Obama na prezydenta
Myliłem się. Myślałem, że wyborcy w Iowa widzą słabości senatorów Clinton i Obamy na tyle wyraźnie, że będą głosować na mniejsze zło, czyil Hillary. Zaskoczenie wynikiem republikańskim jest mniejsze. Było jasne, że to będzie albo były pastor, albo mormon – prawica szuka lidera wśród religijnych. Ameryka jest dalej podzielona na pobożny lud i wykształciuchów.
Jeden Obama wiosny nie czyni. Prawybory dopiero się rozpoczęły, establishmenty obu partii jeszcze się wahają, na kogo postawić. Sytuacja republikanów wydaje mi się gorsza. Wybór między pierwszym w historii USA kandydatem byłym pastorem baptystą, starzejącym się kandydatem byłym weteranem wojny wietnamskiej i pierwszym w historii kandydatem mormonem, może przyprawić o ból zębów. Są to politycy, którzy nie sprawiają wrażenia zdolnych do dialogu ze światem – takim, jaki jest po 6 latach wojny z Al-Kaidą.
Ale za Obamę też bym dziś nie dał złamanego grosza. Nie żeby mi przeszkadzał ewentualny pierwszy w historii prezydent Mulat (sam głosowałbym chyba na Condie Rice, ale jak wiadomo, nie startuje). Przeciwnie, to mogłaby być realna wielka zmiana mentalna i społeczna, umacniająca system amerykański: proszę bardzo, Biały Dom jest też dla kolorowych.
Ale do samych wyborów wiele się jeszcze wydarzy i chyba jednak świat wróci do zawiasów, czyli zetrą się ostatecznie Clinton i Nie Wiem Kto po stronie republikańskiej.
Tymczasem u nas pan Schetyna dał do zrozumienia, że premier Tusk wystartuje na prezydenta. No nie wiem. Oby to się nie okazała niedźwiedzia przysługa. Pan Tusk jest teraz szefem rządu. Polacy wiążą z tym rządem wielkie nadzieje na trwałą poprawę jakości życia. Prezydentura to u nas najbardziej prestiżowa, ale jednak synekura. Niech Tusk rządzi i niech się dogada, kogo Platforma wystawi na prezydenta. Prócz Tuska, są jeszcze dwaj silni i dobrzy potencjalni kandydaci: Komorowski i Sikorski.
Kandydat na prezydenta z obozu PO na pewno powinien być prezydentem wszystkich Polaków (Lech Kaczyński nie chce, nie potrafi i nigdy nie będzie takim prezydentem). Ale nie może budzić, jak Obama, zasadniczych wątpliwości, czy ma dość doświadczenia państwowego i to na skalę międzynarodową. Tusk je dopiero zdobywa i bardzo dobrze. Tylko po co robić z niego Obamę, któremu na naukę zostało dużo mniej czasu niż naszemu premierowi?
Komentarze
A mnie się wydaje Panie Redaktorze, że najważniejszym rozgrywającym w amerykańskiej rewii wyborczej będzie KRYZYS w wymiarze: ekonomicznym, finansowym, a co za tym i idzie – i społecznym, jaki stoi u bram największego Mocarstwa Współczesnego (i chyba w naszej całej historii) Świata. I nie od rzeczy będzie przypomnieć, co widać i słychać (choć w przytulnym polskim „bagienku” tak żaby nie śpiewają – gdyż tu jedynie jest trendy gdy mówimy pro-amerykańsko, na świecie jest inaczej, no ale co Polska to Polska), że klucz do rozwiązania tego problemu – może leżeć w chińskich, czyli jak u nas się jeszcze często uważa; komunistycznych, rękach (a może raczej pieniądzach). Chichot historii……..
Ameryka cierpi dziś na brak idei, na brak „szwungu” do przodu (bo „technologizacja” wszystkiego i zapatrzenie w „gadżety” elektroniczne i naga siła to nie wszystko). Obserwuje się że nawet ci którzy kulturowo czy cywilizacyjnie są Amerykanom bliżsi, po cichu „kibicują” jej przeciwnikom. Nikt nie lubi hegemona, nawet jeśli z niego żyje, na nim zarabia etc. Ameryka się „źle” kojarzy na świecie i wątpię czy Demokrata (jakikolwiek) czy Republikanin (tu tym bardziej, że względu na ultrareligijne konotacje o których m.in. pisze dziś Pana Redaktor) będzie potrafił wyjść z kręgu tych paradygmatów w które popadła Ameryka chyba od czasów R.Reagana. Centrum świata – w każdym calu – przesunęło się już nad Pacyfik, a za niedługo „odpłynie” na jego zachodnie wybrzeże, „żółte” wybrzeże.
Pozdrawiam.
WODNIK53
Glos na Condi – tak…Chyba kiepski wybor, Panie Redaktorze.
Jako specjalistka od spraw sowieckich (tzw. sowietolog), Condi pracowala u boku Busha seniora, ale potem stracila racje swego bytu po upadku ZSRR i po klesce wyborczej swego szefa. Condi wyladowala dyrekcji Chevron i na koniec Stanford. Z tamtad sciagna ja Bush, aby udzielala korepetycji z polityki zagranicznej sposobiacemu sie do prezydentury GWB. Wedlug jednego z funkcjonariuszy Dpartamentu Stanu, problem z Condi polega na trudnosci z radzeniem siebie z waznymi, acz zlozonymi dossiers polityki zagranicznej: Bliski Wschod, Iran, Pakistan, bo tak naprawde Condi pozostala specjalistka od nieistniejacego ZSRR.
Condi udzielala korepetycji GWB, a jakze ! Pierwsze lekcje jeszcze w Maine, w posiadlosci rodziny Bushow, niemalze na lodce, z ktorej papa Bush i syn lowili ryby. George sluchal, ale jakby z dystansu, i na koniec wyznal, ze nie ma zielonego pojecia o polityce miedzynarodowej, bo to naprawde nie jego dzialka.
Wziete ze State od Denial Boba Woodwarda, ksiazki godnej do polecenia interesujacym sie kulisami najnowszej historii USA, i przy okazji – swiata. A pisze o tym dlatego, ze glosowanie na kogokolwiek z otoczenia GWB to glosowanie na kolejne cztery lata obskurantyzmu w polityce, na przedluzenie osmiu lat wymachiwania maczuga i klamstw usankcjonowanych przez politykow i ideologow z neokonu. Condi do nich nalezy, choc trzeba przyznac, ze obok Romsfelda, Wolfowitza, Rowe, Perle’a, czy szarej eminecji Bialego Domu, Dicka Cheney’ego, Condi Rice moze jawic sie jako golebica, ze nie wspomne – jako wyrafinowana intelektualistka.
Pani Clinton to „fajterka” i z pewnoscia nie powiedziala jeszcze swojego ostatniego slowa. Wazne jest nie to, jak kto zaczyna wyscig, ale jak go konczy, choc wyrgana Obamy to bylby rzeczywiscie niezly numer.
Nie oznacza to, ze popieram tego czy tamtego kandydata. Jak narazie popieram odsuniecie neokonu i bushystow od wladzy, nawet jesli Republikanin bedzie w stanie tego dokonac, to bardzo dobrze.
Nie, Condi Rice z pewnoscia nie. Jest tyle innch ladnych kobiet noszacych kiecki od projektantow z Paryza….
Pozdrawiam
Niekoniecznie wieścić można upadek Stanów Zjednoczonych,przynajmniej w pierwszej połowie XXI wieku.Tak duże państwo z reżimem demokratycznym nadal będzie odgrywać pierwszoplanową rolę w polityce światowej mimo widma recesji gospodarczej. Drugi Rzym będzie panował jeszcze długo.O jakości państwa świadczą przecież elity,a te w USA mają dużą zdolność do konsensusu co do celów i metod dominacji.Natomiast Chiny mogą prędzej ulec pod ciężarem dekoniunktury,sprawa ich rozwoju nie jest jeszcze przesądzona.
a ja chcialem tak nawiazac do tych wyborow polskich… zgadzam sie, ze Tusk nie powinien glosic (ani zaden z jego kolegow partyjnych) planow o prezydenturze, jednak moim zdaniem wybor kandydatow miedzy Komorowskim a Sikorskim jest w mojej opini niezbyt atrakcyjny dla wyborcow.. O ile Komorowski jeszcze wzbudza moja sympatie i zdaje sie byc prawdziwym mężem stanu, o tyle sikorski juz tak pozytywnych emocji nie wzbudza.. w roli takiego kandydata juz predzej widzialbym prof. Bartoszewskiego, choc z racji jego wieku jest juz to malo realne…
Boże drogi !!!!
Czy naprawdę ceni Pan Panie Adamie Condolizę ? Przecież to Nelly Rokita czyli „paprotka” w czarnym kolorze, którą ekipa Rumsfelda i Cheneya wstawiła do rządu, żeby dostać głosy ogłupionego elektoratu z Alabamy Florydy i Georgii !
Jaki problem udało się tej żałosnej marionetce rozwiązać podczas prezydentury ?”
I nie ma najmniejszego znaczenia że jest mądrzejsza od Busha, bo to nie jest żadne osiągnięcie !
A Obama i tak nie dostanie nominacji ! Może na wiceprezydenta ?
