Najwięksi Polacy

Ale się nam rozkręciła dyskusja o Kanadzie! Dowiaduję się z niej więcej niż z tutejszych mediów, zwłaszcza o tym, jak Kanadę widzą Polacy. Ci, z którymi spotykam się tutaj w Górach Skalistych, są fantastyczni: z ich opowieści można by nakręcić niejeden dokument i napisać niejeden artykuł. Nić przewodnia byłaby chyba taka: że Polak potrafi, a kiedy potrafi, to traci te swoje mniej sympatyczne narodowe cechy, które powodują, że czasem słysząc za granicą język polski wolimy przejść na drugą stronę. W Canmore czy w Calgary wprost przeciwnie. Słucham tych opowieści rodaków z niesłabnącą uwagą i pożytkiem, a paleta osobowości i biografii jest imponująca – od „rednecka” z podkręconym sarmackim wąsem i kresowym akcentem, przez pisarza-obieżyświata, który postanowił w pięć dni przejechać na rowerze z Calgary do Vancouver, po przemiłe businesswomen z europejską klasą.
 
Toteż kiedy rozmowa zeszła na temat najwybitniejszych Kanadyjczyków, doszło do wyraźnej kontrowersji. Wiele nazwisk nie padło: Pierre Trudeau, hokeista Wayne Gretzky, działacz na rzecz niepełnosprawnych Terry Fox, pisarka Margaret Atwood. Przyznajmy szczerze, że w Polsce chyba tylko Trudeau jest szerzej znany, a i tego nie jestem pewien. I właśnie o Trudeau poszła sprzeczka wśród kanadyjskich Polaków. Trochę w minibusie mknącym szosą między lasami naprawdę pachnącymi żywicą, trochę w miasteczku Banff, takim tutejszym Zakopanem, trochę na ognisku tuż pod noskami stających na baczność świstaków. Trudeau nigdy! – zaprotestował „redneck” – on kochał Castro i kanadyjskich komunistów! Na co replikowano: Tak, ale dzięki jego reformom Polacy mogli przestać się wstydzić swej polskości i doszlusowali do społecznej czołówki Kanady.
 
Tak się spierali o tych największych Kanadyjczyków, aż w końcu ukształtował się jakiś konsens: tak czy owak, Kanadyjczycy doceniają rodaków dopiero gdy zostaną oni zauważeni w USA. Cień kulturowej dominacji Jankesów unosił się nad tymi dyskusjami dość wyraźnie. „Rednecks” nie mieli nic przeciwko, Kanada wschodnia – tak wyczułem, może błędnie – tej dominacji wyraźnie nie lubi. A na czoło w tym froncie sprzeciwu wysuwa się chyba kulturowo katolicki Quebec. Trochę te niepokoje przypominają stosunki – toutes proportiones gardees – polsko-ukraińskie, a w pewnym stopniu przecież i polsko-amerykańskie.

Nie pytałem w Canmore, kogo ci energiczni, zaradni, pozytywnie nastawieni do życia rodacy, z jakimi się tu zetknąłem, uznaliby za nawiększych Polaków. Byłoby to dla mnie równie ciekawe i „diagnostyczne” jak w przypadku ich typów na najwybitniejszego Kanadyjczyka. Coś czuję, że może nawet Jan Paweł II nie wygrałby w takim plebiscycie.