Tajemnica Afryki
Kryzys w Zimbabwe i sprawa bułgarskich pielęgniarek zakladniczek Kadafiego znów przypomniały o Afryce. Bo tragedia Darfuru już spowszedniała. Nigdy nie byłem w Afryce, ale czytałem i rozmawiałem o Afryce od wczesnej młodości, może ,,W pustyni i w puszczy” i ,,Śniegi Kilimandżaro” mają w tym swój udział. Jakoś nie ciągnie mnie tam jechać, choć wielu mówi, że nic nie dorówna pięknu Afryki Południowej czy Kenii.
Afryka jest chłopcem do bicia w zachodnich dyskusjach o imperializmie, europocentryzmie, globalizmie, wolnym handlu, skutecznej pomocy międzynarodowej, strukturze społeczeństw nowoczesnych i pierwotnych i o czym tam jeszcze. Bywa wyrzutem sumienia i trampoliną popularności dla polityków (Blair) i rockmenów (Bono), ale tak naprawdę jest chyba ofiarą naszej niewiedzy i stereotypów.
Prasa przypomniała ostatnio o Januszu Walusiu, Polskim emigrancie z pokolenia Solidarności, który w 1993 r. zastrzelił z zimną krwią czarnego lidera komunistów w RPA, Haniego. Waluś to taka klasyczna i chciałoby się rzec -surrealna ofiara polskich namiętności i stereoptypów. Jakie mentalne bezdroża mogły poprowadzić Walusia w kierunku tej odrażającej zbrodni?
Co to znaczy Afryka? To 57 państw, jakże je wrzucać do jednego wora! Jak powrównać demokrację i kapitalizm RPA z anarchią Somalii, albo dyktaturę Kadafiego z dyktaturą Mugabego? Amerykańskie pismo politologiczne Foreign Policy ogłosiło właśnie ,,indeks państw dysfunkcjonalnych”. W pierwszej dziesiątce osiem państw afrykańskich: Sudan (nr 1), Somalia, Zimbabwe, Czad, Wybrzeże Kości Słoniowej, Demokratyczna Republika Kongo, Gwinea, Republika Afryki Środkowej. Dużo, bardzo dużo, ale nawet jeśli doliczyć jeszcze kilka państw w całej 50-tce, będzie to jednak niewielka część kontynentu. Inne państwa Afryki jakoś dają radę.
Katastrofa Zimbabawe to w ogóle wielki temat, godny Kapuścińskiego, Wojtka Jagielskiego czy Wojciecha Albińskiego – bardzo ciekawego pisarza polsko-południowoafrykańskiego. Celowo wymieniam polskie nazwiska, bo tak się złożyło, że polski czytelnik czerpie wiedzę o Afryce głównie od tych polskich autorów, rzeczywiście wybitnych (dodaję jeszcze Adama Leszczyńskiego z Gazety Wyborczej, zwłaszcza za książkę o AIDS w Afryce). Może szkoda, że nasi pisarze nie podjęli tematu Walusia. A jeszcze większa szkoda, że o ile wiem wydaje się u nas mało autorów z samej Afryki.
W sobotę oglądałem w BBC wywiad z wschodzącą gwiazdą literatury nigeryjskiej, przemiłą, inteligentną i piękną Chimamandą Ngozi Adichie. Ma 29 lat, a napisała powieść o wojnie domowej w Biafrze w latach 60! Kocham Afrykę – mówi – ale nienawidzę stereotypów na temat Afryki. Pomoc naturalnie się przyda, ale taka, ktora trafi do naprawdę jej potrzebujących. Bardzo mnie to zaintrygowało: rośnie nowe pokolenie Afrykańczyków, dobrze wykształcone, bywałe w świecie, patriotyczna ale bez sentymentów do utopii ideologicznych. Afryka ma przyszłość.