Panie Redaktorze,
Po pierwsze robi Pan sensacje z niczego. Haslo, jak Panski tytul, wykrzykuje kazdy oboz wyborczy eksponujac wlasnego kandydata, a jest ich kilkunastu. Wczoraj byl Caucus republikanski i demokratyczny – taka lekka rozgrzewka przed kampania. Wyniki w Iowa absolutnie o niczym nie swiadcza. O niczym. Tak Obama jak Huckabee bardzo sie ciesza z wygranej, ale rowniez ciesza sie „srebrni medalisci” – Edwards i Romney. Nikt, chyba ostatnie kilkadziesiat lat, kto wygral w Iowa nie zostal prezydentem. Prawdziwi potentaci z obu partii (za wyjatkiem Mrs Clinton) po prostu sobie odpuscili show w Iowa. Tak Giuliani jak Biden wejda do gry pozniej, kiedy zobacza jak spiewa konkurencja. Wczorajsze wybory odbyly sie wedlug roznych zasad dla Republikanow i dla Demokratow. Dluga droga jeszcze do Konwencji obu partii i prawdziwego wyboru kandydata kazdej partii.
Ponadto – Senator Barack Obama jest Afro-American, a nie „Mulat” jak podaje Pan Redaktor. Tata z Kenii, mama z Kansas = Afroamericanin. „Los Mulatos” wyszlo ze slownika dawno temu i w Pana felietonie brzmi pejoratywnie. Nikt juz, kto sie szanuje, tak nie mowi. „Mniejsze zlo czyli Hilary” pisze Pan. Podziwiam Panska znajomosc kariery Senator Hilary Clionton i Senatora Barack Obama, i ekspertyze polityki amerykanskiej, ze orzeka Pan kto jest mniejszym zlem dla tego kraju – Clinton czy Obama. Z szacunku dla obu senatorow nie chrzcilbym zadnego zadnego z nich „mniejszym zlem”. To moglibysmy kalkulowac po czterech latach prezydentury, ale teraz ? Ciekawostka Caucas jest dopiero trzecie miejsce sen. Clinton przy swietnie zorganizowanej kampanii, poteznych zasobach finansowych, aktywnym poparciu meza – dla wielu bylo to zaskoczeniem. Chyba sa dwa powody: po pierwsze – Pani Clinton „dala plame” reformujac system ubezpieczen zdrowotnych, po drugie – nie sprawia wrazenia osoby szczerej, mowiacej dokladnie, co mysli. Raczej „odrabia slupki” zadane przez Meza i menadzerow kampanii. I po trzecie – nie ma charyzmy i wizji, jak sen.Obama. „Ameryka jest dalej podzielona na pobozny lud i wyksztalciuchow” pisze Pan. Nic bardziej blednego. Tych paru wyksztalciuchow znajdzie Pan w kilku uniwersytetach, w mass media, w Hollywood – ulamek procenta, a reszta to normalni ludzie nie nadajacy sie do Panskiego szufladkowania i – przy tym temacie – po prostu Americans, jak by nie bylo ciezko Panu sie z tym zgodzic. Tu wlasnie sen. Obama pokazal sie bardzo „presidential” – odrzucil wszelkie podzialy. Mowi tak do Republikanow, jak i do Demokratow, do wierzacych i niewierzacych, o podzialach rasowych nawet nie wspomina – on jest ponad to. A moj wtret -cholery dostaje i obrzydzenia, kiedy slysze kolejna polska dyskusje o tzw sprawach zydowskich. Ktos kto jeszcze podnosi ten temat to albo idiota, albo Polak. I tu smieszy Panska „odkrywcza” sensacja: ” Prosze bardzo, Bialy Dom jest tez dla kolorowych” (!). „Kolorowych”, Panie Redaktorze ?! Kolorowe to moga byc Panskie skarpetki, albo sny. Co to za slownictwo ? Ma Pan szeroki wybor poprawnych okreslen dla wszystkich ras i goraco polecam z tego korzystac. Podobnie, podnoszenie tego czy ktos jest baptysta czy mormonem, mocno traci polskim zapieckiem i prymitywnym spojrzeniem na U.S. Jeden z najbardziej blyskotliwych senatorow, wielce zasluzony Orin Hatch, tworca wielu ustaw legislacyjnych jest mormonem i kto to wspomina ? Czyba tylko przy spiewaniu jego hymnow, bo i komponuje, i pisze lyrics. „Wybor miedzy …bylym pastorem baptysta, …starzejacym sie weteranem…, i pierwszym w historii kandydatem mormonem moze przyprawic o bol zebow” (!) Tylko Polaka, Panie Redaktorze, tylko Polaka. A wlasnie mormon Hutch kandydowal w poprzednich wyborach…Poszufladkowal Pan te Ameryke na poziomie „Murzynka Bambo”, az mi przykro.
Zeby wniesc odrobine do wiedzy o senatorze Obama, dobrze jest popatrzyc i posluchac jak on mowi. Przede wszystkim – pieknym angielskim. W swojej wizji swiata, odwaga, determinacja, przypomina rowniez mlodego senatora – JFK. Czerpie tez ze stylu „we will fly to the Moon”(JFK) i z „shining city on the hill” Ronalda Regana. Jest rowniez w jego wystapieniach cos ze spirituality Martina Lutera Kinga. Ma zdecydowanie najlepsza osobowosc telewizyjna ze wszystkich kandydatow (lacznie z Joe Biden i Rudy Giuliani). A to jest wlasnie amerykanski typ lidera. Zeby porownac jego szanse trzeba poczekac do konfrontacji z Joe Biden (w Konwencji Demokratow) i – o ile przejdzie dalej – z Rudy Giuliani. Zabawa dopiero sie zaczyna, orkiestry sie stroja, poczekajmy co bedzie dalej. A z szufladkowaniem naprawde trzeba ostrozniej. Przynajmniej w sprawach tego kraju.
Z racji przygotowywania się do zmian w administrowaniu największym mocarstwem można puścić wodze fantacji i pomarzyć na temat wzrostu praworządności wobec praw:
-Stworzenia i natury,które się systematycznie odkrywa
-Człowieka,które się systematycznie doskonali.
Jest sprawą oczywistą,że realizacja tej nadziei może pociągnąć jakościowe zmiany u wasali możliwości nadużywania bezwzględnego prawa silniejszego.Do tych państw oczywiście należy również i Polska po zawarciu braterstwa broni spadkobierców wojennego komuniazmu pod wodzą Al>Kwaśniewskiego prezydenta „Oszusta” z demokratami wojennymi.Kierowanie z wpływaniem na bieg sprawaw międzynarodowych z uwzględnieniem praworządności wobec powyższych praw wymaga stosownie elementarnej wiedzy.Można powiedzieć,że w tym względzie wytworzyła się egzotyczna koalicja reprezentująca polskie państwo z brakami w świadomości o potrzebie rozwoju wg Formuły 3E to jest zbliżenia do siebie punktów widzenia ekologicznego,ekonomicznego i etycznego.Koalicja egzotyczna biorąc pod uwagę prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz stronę rządową,którą reprezentują Władysław Bartoszewski i Radosław Sikorski.Budowa nowego porządku musi uwzględniać potrzeby otwartej już czasoprzestrzeń.Ziemski sposób sprawowania władzy,z tendencją do prywatyzowania wojen nie może być przeniesiony do przestrzeni kosmicznej.Z tym problemem bardzo ścisły związek ma dyskusja związana z wypowiedziami J.T.Grossa,w której komentarz Re:Izydor został ocenzurowany.Czyżby przeszkadzała moderatorowi fraszka Norwida.
Aby słowo stało się ciałem pokoju musi być zasadnicza zmiana w amerykańskiej administracji dla ograniczenia politycznego szulerstwa,które rodzi polityczny bandytyzm.Na amerykański grunt można przenieść ZDROWY SĄD Cypriana K.Norwida:
Oj!zasługuje na wielką naganę,
Kto k a l a gniazdo własne – ale taki,
Co w i d z i,ile gniazdo jest skalane,
To mi dopiero łotr,to lada jaki!…
– Taki jest cynik lub niezrozumiały,
Porządek nawet może popsuć wieczny;
Takiego warto by z Tarpejskiej skały
Potrącić…człek to bardzo niebezpieczny /!/
Mieczsilver &.42
No nareszcie ! Jest i Norwid i „polityczni szulerzy”, a już się martwiłem, że wyniosłeś się na inny blog, albo do sanatorium. Jak to jest z tym Kliszką Zenonem ? To ktoś z rodziny ?
Panie red pisanie o USA to tak jakby p.Olejnik i Miecugow namawiali uczniów do chodzenia na religię .
W.Jaruzelski był i jest wieeeeelkim bohaterem poprośmy Go aby zgodził się zostać kandydatem na Prezydenta RP.
Pan generał posiada ogromne doświadczenie w rządzeniu krajem popierają Go tak poważne śr.masowego przekazu jak GW,TVN24,Polityka tak poważni dziennikarze jak :Pasent,Miecugow,Olejnik,Żakowski,
a może by zgłosić pana gen jako kandydata do białego domu , sądzę że nie jest bez szans !
