Zakazane dzieci kwiaty
Ulica Johna Lennona może być, Dzieci Kwiatów -nie. Lennon się trzyma, bo pochodzi sprzed IV RP. Absurdy Polski 2007 – te lżejsze, ale też dokuczliwe. Wiceminister oświaty Orzechowski (LPR) bajdurzy w TV o masowych roszczeniach niemieckich na Warmii i Mazurach – dopuszczenie do władzy skrajnie szkodliwej a w istocie niszowej LPR pozostaje dla mnie największym grzechem politycznym PiS – a kilka minut potem leci materiał o radnych i mieszkańcach pewnej warszawskiej dzielnicy, którzy nie chcą się zgozić, by jedną z uliczek nazwano ulicą Dzieci Kwiatów.
Jestem stronniczy. W liceum i na studiach sympatyzowałem z hipisami. Choćby na złość szarzyźnie gumułkowszczyzny, jak słusznie mówił wczoraj były hipis Jerzy Illg, dziś szef prestiżowego katolickiego wydawnictwa ZNAK. Potem mi odbiło w drugę stronę i brechtałem w stylu dzisiejszego młokosa z PiS, że przecież taka nazwa ulicy to akceptacja pewnej ,,kontrowersyjnej” subkultury. Otrzeźwienie przyszło, kiedy przeczyałem przed laty w Rzeczpospolitej wściekle prawicową rozprawę z kontrkulturą pióra córki samego profesora Kołakowskiego.
Punktem wyjścia jest analiza Imagine Lennona. To tyle samo warte co nazizm i komunzim – wywodzi Agnieszka Kołakowska. Mój Boże, pomyślałem, co czuje jej ojciec? On, którego wspaniały tekst Jak być liberalno-konserwatywnym socjalistą był mi przez lata ideową busolą. Lennon dziedzicem Marksa, Lenina i Stalina? Hm, co by nie powiedzieć złego o wygłupach i lewackich bredniach, o ćpunach i mansonistach, po kontrkulturze zostanie w historii kulturalnej i społecznej Zachodu więcej niż po realnym socjalizmie. Wolę zachować jakieś poczucie proporcji.
Co mnie uderza, to anachroniczność ludzi, którzy rządzą dziś Polską. Wydają ideologiczne wojny fantomom sprzed lat, bez sensu, bez dystansu, bez poczucia humoru, ale za to z arogancką pewnością siebie. Może to i sarmatyzm, też ostatnio przywracany do łask, ale na pewno nie Europa.
Komentarze
Co czuje jej ojciec czytajac te duby smalone? Rozczulenie: moze niezbyt rozgarnieta, ale jedyna corka.
Redaktorze, stary graf von Bismarck miał rację – kto za młodu nie był socjalistą, na starość będzie świnią. Dlatego bardziej lubię wspominać, jak w latach 60. strugało się gitary czy przelutowywało stare ruskie radia na wzmacniacze, albo pierwszy prawdziwy koncert rockowy (The Animals w grudniu 65) na którym byłem niż to, co w tym czasie działo się w polityce, zresztą to też jest temat z kategorii „co się stało z naszą klasą”. Przynajmiej do połowy studiów miałem mocno lewackie poglądy, zresztą do teraz mam wrażenie, że i wloska i niemiecka chadecja demonizowała ugrupowania lewackie, żeby łatwiej wziąć za mordę społeczeństwo, tak jak to teraz chce zrobić PiS z LPR. Zbliżając się do 60. nie widzę powodu aby odcinać się od poglądów rodziców jak Agnieszka Kołakowska czy Paweł Śpiewak – mój Ojciec przed wojną był w KZMP i Bundzie, po wojnie w PPS i bez entuzjazmu, raczej z troski o rodzine w PZPR, brat ojca uciekł z domu, żeby walczyć w Hiszpanii, skończyło się internowaniem w Francji. Tyle wspomnień przed rozpoczęciem weekendu, jak będzie pogoda, to odśpiewamy w Pana intencji przy grillu i piwie „Why me Lord” Kristofersonna. Pozdrowienia
Dla młodych ludzi ta nazwa z niczym się nie kojarzy.. cała sprawa chyba dotyczy ludzi starszych, którym brakuje już wiatraków, z którymi mogliby walczyć.
Krótko mówiąc głupotami się zajmują, a nie tym co powinni.
>Olek51 godz.09:40
Olku!Świetnie napisane!Muszę Ci jednak powiedzieć,że sam się zdemaskowałeś.Aż strach pomyśleć co na ten temat powie Bobola?
a.j
Heleno i Gospodarzu
Z calym ogromnym respektem dla Kołakowskiego, ale …
kazdy byl kiedys mlody.
Chyba ze Pannica juz dorosla?
Mój Boże, pomyślałem, co czuje jej ojciec? … zapewne mysli sobie, dzieki Boze za smierc.
Mam nadzieje, ze po nastepnych wyborach ten koszmar sie skonczy bo nie moge sie pogodzic z tym, ze Polacy sa wlasnie „tacy”, ze sa nudna, zawistna, fantaycza trzeciorzednoscia wsrod narodow europy.
Panie Redaktorze,
i znów to samo: „dopuszczenie do władzy skrajnie szkodliwej a w istocie niszowej LPR pozostaje dla mnie największym grzechem politycznym PiS – a kilka minut potem leci materiał o radnych i mieszkańcach pewnej warszawskiej dzielnicy, którzy nie chcą się zgozić, by jedną z uliczek nazwano ulicą Dzieci Kwiatów.”
I jeszcze: „Co mnie uderza, to anachroniczność ludzi, którzy rządzą dziś Polską.”
Panie Redaktorze, problemem nie jest ani LPR, ani PiS, ani ludzie, którzy rządzą dziś Polską. A już na pewno nie „mieszkańcy, którzy nie chcą się zgodzić . . .” Mają prawo.
