Obama na prezydenta

Myliłem się. Myślałem, że wyborcy w Iowa widzą słabości senatorów Clinton i Obamy na tyle wyraźnie, że będą głosować na mniejsze zło, czyil Hillary. Zaskoczenie wynikiem republikańskim jest mniejsze. Było jasne, że to będzie albo były pastor, albo mormon  – prawica szuka lidera wśród religijnych. Ameryka jest dalej podzielona na pobożny lud i wykształciuchów.

Jeden Obama wiosny nie czyni. Prawybory dopiero się rozpoczęły, establishmenty obu partii jeszcze się wahają, na kogo postawić. Sytuacja republikanów wydaje mi się gorsza. Wybór między pierwszym w historii USA kandydatem byłym pastorem baptystą, starzejącym się kandydatem byłym weteranem wojny wietnamskiej i pierwszym w historii kandydatem mormonem, może przyprawić o ból zębów. Są to politycy, którzy nie sprawiają wrażenia zdolnych do dialogu ze światem – takim, jaki jest po 6 latach wojny z Al-Kaidą.

Ale za Obamę też bym dziś nie dał złamanego grosza. Nie żeby mi przeszkadzał ewentualny pierwszy w historii prezydent Mulat (sam głosowałbym chyba na Condie Rice, ale jak wiadomo, nie startuje). Przeciwnie, to mogłaby być realna wielka zmiana mentalna i społeczna, umacniająca system amerykański: proszę bardzo, Biały Dom jest też dla kolorowych.

Ale do samych wyborów wiele się jeszcze wydarzy i chyba jednak świat wróci do zawiasów, czyli zetrą się ostatecznie Clinton i Nie Wiem Kto po stronie republikańskiej.

Tymczasem u nas pan Schetyna dał do zrozumienia, że premier Tusk wystartuje na prezydenta. No nie wiem. Oby to się nie okazała niedźwiedzia przysługa. Pan Tusk jest teraz szefem rządu. Polacy wiążą z tym rządem wielkie nadzieje na trwałą poprawę jakości życia. Prezydentura to u nas najbardziej prestiżowa, ale jednak synekura. Niech Tusk rządzi i niech się dogada, kogo Platforma wystawi na prezydenta. Prócz Tuska, są jeszcze dwaj silni i dobrzy potencjalni kandydaci: Komorowski i Sikorski.

Kandydat na prezydenta z obozu PO na pewno powinien być prezydentem wszystkich Polaków (Lech Kaczyński nie chce, nie potrafi i nigdy nie będzie takim prezydentem). Ale nie może budzić, jak Obama, zasadniczych wątpliwości, czy ma dość doświadczenia państwowego i to na skalę międzynarodową. Tusk je dopiero zdobywa i bardzo dobrze. Tylko po co robić z niego Obamę, któremu na naukę zostało dużo mniej czasu niż naszemu premierowi?