Rozważania deltaliczne po pierwszej próbnej gonitwie kandydatów, to tylko medialne mącenie wody. Jednostka, wyekstrahowana ze wszelkich uwarunkowań , dla danej sytuacji, jest tyle warta, co roznegliżowany Clinton w prezydenckiej przebieralni, przeżywający uniesienia z Monicą. W związku z powyższym, bardzo podzielam NADRZĘDNE potraktowanie tematu przez Wodnika53.
Jakby nie patrzeć, to właśnie aktualny stan rzeczy w danym państwie „wybiera” prezydenta, polityków. Oceniając szanse, czy predyspozycje kandydatów, powinno się je prowadzić w odniesieniu do najbardziej ogólnego kontekstu.
Oczywiście ,dużo racji , na dzień dzisiejszy , w ocenie kondycji USA ,ma Piotr 71, ale sytuacja jest bardzo otwarta. Moneta stoi na krawędzi , i ma takie same sznse przewrócić się na stronę orła , jak i reszki. Osobiście, za brak jakiejkolwiek idei, dającej coraz bardziej przemęczonym Amerykanom „szwunk „do przodu, o czym
pisze Wodnik 53, stawiam na żółty Pacyfik i okolice.Obawiam się tego, że ąmerykanom spreparuje się jakąś wredną ideę, żeby ich „porwać” i rozmyć długi państwowe i inne problemy cczającego się KRYZYSU.
G.Okon pozwolił sobie na mały wykładzik w konwencji modnej poprawności społeczno- politycznej, jakimi karmią się obywatele państw zachodnich, w tym USA. Media kreują jakąś fikcyjną rzeczywistość, kodują nas na aktualnie słuszne kryteria oceny tej rzeczywistości i rozumienia zasad jej funkcjonowania. Kto zachowa się w tym sztucznym świecie według aktualnie narzuconych zasad dostaje piątkę, i ma glejt na RACJĘ. Jaka jest realna różnica pomiędzy określeniem „Czarny” i „Afroamerykanin”?Do wczoraj ktoś był „Czarny” , a od dzisiaj jest „Afroamerykaninem”, a umysły i tak kojarzą ,że to ten „Czarny” , chyba że czyjś umysł kojarzy zupełnie co innego. Jeśli „Afroamerykanin ” będzie porządnym obywatelem, to takie określenie fakt6ycznie go nie szufladkuje, ale co powiesz o „Afroamerykanach”, którzy już pracują na negatywne konotacje tego określenia? Może już pora wymyślać nową nazwę dla obywateli o ciemnej skórze. Szanowny G.Okon- PRAWDZIWĄ PORAWNOŚĆ TO WY OSIĄGNIECIE W MOMENCIE, KIEDY OBYWATELI INNYCH RAS ,ZACZNIECIE NAZYWAĆ TYLKO IMIENIENIEM I NAZWISKIEM!!!
Pozatym wszystko co piszesz byłoby nawet fajne, gdyby osiągnięcie prezydentury przez jednostkę oznaczało jej indywidualną , całkowicie niezależną władzę. Jeśli dopuścisz do siebie fakt, że prezydenci to w dużym stopniu zniewolone marionetki przez różne potężne lobby, które im kupują to stanowisko, to wtedy Twoje zarzuty, będą kalką lukru wykreowanej poprawności. Póki Ameryka była dobrze dzialającym mechanizmem, to nawet Ronald Regan mógł przetrwać w wykreowanej świadomości ,jako jeden z najlepszych prezydentów USA.Sytuacja tak bogatego kraju pogarsza się z roku na rok, Rosyjscy analitycy odmawiają z irytacją oceniania poziomu amerykańskich polityków/słyszałem w BBC -Anglia/, a Amerykanie niezmiennie brną w te same koleiny . Zawsze przypomina mnie się w tym momencie „Amerykańska kura” z filmu „Stroszek” Wernera Hertzoga. Kura była w małej klatce, a po wrzuceniu monety bezmyślnie „grzebała ” podłogę w rytmie głośnej muzyki, do wyczerpania opłaty.
Pozdrawiam ,Eddie.
Ciekawa bylabym wpisu wyjasniajacego dlaczego p. Adam uwaza, ze Hillary Clinton bylabym mniejszym zlem. Tak uwazaja tez Republikanie (ustami K.Rove’a, D.Cheneya a takze samego G.W. Busha). A jesli ta banda cynikow tak uwaza, to znaczy ze albo:
a) bardzo latwo z Clinton wygrac, bo jest figura polaryzujaca oraz ma chwiejne poglady, zmienia zdanie co chwila i ludzie jej nie ufaja
b) bardzo jej blisko do Republikanow w wielu punktach.
Ot zagadka.
Osobiscie uwazam, ze Obama ma potencjal i energie jakiej USA wlasnie brakuje. trzyma sie twardo swoich pogladow i nie zmienia ich jak wiatr zawieje. A brak doswiadczenia ktore mu sie zarzuca? Jedyne doswiadczenie H. Clinton to bycie pania senator (wladza ustawodawcza jak wiemy nie jest tym samym co wladza wykonawcza) i zona prezydenta. Od bycia zona prezydenta do podejmowania waznych dla panstwa decyzji droga daleka.
Pozdrawiam, panie Adamie.
Ika
Panie Szostkiewicz,zarzuca Pan Obamie ze nie ma doswiadczenia w polityce zagranicznej.Jak rozumiem obecny prezydent ma doswiadczenie ogromne.Dekaruje Pan ze glosowalby na Condolize gdyby startowala w wyborach-z jakiego niby powodu?Ze wzgledu na jej „intelekt” czy moze doswiadczenie polityczne?Polityka zagraniczna USA pod kierownictwem Condoliza doprowdzila do faktycznej utraty znaczenia USA na arenie miedzynarodowej.Waszyngton nie ma juz kontroli ani wplywu na to co dzieje sie w Afryce,Ameryce Lacinskiej,wiekszosci obszarow Azji.Poparcie przez Waszyngton inwazji Izraela na Liban powinno byc przykladem blyskotliwosci Condolizy-Teraz juz tylko 2/3 populacji naszego globu jest wrogo nastawiona do Stanow Zjednoczonych.Panie Szostkiewicz-gratuluje wyczucia politycznego.
jacobsky & g. okon: genialne!
Ja uwazam, ze najlepszym kandydatem PO na prezydenta jest JM Rokita. W ten sposob udaloby sie byc moze uratowac polityczne malzenstwo Rokitow, wypchanc JMR z szeregow PO na synekure wymagajace wiecej opanowania i rozwagi, no i chyba zaspokoic apetyt samego zainteresowanego.
Byc moze rozwod bylby jeszcze lepszym wyjsciem ? W ten sposob Nelly moglaby startowac z ramienia PiS-u, JMR – z ramienia PO, KK storpedowalby oboje kandydatow za zlamanie swietej obietnicy malzenskiej, i to otworzyloby droge dla Jaruzelskiego, co tak wdziecznie i przyjaznie dla Pana postuluje „toja”.
Pozdrawiam
Kilka tygodni spędzilem w Illinois i Indianie, unikajac raczej obserwacji tamtejszego życia politycznego .To unikanie okazało sie nieudane ,bo NBC,WOX,CNN i lokalne stacje caly grudnień i to z nasileniem wołały IOWA ,IOWA i IOWA .
Po przeczytaniu Komentarza pana Adama nabralem ochoty na post, ale po przeczytaniu tekstu G.Okona spasowalem bo w istotnej części tak bym może napisal choć nie tak brawurowo jak zasiedzialy znawca Amerykańskich problemów miły G.Okon .
Mimo starań nie rozumiem dlaczego w 12 Stanach obowiazywać będa zasady prawyborow według procedury” Caucus” a w innych np. w Illinois w marcu bezpośrednie . Dlaczego ? bo tak sie umowili ? Wiem, że w tych bezpośrednich obywatel USA deklaruje tego dnia ,że … jest wyborcą Demokratow lub Republikanow i jest ten fakt rejestrowany ,potem otrzymuje karte do glosowania tylko na listę Wybranej parti i dopiero wtedy ma miejsce tajny fragment wyboru Osoby z Listy X lub Y.
Czy to takie nieformalne zapisywanie sie do Partii?
Co do Obamy senatora z Illinois, to w takim Chicago może mieć liczny Twardy Elektorat .Spotykałem ich w wielu sytuacjach ,np. na obiekcie sportowym YMCA ,gdzie pływalem , w kolejce z North Chicago do Centrum , na ulicy ,na skrzyzowaniach ulic gdzie Mer zatrudnia Elektorat do regulacji ruchem mimo sprawnych swiateł , czy do ozdobniczego występowania w Muzeach jako strażnicy porządku , czy w punktach gastronomicznych jak powiększali swoja wagę osobistą ,która w tak ogromnej widocznej liczbie dewastuje ich jakąkolwiek aktywność fizyczną .
Noszę w Sobie pytanie na ktore nie mam odpowiedzi czy taka rożnorodność – zewnętrznie sprawiajaca nie najlepsze wrażenie ( otwarcie mówiąć fatalne !!) jest w stanie wytrzymać pokoleniowo wyścig z Azją ?
W Samolocie zabralem sie do przejrzenia polskich gazet ktore krzyczały w tytułach Prawybory w USA , ROK Ameryki w 2008 a juz na innej szpalcie za chwilę za moment o polskich swarach i odkładam gazetę .Dzisiaj kiedy już piszę w domu w Szczecinie myślami jestem w wielu sytuacjach po drugiej stronie WODY ,gdzie ludzie są po prostu prównawczo bardziej do Siebie przyjażni .