Problemem absolutnie podstawowym jest to, że ŻADEN Z MIESZKAŃCÓW, KTÓRZY WYSTĄPILI O NADANIE ICH ULICY NAZWY „DZIECI KWIATÓW” NIE ZGODZIŁ SIĘ WYSTĄPIĆ PRZED KAMERAMI, ANI NAWET ZEZWOLIĆ NA PRZEKAZANIE SWEGO PROTESTU POD NAZWISKIEM. BA, ŻADEN NIE ZAPROTESTOWAŁ FORMALNIE. Tylko „przecieki” do mediów.
Dopóki nie zrozumiemy, że za wolność się płaci, że nikt jej za darmo nie rozdaje, dopóty nawet zniknięcie z powierzchni ziemi PiS-ów, LPR-ów, Dulskich i innych niczego nie zmieni. Wygrywa ten, kto się nie boi, przegrywa ogarnięty strachem.
Panie Adamie!
Ileż można by trąbić, że „może to i sarmatyzm, też ostatnio przywracany do łask, ale na pewno nie Europa”?
Chciałbym kiedyś przeczytać rzetelną rozprawę pod kątem socjologicznym, która „rozpracowała by” pobudki, którymi kierują sie obecnie nam panujący. Strach przed odtrąceniem, marginalizacją, zapomnieniem? Obawa, że polska młodzież w świetle wstąpienia do Unii wprowadzi ferment w społeczeństwie, lub dalszy tegoż procesu postęp? Czy to walka o Kościół i jego pozycję w Polsce? Czy nieudolna próba zaszczepienia „właściwej moralności”? Ja po prostu nie mogę zrozumieć dlaczego tak bardzo próbuje się Polskę od tej wspólnoty krajów Europy odizolować. Spektakl trwa i będzie trwał. A my będziemy pytać, czy przeciwstawiać się?
Często takie „absurdalne” posunięcia władzy to po prostu dym. Zrobimy historię o jakiś symbol, w gruncie rzeczy zupełnie nieistotną, i cichutko odbierzemy np emerytury byłym żołnierzom z Brygad Międzynarodowych.
Pozdrowienia
grzes
A ja Panie Adamie, jako facet który przed laty sympatyzował z hipisami i w gruncie rzeczy zachował w sercu dawny luz i abnegację, nie mam ochoty by jacyś radni nadawali ulicom nazwę „Dzieci kwiatów”. Wolę zachować doskonałe wspomnienia z tych lat tylko dla siebie i nie mam zamiaru upodabniać się do jakiś płaczliwych dziadków użerających się o nazwy ulic, pomniki i ordery. Nie mam ochoty na starość wpychać się w nie swoje buty. Zostawmy ulice kombatantom i religijnym fanatykom. Co do mojego poczucia wolności mogą mieć pryszczaci prawicowcy, zakompleksiałe córki dawnych dysydentów albo tępi radni? Nic Panie Adamie! Dobrze Pan wie przecież, że poczucie wolności nosi się w sobie. A tak szczerze to nazwy ulic mi wiszą. Czasem tylko bywa to zabawne jak w przypadku Johna Lennona. John musi patrząc z zaświatów na IV RP i swoją w niej ulicę świetnie się bawić – jak na niezłym haju.
Pozdrawiam
Do Andrzeja.Jerzego:
Dzięki za dobre słowo. Życiorys, rodziców i poglądy się po prostu ma. Chyba zgodzisz się, że facet w moim wieku, który boi się, że to co mówi może się komuś nie podobać to naprawdę nieporozumienie.
Z sympatyczniejszych wspomnień, dziećmi – kwiatami na przełomie lat 60. 70. była Kora Jackowska, Marek Jackowski grał wtedy w „Anawa” Grechuty a potem w Osjanie, był zafascynowany Indiami, nie pił alkoholu i był wegetarianinem, ciekawe czy wytrwał w tym stanie do dziś. Pozdrowienia.
Fantomiarze u wladzy mozna by rzec,jedyne lekartswo na nich to wybory.
A z drugiej strony to my Polacy po czesci tacy jestesmy jak ta wladza, nie wszyscy ale ta czesc ktora sie z nimi utozsamia.
Nowe pokolenie ktore nadchodzi odesle ich do lamusa historii,bo swiat pedzi do przodu a my ciagle pod Grunwaldem.
Dla niektorych ludzi nie znajacychtematu rock to muzyka prymitywnych nierobow, ktorym w glowie tylko sex&drugs&rock’n’roll.
Obiektywnie trzeba przyznac, ze wielu muzykow rockowych nie odbiega daleko od takiego wizerunku.
Tylko- co z tego?
Czy nie ma idiotow czy ludzi ograniczonych wsrod aktorow, muzykow klasycznych, malarzy, pisarzy, nauczycieli, biznesmenow czy ksiezy?
Oceniajac rock jako zjawisko nalezy widziec calosc.
A ta to rowniez zespoly nie tylko na wysokim poziomie artstycznym, ale tez w swoim dzialaniu wychodzace szeroka poza swiat nie tylko rocka ale w ogole kultury.
Nie wspomne juz o takich banalach jak wplyw rocka na swiat mody, reklamy, inspirowanie innych czesci kultury ( prozy, poezji, filmu, teatru).
Ale tez ogromny wplyw rocka na zjawiska zwiazane z tolerancja, prawami kobiet, sprawy spoleczne, dostrzeganie problemow ekologii.
Obawiam sie, ze jedno slowo rzucone ze sceny czy zaspiewane na plycie przez Micheala Stipe’a z REM, Bono, Eda Veddera z Pearl Jam, Boba Dylana, Jima Morrisona czy Johna Lennona mialo wiekszy ( juz z litosci nie beda juz wartosciowal) wplyw na ludzkosc niz bilans calej dzialalnosci Giertycha, Leppera czy innego Wierzejskiego, a nawet Busha, Reagana czy inego Rumsfelda.
Jak ktos napisal- kto nie byl socjalista za mldou ten bedzie swinia- sparafrazuje nieco i powiem, ze kogo swoja muzyka i przekazem skazil wspomniany Dylan, Geldof, henry Rollnis, Jelo Biafra i dziesoatki innych- ten juz nigdy nie bedzie takim samym czlowiekiem.
