Kłopoty z Ukrainą

Juszczenko z Janukowyczem przepychają się o kontrolę nad resortami siłowymi – to już polityczne banany, 300 kilometrów od naszej granicy! Prezydent Kaczyński zgłasza gotowość mediacyjną, ale zaznacza od razu, że to naturalnie sprawa wewnętrzna Ukrainy. Jak by jego doradcy poczytali więcej takich dyskusji jak na tym blogu o polskiej polityce wobec Ukrainy, moze by mu jednak podpowiedzieli, ze mediacja tak, ale z mandatem Unii. Tylko to działa w Kijowie i Moskwie, choc naturalnie Kreml nigdy tego oficjalnie nie przyzna.

Z dyskusji z udzialem Wodnika, Torlina, Olka, Dany1 wyłania się obraz Ukrainy jako tworu sztucznie wykrojonego z mapy bylego ZSRR a rządzonego przez polityków takich, na jakich stać tę półsztuczną Ukrainę – europejską Nigerię, która czasem zdradza ambicje RPA. Przyjmuję argumenty wyłożone przez autorów, ale nie odnajduję się całkowicie w żadnym z tych wpisów, może najbardziej we wpisie Dany1.

Nie dlatego, żebym chciał pouczać Ukraińców z pozycji panów Lachów, tylko dlatego, że sam podczas jednej z moich ukraińskich podróży usłyszałem w byłym majątku hrabiego Fredry od tamtejszego Ukraińca dyrektora szkoły, że on liczy, iż zachodnia Ukraina pójdzie kiedyś znów pod polskie rządy. Może ku jego zaskoczeniu, nie wyraziłem entuzjazmu. Ale jaka ma być skuteczna polska polityka wobec Ukrainy? I czy w ogóle jest możliwa?

Lewica i liberałowie powtarzają wprost lub nie dogmat Giedroycia, że bez niepodległej – czyli wolnej od dominacji rosyjskiej – Ukrainy nie ma niepodległej Polski. Stąd po 1989r. ukraińska elita mogła polegać na demokratycznych rządach III RP, za to wyoutowana prawica kombinowała, jak mieć ciastko – dobre stosunki z Ukrainą – i je zjeść, czyli odbarczyć się z wszelkich poważnych i długoterminowych zobowiązań względem niepewnego Kijowa, powiązanego oligarchicznie i agenturalnie z Moskwą.

Dziś nadchodzi moment prawdy, nie tylko dla układu sił w samej Ukrainie, ale i dla polskiej polityki ukraińskiej. Dogmat Giedroycia stracił moc po wejściu Polski do UE i NATO. Co go zastąpi? Póki u władzy są bracia Kaczyńscy, a szefem MSZ jest pani Fotyga, możemy się spodziewać jedynie gry na przeczekanie.

To w pewnym stopniu zrozumiałe, ale niezbyt ambitne i dalekowzroczne, a przecież mamy być w Unii architektem ,,nowej” europejskiej polityki wschodniej. Ja widzę tę nową politykę wschodnią nie jako rusofobię, ani też nie jako rusofilię, lecz jako nastawienie przede wszystkim na ,,europeizację” Ukrainy i Białorusi, ale nie Rosji, póki sama Rosja tego nie chce – a przecież Rosja odgrzewa dziś politykę neo-mocarstwową napędzaną petro- i gazo-dolarami. Na razie więc marzenie o zjednoczonej politycznej Europie od Atlantyku po Kamczatkę wydaje mi się tylko mrzonką i to sprzeczną z interesem i Polski, i Ukrainy, i Unii.