A może monarchia elekcyjna?

Podobało mi się, że pan Tusk zaproponował zmiany w konstytucji. Każdy moment byłby dyskusyjny, zostawmy to. Ważniejsze, że pojawił się jakiś temat serio.

Mniej mi się podobało, że skoro ma być poważna dyskusja o poważnej dla polskiej demokracji sprawie, to premier zaprasza, przynajmniej jak dotąd, do siebie ekspertów od konstytucji, ale wyłącznie tyvh którzy w zasadzie się z nim zgadzają. To nie jest poważna dyskusja.

A pierwsza reakcja Polaków też sukcesem Tuska nie jest, choć jest istotnym elementem dyskusji, którą Tusk zainicjował. Kolejna porażka premiera to negatywna reakcja ludowców, było nie było koalicjanta. To nie Platforma okazała się w kwestii konstytucyjnej partią ,,aksamitnego” populizmu, lecz raczej PSL.

Polacy chcą wybierać prezydenta jak szlachta króla( a potem go kontestować, jak to Sarmaci). Praw raz nabytych ani myślą oddawać. I trudno się dziwić, bo tak jest zawsze i wszędzie. Jeśli ten bunt przeciwko reformie konstytucji nie osłabnie, właściwie jest po reformie.

Bo albo system parlamentarno-gabinetowy, albo prezydencki. Dziś nie mamy ani jednego, ani drugiego i stąd słuszny pomysł, by podyskutować o reformie konstytucji. Lecz w obliczu sprzeciwu, najbardziej prawdopodobna jest kontynuacja: pozostawienie prezydenta z wyboru powszechnego w systemie sprawowania władzy.

Zamiast reformy pozostaje nadzieja, że w innej konfiguracji personalnej, np. prezydent Tusk, premier Komorowski lub Bielecki, kontynuacja konstytucji bez zmian nie będzie kontynuacją konfrontacji.

Do monarchii raczej nie wrócimy (choć tęsknota za nią wydaje mi się w Polsce po pontyfikacie Jana Pawła II dość wyraźna: Polska widziała w nim króla, lidera narodu politycznego). A jeśli już, bo co szkodzi chwilkę pofantazjować, to nie do takiej, jaką była I Rzeczpospolita. Nie ma szlachty, nie ma kandydatów z wysokich rodów. Nie ma dość miejsca na Polach Mokotowskich.

Byłoby też bardzo trudno o restaurację monarchii dziedzicznej (Czartoryscy czy Radziwiłłowie? Poniatowscy czy Potoccy? Kto by miał decydować i jakim prawem, chyba że po staropolsku: drogą jakiegoś pierwszego zajazdu w III RP). Elekcyjna odpada, dziedziczna też. A gdyby jakimś cudem ta druga się odrodziła, to po prostu musiałaby być monarchią parlamentarną. Takie czasy. Na szczęście.

Na koniec w tonie bardziej serio. Lubię ideę tak zwanego patriotyzmu konstytucyjnego. Tworzenie wspólnoty obywatelsko-politycznej wokół dobrej, znanej i szanowanej konstytucji. U nas na razie można pomarzyć.
No tak, ale nie jesteśmy Stanami Zjednoczonymi, ani powojennym Niemcami federalnymi. Mamy własne doświadczenia historyczne i ustrojowe. Jednak i z nimi, moglibyśmy popracować nad takim projektem. Sprawić sobie konstytucję przyjazną i państwu, i demokracji, i społeczeństwu obywatelskiemu.

Kto wie, może propozycje premiera Tuska okazałyby się krokiem ku konstytucji zdolnej budować taki patriotyzm konstytucyjny. Ale o tym się niestety nie przekonamy z woli samych Polaków miłośników monarchii elekcyjnej.

XXXX
Rad jestem, że, z nielicznymi wyjątkami, dyskusja o szwajcarskim referendum trzyma pewien poziom. Dziękuję Helenie, Kartce z podróży. Marcinowi, Parkerowi; Ana : odsyłam do wpisów Heleny i namawiam do uważniejszego czytania, zresztą nie tylko Panią: wyliczając punkty wspólne islamu z chrześcijaństwem, chciałem wyliczyć punkty wspólne, to znaczy pokazać, ile obie religie łączy, a nie tylko dzieli i dlaczego w związku z tym w pewnych ważnych momentach mogą wręcz zawierać taktyczne sojusze (na NIE, podobnie jak w sprawie pewnych praw osób homoseksualnych) jak np. podczas konferencji ONZ poświęconych tak zwanym reprodukcyjnym prawom kobiet. Tomek: patrz wpis Kecaja. Kiedy mieszkałem z rodziną w Londynie, mieliśmy za sąsiadów muzułmanów, a moje córki przyjaźniły się z muzułmanką ze szkoły, do której wszystkie trzy chodziły. W Polsce mają i dziś, już dorosłe, kolegów z krajów muzułmańskich. August: fakt, pan Terlikowski jest wart pozytywnego odnotowania na tle chóru islamo-fobów. A wiele wpisów w prasie prawicowej i pod blogiem w moim odczuciu ją mniej czy bardziej otwarcie wyraża. Mnie się bardzo nie podoba to, co robi się w islamie z kobietami i że islam gotów jest (lecz przecież nie cały; w Szwajcarii np. praktykujących muzułmanów jest mniejszość w mniejszości) zabijać i prześladować w imię religii (przede wszystkim współwyznawców), lecz to nie jest temat felietonu o minaretach. Nie jest nim też kwestia symetrii, to znaczy nie chciałem bić się w cudze piersi, bo to zwykle ławizna myślowa jak w tych dowcipach, że wprawdzie w ZSRR nie ma wolności, ale w USA biją Murzynów. Byk: tak samo jak nie jest nim studium etnograficzne; słowa totem używam publicystycznie, każdy kto rozróżnia gatunki pisarskie, a nie jest pedantem lub czepialskim, łatwo się zorientuje. RS: religia uniwersalna to taka, która nie wyklucza z góry nikogo, bo we wszystkich widzi, jak to nazywa, dzieci Boże. Odrzuca zbiorową odpowiedzialność tej czy innej społeczności za grzechy jej konkretnych członków. Homo scribens: ależ od tamtej umowy minęły wieki, imperium osamńskie nie wróci do Kamieńca ani nigdzie indziej, a jakoś nikomu nie przyszło do głowy wyburzyć minaret czy wyrzucić minbar.