Czy Unia Europejska przetrwa do 2084 r.?

To o wiele ważniejsze niż czy będą przedterminowe wybory i kiedy ojciec Rydzyk pojedzie na misję na Filipiny. Napływają lepsze wieści: polska ekipa na rozmowy pod przewodem Portugalii nie chce umierać za ,,kompromis z Joaniny”. Może ktoś w MSZ i kancelariach braci K. przejrzał na oczy. Bo od tego, czy i w jakiej formie Unia przetrwa obecny bing bang i jego konsekwencje, zależyw dużym stopniu dobrostan Polski.

Mój ulubiony pisarz polityczny George Orwell napisał w 1947 r. felieton o przyszłości powojennej Europy. Podobała mu się idea ,,a United States of Europe” – Stanów Zjednoczonych Europy. Ale nie wierzył, że cokolwiek z tego będzie. Wyliczył wrogów idei jedności europejskiej: wrogo do niej nastawieni są Rosjanie, wrogo nastawieni są Amerykanie, wrogo nastawione są europejskie imperia, brytyjskie i francuskie, a czwartym wrogiem jest Kościół Katolicki.

Jakże się mylił. Amerykanie pomogli planem Marshalla postawić wolną Europę na nogi, a tym samym stworzyć fundament pod przyszłą współpracę. Do dziś – można dyskutować, na ile szczerze – Ameryka deklaruje poparcie dla integracji Europy, włącznie z wpuszczeniem do klubu Turków, nawet pod rządami islamistów Erdogana. Imperia poszły na śmietnik historii, Francja okazała się motorem integracji, Anglia zapukała do wrót Europy w latach 70. i choć do dziś eurosceptycyzm ma się tam dobrze, to jednak nie dominuje, a pani Thatcher poprzestała na waleniu torebką niczym Chruszczow butem w ONZ.

Kościół? Ojcami założycielami wspólnoty europejskiej byli głównie chadecy i socjalista Spaak, lewica była znacznie podejrzliwsza niż politycy związani z Kościołem. Kościół, pierwsza i największa w historii instytucja globalna, szybko zrozumiał, że jednocząca się w imię pokoju i współpracy Europa mu nie zagraża. Błędna prognoza Orwella to dobra nauczka dla wszelkich futurologów. Zwłaszcza kiedy umiemy uczyć się na błędach. Zagrożenia nie były wyssane z palca, Orwell nie mógł tylko przewidzieć tempa i skali powojennych zmian. Gdyby historia toczyła się wolniej i leniwiej, jego proroctwa mogły się ziścić.

Zresztą i dziś, 60 lat później, do ,,USE” daleko, a nastroje w Unii w ogóle takie sobie co do przyszłości. Tym bardziej Polska i cała ,,nowa Europa” nie powinna przykładać ręki do demontażu ,,europejskiego marzenia”, szczególnie, że Polacy są dziś najbardziej pro-europejskim narodem na kontynencie. Bracia K. wykazaliby się prawdziwym zdrowym wyczuciem mas, gdyby wreszcie dostrzegli, że młodsze i średnie pokolenie chce więcej a nie mniej Europy.

A wykazaliby się dodatkowo dojrzałością i mądrością mężów stanu, gdyby przestali powtarzać frazesy o suwerenności, niepodległości i interesach narodowych. Odkąd Polska weszła do NATO i Unii, zgodziła się na ograniczenie suwerenności w zamian za większe bezpieczeństwo i większe możliwości rozwoju niż gdyby działała solo.

A zresztą niepodległość i suwerenność nie są wartościami absolutnymi, wszystko zależy do czego się je wykorzystuje. Najbardziej krwawą wojnę w dziejach wywołała suwerenna, niepodległa i kierująca się swoimi interesami narodowymi III Rzesza Hitlera. Gdyby wtedy istniały jakieś instytucje typu Wspólnoty Europejskiej, być może nie doszłoby do tragedii,albo miałaby ona mniejsze rozmiary. Niepodległości należy strzec i należy jej bronić, ale dobrowolne częściowe podzielenie się nią z innymi – tak jak dzieje się to w Unii – nie jest sprzeczne z interesami narodu i państwa, jeśli ma demokratyczną legitymację.

PS. Co do meritum dwóch zażartych dyskusji pod tym blogiem. W sprawie TR odradzałbym ferowanie szybkich sądów na zasadzie ,,a nie mówiłem”. Powtarzam: po listach Centrum Wiesenthala i katolików ,,otwartych”  jesteśmy w innym punkcie. Ciąg dalszy nastąpi. W sprawie książek i dostępu do dóbr kultury w PRL. Nike i inne serie wydawnicze nie zmieniają istoty systemu. Polegała ona na odcinaniu obywateli od tego, co naprawdę istotne: od pełnej i niefałszowanej wiedzy o polityce, ideach i historii. Klasycy literatury światowej w groszowych wydaniach, a cóż to kogo obchodzi. Ale jaki jest stan socjologii, politologii, nauki prawa, badań historii, zwłaszcza najnowszej – tego czytelnik PRL w zasadzie dowiedzieć się nie mógł, co czyniło z nas społeczeństwo zepchnięte na margines, zapóźnione intelektualnie, a skutki tego odczuwamy do dziś.