PS. Dziękuję ,,andrzejowi.jerzemu”, ,,januszowi”, ,tss” za uwagę o blokowaniu w PRL dostępu do osiągnięć nowoczesnej psychologii. ,,Lex”, ,,minuteman” – radzę wybrać się do którejkolwiek księgarni ,,taniej książki” lub sprawdzić ceny na giełdach w Internecie. ,,Qba” – doprawdy, nie dyskutowaliśmy o fachowcach i elitach i o tych, co w PRL chcieli się uczyć i mogli, tylko i istocie PRL-owskiego systemu kulturalnego, który był ściśle podporządkowany interesom władzy politycznej, a przez to głęboko wypaczał stan wiedzy i obraz kultury narodowej i światowej (tego dotyczyły moje słowa, że klasyka w groszowych wydaniach nikogo nie obchodziła, to znaczy nie zagrażała ówczesnym elitom władzy, podejmując tematy nie uniwersalne, lecz konkretne, tu i teraz, jak na przykład literatura emigracyjna, prawie w całości w Polsce Ludowej zakazana właśnie dlatego, że pokazywała przemilczaną stronę komunistycznej rzeczywistości). Dziś, cokolwiek powiemy o cenach i jakości przekładów (faktycznie, gorszej niż w PRL), można sobie u nas kupić na przykład neo-leninistę Żiżka, ,,czerwoną książeczką” Krytyki Politycznej czy antyamerykańskie manifesty Chomsky’ego, a nie tylko papieża i Ziemkiewicza. ,,Bobola” – proszę czytać ze zrozumieniem: Liga Narodów (której Rzesza nie była zresztą członkiem, o ile się nie mylę) to był pre-ONZ, a nie pre-Unia Europejska, instytucja zupełnie inaczej pomyślana i zorganizowana. ,,grzes” – trafna uwaga, faktycznie czasem piszę ,,my” na zasadzie trochę ,,plemiennej”, ale Anglicy też tak mają, a ja jestem (umiarkowanym) anglofilem.
Komentarze
To prawda, mało wiemy o Afryce. Chyba najlepiej to widać, gdy spojrzymy na przeprowadzane tam akcje militarne, które zazwyczaj kończą się fiaskiem…
„Pomoc naturalnie się przyda, ale taka, ktora trafi do naprawdę jej potrzebujących.”
Takie postulaty są jedynie postulatami. Mniej potrzebujący jest z definicji silniejszy i sprytniejszy od bardziej potrzebującego, więc znajdzie sposób, jak przejąć tę pomoc. Tak było, jest i będzie, bo taka jest natura człowieka – najbezwzględniejszego drapieżnika na Ziemi.
Panie Adamie,
od dwoch lat pracuje ze stypendystami z Afryki (Benin, Togo, Senegal). Opowiadaja mi oni o Afryce. To ciekawy kontynent, ciekawi ludzie: ciekawi w obcowaniu z nimi, ciekawi swiata, w ktory sie znalezli. Oni pytaja mnie o Polske, ja – o Afryke. W koncu laczy nas jakby nie bylo pewna wspolnota losow: mieszkamy na obcej ziemi, tak dla nich, jak i dla mnie (oczywiscie „obcej” ze wszystkimi niezbednymi korektami i poprawkami…).
Co do stereotypow to jest ich naprawde wiele. Ostatnio dla przykladu, przy okazji „wyklecia” jednego z odcinkow przygod Tintin z powodu konotacji rasowych, a ktory to odcinek dzieje sie w Afryce, i w ktorym Afrykanczycy sa przedstawieni w sposob pelen stereotypow europejskich, pochodzacy z Beninu Elias, po skwitowaniu wiadomosci o wykleciu krotkim „nareszcie” opowiedzial mi jak to oni, czytajac za mlodu ten jakby nie bylo europejski klasyk literatury dla mlodziezy buntowali sie wobec przedstawianych w Tintin krzywdzacych uproszczen. Prawde mowiac nigdy do tej pory nie patrzylem na dziela Herve’go od tej strony. I Elias oswiecil mnie w tej kwestii.
