Czego się boją językoznawcy?

Drobna z pozoru sprawa mówi o Polsce więcej niż by się wydawało. Poloniści, w tym prof. Jerzy Bralczyk, nie kwapią się do pomocy sądowej jako rzeczoznawcy w sprawie o znieważenie prezydenta Kaczyńskiego. Za zniewagę prokurator uznał słowa ,,Spieprzaj dziadu” wypowiedziane niedawno w Lublinie przez jednego z obserwatorów wizyty prezydenta w Lublinie.

Sęk w tym – informuje ,,Rzeczpospolita” – że podejrzany o zniewagę broni się, iż tylko zacytował klasyka, czyli – oczywiście! – prezydenta Kaczyńskiego. ,,Spieprzaj, dziadu” – rzucił Kaczyński w stronę obywatela, który jak się zdaje nie był jego entuzjastą. Działo się to już siedem lat temu, kiedy Kaczyński (z sukcesem) kandydował na prezydenta Warszawy.Dodatkowy smaczek polega na tym, że lublinianin trafił do prokuratora z obywatelskiego donosu, nikt z otoczenia LK ani sam prezydent skargi nie wniósł.

No i na tym, że do aktu oskarżenia potrzebna jest ekspertyza językoznawcza: czy słowa ,,spieprzaj, dziadu!” są czy nie są zniewagą. No bo jeśli są, to trzeba by i Lecha Kaczyńskiego postawić przed prokuratorem, a jeśli nie są, to co w takim razie jest zniewagą. I to nie tylko głowy państwa, lecz i zwykłego obywatela. Bo niby czemu prezydentowi wolno obrażać jakiegoś Kowalskiego, nawet jeśli to menel, a menela ma się karać za taką samą obrazę?

Karania więzieniem za obrazę prezydenta nie popieram, choć nie popieram także agresji językowej w każdej postaci, przez kogokolwiek i przeciwko komukolwiek. Polszczyzna jest językiem giętkim i bogatym, niech Polacy nie cofają się na poziom gęsi. TU jednak frapuje mnie co innego. Dlaczego językoznawcy nie kwapią się do ekspertyzy. Czyżby się o coś obawiali i o co? Boją się ośmieszenia czy rewanżu i z czyjej strony? Bo chyba nie ze strony lubliniaka.

Słusznie przez wielu uwielbiany prof. Bralczyk robi unik, bo ,,nie ma przymusu wydawania opinii”. Fakt, nie ma, ale pozycja Bralczyka jest tak silna, że przecież wydanie opinii nie może mu zaszkodzić. Nawet jeśli uzna całą sprawę za ,,satyrę polityczną”. Ja bym powiedział ostrzej: to nie satyra, to absurd o podtekście politycznym. I oczekiwałbym po uznanych autorytetach językowych zajęcia jasnego stanowiska w tym duchu.

Powiedzieć do kogoś ,,spieprzaj dziadu” jest ewidentnie obelżywe, ale skoro uszło płazem Lechowi Kaczyńskiemu, powinno ujść i podejrzanemu z Lublina. A może by w ogóle zrezygnować Z archaicznych paragrafów o więzieniu za obrazę głowy państwa. Grzywna, proszę bardzo – przez wzgląd na majestat RP, którego prezydent jest symbolem, nawet jeśli ma kłopoty z chodzeniem lub mówieniem na tle alkoholowym. Z prezydentem w tym sensie jak z kapłanem, jego osobiste grzechy i przywary mogą podrywać autorytet urzędu, ale go nie przekreślają, gdyż nie jest przywiązany do konkretnej osoby, tylko do instytucji publicznej.

XXXX
Kadett, Jacobsky – tak, mam w sprawie Palikota zdanie odrębne,a ataki na jego styl w ustach ludzi pokroju posła PIS Kurskiego uważam za obłudne, nawet tu, pod tym blogiem, znajdują się wpisy w stylu Kurskiego, agresywne, ad personam, zaprzeczenie kultury polemicznej i przejaw bezradności umysłowej. Happeningi czy prowokacje polityczne Palikota jednak czemuś zwykle służą, a nie są jak u Kurskiego kłamstwem świadomie użytym w walce politycznej. A poza tym, Jacobsky, jest mi z Panem po drodze. ,,mor” – właśnie przed takim ,,rankingowo-porównawczym” myśleniem przestrzegam: jak porównać zasługi Pileckiego czy Fieldorfa z zasługami choćby Sołżenicyna czy Havla? Nie rozumiem też tego wyliczenia wojennych grzechów sąsiadów – co to ma do rzeczy? Czy wszyscy Polacy włączyli się do AK i innych form oporu, czy nie było Polaków delatorów i kolaborantów? Czy Gross zmyślił Jedwabne, pogrom kielecki i morderstwa na Żydach po 1945 r.? A poza tym przyszedł stalinizm i poddał te wszystkie kraje podobnemu systemowi z podobnymi konsekwencjami.