Oczywiscie istnieja wyjatki, takie jak Pospieszalski czy Kuchcinski, ale i oni w glebi duszy mysle jednak roznia sie od wrogow rocka.
Ale wiekszosc- jak widac po przykladzie p Redaktora ( nie chce sie przylizywac, stwierdzam fakt) tych, ktorzy mieli romans ze swiatem rocka, hippisowania, punkowania czy grungowania- to o wiele bardziej swiadom, samodzielnie myslacyi i otwarci ludzie.
Tej prawdy nikt nie zamaze, a moze ta prawda wlasnie boli- bo samodzielnie myslacy i krytyczni nie sa dzis w cenie.
taka jest prawda i tego
->Olek51 z 9:40 – to nie Bismarck powiedział „kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią”, to Georges Clemanceau.
pozdrawiam, T.
Ludzie w Polsce to naprawdę nie mają pomysłu, jak spędzać ciekawie i pożytecznie czas, więc kłócą się o byle co. Zajęliby się jakimś pożytecznym hobby, wspólnie uprzątnęli skwer, naprawili huśtawkę dla dzieci, pograli w siatkówkę.
Zacznijmy naprawianie świata od siebie i swojej okolicy, a nie od remontu historii cywilizacji zachodniej.
Tak juz to jest, ze dla osob pewnego rodzaju pojecia takie jak Bog, Honor, Ojczyzna sa anachronizmami a przestepstwa popelnione wobec narodu sa oni gotowi traktowac jako dobry kawal. Nie ma w tym nic specjalnie nowego. Swego czasu Wieszcz pisal:
„Ach, ja pamietam czasy, kiedy do Ojczyzny
Pierwszy raz zawitala moda francuszczyzny!,
Gdy raptem paniczyki mlode z cudzych krajow
Wtargneli do nas horda gorsza od Nogajow,
Przesladujac w Ojczyznie Boga, przodkow wiare,
Prawa i obyczaje nawet suknie stare.
Zalosnie bylo widziec wyzolklych mlokosow,
Gadajacych przez nosy a czesto bez nosow,
Opatrzonych w broszurki i w rozne gazety,
Gloszacych nowe wiary, prawa, toalety,
Miala nad umyslami wielka moc ta tluszcza;
Bo Pan Bog, kiedy kare na narod przypuszcza,
Odbiera naprzod rozum od obywateli…”
A.M. Pan Tadeusz , Ks. I
Nihil novi sub sole!
A ja trochę z innej beczki. Sam jestem cząstką dawnego ruchu, który w gruncie rzeczy odmienił świat. Ale ja o nazwach ulic.
Czy rzeczywiście nazwanie ulicy „Dzieci – kwiatów” jest najszczęśliwsze? W sądzie pytają: „Proszę podać adres”. i głupio. Tak samo jak „Misia wędrowniczka”, „Kubusia pacynki” czy „Wilka i wiewiórki”. Świat w ogóle się dzieli na styl amerykański (skrzyżowanie V Alei z 42 ulicą) i angielski – ulica pomaranczowej pomaranczy z kapustą. Jestem raczej przeciwnikiem tego typu nazw, nie wszystkim muszą się one podobać. I nic to nie ma do sympatii, jaką czuję do ruchu. Lennon to jest chociażby wspaniała postać z Bitelsów, to jest inna bajka.
Obydwie strony trochę postępują według tych samych żelaznych reguł. W Lublinie jest ul. Męczenników Majdanka, jest przy niej Polmozbyt Hondy, Urząd Dozoru Technicznego, Biuro Doradztwa Technicznego. Takie nazwy powinny być tylko przy pomnikach i placach, przy których nie ma adresów jak Rondo Zesłańców Syberyjskich w Warszawie. Ale już nie parki. Mówi chłopak do dziewczyny – Pójdziemy dziś do parku? A którego? Może do Parku im. Ofiar Terroru Stalinowskiego?
Wojtek z Przytoka ma rację: Dzieci Kwiaty są za dobre na na nazwę ulicy.
(EX)Dzieci Kwiaty Wszystkich Krajów Łaczcie się! (Chociaż od czasu do czasu w jakiejs sprawie.)
Szanowny Panie Redaktorze!
Myślę sobie, że John Lennon może być, bo Ci, co tak się angażują w zmienianie ulic, wychwycili 5 lat od 1975 roku do 1980, kiedy był zaangażowany w domowe pielesze.:) Gdzieś tam dorwali jakiś plik z pieczeniem chleba i tyle.
Zgadzam się, mogę sobie to wyobrazić, że Lennon patrzy z góry i śmieje się z tych wszystkich pomników i ulic, które na Jego cześć się stawia. Pewnie to zakrawa na ironię, że zostawia się ulicę na cześć Człowieka, który śpiewał „Free As A Bird” czy „Working Class Hero”. To takie hasła, które mogą być „groźne”.
Co do usunięcia ul. Dzieci Kwiatów, to muszę przyznać, że tutaj akurat się bardzo dziwię. Przecież dzieci kwiaty propopulacyjne były. Może chodzi o strach, że na becikowym by się budżet państwa wyłożył? Kto wie. 😉
Myślę sobie też, że samo zmienianie ulic nie jest czymś negatywnym, jeśli dotyczy komunistycznej symboliki. Szkoda jednak, że robi się to prawie 20 lat po tym, jak się ustrój zmienił. Teraz to tylko przynosi ubytek w portfelu obywateli i niesie za sobą podejrzenie jakiegoś prawicowego spisku. Był na to czas, szkoda że wtedy nie w pełni wykorzystany.
Pozdrawiam serdecznie.
Prawie jak w anegdocie o rowerach na Placu Czerwonym w Moskwie. Nie Bismarck tylko Clemeceau, nie świnią, tylko porządnym człowiekiem nie będzie na stare latea ten, kto za młodu nie był socjalistą. Poza tym wszystko się zgadza.
Szanowny Gospodarzu !
