Blogosfera, czyli Dziki Zachód

Nie wiem, kto to jest Kataryna. Nie czytam Salonu24, bo tam strzelają. Od wywiadu z Michałem Cichym nie czytam Dziennika. Ale dziś w poranku Kasi Kolendy-Zaleskiej zgadało się nam o aferze z Kataryną. Rozmowa zmusiła mnie do jakiejś refleksji. Co ja robię w tej blogosferze? Czy nie uczestniczę w jakiejś wielkiej hucpie?

Prawa Kataryny do anonimowości raczej bym bronił. Tak samo innych blogerów, którzy wolą pod pseudonimem wyżywać się na bliźnich. Kamil Durczok w naszej dyskusji był przeciw. Uzasadniał to tak: trzeba mieć odwagę podpisać się pod własnym opiniami czy informacjami własnym prawdziwym nazwiskiem. Chcesz korzystać z wolności słowa, naucz się odpowiedzialności za słowo.

W zasadzie myśl Kamila jest mi bliska. Sam się w takim duchu wychowywałem.  Ale w kulturze europejskiej liczne wartościowe rzeczy z różnych powodów powstawały anonimowo lub pod pseudonimami – w literaturze, sztuce, polityce, teologii. Dziś, w czasach kultu ego, to nie do pomyślenia. A jednak nawet dziś wielki globalny tygodnik The Economist drukuje wszystkie teksty niepodpisane.

Tak więc jestem za swobodą decyzji: pseudonim czy prawdziwe nazwisko, choć Kamil ma dużo racji, wytykając realne i możliwe nadużycia tej anarchicznej wolności blogosfery.I może przemawia przeze mnie pewna naiwność, że ukryci pod pseudonimami blogerzy okażą się dziś czy jutro talentami literackimi czy publicystycznymi, których ktoś wreszcie odkryje w wydawnictwach książkowych czy prasowych.Słyszę, że Kataryna to jeden z takich talentów. Możliwe, ale żeby aż szantażować ją demaskacją w Dzienniku? Coś mi się widzi, że zdemaskowana straciłaby wenę.

Tyle o blogerach. O tych, którzy ich czytają i komentują, nie mam wiele dobrego do powiedzenia. Uderza mnie, że tak wielu przejawia tak dziką agresję. Anonimowość i brak porządnej moderacji na forach temu służą. Odstraszają od czytania i blogów,  dyskusji pod nimi.

Nie da się ukryć, że pod pretekstem wolności słowa w tych tysiącach anonimów wylewa się na nas rynsztok do niczego nieprzydatny, chyba że do badań psychologów społecznych. Takie dyskusje niczego naprzód nie posuwają, za to mogłyby być powodem do podania do sądu właścicieli tego czy innego portalu z blogami za tolerowanie wpisów w oczywisty sposób zniesławiających czyjeś dobra osobiste. I kwestia takiej odpowiedzialność właścicieli czy autorów takich pomówień powinna być uregulowana.

Blogosfera jest wynalazakiem amerykańskim. Jest wcieleniem amerykańskiego mitu Dzikiego Zachodu. W Ameryce, jak w Polsce zdominowali ją sympatycy prawicy politycznej i religijnej, zwykle libertariańskiej.(Oczywiście są wyjątki i wśród blogerów, i wśród ich anonimowych konsumentów, tak jak i na tym blogu).W prawdziwej sferze publicznej to jest margines, mniejszy czy większy, ale zupełnie niereprezentatywny. Dyskusji z nimi nie ma żadnej. Nie piszą, by dyskutować, lecz by zastrzelić spod nicka.