Slucham z uwaga moich Afrykanczykow. Podziwiam ich filozoficzne podejscie do zycia, ktore duzo bardziej mi odpowiada niz podejscie Azjatow, z ktorymi rowniez pracuje.
Speaking of which…
Mowiac o Darfurze i o Sudanie nie mozna zapominac o Chinach, ktore otoczyly dyplomatycznym parasolem ochronnym junte sudanska i dzialajaca na jej zlecenie milicje. Chodzi OCZYWISCIE o rope, ktorej potrzebuja Chinczycy.
Do nieslawnego klubu krajow, ktore wyciskaja z Afryki co sie da za wszelka cene, klubu zlozonego wylacznie z bialych doszlusowali Chinczycy. Trudno bedzie im wytlumaczyc, ze tak nie mozna, ze tak sie nie robi, gdy moralizatorstwo przychodzi ze strony bialych…
O diamentach lepiej nie wspominac.
Pozdrowienia,
Jacobsky
Ja także Afrykę znam jedynie z przeczytanych książek i filmów dokumentalnych i nie zabierałbym głosu w tym afrykańskim temacie, gdyby przy tej okazji, nie przypomniała mi się niedawna rozmowa z pewnym polskim biznesmenem, od lat mieszkającym w Belgii. Otóż ten pan zrobił spore pieniądze „uszcześliwiając” nas, a także inne kraje wschodniej Europy, zachodnią odzieżą używaną i teraz gdy ten biznes powoli się tutaj kończy, szybko uruchomił swoje przyczółki w Ghanie i jak twierdzi rokowania są wielce obiecujące, przy czym nie dotyczy to tylko używanej odzieży, ale wszystkich odpadów konsumpcyjnych! Jak to „ładnie” określił ów biznesmen, Afryka z racji bliskości położenia, obszarowej rozległości i cywilizacyjnego zacofania musi się stać śmietnikiem europejskich odpadów jeszcze jako tako użytkowych.
Jeżeli nie jest to odosobniony pomysł polskiego biznesmena-cwanika, a zwiastun ogólnej europejskiej strategii, to czarno widzę przyszłość tego naturalnie pięknego kontynentu…
Szanowny Gospodarzu,
dzięki za komentarz do moich wpisów.
Z pewnością ma Pan rację, piętnując szereg wad tego systemu, zwanego (bardzo) potocznie komunizmem. Przepraszam, jeżeli oczekiwałem od Pana nieco opamiętanie w tej krucjacie. Ale (być może niechcący) ładnie napisał Pan o dostępnych powszechnie, bo groszowych, co lepszych pozycjach literatury światowej. To chyba dobrze, gdy prawie każdy ma dostęp do TAKICH wzorców. W tym strasznym komunistycznym piekle, szalejącym dookoła. Może w ten sposób ludzie stali się choć trochę lepsi. Oczywiście ci, którzy nie pogardzili kiepskim papierem. I takimi perełkami, jakie tworzył za głębokiej komuny m. in. pan Przybora: „Na ulicy Dawniej Wedla, …”
Fakt, iż właśnie Polska ruszyła się skutecznie w KLD potwierdza jedynie starą prawdę, iż protestują ci, którym jest lepiej niż innym z tej samej klatki.
Chyba już nie doczekam opamiętania rodaków w świętej krucjacie niszczenia wszystkiego, co nie własne. Choćby nie wiem jak było dobre. Strasznym jest bóg polskich katolików, skoro szerzy taką zajadłość i nienawiść. Mam nadzieję, że krzyż nie upodobni się do swastyki.
Pozdrawiam zza gór i rzek
Qba
Panie Redaktorze,
odwoływanie się do cen książek na aukcjach w internecie w kontekście porównania do sytuacji z lat pięćdziesiątych to jednak chyba lekkie nadużycie.