Muszę dołączyć do wspomnień – też fascynowały mnie „tamte klimaty”, zwłaszcza uczęszcając w końcu lat 60-tych do pokrytego patyną I LO im. J.Słowackiego w Przemyślu – Pan Redaktor wie dlaczego tak piszę – (do liceum chodziłe, tam 3 lata, klasę maturalną robiłem już we wrocławskiej słynnej „piątce”). Pamiętam jak w tamtych latach zawital do Przemyśla, typowego galicyjskiego miasteczka powiatowego, o typowo drobnomieszczańskich tradycjach i atmosferze wyjętej „z Pani Dulskiej” – Cz.Niemen & Akwarele. W Domu Kultury był koncert, ale wcześniej „Czesiu” przechadzal się po głównym deptaku Przemyśła – chyba o ile pamiętam to była ul.Franciszkańska (?) w różowych spodniach i chyba równie jaskrawej (czy nie błękitnej ?) bluzce czy koszuli. Wzbudził szok miejscowego estabilishmentu i elity – zarówno rządzącej ówczesnym miastem jak i „elity” mentalnej…..Kawiarnie i nauczyciele w szkołach mieli przed czym przestrzegać i pietnować „odmieńców”.
Wydaje mi się że nasz kraj nie zostal przeorany – chodzi o świadomość społeczną i wymiar kulturowy – dość dokładnie przez taką rewolucję jaką zrobił na Zachodzie rock (najszerzej pojęty – jako zjawisko społeczne, kulturowe, cywlizacyjne etc.). I chodzi zarówno o moralność, etykę, modę, spojrzenie na życie i stosunek do niego. A nade wszystko wstrząsnął autorytetami – które przestaly być niezmienne, niewzruszone, jako opoka i „trwałość”. Z tamtego czasu – oprócz miłości do tego rozdaju muzyki (np. jeszcze teraz z 15-toletnim synem potrafię pojechać na koncert do Chorzowa na Stadion Śląski na Iron Maiden, Mettalicę czy teraz Red Hot Chili Peppers) – utrwaliło się we mnie poczucie wielości tzw. „autorytetów” i ich „wybiórczości” (co dziś jest aksjomatem jutro nim może już nie być, kto jest autorytetem w dziedzinie nauki, nie musi wcale być nim w etyce czy postępowaniu życiowym – słynny spór między Kotarbińskim a Ajdukiewiczem poznałem póóźniej, ale wteduy to-to już chyba czułem). Ta wybiórczość dotyczy zarówno przestrzeni i sfer jak i osób.
I jeszcze jedno – ten aspekt wtedy wyczuwałem intuicyjnie, dopiero studia filozoficzne i T.Kotrabiński uzmysłowiły mi , że „trzeba podważyć wszystko co się da podwazyć, żeby wiedzieć czego podważyć się nie da”. Natomiast studia przyrodnicze potwierdzily tylko to, iż jesteśmy czlonkami jednego gatunku, jednej rodziny i jesteśmy odpowiedzialni za Ziemię.
Wszelkie kultury, religie, cywilizacje, teorie i sądy są przemijające. Robiąc „podyplomówkę” z religioznawstwa i etyki patrząc na historię wszystkich wierzeń brzmiały mi zawsze w uszach słowa piosenki B.Dylana o wietrze i przemijaniu, a także porywający i głeboko refleksyjny „The End” Doorsów.
Tak, Olku 51 – jak mówią w Galicji: „to byli czasy”, ale jako sąsiad (dzisiejszy, z Wrocławia mam blizej do Pragi niż Warszawy czy Krakowa – ukłony dla Pana Adama) braci Czechow dodaję zaraz: „to se uż ne wrati”.
I może rację ma Wojtek z Przytoka aby dać spokój „dzieciom kwiatom” bo ci współcześni „gomułkowie” i tak tego nie rozumieją (ich mentalność nie odbiega zbytnio od siermiężnej choć poczciwej koniec końcem świadomości Tow.Wiesława – tych dzisiejszych „Wiesławów” też charakteryzuje paternalizm, tradycjonalizm, bezrefleksja i upór).
Pozdrawiam wszystkich „rówieśników” – zarówno „wiekowych” jak i w gustach muzycznych podobnych do moich. Pozdro.
PS I/ Panie Redaktorze – czy jest Pan fanem Jethro Tull (mało chyba kto zna tę „skupinę”), kiedyś otarłem sie o Pana przy wejściu na ich koncert w katowickim spodku ? Ich najwswpanialszy lon-play (tak to się wtedy mówilo) to chyba „Stand up” ? Miałem go jako analog – co to była za gratka…..Andersson & comp. po otwarciu okładki „wstawali” – w formie szopki !
II/ Kto pamięta taki zespół jak Almann Brothers Band ? Albo Free ? (zwłaszcza tę drugą grupę słucham do dziś namiętnie)
Wodnik
Jaki ten świat maleńki.Jak Przemyśl.
„Dzieci Kwiaty”?
Ich sympatyków spotykałeś codziennie na Franciszkańskiej. Ze mnie, to nie ważne, ale to może z toba zderzyłem sie na trotuarze przed „środmiejska”, śpieszyłem sie do Kiby, po wypiekane przez całą dobę świeże kajzerki. Niechcący wytrąciłem Licealiscie lody, ktore kupił był w maleńkiej ormiańskiej jeszcze wtedy lodziarni.Przeprosiłem. Teraz jeszcze raz przepraszam.
Kiedy pomagałem Tobie(?) oczyszczać „oblodzone” spodnie, kątem oka widziałem Bronia Wildsteina (kontrkulturysta znamienity). Stał kudłaty po przeciwnej stronie ulicy i gapił się ku Władyczu, na pomnik Swierczewskiego, w który to pomnik, rzucało sie noca kamienie by sprawdzić ze w środku jest pusty.
Nie wiedzieliśmy że gdzieś tam, w komyszach miasteczka, dorasta świeży absolwent podstawówki, przyszły hipis, Marek Kuchciński, tak ,ten od PIS.
