnej demokracji – na dokładkę na gruncie polskim.
Ja to zauważam. Może dlatego, że pamiętam komunizm.
Pozdrawiam serdecznie
„5/ Co jest potrzebne aby ludzie masowo poszli do wyborow?
TRZEBA DAC LUDZIOM NOWY SZTANDAR. ”
Dzis dokoncze swoja wypowiedz:
Bandera Nowa!
Bandera Nowa!
Nowy sztandar pod ktorym ludzie moga pojsc do wyborow.
Widmo krazy po Europie. Widmo antydemokratyzmu.
Morduje demokracje stosujac system dwupartyjny czyli jedno partyjny.
Polega to na tym, ze oklamuje sie ludzi, ze bedzie lepiej gdy w kazdym kraju pozostana na scenie tylko dwie silne partie. Mowi sie ze tak jest w cytuje: „dojrzalych demokracjach” a za wzor kraju z tym ustrojem pokazuje sie USA.
Lecz w USA demokracji nie ma!
Niema jej w zadnym kraju gdzie przeforsowano system dwupartyjny.
Nasz wieszcz narodowy, Pietrzak spiewal:
„Coz to za kraj w ktorym
Opozycja dla prawicy jest prawica”
A coz to za kraj w ktorym obaj jedynie silni kandydaci jeden z Partii Republikanskiej a drugi z Partii demokratycznej sa z tego samego tajnego stowarzyszenia „Trupia Czaszka”?
To co to za wybor?
Obecnie wymienialnosc skladu Kongresu Narodowego USA jest mniejsza niz Wierchownej Rady CCCP za Leonida Brezniewa.
Coz to za kraj w ktorym tzw. „demokratycznie wybrany prezydent” nie jest rzeczywista wladza tylko rody bankierow ktorych sie musi sluchac.
W Polsce AWS podzielil sie na dwie partie: PiS i PO i udaje ze sa wzgledem siebie wrogami. W rzeczywistosci ich fikcyjne spory sa po to aby madia byly tym zawalone do tego stopnie ze o innych partiach nie ma czasu juz nawet wspominac. I ludziom sie wciska ze glos na inna partie niz PO i PiS jest glosem zmarnowanym.
Dopoki zatem te dwie partie beda nie zagrozone, nic w Polsce na lepsze sie nie bedzie zmieniac. Trzeba stworzyc silna alternatywe dla tych dwu partii.
Jak?
Po pierwsze. Juz nigdy nie glosowac na PO i PiS.
Po drugie. Glosowac zawsze tylko na partie, ktore w tzw. sadazach uzyskuja ponizej 15% poparcia ale powyzej 0,5%.
Glosowac przedewszystkim na tych kandydatow, ktorych media przedstawiaja w zlym swietle i probuja osmieszyc.
Ale zapytasz „no ale przeciez media nie raz podaja, ze jakis polityk naprawde cos przeskrobal a nawet sie przyznal?” Spokojnie. Jesli bedziesz sie trzymal zasady „zawsze na tych o ktorych media mowia zle” to do sejmu dostanie sie co najwyzej 30% ludzi nie nadajacych sie na posla a nie tak jak dzisiaj.
OBYWATELU! POLSKO! POLAKU!
W gronie partii „srednich” i „malych” upatrz sobie partie ktorej program Ci sie najbardziej podoba i na nia zaglosuj. Jest w tym przedziale 15%-0,5% duzo partii zarowno lewicowych jak prawicowych, liberalnych, katolickich, ekologicznych i centrowych. Wybierz jedna z nich i glosuj.
A jesli partia na ktora glosowales kiedys stanie sie jedna z dwoch najsilniejszych, natychmiast przestan na nia glosowac a wybierz partie o podobnym programie z przedzialu15%-0,5%. Te o mniejszym procencie w sadazach to nie wiadomo czy rzeczywiscie istnieja.
DO DEZIELA! RATUJMY DEMOKRACJE!! RATUJMY POLSKE, EUROPE I SWIAT!!!
ROZPOWSZECHNIAJ TEN APEL WSZEDZIE I ZAWSZE GDY MOWA O WYBORACH.