W latach pięćdziesiątych nikomu o internecie się nie śniło, tym bardziej w PRL-u. Gdyby internet istniał wówczas i był w PRL dostępny, wtedy moglibyśmy porównywać internetowe ceny książek z tamtych lat i obecne.
Co do reszty zgoda.
Ale nie zmienia to faktu, że w tamtych czasach można było kupić książki po 2,40 sztuka.
Sam kupowałem jako nastolatek.
SZANOWNY AUTORZE…
Pisze Pan: – minuteman – radzę wybrać się do którejkolwiek księgarni taniej książki.
Dziękuję!!! Bez takich hojnie rozdawanych rad człowiek zginąłby jak Diderotowy pan bez swego Kubusia. Tą wskazówką szczególnie zaskarbił Pan sobie moją dozgonną wdzięczność. Być może zakłada Pan [z tym że sąd ten miałby wtedy wątpliwą wartość], że – tak jak Pan i ja – cała polska czytająca populacja mieszka w Warszawie lub innym zbliżonym wielkością mieście, do taniej księgarni ma – góra dwa przystanki tramwajowe w okolice Świętokrzyskiej, a znaczenie ma dla niej tylko klasyka wydawana na eleganckim papierze – najlepiej czerpanym aż do wyczerpania, bo wtedy ładnie prezentuje się na półce.
Także Pański pogląd, że dzieło drukowane na marnym papierze ma mniejszą silę rażenia [i może jako takie być niekiedy zagrożeniem dla władzy] od tego samego na papierze luksusowym, jest w równym stopniu celny i błyskotliwy. Tanie – marne graficznie i toporne introligatorsko dzieła Stalina były więc w przeszłości mniej groźne od lśniących lakierem doskonalych graficznie i luksusowych „papierowo„wydań Mein Kampf. Nędzne graficznie i podłe materiałowo pierwsze krajowe `Zapiski oficera Armii Czerwonej` Sergiusza Piaseckiego [przywoływane tutaj przez jednego z dyskutantów] miały mniejszą siłę przebicia niż wysmakowane estetycznie dzieła JP II, które zapewne będą rozchwytywane przez żądnych wiedzy uczniów gimnazjów… Jeżeli Pan ma rację – a ma ją Pan zapewne – tak będzie…
To wszystko – łącznie z Pańskimi radami – to jednak błahostka wobec w istocie prawdziwych słów o systemie, który był „… ściśle podporządkowany interesom władzy politycznej, a przez to głęboko wypaczał stan wiedzy i obraz kultury narodowej i światowej„. Czy wobec tego ma Pan odwagę twierdzić, że obecny nie jest podporządkowany? Nie wypacza? Nie fałszuje? Nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych? Czy twierdzi Pan, że klarykalizację, ksenofobię, antyeuropejską zaściankowość Naród propaguje sam dla siebie we własnym imieniu i bez udziału tzw. ludzi pióra – koniunkturalistów lub oportunistow także przemilczających rózne aspekty obecnej rzeczywistości? I że to wszystko dzieje się bez błogosławieństwa aktualnie i pobożnie nam panujących władz?
Pozdrawiam z drugiego brzegu tej samej rzeki. Tylko ten Pański jest okropnie „lewy„ nie w politycznym i geograficzno-hydrograficznym bynajmniej znaczeniu.
Wydaje mi się, że pewne analogie do Ligii Narodów można dziś znajdować. Choćby dlatego, że Rzesza z LN udało się wystąpić, na fali acjonalistycznej propagandy (w roku 1933).
Afryka Polsce, Afryka światu.
Jestem Afrykańczykiem, dumny ze swego pochodzenia i w dodatku szczęśliwym ojcem prześlicznego 3 letniego synka imieniem Amani, czyli pokój wewnętrzny.
Polsce zawdzięczam swoje wyższe wykształcenie, uczulenie ipso odporność na przejaw ksenofobii – mógłbym tu pisać rasizm, lecz nie uznaje tego określenia, gdyż naukowo nie ma sensu bytu.