Ulica Dzieci Kwiatow będzie, jak nie w zapyziałej warszawskiej dzielnicy to w Przemyślu.
BRONKU i MARKU! Pomożecie?!!!.
@WODNIK53 :
Jethro Tull , Yes, Tangerine Dream, Klaus Schulze, Ash Ra Tempel, Gila, Harmonia, The Can, Popol Voh, Amon Düül, … i reszta Krautrocka , Pink Floyd, Rolling Stones, Free, Cream, Genesis, naturalnie the Doors, Jefferson Airplane, Bob Dylan, Patti Smith, Jas Gotowka, Thin Lizzy, King Krimson, Roxy Music, Supertramp, Renaissance, Leonard Cohen, Dead Can Dance ….. 🙂
Pozdrawiam,
Dante
Zgadzam się całkowicie z Torlinem. Oprócz wszystkich innych aspektów istnieje jeszcze aspekt praktyczny nazewnictwa ulic. Jest w Warszawie taki hotel (wizytówka z jednego z portali turystycznych):
Orbis Hotel Vera
Bitwy Warszawskiej 1920 St. 16
Warsaw 02366
Poland
Założę się, że wielu cudzoziemców szuka numeru 1920 na ulicy o trudnej do wymówienia nazwie „Bitwy Warszawskiej”.
Często zmiany nazw prowadzą do pojawienia się nazw potocznych, ośmieszających szczytne zamierzenia władz miejskich. Na przykład nazwę „Rondo Babka” zmieniono na „Rondo Zgrupowania AK ‚Radosław'” i teraz wiele osób mówi, że jedzie na Rondo Babki Radosława. Podobnie zmiana patrona ulicy z Juliana Marchlewskiego na Jana Pawła II doprowadziła do powstania zbitki „spotkajmy się na Jana Pawła Marchlewskiego”.
Pod adresem http://free.polbox.pl/a/anitom/Nazwulic.html można znaleźć inne ciekawostki na temat nazewnictwa warszawskich ulic – na przykład nazwy o rekordowej długości.
Oles, 29,06,godz. 15,09,
ale dałeś „czadu”.
Twoja fascynacja rock’n rollem jest bardzo sympatyczna, ale wnioski chyba przesadzone. Moją fascynacją jest stary jazz (dixie-land,swing i jak L. Tyrmand – nie posunąłem się poza Modern Jazz Quartet i Dave Bubecka’a w tej fascynacji ). Chodzi mi o to, że każdy czas ma swoją muzykę. Muzyką mojego czasu ( młodości ) był jazz, Twojego czasu: rock – ale znamienne, nie odwołujesz się do przykładów tzw. ojców rocka: Chuck’a Berry’ego, Fats’a Domino czy Jerry Lee Lewisa, za którymi z kolei ja przepadam, tak jak za starym jazzem.
Nie przesadzałbym z wpływem muzyki na losy świata. Każdy czas ma swoją muzykę. Każda muzyka ma swój czas.
To nie było polemicznie, raczej przyczynkowo.
PS. Kuchciński w swoim czasie był hippisem. Rock psychodeliczny nie powinien mu być obcy, o ile wie co to było (jest).
Jeśli chodzi o Dzieci Kwiaty – do których – to się już nie odstanie – się zaliczam – to może jest jeszcze za wcześnie aby im stawiać pomnik. Warto zawsze odczekać te 50 lat na odtajnienie dokumentów, prawda?
„Nie ufaj nikomu przed pięćdziesiątką!”
ps. jakże się cieszę że Pana spotykam. Ja jestem tym facetam, którego Pan spotkał kiedyś w warszawskiej synagodze i pomógł w akcji zamalowania antysemickich i innych anty napisów na płocie Ursusa.
jeszcze raz dziękuję!
zapomniałem się przedstawić:
http://chrzescijanskiblogjerzegostrausa.blox.pl/html
Nie dziwne, że dzieci-kwiaty nie za dobrze kojarzą się ludziom obecnej władzy. Wszak jeden z ważniejszych przekazów tamtego pokolenia to, sformułowane przez J. Lennona, „All You Need Is Love”.
PiS i LPR natomiast chołubiłyby artystów niosących przekaz taki jak np:
– All You Need Is God
– All You Need Is Punishment
– All You Need Is Fear
– All You Need Is Poland
– All You Need Is Us
Dante – u mnie to poszlo tak; Doors, Almann BB, Free, L.Zeppelin i ta reszta o ktorej pisałem wcześniej, a później: Sex Pistols, Damned, Motorhead, Iron Maiden, Mettalica, Accept, Pearl Jam, NIrvana czy System of Down (teraz)….
Tak to się dzieje – ale mam w miarę „młode dziecko” które mnie dokształca.
Z muzycznym pozdro….WODNIK
Edzio endecki – ja chyba jestemc trochę „z niżsezj (wiekowo) pólki” od ziebie. ALe jakl tak piszesz to pewnie żeśmy sie spotkali i może to ja byłem tym liceaklistą ktoremu wytrąciłeś lody ? Nie wiem. Do I LO im JS chadzałem w latach 67/68 – 69/70 – a czy pamiętasz (jak znasz te klimaty I LO) legendarnego prof. Hrycyka od niemieckiego ? Po nim mam jeszce to iz potrafię ocoś z mowy Goethego zrozumieć. A Kilianową od „ruskiego” ? Wyobraź sobie, iż potrafię jeszcze w tym języku „szprechać” dość dobrze. Ale to „se uz ne wrati”. Pozdro „chopie”……
Można sobie gaworzyć i wspominać. A ruch hippisowski to po prostu narkotyki, które przyniosły śmierć setkom tysięcy ludzi.
Znam to z autopsji. Nienawidzę pamięci o tamtych latach. Nic w kontrkulturze nie było – tylko dragi napełniające trumny młodymi ludżmi i portfele gangsterom.