Załoga 38 milionowej Platformy powinna z rywalizacji w Europie wyjść zwycięsko jak nabierze tych lepszych tamtejszych cech . My tu nad Odrą od lat systematycznie w rozlicznych znanych mi przypadkach jesteśmy lepsi od sasiadow .
A jednak Amerykanie per saldo w dalszym ciagu są daleko lepsi w sferze usług ,maja dalej tyle szans .
Jak to sie dzieje ,iż baryłka ropy sięgnęla ceny $100 i Ja dzisiaj zaplacilem za E-95 litr 4,15 zl a w drogim Chicago po przeliczeniach nie wiecej jak 2,50 zl/litr za benzyne Regular .
ps.
Przegladalem tam Financial Times .Bodaj 30 listopada było sympatycznie o Tusku i jego ekipie .Potem cisza o Polsce ,dobrze jest wiedzieć gdzie nasze państwo jest w tej układance swiatowego Biznesu i to, że możemy być tylko pomocnicznym państwem dla USA .
Szanowny Panie Redaktorze!
Kazdy raz kampania wyborccz w USA ( w ktorych mieszkam juz ponad 15 lat) przyprawia wiekszsoc amerykanow w dreszczyk emocji autentyczny i nie wymuszony.Amerykanie autentycznie interesuja sie tym, pod czyim kierownictwem i czyim gabinetem Ameryka bedzie funkcjonowac przynajmniej 4 lata.Jestem tutaj zadeklarowanym demokratom i powinny moje sympatie oscylowac wojol Obamy,Hillary libo Jhona.Nie interesuje mnie w danym momencie stosunek Barracka , Clinton czy Edwardsa do sprawy aborcji, czy in vitro, czybudowy swiatyn.Interesuje mnie na ile sa oni kwalifikowani do tego, by wyprowadzic Ameryke z tego, do czego doprowadzil swoimi rzadami George W.Busch.szukam w kandydatach gwarancji profesjonalnosci, przygotowania , doswiadczenia.Staram sie analizowac pod tynm wzgledem osoby satelity dla nich, ktore ewentualnie beda czlonkami ich gabinetu.Z pewnoscia nie bede glosowal na kandydata Demokratow li tylko i wylacznie i slepo, bo jestem zadeklarowanym demokratom.Jesli bede widzial ze wybrany Konwencja Partii Demokratycznej nie nspelnia mna pokaldanych nadzieji moj wybor moze byc odmienny i wspierajacy Republikanow. To sa warunki rzeczywistej demokracji amerykanskiej, ktorej Polska powinna sie uczyc, uczyc i jeszcze raz uczyc.Rzeczywisty los kraju w krtoym zyje jest dla mnie na tyle wazny,ze aktywnie interesuja sie cala kampania i sledze za nia w specjalnych audycjach radiowaych prasie i telewizji.Prosze mi wierzcy ze wiekszosc, zdecydowana wiekszosc amerykanow powaznie podchodzi do wyborow i tylko niewielki procent kieruje sie sympatiami i antypatiami.Geroge W.Busch powaznie nadszarpnal pozycje Stanow Zjednoczonych w swiecie, roztranzolil budzet doprowadzajac do njaglebszego od 25 lat kryzysu ekonomicznego w USA a ten prowadzi poki co prosta droga do gospodarczej recescji, ktorej w USA nie bylo od ponad 65 lat.Nikt nie chce w swoim kraju galopujacej inflacji, wzrostu cen, spadku realnychy dochodow, rosnacego bezrobocia, niestabilnosci na rynkach finansowych.Trudno bedzie sie przykladowo przywyczaic amerykanom do tego ze stany Zjednoczone nie beda juz w Swiecie postrzegane jak potega nie tylko militarna, naukowa i ekonomiczna, ale i kraina dobrobytu.Te i wiele innych czynnikow mobilizuje amerykanow do doglebnego interesowania sie kampania wyborcza.
Prorokowanie czy Obama Barrack, czy Hillary Clinton czy Jhon Edwards wybrany bedzie Konwencja Partii Demokratycznej na jedynego Kandydata z odleglosci geograficznej Polski do USA w dniu dzisiejszym jest dalece niewlasciwe.Tak samo jak o wyborach prezydenckich w Rosji.
Stany Zjednoczone znajduja sie w wyjatkowej sytuacji politycznej i ekonomicznej. Trwajaca tzw. wojna z terrorem wlasciwie przegrana przez George W.Buscha pochlonela nie tylko znaczna ( ogromna ) nadwyzke budzetowa po Bilu Clintonie, ale zagnala Stany Zjednoczone w zaulek kredytow zagranicznych w tym krotkoterminowychy kredytow w Chinach.Ekonomisci zawsze uwazaja ze wojny nakrecaja okreslone koniunktury gospodarcze i pozytywne efekty, plus wyzbycie sie straych demobili, ktore zal wyrzucic i przetopic. Tylko Ameryka liczy tez rosnaca liczbe zabitych swoich zolnierzy w imie czegos, co poki co jest nieosiagalne.Tylko Ameryka weryfikuje bunczuczne zapowiedzi i gwarancje Buscha z rzeczywistoscia i dlatego jego popularnosc upadla do 28%.Amerykanie bardzo uwaznie sledza, za zwyzka kosztow utrzymania, energonosilcielim i szukaja przyczyny zjawiska i winnych tej sytuacji. przy Kongresie funkcjonujna z zadziwiajaca skutecznoscia dzialania Komisje rozpatrujace wszelkie zjawiska naruszajace zapisy Konstytucji USA ktora jest humanna do przesady i stanowi o rzeczywistej demokracji amerykanskiej.To nioe bajki nai cuda.Ktos, chocby tak jak ja, bedacy obywatelem USA potwierdzi moja opinie w niniejszym.Z pelnym szacunkeim dla Pana Panie Redaktorze wszelkie opiniodawstwo w dzisiejszych czasach w kwestii kandydatur do fotela Prezydenta USA czy to z Republikanskiej czy Demokratycznej strony musi byc podpbudowane istotnymi niuansami wywodzacymi sie nie z prasy i telewizji amerykanskiej ale poszzcegolnych powaznych analiz i badan, ktore mozna znalezc chocby z pomoca Instytutu Gallupa.Najlepiej jednak jest sadowac wsrod przecietnych amerykanow i szukac prawdy w prowadzonych bardzo ciekawych ankietach spolecznych.Owe ankiety prowadzone sa niestety bardziej profecjonalnie niz w Polsce i granica bledu statystycznego jest znikoma.Ja przedstwilem swoja opinie i swoje slowa, za ktore jestem i czuje sie odpowiedzialny.To tez wazny element zycia w Ameryce – poczucie odpowiedzialnosci za swe opinie i poglady.
W dalszym ciagu trwania kampanii wyborczej jestem gotow do wyrazania swoich opinii i ewentualnie srodowisk, w ktorych funkcjonuje zawodowo i socjalnie, nie jest to jednak opinia reprezentacyjna.Wsluchuje sie w opinie amerykanow im czytam wszelkie wyniki badan ankietowych, ta wiedza rowniez moge sie podzielic. Doskonale te niuanse zna Pan Maciej Wierzynski byly redakto Naczelny naszego ” Nowego Dziennika”.Nie bede rowniez goloslowny, iz nie male znaczenie dla Polski bedzie mial koncowy wynik kampanii wybroczej na fotel Prezydenta w USA.Ulegnie znacznej weryfikacji podstawa sojuszu Polski i USA i wszelkie wynikjace z tego wytyczne dla gospodarki Polski, Polskie Polityki Zagranicznej.
To znow moja osobista opinia i nic w niej negatywnego poki co nie dostrzegam.
Z zainteresowanie Panie Redaktorze bede z Panem w tym blogu dyskutowal o przebiegu kampanii i z zainteresowaniem wczytywac sie bede w poglady Polakow w Polsce.
Pomyslnosci w 2008 Roku, sukcesow zawodowych i osobistych
Z wyrazami szacunku
Roman P. Strokosz
Panie Redaktorze,
Od czasu do czasu czytam Pana blog, bo jest zazwyczaj ciekawy lub prowokujacy do myslenia. Nie mniej tym razem jestem tak zdumiona, ze az mi brakuje slow. Skomentowal Pan obecna sytutacje polityczna w USA tak jakby Panskim zrodlem „historycznym i politycznym” byly brukowce. Wyglada na to, ze albo Pan nie zna jezyka albo systemu politycznego. Mocno popieram slowa G. Ocon i uwazam, Panie redaktorze, ze warto sie podszkolic w szacunku dla ludzi innych grup etnicznych i wyznan religijnych. Szanujac ludzi mozna wiele zyskac. Przykro mi to napisac ale to jeden z najgorszych blogow jakie Pan napisal, ogromnie ponizajacy panski zawod.
Jan Paul
Przy innej okazji już informowałem,że nie są mi znane koligacje rodzinne z KZ,nie mogę nawet rozumieć co może stanowić podstawę do takich skojarzeń?!Nie ukrywam,że jestem uczestnikiem różnych dyskusji,w których mogę wyeksponować formułę rozwoju 3E oraz zbliżenie wiary do rozumu.Pozdrawiam wyrażającpodziękowanie za zainteresowanie.