Fakty naukowe stwierdzają zgodnie, iż wszyscy pochodzimy z Afryki!
Przyjechałem do Polski w październiku 1992 roku, przez ten mój legalny pobyt poznałem polską kulturę, historię, polubiłem polską kuchnię ( zwłaszcza bigos ), doznałem słowiańską gościnność oraz wrogość, nienawiść, niestety.
Scripta manet, verba volant dlatego zdecydowałem się napisać swoje przemyślenia na temat pierworzędnej roli, jaką Afryka odgrywa ( odegrała ) dla całej naszej ludzkości.
Podjąłem taką decyzję m. in. Po przeczytaniu na jednym z polskich portali internetowych taki oto komentarz:
” Mieszkam w Afryce i wiele zaobserwowałam. Są pewne prawdy, których nie zmienimy. Prawdą jest, że wśród czarnych jest wielu wspaniałych, mądrych ( inteligentnych ), pełnych miłości do drugiego człowieka osób. Prawdą też jest, że tacy to mniejszość. Prawdą widoczną i zbadaną też jest, że czarnoskórzy są mniej inteligentni ( nigdy nic dla świata nie wymyślili ), nie potrafią się sami nawet wyżywić, leczyć chorób, nie wymyślili żadnych technologii ułatwiających życie, wszystko zapożyczyli od białego człowieka, do dziś są na poziomie plemiennym. Gdyby nie biali ich kontynent nie rozwijałby się. Problem w tym czy to komuś przeszkadza i jak na to zareaguje.” Sic!
W Polsce roi się niestety od tego typu przemyśleń, przemówień…nawet wśród szanownych eurodeputowanych z naukowym tytułem profesora!
To nic dziwnego, przecież na studiach nie słyszałem o takich jakże bardzo ważnych osobach jak Georges Washington Carter, Lloyd P. Ray, Alexander Miles of Duluth, John L. Loove, Jerome B. Rhodes, John ? Steward, Garett A. Morgan, John V. Smith, Emigwaeli, C. A. Diop itd. itp.
Afrykańskie porzekadło brzmi: Kiedy plujesz w górę pamiętaj, że twoja ślina spadnie ci na twarzy!
Niektórzy niestety o tym zapomnieli i przez ponad 400 lat prowadzili monolog myśląc zapewne, że posiadają monopol naprawdę toteż pisali i nauczali historię według własnego punktu widzenia, czyli nieobiektywnie.
Zapomnieli jednak o tym, że Prawda jest jedna i prędzej czy później wychodzi na jaw wbrew wszystkiemu i wszystkim. Nie można Prawdy zmonopolizować zwłaszcza teraz, kiedy media stały się niezależne, liberalne…teraz, gdy wiedza jest dostępna dla wszystkich dzięki m.in. sieci.
Dziękuje Bogu, że doczekałem się tego momentu, kiedy ta wiecznie stłumiona, deptana, niewygodna dla niektórych Prawda wychodzi małymi, ale jakże pewnymi krokami na jaw.
Obowiązkiem każdego rodzica, człowieka jest rzetelne przekazanie swemu dziecku ipso następnemu pokoleniu Prawdy, czyli takiej pochodzącej ze sprawdzonych źródeł…takiej opartej na niezbitych naukowych argumentach.
Toteż przekazuję ukochanemu synkowi Amani to, co udało mi się do tej pory odnaleźć.
Prawdą jest, że Afryka dała światu wszystko.
Nie może być inaczej, przecież Afryka jest kolebką ludzkości, naszą Mamą!