Wstydzilibyście się tego rzewnego zawodzenia do „hippisizmu”
Muzyka i zapachy- niezastąpione „przenośniki w czasie”. Mój czas to jazz. Jeszcze ten zakazany, podobnie jak tango, foxtrot czy slowfox itp. W radiu królowały piosenki radzieckie, zresztą bardzo ładne muzycznie i polski folklor wraz z piosenkami o murarzach. A w domach piosenki z Powstania Warszawskiego, partyzanckie i stare, jeszcze z legionowych czasów, a nawet XIX-wieczne, patriotyczne piesni… Dziwne to były czasy, ale obok złych doświadczeń było wiele pięknych chwil. No i w końcu to była moja młodość – ten piękny czas.
Powiedzmy sobie szczerze, protesty radnych i nie tylko ich, dla ludzi z mojego pokolenia to nihil novi sub sole. W tamtych czasach zmieniano nazwy miast (Stalinogród), ulice, rózne instytucje imienia tego czy innego, nie mówiąc już o nazwach wiążących się z religią. I to podobieństwo wzbudza mój niepokój. Rewolucja w tamtych czasach działała bezwzględnie, a na jej czele stali ludzie niezbyt , jeżeli w ogóle, kompetentni, a już na pewno raczej samoucy i oczytani w literaturze propagandowej tudzież w dziełach Lenina i Stalina, z lekkim dotknięciem Marksa i Engelsa. Obecnie mamy sytuację nieco tylko inną. Przy władzy na różnych szczeblach demokratycznej władzy znaleźli się ludzie pozornie wykształceni. Pozornie, bo kompletnie nie znajacy historii, o niewyćwiczonej wyobraźni pozwalajacej przewidywać skutki swoich poczynań w perspektywie dalszej niż dwa lata. Są też oni tak partyjnie związani, że nawet nie próbują zdradzić się ze swoim poglądem, jeżeli nie jest on zgodny z oficjalną linię swojej formacji. Braki wiedzy nadrabiają krzykliwością i słowotokiem. Groźny ton jaki przyjmują zamyka usta innym. Doświadczenia niezbyt dalekiej przeszłości w parze z lękiem przed bezpodstawowymi oskarżeniami i to prawie o zbrodnie. Sprawy Kaczyński v. Kuroń, czy Wałęsa, to przecież przykłady przeznaczone do naśladowania, i są nasladowane.
Panie Redaktorze, może zamiast poważnych rozważań powinno się wyostrzyć pazury i zacząć pisać teksty satyryczne. Muszę się przyznać, że Pana teksty są pod tym i innym względami znakomite i mimo mego podeszłego wieku chciałabym sie tego od Pana nauczyć. Ot tak, dla samej siebie.
Serdecznie pozdrawiam.
Janie 52 – subiektywne odczucie obiektywnej rzeczywistości – pozdro i ….więcej przymróżenia „oka”.
Edwar Dana 1 przesyła Panu Redaktorowi i wszystkim blogowiczom serdeczne pozdrowienia i informuje, że wyjeżdża w długą podróż po Europie i będzie dopiero pod koniec sierpnia. Nie mógł sie połączyć z blogiem i dlatego ja go zastępuję.
Janku, rocznik 52. W hippizmie faktycznie sporo bylo narkotykow, ale ruch nie na narkotykach polegal. Zamieszkalam wtedy w Nowym Jorku, bylam na studiach i wielu moich kolegow bylo hippisami. Nie byli zadnymi narkomanami. Owszem, zdarzaly nam sie skrety z marijuany, ale raczej od wielkiego swieta, bo nie mielismy na to pieniedzy. Nie bylam hippiska – za konserwatywna obyczajowo! alas!? ale bedac aktorka teatralna obracalam sie caly czas w tych kregach. Wiec wiem. Wszyscy potem ladnie dorosli, obcieli wlosy, zaczeli sie ubierac tak jak wymagalo to biuro czy jakakolwiek inna praca, pozakladali rodziny, oddali na kiermasz w kosciele czy synagodze stojaczki na kadzidelka i robotki macrame, wyrzucili na smietnik lampy z pomalowanych butelek po frascati, i zyja sobie po Bozemu.. Niektorzy juz sa na emeryturze i przeprowadzili sie na Floryde. A ja nie przestalam zalowac, ze za slabo jakos uczestniczylam w rewolucji seksualnej i nie mialam tyle frajdy co inni.
So, sweetheart, lighten up.
Nikt mnie nie namówi na rzewne wspominki. Szczególnie „niedzielni hippiesi”. Ja byłem prawdziwym. I za wiele lat spędziłem wokół narkotyków i za wiele trupów widziałem żeby zapomnieć lub przebaczyć.
Logika, że ponieważ Ci co przeżyli mają się dobrze to wszystko było OK jest infantylna. Można to porównać do tezy, że ponieważ wielu weteranów wojennych ma się dobrze, to wojna jest OK.
Ja podzielam przesłanie Jacka Kaczmarskiego (też nałogowca-alkoholika) : „Tylko ofiary się nie mylą”.
Nie będzie z mojej strony żadnego „przymróżenia” czy „przymrużenia” wobec narkotycznej kontrkultury tamtych lat.
Sama Heleno piszesz, że sobie oglądałaś hippisów z zewnątrz. Ja odmiennie niż Ty byłem w samym środku tego smrodu (Polska, Zachodnia Europa, Izrael, USA).
To było wszystko naznaczone samounicestwieniem.
Niech dobry Bóg da radość wszystkim ofiarom tego draństwa.
Jan rocznik 52
To w znacznej czesci kontrkulturowcy byli pionierami pomocy dla uzleznionej mlodziezy w PL.
Moze to troche tak jak z rewizjonistami bylo?