@toja
No coś ty ? Za stary jest.
I oto red. Szostkiewicz bez makijażu. Chyba się pan spieszył przy tym felietonie i nie zdążył pan yntelektualnie przypudrować noska. Zaściankowe stereotypy, uprzedzenia i totalna dezorientacja. Polewanie US mentalnym polsko-katolickim sosem to delikatnie mówiąc nieprofesjonalne i strasznie śmieszne.
Okon, masz, niestety, racje w ocenie tej dagnozy. Pisze „niestety”, bo nie lubie jak dziennikarz, ktorego bardzo cenie za caloksztalt (nie mowiac o tym, ze byl moim genialnym kolega redakcyjnym) pisze… no jakby to powiedziec delikatnie?… glupstwa.
Dobrze pisuje się z Eddie. Wystarczyło rzucić mu linkę w postaci cytatu ze Stalina i już wskoczył na „pokład” i wygłosił to, co od czasu do czasu warto przypominać, choć zdawać by się mogło, że jest to banał.
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=280#comment-58188
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=280#comment-58242
Eddie słusznie przypomniał, że religijność w takiej czynnej formie wypływa z głęboko zakorzenionych potrzeb psychicznych człowieka. Pełna zgoda, co do tego E., tyle, że nie redukowałbym źródła tej potrzeby wyłącznie do lęku przed śmiercią. Realizacja głęboko zakorzenionych potrzeb psychicznych człowieka puszczona na żywioł ma skutki mordercze. Krwawy festiwal realizacji takich potrzeb mieliśmy w wieku ubiegłym, kiedy to wobec kryzysu instytucji kanalizujących te potrzeby zaszalały marksizm praktyczny i faszyzm nie teoretyczny. Tych kilka zdań tylko pozornie nie pozostaje w zawiązku z ostatnim wpisem Gospodarza. Red. Szoszkiewicz świadomie naruszył bardzo pierwotne tabu. Tabu będące ważnym elementem religijności. Gospodarz użył IMIENIA, ściślej imion. O magicznej funkcji imienia wie każde dziecko, każdy szaman, każdy propagandysta. IMIĘ powinno być utajnione albo, co najmniej poufne. Gospodarz złamał przesąd. Gdyby nie łamał przesądu językowego, zabobonu wszystkich, co udają wrony nie miałby, o czym napisać. Obama czy Hilary Clinton kandydatem na prezydenta to ważne pytanie. Mnie jednak ważniejszą sprawą wydaje się sama możliwość, że „kobieta” i „mulat” mogą zostać nominowani. „Kolorowy” w Białym Domu, to po latach dominacji przesądów wielki sukces Amerykanów. Obama w Białym Domu, to tylko kolejny prezydent. „Kobieta” prezydentem USA to sukces podobny, tyle, że przed wystukaniem słowa „kobieta” w języku polskim ogarnął mnie zabobonny lęk.”Kobieta”, toż nie tak dawno było to słowo używane wyłącznie w literaturze sowizdrzalskiej, a u Marcina Bielskiego wyczytać można:
Męże nas (?) ku większemu zelżeniu kobietami zwą.
Nie jest wykluczone, że słowo to pochodzi od „koby”, nie od Stalina Eddie a od kobyły lub od „kobu”, czyli chlewa. Stawiam na kobietę, bo kobieta żadnych zabobonów się nie boi i z najgorszego wyzwiska może wybić się na feminizm.
W blogu obserwuję objawy żółtaczki, nazwałbym ją żółtaczką mechaniczną, bo wynikającą z mechanicznego czytania prognoz politycznych. Jak nie Japonia to Chiny tylko patrzeć jak Mongolia stanie się biczem dla politycznych masochistów, oczywiście białych masochistów, czerwieniących się z powodu przynależności do rasy, której niema? Pytaniem nie jest ?czy? tylko, ?kiedy? Chiny pogrążą się w kryzysie nie tylko gospodarczym, ale i społecznym. Problemem nie jest ewentualny awans Chin, ale jak ograniczyć szkody, jakie mogą wyniknąć z implozji Państwa Środka.
Roman 51Pl
Na forum GW syjonistka opowiadająca się za swoim imperium zapytała co to jest świat postulatów etycznych?To wyrażne sprzeniewierzenie się wobec uznania przez najtęższe mózgi,że ten świat jest prawdziwie najważniejszy ze wszystkich stworzonych przez człowieka.Trzeba przyznać,że USA są wzorcem nowożytnego systemu demokracji,ale nawt ten nie niesie za sobą żadnych wartości.W tym kontekście można dać świadectwo o Amerykanach,którzy do sprawowania najważniejszego urzędu w państwie wybrali jednak G.Busha.
Jeżeli chodzi o warunki polskie to potwierdzam,że jest problem patologii,ale wynika on z zaprogramowanego systemu.Jest nim antyobywatelska ustawa zasadnicza,która bazowała na kontrakcie okrągłostołowym i stworzyła pogodę dla politycznego szulerstwa i korupcji.
Bandycki wasalizm miał swoje korzenie w braterstwie broni jakie zawarli spadkobiercy wojennego komunizmu pod wodzą Al.Kwaśniewskiego z demokratami wojennymi.Ta wasalna polityka potoczyła się na zasadzie śnieżnej kuli tworząc klimat do nadużywania bezwzględnego prawa silniejszego.
Szanowny Panie Redaktorze ! Drodzy Blogowicze !
Dodając jeszcze „co nie co” do mego pierwszego wpisu pragnę nadmienić, że spore znaczenie przy wyborach amerykańskich, o których tu dyskutujemy, oprócz wspomnianego przeze mnie nadciągającego kryzysu, recesji itd (i nie są to czcze wymysły – vide „guru” gospodarczo-finansowy A.Greenspan i jego przepowiednie) znaczenie mieć będą akcje terrorystyczne zwolenników (umownie mówiąc) bin Ladena na całym świecie. Ich sukces, rozmiary czy spektakularność mogą w znacznym stopniu zaważyć na spojrzeniu Ameryki na „resztę świata” (np. wzmocnienie tendencji izolacjonistycznych, ocena rządów republikańskich w materii wojny z terroryzmem etc.). Obawiam się , iż ucieczką „do przodu” ekipy „trolla” z Teksasu (w jego ekipie ” Pańska Prymuska Panie Redaktorze – „Condie” – ma całkiem spore „osiągnięcia’ a’rebours co wg mnie ją dyskwalifikuje na równi z jej pryncypałem) może być atak na Iran do czego mentalnie przygotowuje się wszystkich „na około”. To też może być aspekt kampanii wyborczej – zwarcie szeregów jest jakimś rozwiązaniem; w każdym bądź razie do tej pory tak zawsze było.
Mimo wszystko – to dopiero „przedbiegi”, choć grunt już teraz się przygotowuje. Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
Panie Redaktorze,
wygrana Obamy w Iowa nastapila dzieki glosom ludzi mlodych.
Pokolenie Baby Boomers jest oficjalnie stare. Zestarzala sie tez ich polityka.
Mlode pokolenie jest wolne od balastu rasizmu, neokonserwatyzmu, zimnej wojny etc. Obama to ich prezydent, bo chca zeby poprowadzil Ameryke tam gdzie jej jeszcze nie bylo.
Hillary bylaby dobrym prezydentem zapewne, ale nie pociaga za soba mlodych wyborcow.
W iraku coraz spokojniej, wiec moze tez czas na bardziej „ryzykowny” wybor prezydenta.
Tak jak kiedy w 1992, roku po pierwszej wojnie w Iraku, niedoswiadczony Bill Clinton wygral ze zwycieskim Georgem Bushem Starszym.
Nie byl zlym prezydentem, choc nalezy pamietac, ze mial konserwatywna Izbe Reprezentantow i Senat.
a.
USA stać było i nadal tymbardziej jest aby Świat mógł wziąć oddech od politycznych szulerów serwujących stary porządek i surowcogenne wojny.Jako mocarstwo o największym potencjale intelektualnym i zapleczu technologicznym jest tego nadzieją i z tym są związane również oczekiwania reprezentujących zdrowy rozsądek Amerykanów.Życie pokazuje,że do świata postulatów etycznych jest droga poprzez zbrodnicze działanie polityków powodujące opróżnianie się kieszeni Obywateli.
Dla Waldemara:
Na 7 dni wróciłem do Polski
Piotr Słotwiński (zredagowany przez: Magda Głowala-Habel)
2007-11-09 10:56:17
Kolejka czekająca na otwarcie sklepu/fot.
P. Słotwiński
Od ponad 3 lat mieszkam w Irlandii. Przed miesiącem wróciłem do Polski. Co prawda tylko na tydzień, ale zawsze 😉 Poniżej – moja skromna relacja z tych „gorących” 7 dni…
Dzień pierwszy: funkcjonariusze bez wąsów i szalony kurs euro…
Wyleciałem z Cork o 2 w nocy czasu irlandzkiego, przyleciałem do Krakowa o 6 rano – czasu polskiego. Na lotnisku spotkałem znajomą Irlandkę z pracy – leciała do Krakowa na parę dni wraz z mamą – i jej przyjaciółką, żeby przepuścić trochę euro.