Przez wieki wmawiano nam, że Afryka to kontynent ludzi mniej inteligentnych…wpajano nam, że Afryka niczego nie wniosła do cywilizacji ludzkości…
Tymczasem nauka dziś ujawnia całkowicie odmienne oblicze; dzięki genetyce dowiadujemy się, że nasz wspólny przodek, Adam wszystkich 6,5 miliarda ludzi na świecie pochodzi z Afryki -Etiopia, Czad, Kenia, RPA – dzięki archeologii dowiadujemy się, że 70 tys. lat temu przedstawiciele plemienia San ( Botswana ) już opanowali ogień oraz posiadali umiejętności abstrakcyjnego myślenia, używali symboli, złożyli ofiary, przeprowadzali obrzędy jednym słowem oprócz potrzeb fizycznych zaczęli zaspokajać potrzeby duchowe.
Nie mogli tego wszystkiego dokonać nie używając ” języka ” jako środek komunikacji.
Właśnie język – dla wtajemniczonych mutacja genu FOXP2 – jest wyznacznikiem posiadania umysłu zdolnego do symbolicznego myślenia inaczej mówiąc wyznacznikiem współczesnych zachowań człowieka.
Wśród obecnie żyjących naczelnych tylko człowiek ma specyficzną mutację genu FOXP2, pozwalającą na posługiwanie się mową!
Dzięki archeologii dowiadujemy się, że najstarsza biżuteria świata czyli 41 przedziurawionych muszelek należących do ślimaka Nassarius Kraussianus datowanych kilkoma metodami wykazało niezbicie, że paciorki te mają aż 75 tys. lat!
Owe paciorki oraz inne artefakty m.in. świetne kościane narzędzia i pokryte ochrą płytki z nacięciami znaleziono w jaskini Blombos ( RPA ) przez międzynarodową grupę naukowców pod kierownictwem Christophera Henshilwooda.
Afryka Polsce, Afryka światu…
Pisząc o Afryce pamiętajmy o tym, żeby to robić z należytym szacunkiem; zresztą, które dziecko źle pisze o swojej Mamie?
Pozdrawiam…Paul RUNIGA
minuteman:
rozciagnijmy rozwazania o pisarstwie i czytelnictwie na calosc kultury polskiej.
Mozna przyjac, ze panowanie – jak piszesz: „..aktualnie i pobożnie nam panujących władz” to raczej okres epizodyczny w ciaglosci kultury polskiej, a w zwiazku z tym ze szkody wyrzadzane obecnie to sa bardziej zadrapania powierzchowne i skaleczenia niz glebokie, zaropiale rany czy amputacje ?
Byc moze trzeba wierzyc, ze kaczyzm i ich „rewolucja moralna” jednak przemina jak zly sen, a kultura polska byla i jest na tyle silna, zeby nie zostac bezpowrotnie lub przynajmniej na dlugi czas stlamszona przez obecny koszmar ?
Bo jesli tak nie jest, jesli rzeczywiscie nad kultura polska więdnie za sprawa opisanych przez Ciebie smiertelnych niemal zagorzen i plag przyniesionych przez obecna formacje polityczna i ideologiczna, to byc moze gleba z ktorej polska kultura wyrasta (czyli jej jej odbiorcy i tworcy) jest miernej jakosci i nie zapewnia kulturze nalezytych warunkow do przetrwania nawet najgorszych zamachow na nia ? Innymi slowy: czy wzmiankowana poprzednio mocarstwowosc kulturalna Polski jest takim samym mitem, jak kazdy inny ? A skoro tak mialoby byc, to kogo winic za ow stan rzeczy ? Ostatnie 18 lat otwarcia na swiat czy poprzedzajace to otwarcie z gora piecdziesiecioletnie zapuszkowanie ?
Pozdrowienia,
Jacobsky
Szanowny Redaktorze !