Smutny z Ciebie facet Janie rocznik 52 – smutny i pompatyczny jak rasowy kombatant. Nie rób dramatu i heroicznej legendy ze swego bolesnego odlotu. Nikt Ci nie kazał być, jak piszesz, „w samym środku tego smrodu”. Nie wiem czego Ty nie chcesz zapomnieć i komu nie chcesz przebaczać. To śmieszne, mając pięćdziesiąt kilka lat tak emocjonalnie żyć przeszłością i twierdzić, że zostało się oszukanym. Przecież nie tylko kontrkultura ale całe życie jest naznaczone samounicestwieniem. Nagłe „nawrócenia”, w tym starych hipisów, są oznaką szamotaniny emocjonalnej wynikającej z niezrozumienia tego faktu. Nie wiem czy byłem „falszywym” hipisem, czy „prawdziwym” ale mam słodkie wspomnienia z tych czasów i poczucie wolności dające dystans do trującego syfu dookoła. A moich przyjaciół, najczęściej daleko stojących od tej ideologii i pozbawionych dystansu do życia dziesiątkują: stres, wóda jako podstawowa recepta na lęk, rak i wypadki samochodowe będące skutkiem stresu. No ale jedno mamy wspólne – niechęć do ulicy „Dzieci kwiatów”. Mój Boże – już widzę kombatantów ruchu hipis śpiewających na niej na baczność „Cmentarną aleję”. Smutny widok, czas by było umierać a jeszcze mam coś do zrobienia
Wojtku z Przytoka: A kto mówi, że jestem smutny i żyję przeszłością? Trafiłem na ten temat to się wypowiedziałem.
Po za tym mam doktorat, jestem prezesem dużej firmy i kilkanaście mln PLN w majątku.
Cieszę się, że wyszedłem z syfu ale pamiętam jak było i nie zmienię zdania.
Lex pisze:
ale dales ?czadu?.
Twoja fascynacja rock?n rollem jest bardzo sympatyczna, ale wnioski chyba przesadzone. (…)kazdy czas ma swoja muzyke. Muzyka mojego czasu ( mlodosci ) byl jazz, Twojego czasu: rock – ale znamienne, nie odwolujesz sie do przykladów tzw. ojców rocka(…)
Nie przesadzalbym z wplywem muzyki na losy swiata. (…)
Ja nie mialem na mysli „czystego rocka”, chodzilo mi o szersze zjawisko-uproaszczajac mowie Rock ale wymieniam i Dylana i Biafre.
Moglbym wymienic i jazzmanow ktorzy inspirowali bitnikow, a Ci inspirowali rock’roll.
Ale nie o to chodzi.
Chcialem zwrocic uwage na to, ze muzyka- jak ja nazwiemy- rockowa, rozrywkowa, to takze cos wiecej niz rozrywka czy nawet sztuka.
I ze cale to zjawisko bylo bardzo wazne i wplynelo na swiat.
Na sposob myslenia, postrzegania otoczenia, przyrody itp.
Oczywiscie nie bylo moim zamiarem lansowanie naiwnych tez, ze Live Aid moze ocalic Afryke.
Ale wplyw ideologii rocka- nie mozna go przecenic.
Taka jest moja subiektywna opinia.
p.s.a swoja droga to, ze Bono przyjeli na salonach m.in. George Bush, Bill Clinton, Bill Gates i w koncu Jan Pawel II o czyms swiadczy.
To dobrze Janie rocznik 52, że masz satysfakcję z życia. Tylko kto wie czy nie tamte doświadczenia dały Ci energię o której piszesz. Jak mawiają mądrzy ludzie: „Co nie zdoła zabić to wzmacnia”. Na mnie klęski życiowe i doły działają inspirująco, zwykle przerabiam je na osobiste sukcesy. Cieszę się, że trochę mylnie odczytałem Twój komentarz biorąc Cię za jakiegoś kolejnego apostoła moralności, trzeźwości, abstynencji itp, którymi – ku ludzkiej udręce – usłane jest ostatnio życie. Miła pomyłka i jeśli się czujesz urażony to przepraszam.
Pozdrawiam
Animowany obecnym tematem i nostalgia tamtych elektrycznych czasow poszedlem do ogrodka nazbierac swierzych zol i wieczorem sluchalismy z moja przyjacolka przy nich Experience Jimi Hendrixa na vinylu (180 gr. i pierwsze wydanie 🙂 ) i The Who.
Znowu sprawdzilo sie powiedzenie, ze jezeli czas jest tym, w ktorym sie spalamy to hippie dziewczyny sa ta ultymatywna straza pozarna i gdy zrobia sobie brainticket makijaz i wloza sukienke w sloneczniki to podroz do terra incognita jest gwarantowana.
Niech sobie gadaj „inni” co chca, dla mnie osobiscie to byly magiczne czasy, wspanialy tripp poza granice kondycjonowanej wyobrazni a
sceptykom proponuje poczytac Timothy Francis Leary, Stanislav Grof czy Fritjof Capra.
Wojtek z Przytoka: w porządku nie ma sprawy. Ja też nie lubię świętoszków i ludzi bez humoru.
Wiesz, w tej właśnie sprawie (kontrkultura) jestem nieprzejednany. Może tym się różnie od większości z Was z p. Szostkiewiczem na czele, że ja byłem naprawdę hardkorowiec a nie taki z doskoku co to wieczorem do mamy wracał. Ja byłem hippies do bólu: jak Hendrix czy Janis Joplin tylko bez talentu. Byłem w dragach prawie całe lata 70-e i cud że żyję. Zacząłem liczyć ofiary śmiertelne takie które dobrze znałem (nie licząc innych – dalszych znajomych). Po sześćdziesięciu straciłem rachubę.
To naprawdę był pogrom. Tego nie umiem pokryć puszczaniem sobie Jima Morrisona czy the Who.
Dla mnie to były czasy śmierci. Nienawidzę tych wspomnień. Ale cieszę się, że wy nie zagłębiliście się w hippizm tak głęboko.
A teraz walnę sobie piwko i obejrzę jakąś komedię.