Miałem zamiar kupić, jak zwykle, parę upominków w sklepie na lotnisku (ze szczególnym uwzględnieniem irlandzkiej whiskey), niestety – sklep był już zamknięty. Czyżby uznano, że Polacy (o tej godzinie jest tylko jeden lot – do Krakowa) nie są dobrymi klientami? Nie wiem… Za to otwarty był bar m.in. z piwkiem, z czego cześć naszych Rodaków skwapliwie skorzystała. Efektem tego były niekończące się pielgrzymki do toalety – już w trakcie lotu.
Wcześniej – odprawa. Zapomniałem wyjąć kluczy z kieszeni, bramka „zapiszczała”- wiec musiałem oprócz kluczy wyjąć też pasek ze spodni i poddać się pobieżnej kontroli osobistej. I tak dobrze, że mnie w skarpetkach nie puścili, jak to poprzednio ciągle robili w Krakowie… Sam lot bez większych atrakcji. W samolocie komplet pasażerów – i – gorąco, każdy wysiadał mokry…
Odprawa paszportowa na lotnisku w Krakowie bardzo mile mnie zaskoczyła: jak być może część z moich Czytelników pamięta, podczas poprzednich moich wizyt niemal do szału doprowadzali mnie umundurowani i uzbrojeni wąsaci funkcjonariusze. Teraz – zobaczyłem, że chyba idzie nowe. Raz, że nie mieli wąsów, a dwa – że swoje zgniłozielone mundurki zastąpili białymi koszulami z czymś tam na pagonach. I – najważniejsze – chociaż jeszcze przy sprawdzaniu paszportu nie używają słów: „proszę” i „dziękuje”, ale juz przynajmniej – nie patrzą spode łba, jak to bywało poprzednio. A może po prostu tak udało mi się trafić? Zobaczymy – przy wylocie…
Żeby nie było tak miło: w kantorze na krakowskim lotnisku wymieniłem 50 euro. Na taksówkę, i takie tam – pierwsze wydatki. Najpierw – odczekałem swoje, bo, jak głosiła kartka – trwało „liczenie pieniędzy” (pan liczył, pani się zachwycała swoim płaszczykiem). Kiedy zrobiła się już za mną spora kolejka, pan zaszczycił mnie spojrzeniem i wymienił mi rzeczone euro po… 3,28 zł za sztukę Normalny, dzisiejszy kurs w kantorach to ok. 3,75. Żeby było zabawniej, w ogóle nie dostrzegłem tablicy z kursem walut. Była na pewno, tylko pewnie w takim, nie rzucającym się w oczy – miejscu… Toteż – uważajcie na lotniskowe kantory.
Później: taksówka do domu, szybki prysznic – i ruszam na miasto. Wsiadam do autobusu, który wkrótce po ruszeniu staje z powodu… awarii. Wysiadamy. Mijają nas dwa autobusy, żaden się nie zatrzymuje: pierwszemu wyświetla się na przedniej szybie napis: „Wyjazd na linie”, a drugiemu: „Zjazd do zajezdni”. Mój autobus, po wyświetleniu napisu „Awaria” – ruszył dziarsko zaraz po opuszczeniu przez niego ostatniego pasażera. Poszedłem na tramwaj… W sumie – dzień się dopiero zaczął.
Dzień drugi: dużo pracy, mało płacy…
O tym, że w Polsce jest już sporo ofert pracy, pisałem przy okazji relacji z mojej poprzedniej wizyty w Polsce w kwietniu b.r. W sumie od tamtego czasu – praktycznie nic się nie zmieniło. Pracy jest sporo – ale płace nadal bardzo niskie…
Na co drugim sklepie w centrum Krakowa wiszą ogłoszenia o poszukiwaniu pracowników. W lokalnych gazetach również mnóstwo ofert, niektóre nawet – są dość interesujące. Niestety, przeciętne place są nadal mizerne.
Pomijam fakt, ze zdecydowana większość pracodawców w Polsce nie podaje w swoich ogłoszeniach wynagrodzenia. Nie rozumiem, dlaczego? Wstydzą się? Szkoda, bo zaoszczędziło by to sporo czasu i poszukującym pracy – i im samym. Popytałem tu i ówdzie o zarobki. Owszem, nieznacznie wzrosły: tak od 100 do 200 zl na miesiąc. Przy czym ceny – wzrosły jeszcze bardziej…
Spójrzmy prawdzie w oczy: ceny w Polsce już dorównały cenom na Wyspach. Szczególnie żywność – jest po prostu droga (jeżeli chce sie jeść normalnie, a nie tylko i wyłącznie „białe tesco”). Tańsze w Polsce są ciągle jedynie gorzała – i papierosy. Nie palę, a co do polskiej wódki – to w ciągu ostatnich 3 lat podniebienie zrobiło mi się bardziej delikatne… No cóż, w końcu – nie przyjechałem do Polski, żeby oszczędzać. Reasumując: ceny wzrosły, płace – stoją w miejscu. I nie zanosi się, żeby te ostatnie miały w najbliższej przyszłości wzrosnąć.
Dzień trzeci: wyjeżdżają najzdolniejsi Polacy…
Kupiłem parę lokalnych, krakowskich, polskojęzycznych gazet (dlatego „polskojęzycznych”, ponieważ w sytuacji gdy większość „polskiej” prasy należy do niepolskich koncernów wydawniczych, używanie słowa „polska prasa” jest co najmniej nadużyciem. Okazuje się, że prawdziwie polska prasa jest w tej chwili wydawana chyba tylko za granicą…).
No ale, wracając: praktycznie w każdej z tych polskojęzycznych lokalnych gazet krakowskich – jest coś o emigracji. W zasadzie – nic nowego: że emigracja jest, że rośnie, że fachowcy powyjeżdżali, że trzeba będzie ściągać do pracy Chińczyków (zapewne nie bacząc na kary, jakie w takim przypadku UE obłoży Polskę, kraj o jednym z najwyższych wskaźników bezrobocia w Europie). Oczywiście, nikt z tym nie zamierza nic zrobić, każdy tylko mówi że „coś” należy z tym zrobić, i na tym się (s)kończy.
W sumie rzecz nawet nie warta wspominania, gdyby nie tekst na jaki natrafiłem we wczorajszej (tj. z 20 września b.r.) „Gazecie Krakowskiej”. Otóż w utrzymanym w alarmującym tonie artykule pt.: „Zachód kradnie geniuszy z Krakowa” autorstwa Katarzyny Kachel, czytamy m.in. (skróty w tekście pochodzą ode mnie):
„Uczelnie z Anglii, Francji, USA, Belgii i Danii potrafią sprzątnąć nam sprzed nosa najlepszych licealistów. Dają im stypendia naukowe, socjalne i obiecują dobrą pracę. Olimpijczycy i zwycięzcy międzynarodowych konkursów zamiast błyszczeć w polskich uczelniach, jadą za granicę. – Jest ich coraz więcej – oceniają dyrektorzy krakowskich prestiżowych liceów, do których trafiają przedstawiciele europejskich i amerykańskich szkół wyższych. Najczęściej zarzucają sieci na geniuszy matematycznych i fizycznych. (…) Trudno się oprzeć takim ofertom. Tym bardziej, że innych, równie atrakcyjnych, nie mają. W Krakowie programu dla utalentowanych uczniów brak. O najzdolniejszych absolwentów nie biją się żadne polskie uniwersytety czy akademie.
– Za granicą od razu dają im stypendia socjalne, naukowe, stwarzają możliwości pracy naukowej – wymienia Marek Stępski, dyrektor II LO im. Sobieskiego w Krakowie. W Polsce z geniuszami kłopot zawsze był – przyznaje Jerzy Lackowski, były kurator małopolskiej oświaty, dyrektor Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Źle były widziane klasy dla orłów i programy dla najzdolniejszych. Wszystko zawsze było uśredniane, a ci ponadprzeciętni musieli sobie sami radzić. (…)
W polskich liceach zdolni uczniowie wciąż na niewiele mogą liczyć. Nie ma możliwości zorganizowania dla nich indywidualnego toku nauczania, bo brakuje na to pieniędzy. Podobnie jest na uczelniach: stypendia naukowe są żenująco niskie, trzeba się nagimnastykować i szukać pomocy w różnych fundacjach.”
No cóż, pomijając nadużycie, jakim jest zastosowanie słowa „kradzież” – gdy mowa o godnych ofertach rozwoju dla wybitnie uzdolnionych Polaków jakie wysuwają zagraniczne uczelnie, w sytuacji gdy, ponownie cytuje: „W Krakowie programu dla utalentowanych uczniów brak. O najzdolniejszych absolwentów nie biją się żadne polskie uniwersytety czy akademie.(…)” – to ww. tekst jasno wskazuje, że polski exodus trwa i obejmuje już nie tylko zwykłych zjadaczy chleba jak niżej podpisany, ale i osoby szczególnie uzdolnione.
