Niech Tusk wróci do korzeni

Rok rządów Tuska: jestem zadowolony, proszę o więcej. Zadowolony nie znaczy entuzjastyczny. Ale nie oczekuję od polityki zaspokajania skrajnych emocji. Oczekuję, że będzie budowała obywatelom jak najszerszą przestrzeń ich samodzielnego działania ku pożytkowi własnemu i innych, że nie będzie ich pouczała, obrażała, ani się do nich populistycznie łasiła. Rząd Tuska raz sprostał, raz nie tym oczekiwaniom, potknął się kilka razy, jednak trzyma się mocno – nie tylko w sondażach.

Jego bastionem prócz premiera wydają mi się ministrowie Schetyna, Boni, Rostowski i Sikorski. Uzupełniają tę wielką piątkę panie minister Hall, Kudrycka, Kopacz. Premier Pawlak to wartość dodana, choć z upływem czasu jakby blednąca, a szkoda. W takim składzie powinni dociągnąć do końca kadencji. Kampania prezydenta, która się ostatnio tak rozkręciła, paradoksalnie potwierdza, że rząd stoi mocno. Lech Kaczyński jest teraz szpicą PiS, która ma przebić stojącej w miejscu partii jakiś tunel ratunkowy.

Ale próby pozakonstytucyjnej redefinicji roli prezydenta jako de facto współszefa egzekutywy nie mają szans, ani, jak sądzę, w Trybunale Konstytucyjnym, ani w opinii społecznej. Podobnie jak negatywizm ośrodka prezydenckiego: od nieustannego grożenia wetem po wojnę z mediami, której symbolem stało się skandaliczne zachowanie prezydenta wobec Moniki Olejnik.

Budowanie siły na słabości opozycji to jednak za mało. Kto wie, czy nie największym kapitałem PO jest to, że nie ma realnej alternatywy na dzisiejszej scenie politycznej. Póki się taka nie pojawi – a nic nie wskazuje, by tak się miało stać – Platforma może dość spokojnie robić swoje. Niech robi.

Niech się dogada z potencjalnymi sojusznikami w parlamencie w sprawie sprzątania po pisowskim dwuleciu. Niech się zabierze w większym stopniu za politykę zagraniczną w Europie, zwłaszcza z Niemcami, i w USA, gdzie znów, mimo zgody na tarczę, zapalono nam wizowe czerwone światło. Niech pilnie baczy na gospodarkę i finanse, pilnuje inflacji i wzrostu, nie ulega populistom także w tej kluczowej dziedzinie. Niech pilnuje także rozdziału państwa od Kościoła.

Słowem, niech wraca do swych liberalnych korzeni. Nie wierzę w proroctwa o końcu ekonomiczno-społecznego liberalizmu, czyli de facto kapitalizmu, napędzane obecnym kryzysem finansowym. Można w nieskończoność dyskutować o rodzajach rynku i demokracji, lecz szukać jeszcze czegoś innego to strata energii. Niech Tusk konsoliduje polski demokratyczny kapitalizm.