Salman Gombrowicz

Przyznanie przez królową brytyjską tytułu szlacheckiego pisarzowi Salmanowi Rushdiemu sprowokowało aż dwie islamskie republiki do oficjalnych protestów. Los braci wierze Palestyńczyków nie doczekał się takiego zainteresowania Iranu i Pakistanu, ale też nic mi nie wiadomo o jakimś palestyńskim literackim odpowiedniku ,,Sztańskich werestów”, za które przed prawie 20 już laty Rusdie został zaocznie skazany na śmierć przez ajatollaha Chomeiniego. Ajatollah nie od dawna nie żyje, a sprawa ,,bluźnierstw” wciąż wraca.

Naturalnie prawie nikt z protestujących nie zadal sobie trudu przeczytanie grubej książki Rushdiego i innych jego dzieł, by się lepiej zorientować, o co chodzi. Wystarczy zasłyszana opinia duchownych, polityków lub znajomych. Tak jak u nas ostatnio z pomysłami rewizji listy lektur przez ministra Giertycha. Urzędowi się nie podoba, urząd ma rację. Rusdie jest trochę Gombrowiczem świata muzułmańskiego.

Oficjalnie ten świat nie toleruje dwóch rzeczy: tego, co uzna za obrażanie swoich uczuć religijnych i satyry na swoje instytucje społeczne. Tak było i w Europie, ale dawno temu. W czasach nowożytnych tylko totalitaryzmy hitlerowski i sowiecki odważyły się jeszcze protestować przeciwko nagrodom Nobla dla swych własnych obywateli uznanych za ,,wrogów”. W PRL przeciwko pokojowemu Noblowi dla Wałęsy powołano cały sztab ludzi i uknuto intrygę mającą wymusić na kapitule nagrody zmianę decyzji.

Teraz chodzi o gest wobec obywatela brytyjskiego – jeden z ostatnich aktów odchodzącego z aktu premiera Blaira, który rekomenduje królowej kandydatów do wyróżnień i odznaczeń przyznawanaych w dniu urodzin Elżbiety. I nie byłoby o czym pisać, gdyby nie smutny fakt, że tak naprawdę chodzi zawsze o to samo: manipulacje masami do celów politycznych rządu. Smutne jest przede wszystkim to, że takie tricki wciąż działają na tylu ludzi. Na szczęście u nas Giertychowi chyba nie wyszło.