O ile w pierwszym przypadku niektórzy pozwalają sobie na drwiny, że wyjeżdżają „nieudacznicy”, o tyle w drugim – cyniczne uwagi powinny ustąpić miejsca głębszym refleksjom. Oczywiście, nie liczę na taka refleksje u polskich polityków, bo ci, jak napisałem na wstępie, mają teraz ważniejsze dla siebie problemy…
I tak na koniec, w związku z tym exodusem nie tylko pospolitego polskiego ludu, ale i tego niepospolitego, z mała dedykacja dla polskich polityków, cytat z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (które – nomen-omen – miało miejsce ponad 100 lat temu w podkrakowskich Bronowicach):
Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci sie ino sznur,
ostał ci sie ino sznur…
Dzień czwarty: polska bieda
W Polsce jest bieda. Oczywiście, nikt tutaj nie umiera z głodu, w końcu – Polska jest średniej wielkości krajem należącym do UE. Niemniej – Polska jest krajem biednym… Kraków, ul. Floriańska Podchodzi do mnie młody człowiek i wręcza mi obrazek z Janem Pawłem II. Za chwilę, do kompletu, dokłada drugi – tym razem ze sw. Krzysztofem. W tym czasie zasypuje mnie lawina słów, z których wyłapuje, że jest biednym studentem i prosi mnie o wsparcie. Wyciągam z kieszeni garść drobnych, tak na oko z 10 zł.
„Biedny student” patrzy, czy aby się nie pomyliłem. Za chwilę szczęśliwy oddala się szybko ode mnie, może z obawy – że się rozmyślę? Takich sytuacji w ciągu ostatnich paru dni miałem tutaj mnóstwo. Powie ktoś, to nie żebracy – tylko cwaniacy, trzepiący kasę na takich naiwniakach jak ja. Może tak, może nie… A raczej na pewno nie wszyscy żebrzący, których jest mnóstwo.
Tesco – na jednej z półek właśnie umieszczono przecenioną żywność. Natychmiast rusza w tym kierunku istny tłum. Przepychanie, kotłowanina. Jak za komuny we wczesnych latach 80-tych, kiedy rzucono do sklepu coś innego niż przysłowiowy ocet. Kraków, ul. Dietla: czekając na tramwaj ze zdumieniem widzę kolejka ludzi przed sklepem sprzedającym odzież na wagę.
„Gazeta w Krakowie” (lokalny dodatek do G.W.) pisze o głodnych dzieciach w szkole. Po artykule, na obiady dla nich składają się czytelnicy gazety. Płacone przez mieszkańców podatki poszły zapewne na odprawy dla posłów i kampanie wyborczą – dla przyszłych posłów. Najprawdopodobniej zresztą tych samych…
Kwitną za to firmy udzielające „chwilówek” – ulotkami z ich reklamami jest obklejony każdy słup sygnalizacji świetlnej. Zresztą, co tu kryć, cały ten nasz „boom mieszkaniowy” powstaje na kredyt. Większe inwestycje – ze środków UE. Itd, itp… W Polsce nie ma praktycznie rodziny, z której by ktoś z jej bliższych lub dalszych członków nie wyjechał do pracy za granicę. Dzięki przesyłanym funtom i euro – udaje się wiązać koniec z końcem. Oczywiście, są wyjątki. Są w Polsce osoby, które zarabiają godziwie, są tacy, których stać na zagraniczne wakacje. Zawsze byli. Ale nie ma ich zbyt wielu…
Ludzie głosują nogami – masowo wyjeżdżając… Spotkałem sie ze znajomym, który był na Wyspie – i wrócił. Uwierzył w propagandę sukcesu. Owszem, ma prace. Ale, „powrót był błędem” – stwierdza. Teraz znowu chce wyjechać z Polski… W Polsce jest praca. Ale przy „zachodnich” cenach – płace nadal są „wschodnie”. Dopóki to się nie zmieni, Polska będzie krajem biednym…
Dzień piąty: do Polski przyjeżdżają pracować… nieudacznicy?
Jak wspominałem, nie ma praktycznie dnia żeby chociaż w jednym z lokalnych krakowskich tytułów prasowych nie było czegokolwiek o emigracji… O, cytuje: „dramatycznej sytuacji na polskim rynku pracy” napisał na pierwszej stronie krakowski „Dziennik Polski”.
W artykule pt.: „Obcy pilnie potrzebni”, p. Włodzimierz Knap pisze m.in.: „Coś trzeba zrobić z dramatycznym brakiem rąk do pracy – alarmują pracodawcy i specjaliści rynku pracy. Rząd zastanawia się nad zniesieniem barier w zatrudnianiu obcokrajowców, bo dotychczasowe rozwiązania nie zdały egzaminu. W Polsce pracuje dzisiaj od 700 tys. do 1,3 mln cudzoziemców, choć według oficjalnych danych jest ich nie więcej niż 20-30 tys.
Tymczasem, wg szacunków Ministerstwa Pracy na czarno pracuje w Polsce od 750 tys. do 1 mln obywateli ukraińskich Jednak nawet taka armia nie wypełni luki po Polakach, którzy wyjechali z kraju w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. (…) Prof. Krystyna Iglicka – Okólska z Ośrodka Badan nad Migracjami Europejskimi na Uniwersytecie Warszawskim przyznaje, że Polska jest dzisiaj atrakcyjna dla tych cudzoziemców, przede wszystkim Ukraińców, którym nie udało się na Zachodzie.
– Do nas trafiają z reguły ukraińskie opiekunki lub nisko wykwalifikowana siła robocza. Takie osoby nie są i nie mogą być istotnym wzmocnieniem dla rodzimej gospodarki. Smutne to, ale nawet Czeczeńcy szukają ziemi obiecanej poza Polska, mimo że jesteśmy przecież w UE – mówi prof. Krystyna Iglicka – Okólska.
Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, boleje nad tym, że z Polski – jak mówi – wyjeżdżają najczęściej świetni fachowcy, młodzi, zaradni i dobrze wykształceni ludzie, po prostu kwiat naszego społeczeństwa – Tymczasem w naszym kraju w większości znajdują pracę cudzoziemcy, którzy nie byli w stanie znaleźć pracy nie tylko w krajach zachodnich, ale nie sprostali nawet wymaganiom stawianym przez czeskich czy rosyjskich pracodawców.
W ostatnich trzech latach Polskę w poszukiwaniu zatrudnienia opuściło około 1,5 mln osób. Ich wyjazd spowodował, że sytuacja na rynku pracy jest dramatyczna, a będzie jeszcze gorsza, ponieważ fala emigracji przybiera na sile.”
Tyle cytatów z „Dziennika Polskiego”. Mnie zastanawia, jak to jest, ze w Polsce – wg, cytuje: „szacunków Ministerstwa Pracy na czarno pracuje w Polsce od 750 tys. do 1 mln obywateli ukraińskich”? I co? Czy ktoś ich ściga, każe płacić podatki czy ZUS? Ja, kiedy otworzyłem własną firmę, już po 2 miesiącach miałem na karku kontrolę z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie. Dzielni kontrolerzy usiłowali sprawdzić, wywracając mi firmę do góry nogami, zajmując mi 2 dni co spowodowało u mnie tym samym wymierne materialne straty, czy czasem, aby kogoś nie zatrudniam na czarno. Oczywiście – nie zatrudniałem, i oczywiście – żadne „przepraszam” za zawracanie mi 4 liter nie padło – nie mówiąc już o zwrocie poniesionych kosztów (musiałem kserować dla nich wszystkie dokumenty, zamknąć firma na czas kontroli, itp)… A tutaj – proszę: milion Ukraińców pracuje w Polsce na czarno, o czym Ministerstwo Pracy wie… Pytanie: co z tym robi?
Druga rzecz, która mnie zastanawia, to czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że dopóki w Polsce przy europejskich cenach będą wschodnie płace, dopóty Polacy będą wyjeżdżać? Nie wiem czy Państwo wiedzą, że polski rząd coś ze 2 miesiące temu wydelegował do Irlandii swoich przedstawicieli, którzy mieli za zadanie spotkać się z przedstawicielami polskich organizacji polonijnych, aby ich zapytać – „co należałoby zrobić, żeby Polacy wrócili do Polski?”. Ot, takie pytanie… Ktoś wziął za to kasę, przeleciał sie na Wyspę na koszt polskich podatników, przy okazji najadł i napił, gdy tymczasem wystarczyło zadać to pytanie na pierwszym z brzegu w miarę popularnym polonijnym forum dyskusyjnym, aby otrzymać jasne odpowiedzi. Szybko, konkretnie – i za darmo…
Dzień szósty: drogi polski chleb
Dzisiaj wybrałem się do tesco, przy okazji porównując ceny rożnych produktów, ponieważ od dawna uważam, że ceny żywności w Polsce są już na poziomie „europejskim”, często zresztą ten poziom znacznie przekraczając, przy ciągle „wschodnich” płacach…
Zerknąłem przede wszystkim na ceny chleba, bo o cenie i smaku chleba najczęściej dyskutują nasi Rodacy w Irlandii. O ile smak jest sprawa dyskusyjna, o tyle ceny można poddać porównaniu. No i proszę: najtańszy, tescowy krojony chleb kosztuje w Polsce 1,79 zł. Z kolei najtańszy krojony tescowy chleb w Irlandii, kosztuje 35 centów.