Czytam Pana ze zrozumieniem i wlasnie dlatego nie zgadzam sie z tezami Szanownego Redaktora. Oczywiscie, gdyby taktyka anschlussu sie powiodla z II RP tak jak powiodla sie z krajami, ktore byly obiektem niemieckiej agresji dyplomatycznej przed rokiem 1939 byc moze Grossdeutschland tez roslby droga nie-militarna. Oczywiscie do chwili nieuchronnego zderzenia z interesami Zwiazku Radzieckiego. Wspominajac Lige Narodow mialem na mysli to, ze istnialo wtedy forum dyskutowania spornych problemow miedzynarodowych, dla tych oczywiscie, ktorzy woleli mielic jezykami zamiast realizowac swoje zamierzenia w przestrzeni rzeczywistych dzialan. Hitler mial wszelkie przeslanki, by przypuszczac ze panstwa Europy Zachodniej beda popierac jego dzialania skierowane przeciwko Rosji Radzieckiej i ze przymkna chetnie oko na oczyszczenie Europy z elementu semickiego, ktorego kraje europejskie mialy dosyc powszechnie dosyc. Zreszta po uplywie pierwszej fazy agresji wszystkie kraje Europy Zachodniej (Belgia, Holandia, Francja, Dania, Norwegia) wystawily swoje wlasne dywizje SS , ktore walczyly wraz z Niemcami na froncie wschodnim a lokalne wladze w pelni wspolpracowaly z Gestapo i SS w oczyszczaniu kraju z populacji nie-aryjskiej. Gdyby zreszta nieprzemyslane wypowiedzenie wojny przez Anglie po agresji na Polske to i tam byly duze szanse na powstanie rzadu pro-nazistowskiego.
Jacobsky… Dziękuję za rzeczowe podejście do problemu – rzadkość na tym blogu. Myślę, że sam sobie Pan na dwa ostatnie pytania odpowiedział. – I jedno i drugie. Ani to osiemnastoletnie otwarcie nie jest wielostronne, jest bowiem coraz bardziej prawo- i kleroskrętne, ani owo „zapuszkowanie„ nie było nigdy szczelne. Niech Pan spyta naszego Gospodarza – gdzie i kiedy bywał wtedy? I na szczęście – nie On jeden. POZDRAWIAM
Gdy 5 października 1983 roku postawiłem nogę na Czarnym Lądzie, dokładniej w północno-zachodnim zakątku Nigerii, byłem przygotowany na wiele. Na 45-cio stopniowe upały, na brak cywilizacyjnych udogodnień, na prymityw infrstruktury, na groźbę chorób: malarii, ameby, na słabą organizację, korupcję, powolny tryb życia. To co zobaczyłem często przerosło jednak moje oczekiwania. Nie potrafiłem sobie wyobrazić feudalnych stosunków, ogromnych różnic w poziomie życie, właściwie życia na poły zwierzęcego, w chatach z gliny, na ziemi pokrytej co najwyżej cienką matą z trawy. Z miejsca gdzie pracowałem, a było to ?szkoła wyższa?, do najbliższego telefonu było 300 km. Przygotowanie jedzenia zabierało mi kilka godzin dziennie, dezynfekowanie warzyw i owoców bez skóry, gotowanie i filtrowanie wody, gotowanie twardej jak kamień wołowiny. Życie było ubogie w zewnętrzne efekty własnej wytwórczości, toczyło się wkoło czynności najprostszych i odpoczywania po nich. Było to życie spokojne, takie jak wiedli ludzie tysiące lat przed nami.
Jedno tylko było groźne, zagrażające życiu. Napady rabunkowe nie były częste. Najgroźniejsze były waśnie między Afrykanami. Kiedyś wybuchła rebelia fanatyków sekty muzułmańskiej, podobno zginęło tysiąc ludzi. Wokół żyli muzułmanie z plemion Hausa i Fulani, ale także przybysze z południa kraju: Yoruba i Ibo. Ci ostatni tworzyli trzon Biafry. Plemiona żyły w konfrontacji. Nigeria, kraj zamożny zasilany petrodolarami ma najwyższą stopę życiowo w tym rejonie. Jest potęgą polityczną, niby stabilną wewnętrznie, ale rozdartą konfliktami plemion i wszechobecną korupcją, oraz kradzieża z kasy państwowej na ogromną skalę. Jeden z Ibo, doktor z amerykańskiego uniwersytetu, tłumaczył mi na czym polega walka plemienna – ?to wojna demograficzna, im więcej będzie nas, tym większą będziemy mieli władzę?. Sam miał 5-cioro dzieci. Oczywiście, im więcej dzieci, tym biedniej im się żyje.