Pieknie czytac o bylych hippie, ktorzy teraz zyja „jak Pan Bog przykazal” i maja przyzwoite konta (nawet wiadomo ile). Chetnie bym zobaczyl statystyke: ilu tak, a ilu skonczylo w grobie, w szpitalach, w rynsztoku, w kryminale i innych „symbolach zakazanego dobra”. Patrzylem na to i tu, i tam. Najwiecej pozytku mialy media i enterteiment business, bo tematow starczylo na zrobienie ciezkich pieniedzy. Z grubsza byly to dwie kategorie ludzi: domorosle filozofy i zlekka niepoczytalne panienki, a obok – zwykli mordercy, zlodzieje, pijacy i narkomani, degeneraci roznej masci, nieudacznicy i blazny. Blaznow najwiecej. Normalny chlopak czy dziewczyna tamtych czasow dbali o prace, wyksztalcenie i pare groszy. Nie mieli czasu na nocne brewerie i mieli resztki rozsadku zeby odstapic od narkotykow i demoralizacji. Tak wtedy, jak i teraz wyznawcy ruchu urabiali socjologiczne, moralne i polityczne teorie zeby zachowac twarz i dodac sobie godnosci. Odblokowal sie system tradycyjnych wartosci, media rozdely i „hulai dusza piekla nie ma”. Zaczal sie cyrk podgrzewany z estrady, na papierze i w pustych slowach. A „ubranka”, naturalnie wazne w tym wieku robily mode, a moda przyciagala sympatykow. Zbyt duzo bylo skrajnosci, aby ten ruch oceniac pozytywnie, lub chocby z sympatia, wtedy i teraz. Cale niezadowolenie z sytuacji politycznych i systemow wartosciowania wybuchlo, jak sie to zawsze zdarza, w sposob drastyczny, rewolucyjny. A kazda rewolucja ma to do siebie, ze przynosi zmiany kosztem wielu zmarnowanych ludzkich istnien. I dlatego zachwyty nad hippisami teraz wydaja sie byc nieco naiwne, czasem usprawiedliwiajace glupote, lub zwykla degeneracje. Bylo, przeszlo. A wnioski, nalepiej gdy sa wywazone.
Do Lexa:
Chucka Berry (czy on się odmienia?), Jerry Lee Lewisa czy Fatsa Domino to ja odkryłem znacznie później, bo to były gwiazdy pokolenia rock-and-rollowców, którzy ten gatunek odkryli tuż po 56 roku, a może wcześnej, a ja wtedy miałem circa 5 lat. Ja zacząłem od Beatlesów, potem byli The Animals i fascynacja bluesem, oczywiście The Rolling Stones, których nowych płyt nie cierpię, ale koncerty grają znakomite.
Olku,
jest oczywiste, że rock, a wcześniej jazz to nie tylko rodzaje (gatunki ?) muzyczne ale i cała obyczajowość, która wywarła i nadal wywiera wpływ na różne dziedziny naszego życia. Jazz, ponieważ to fascynacja moich równolatków=posuniętych w latach dziadków , teraz już mniejszy. A i możliwości słuchania tej muzyki były inne. Za moich lat jazzu szukało sie na stacji radiowej RIAS, i w audycjach Willisa Conovera z Głosu Ameryki. Pamięta to jeszcze ktoś. O Radiu Luxemburg wtedy nam się nie śniło.
Ale czy świat się „kręci” w rytm rock’n rolla ?
Czy wcześniej kręcił się w rytm jazzu ?
A może masz rację ?
Pardon,
miało być do Olesa, ale sądzę, że Olek 51 nie obrazi się za omyłkę.
Do starych rock’n roll’owców dołożyłbym jeszcze Little Richarda, który teraz bodajże został pastorem i śpiewa gospels.
Hej Jan 52 !
Może byś się przedstawił bo nabieram niezdrowych podejrzeń kto to wypisuje.
Dla mnie Ruch to przedewszystkim przyjaźń, ideologia, zabawa, muzyka i w ogóle sztuka, turystyka, religie wschodu, narkotyki różne też – nie powiem – ale nie na umór no i w końcu Jezus, który mnie z tego wszystkiego uratował. Byli tacy co nigdy nie ćpali. Z Jasiem „Zbuntowanym” z pod Dębów Wielkich pogadaj. On Cię pouczy którzy to byli PRAWDZIWI hipisi. Możemy o tych sprawach pogadać kiedyś na moim blogu, bo będę tam zamieszczał stopniowo swoją autobiografię, liczę wtedy na Twoje wpisy i innych oczywiście też.
http://chrzescijanskiblogjerzegostrausa.blox.pl/html
skype: straus07
straus007@wp.pl
Na razie!
Chłopy można odnieść wrażenie,że wpisywanie nazw kosztowało was tyle entuzjazmu co noszenie cegieł do domu z drewna. Nie na każdy temat trzeba rozmawiać. Akcentowanie „średniego entuzjazmu” jest kompletnie kabotyńskie! 🙂
do G. Okona:
To, że ty sam nie jesteś zdolny do wiary w jakiekolwiek ideały nie znaczy, że dotyczy to każdego innego człowieka. Oczywiście: praca, wykształcenie, parę groszy. Potem spłodzić kilkoro dzieciaków, udawać przed sąsiadami, że wychowuje je się porządnie. Szczerzyć się do tych, których się nienawidzi, ale są potrzebni, wykorzystywać słabszych, a na koniec mieć szczere wyrzuty sumienia. Pokonać je z łatwością, nażreć się po pogrzebie ciotki, wykonywać jakąś poważną robotę nie pozbawioną prestiżu, potem umrzeć i zostać zakopanym pod jakimś kiczowatym kawałkiem płyty. Przeżywać różne skomplikowane i żałosne konflikty wewnętrzne w trakcie tego uroczego życia. Skupić się na najważniejszym: mieć pracę, wykształcenie i parę groszy, Od czasu do czasu pobredzić coś o tradycyjnych wartościach czy przemijaniu.
Oni chcieli czegoś więcej. Nie mówię, że im wyszło. Próbuję tylko powiedzieć, że przynajmniej podnieśli wzrok wyżej, gdzieś ponad to g**** i jakby na to nie patrzeć, w pewien sposób zmienili świat. Można się ich czepiać, walić w nich mądrymi tekstami o narkotykach, braku odpowiedzialności itp., popisywać się własnym ograniczeniem. Ja uważam, że ul. im. Dzieci kwiatów byłaby piękna