A wiec – choćbyście nie wiem po ile liczyli euro – i tak wyjdzie na to, że, taniej jest… w Irlandii. Podobnie jest zresztą z cenami innych produktów spożywczych. Dodatkowo można policzyć, ile możemy kupić produktów za godzinę pracy w Irlandii – a ile – za godzinę pracy w Polsce. I wtedy wyjdzie nam czarno na białym, gdzie jest tanio, a gdzie drogo…
Ale i to jeszcze nie wszystko. Pamiętam, że tuż przed moim wyjazdem do Irlandii – w czerwcu 2004 roku – najtańszy „tescowy” chleb kosztował w granicach 70-80 groszy. Czyli przez te 3 lata – podrożał 2 krotnie. A płace? Jeżeli nawet wzrosły, to o – dosłownie – parę procent.
Dzień siódmy: z powrotem na Zielonej Wyspie
Znowu jestem w Cork. Sam powrót przebiegł bez większych ekscesów. Z małych humoresek: na lotnisku w Krakowie – gdy tylko przekroczyłem jego próg – podbiegł do mnie człowiek, z którym pracowałem w poprzedniej firmie (w Irlandii, rzecz jasna), a który – traf chciał, tym samym lotem również leciał do Cork. Był to pan w średnim wieku, kompletnie bez znajomości języka, za to dość męczący dla otoczenia, na którym bez przerwy wymuszał świadczenie na swoja rzecz mniej lub bardziej drobnych usług.
Kiedy mnie zobaczył od razu wiedziałem, że coś będzie ode mnie chciał. No i – nie pomyliłem się.
– Panie, nie masz pan przypadkiem za mało bagażu? – zaczął
– Że co? – wymamrotałem kompletnie zaskoczony
– No bo ja mam nadbagaż, wiec jakbyś pan miał niedobagaż, to byś pan wziął coś ode mnie – ciągnął tenże mój „znajomy”.
– Nnnnooo, wydaje mi się, ze ja mam ten sam problem – rozpocząłem rozpaczliwą obronę.
– A co pan żeś nakupił? – zainteresował się mój rozmówca.
– Książki – odparłem zgodnie z prawda
– ??? … a… „książki”? – tutaj mój rozmówca puszcza do mnie porozumiewawczo „oko” jednocześnie kantem dłoni stukając się w szyję.
– Nie, nie takie „książki” w płynie i z procentami – wyprowadzam go z błędu. Takie papierowe, do czytania.
– Panie, coś pan? Poważnie? Idzie na tym zarobić? – drąży temat coraz bardziej zdziwiony
– Nie kupiłem ich na sprzedaż. Kupiłem je dla siebie. Do czytania – powtarzam.
– Acha… – w oczach mego interlokutora widze gwałtowny spadek resztek szacunku, jakim mnie darzył od chwili, gdy kiedyś zadzwoniłem w jego imieniu do agencji pracy i pomogłem mu w tłumaczeniu rozmowy w banku.
– No właśnie – definitywnie kończę rozmowę wyciągając komórkę pod pozorem pilnej rozmowy.
No cóż, ludzie są dziwni prawda? Książki wożą, zamiast papierosów i gorzały… Ale żeby nie było – „Żubrówkę” też nabyłem, tyle że już w sklepie na lotnisku.
A na samym lotnisku, podczas odprawy – doznałem dwóch kolejnych miłych „zaskoczeń”: po raz pierwszy przy przechodzeniu przez bramkę nie musiałem ściągać butów i wyciągać paska ze spodni, co do tej pory zawsze przy odprawie w Krakowie było stałym rytuałem – i – nie uwierzycie Państwo – przy odprawie paszportowej polski funkcjonariusz oddając mi paszport po długim i wnikliwym studiowaniu podobieństwa mojej fizjonomii do zdjęcia w moim paszporcie, powiedział… „dziękuję”. Byłem pod wrażeniem. Chyba naprawdę coś się zaczyna zmieniać. Zaczyna się zmieniać, i owszem. Ale z cała pewnością jeszcze nie na tyle, żeby poważnie myśleć o powrocie – to tak uprzedzając ewentualne pytania Czytelników.
Piotr Słotwiński
dana 1,
wielu fachowców od gospodarki z tzw.wolnego świata , wieszczy implozję gospodarczą i społeczną Chin. Czy znasz jakieś przepowiednie w skali makro, które sprawdziły się na okres kilkunastu lat do przodu? Wszyscy „trąbią” o tej katastrofie a Chińczycy nic , tylko czekają ,trzęsąc się ze strachu. Jestem przekonany, że wcześniej od implozji chińskiej, rozpocznie się zapaść globalna.
Najprostsze argumenty mam następujące:
1. Stopa życiowa społeczeństw zachodnich i azjatyckich, w tym chińskiego. Jeśli ropa naftowa zacznie przekraczać 150 USD za baryłkę i będzie „spacerować w kierunku 200US- pwstanie sytuacja wyboru dóbr konsumpcyjnych, z perspektywą stałego obniżania stopy życiowej społeczeństw.Jak sądzisz, które społeczeństwa „wymiękną” jako pierwsze- zachodnie-bogate mieszczaństwo, czy przyzwyczajeni do biedy Chińczycy, którzy masowo są naładowani ideologicznie- najpierw potęga Chin, potem powszechny dobrobyt? W uratowanie sprawy przy pomocy alternatywnych rozwiązań energetycznych , tak jak to się udało na początku lat osiemdziesiątych nie wierzę, gdyż wtedy świat był taki prosty, a „Imperium zła” trzymało narór amerykański w dobrej kondycji, zwłaszcza ideowej.
2. Ameryka, ostoja światowej gospodarki, traci systematycznie zaufanie do siebie. Coraz trudniej będzie jej rozrabiać politycznie na ekonomiczną „krechę”. Chiny systematycznie nawiązują kontakty/wszelkiego rodzaju/ . Tylko gra zespołowa gwarantuje sukces, a dobrzy „kumple” pozwalają przetrwać złew czasy.Popatrz na Rosję , która za czasów Jelcyna była w sytuacji tragicznej…
3.Poważnym atutem Ameryki są „wysokie technologie”.Ostatnio zadałem osobom bardzo zoriętowanym , proste pytanie:” Co właściwie w tej chwili „kombinują” w tm temacie Japończycy?Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych , popisywali się w angielskim radiu BBC, prezentowaniem sztucznej inteligencji na światowym poziomie, a teraz cisza. Pytanie wywołało konsternację, padały ogólniki, przypomniano sobie o ich podziemnych wielopiętrowych instytutach badawczych i fabrykach, o ich nauczce jaką ponieśli z telewizorami HD, przedwcześnie ogłaszając światu sukces itd. itp. ale generalnie mdło i poziom informacji medialnych. Japonia ma swój straregiczny cel- stworzenie światowego centrum gospodarczego wokól azjatyckiego Pacyfiku , i objęcie jego przywództwa…
Na tym poprzestanę. Szykuje się niezła gra. Na razie pewniaków do wygranej czy przegranej, nie odważyłbym się typować.
Pozdrawiam,Eddie
P.S.
W ostatnie wakacje , na Mazurach, zaliczyłem występ jakiegoś prowincjonalnego kabaretu. Dowiedziałem się, że „kobieta” pochodzi od angielsiego „woman”. Angielskie „woman” to polskie „łumen”, a polskie „łumen” powstało/tak „artysta” twierdził/ od polskiego „łubcięty men”. Gdybyś chciał zgłębić coś jeszcze z etymologi, nie zapominaj o prostym ludzie, gdzie jeszcze przetrwało wiele z PIERWOTNEGO.
Skad Pan panie Gospodarzu czerpie swoja wiedze o USA? Czy Pan ma dostep i dostateczna znajomosc jezyka aby zapoznac sie z powazna (tj. nieco powyzej poziomu Newsweeka) anglojezyczna prasa traktujaca na temat wyborow w USA? Ten artykul napisal byl Pan na poziomie pasujacym do jakiegos brukowca a nie Polityki. Poza tym ten brak zyklego szacunku dla ludzi innych ras i religii… To bylo naprawde zenujace. Nie przypuszczalem ze i Pan bedzie mial zapedy do przyprawiania swoich dziel tym tak niestrawnym dla prawdziwych demokracji i mlodego pokolenia w Polsce zasciankowo-katolickim sosem. Wlasnie miedzy innymi dlatego demokracja w Ameryce jest inna niz w Polsce, ze np. w New York Times czy Wall Street Journal nie sposob spotkac artykulu w stylu jaki Pan nam zaprezentowal. Pozdrawiam.
Zrównoważony rozwój.To nie abstrakt,to wynik współmyślenia i współdziałania,które zwieńczać mają programy wyborcze.Mają jak to łatwo powiedzięć niczym jak z tym kochaniem.Od nadmiaru,do tego jeszcze jałowo przygotowanych programów,co jest realną specjalnością rodzimej demokracji można i zgłupieć.Można,bo demokracja sama w sobie nie niesie żadnej wartości.
Najprzedniejszą sprawą jest przyuczenie niedouczonych do pełnienia roli w teatrze polityki jako głównych bohaterów w sztuce gloryfikującej możliwość nadużywania bezwzględnego prawa silniejszego.W rozwiązaniach siłowych oczywiście udział bierze i kapitał spekulacyjny.To też kosztuje,ale rachunek płacą nie bohaterowie,tylko obligatoryjnie kupujący bilety na ten żenujący spektakl.Ameryka niesie za sobą wartości,które trzeba tylko umieć wykorzystać.Do tego trzeba jednak innych bohaterów.