Europejskie fanaberie ministra Szczygły

Znowu wyjdziemy na izolacjonistów? Minister Szczygło nazwał ,,fanaberiami” pomysł niemieckiej minister oświaty,by napisać wspólnie podręcznik historii Europy, z którego mogłyby korzystać szkoły w całej Unii. ,,Fanaberie” to kolejny nieszczęsny przykład tupetu na wysokim szczebu obecnej władzy państwowej.

Tymczasem tu trzeba się właczyć do dyskusji i do prac nad tym projektem, a nie dezauwować go w najgorszym stylu. Zauważył to nawet Cezary Michalski, który zapewne nie należy do euroentuzjastów. Część naszej parlamentarnej prawicy zareagowała na ideę wspólnej książki do historii, jakby mieli go pisać politycy. Spokojnie! Pisać będą historycy i to pewno z pierwszej ligi. Znów pochwalę Michalskiego: słusznie typuje jako potencjalnego współautora takiego podręcznika profesora Andrzeja Paczkowskiego. A przecież mielibyśmy jeszcze wielu innych znakomitych autorów do zaproponowania.

Skąd ta pewność u krytyków pomysłu, że to nie może się udać, bo narody Unii tyle miały ze sobą na pieńku? Czy to nie jest znów ten nasz uparty polonocentryzm, że skoro nam nie bardzo się udaje dogadać z Rosjanami w sprawie Katynia czy z Ukraińcami w sprawie Wołynia, to nie uda się też nikomu innemu? A przecież i tak zrobliśmy spory postęp w zbliżeniu polskiej i ukraińskiej wersji naszej wspólnej hstorii. Słyszałem też, że trwają przygotowania do wspólnego podręcznika historii autorów polskich i izraelskich. Też ,,fanaberie”?

Francuzi i Niemcy mieli historyczne porachunki nie mniej trudne, a jednak powstał wspólny niemiecko-francuski podręcznik do historii. Niestety, nie miałem go w ręce, ale może ktoś z internautów go zna i ma coś do powiedzenia? Zaczytujemy się w historiach Europy jednego autora, na przykład Normana Daviesa – z jakiej racji to, co może pojedynczy autor, miałoby być niemożliwe lub skazane na fiasko tylko dlatego,że autorów ma być więcej i z różnych krajów? I po co te insynuacje ministra Giertycha, że Niemcy, którzy wojowali z wszystkimi swymi sąsiadami, nie mają moralnego prawa do podręcznikowej inicjatywy? Neoendecy widzą Niemcy jako wilka w owczej skórze, jako
demokrację udawaną, której prawdziwe cele nie zmieniły się od Bismarcka i Hitlera.
Ale chyba nie wszyscy Polacy przeszli na neoendecję. Niemcy też mają swą politykę historyczną, zgoda i czemu nie, i nie chcą dłużej słyszeć o winach, którym przecież nie zaprzeczają, ale właśnie dlatego wierzę, że bez większego problemu porozumieliby się z Polakami i przedstawicielami innych narodów, które kiedyś napadli i prześladowali w kwestii zła, jakiego byli sprawcami i jego konsekwencji. Nie broniliby też obalenia muru berlińskiego PRZECIWKO pokojowej rewolucji Solidarności. Skąd to wiem? Ot, intuicja łysej czaszki.

Pomysł wspólnej książki do historii Europy wydaje mi się wart dyskusji i realizacji.Nawet gdyby się nie powiódł przy pierwszym podejściu, byłby bezcennym źródłem
doświadczeń. Europejskiej tożsamości innej niż kulturowa by nie zbudował – ona nie powstanie bez Stanów Zjednoczonych Europy – ale budowałby współczesną europejską świadomość, bez której marzenie o wspólnej Europie i pokonaniu unijnego ,,demokratycznego deficytu” wydaje mi się mrzonką.

PS. Po odcinku o ,,Wiślnej i Miedzianej” dziękuję wszystkim za ciepłe słowa, szczególnie ,,Wojtkowi” i ,,danie1”, a Andrzeja Dolatę i Bogusława Majchrzaka serdecznie pozdrawiam.