Oczywiście afrykańskie ?tajemnice?, fakty i obserwacje można przedstawiać w różnym świetle i odcieniu. Niemniej gospodarcze statystyki nie są pomyślne dla Afryki. Ląd jest trudny, ale piękny. Mieszkańcy jednak mają przed sobą długą drogę do stabilizacji i jakiego takiego dobrobytu.
Panie Adamie,
tak się złożyło, że od kilku miesięcy staram się nieco bliżej poznać Afrykę (na razie czysto teoretycznie 🙂 )
i zastanowił mnie Pana optymizm co do przyszłości tego kontynentu. Bo zdaje się, że już w latach 60 – gdy cały świat ekscytował się Afryką – wielu wierzyło, że nadciąga nowe pokolenie, właśnie wykształconych na Zachodzie, energicznych i nowoczesnych socjalistów-wizjonerów. Przepaść między rzeczywistością a tamtymi wizjami mrozi jednak krew w żyłach… Często się zastanawiam, skąd się w Afryce bierze taki opór materii, co powoduje, że nie udało się chyba więcej niż miało prawo się udać… I czy zachodnia kultura ma w tym jakiś podskórny udział, broniąc swojej dominacji… Nie wiem, czy to nowe pokolenie Afrykańczyków – jeśli się rzeczywiście wykrystalizuje ? ten opór pokona, zwłaszcza bez energii, jaką dawnych przywódców napędzały ideologiczne utopie.
Mówiąc o przyczynach problemów Afryki znawcy wspominają najczęściej o niezadośćuczynionych krzywdach za niewolnictwo i kolonizację, zmarnowaną szansę wolności, roszczeniową postawę wobec Zachodu. Nie mam pojęcia jak to wszystko odciska się w mentalności Afrykańczyków, wiem natomiast, że gdy teraz częściej myślę o problemach tych ludzi czasem trudno mi uwierzyć, że my Europejczycy – ze swoim marketingowym kreowaniem coraz to nowych potrzeb – żyjemy w tym samym czasie i że Gibraltar od wschodniej Afryki dzieli zaledwie 14 km. Nigdy nie zapomnę uczucia, gdy po raz pierwszy przeglądałam w Internecie ugandyjską gazetę…
Pisze Pan, że bohaterka tego programu w BBC mówiła o tak groźnych dla Afryki stereotypach. Coś podobnego mówił kiedyś w wywiadzie Bob Geldof, że największym błędem, jaki popełniamy jest postrzeganie Afryki jako całości: „Namawiam do inwestowania w Ghanie, która rzeczywiście wspaniale się rozwija, a na to słyszę odpowiedź: „O, nie, przecież w Zimbabwe jest niespokojnie”. To tak jakbym namawiał: „Niech pan inwestuje w Irlandii”, a pan mi powie: „Nie, nie, coś niedobrego dzieje się we Władywostoku”.
Zupełnie więc inaczej myślę o Afryce dziś niż jeszcze przed rokiem. Dla mnie wyzwalaczami wyobraźni był niezawodny Ryszard Kapuściński (z jego nadzwyczajnym respektem wobec afrykańskiego społeczeństwa i afrykańskiej przyrody), artykuły Wojciecha Jagielskiego, fotografie, a ostatnio dokument o abisyńskiej kawie na Planete Doc Review, czy porażająca twarz Whitakera w roli Amina. No i cóż, zdaje się, że dopiero teraz ten kontynent dla mnie nabrał swoich żywiołowych barw i dopiero teraz mogę choć trochę próbować go rozumieć.
Serdecznie pozdrawiam