Trump agentem KGB?

Po próbie upokorzenia prezydenta Zełenskiego przez Trumpa i Vance’a w Białym Domu wraca pytanie, czy Ukraina, a my razem z nią, się obroni przed Rosją. Pokazówkę w Gabinecie Owalnym oglądał cały świat, w tym Putin. Widział to samo, co my wszyscy: Ameryka nie chce być liderem wolnego świata, przechodzi na stronę wrogów demokracji i otwartego społeczeństwa. Rolę Ameryki musi przejąć wolna demokratyczna Europa. Po horrendalnym potraktowaniu prezydenta walczącej Ukrainy przez pieklących się gospodarzy Starmer, Macron, Merz, Tusk, Kaja Kallas, Costa mogli tylko wyrazić solidarność z besztanym Zełenskim.

Wraca też pytanie, które stawiamy sobie w Polsce nie od dzisiaj. To tytułowe: czy Trump nie chodzi na pasku Kremla? Ale teraz – jakby wyczuwając, co się święci – postawił je wpływowy polityczny serwis internetowy The Hill. Reklamuje się sloganem, że czyta go więcej ludzi w Białym Domu i więcej parlamentarzystów, niż jakikolwiek inny portal tego rodzaju. Assessing new allegations that Trump was recruited by the KGB.

Autor tekstu, profesor uniwersytecki, syn powojennych imigrantów ukraińskich, ekspert od Ukrainy i Rosji, powołuje się na trzech byłych agentów KGB, którzy twierdzą, że Donalda Trumpa w latach osiemdziesiątych podczas jego pierwszego pobytu w upadającym ZSSR zwerbowało KGB.

Trzej byli oficerowie mieszkają w różnych krajach i w różnych momentach podjęli ten sensacyjny temat. Profesor Motyl tylko referuje, nie spieszy się z konkluzją. Szuka słabych punktów w argumentach funkcjonariuszy. Bierze pod uwagę niskie motywy, np. chęć zaistnienia w mediach, albo płatne zlecenie od ich obecnych mocodawców, oczywiście okrytych tajemnicą. Mogliby nimi być na przykład funkcjonariusze niezadowoleni z polityki Putina. Albo ktokolwiek niezadowolony z polityki Trumpa.

W służbach rosyjskich, tak samo jak w amerykańskich, z pewnością są takie osoby. Służby są przecież po to, by rządzący mieli rzetelną wiedzę o każdej ważnej dla nich sprawie, lepszą niż najbardziej ,,śledcze” media. Lecz bywa, że jakiś agent dochodzi do frustrującego wniosku, że jego szpiegowska harówka im się do niczego nie przydaje. Wtedy może się zrodzić frustracja i chęć pomsty.

Jak jest z przypadkiem Trumpa, podkreślmy hipotetycznym? Autor tnie ,,brzytwą Ockhama”: nie mnóżmy bytów ponad potrzebę, nie szukajmy dowodu, jeśli mamy go przed oczami. Tym dowodem może być to, że Trump wyraźnie nie przepada za Europą, NATO i Ukrainą, za to admiruje Putina i jego autorytarne rządy. Czyli pasuje do ideologicznego profilu lojalnego funkcjonariusza służby rosyjskich.

A jak mogły Donalda skaptować? Ano klasycznie: podstawiając mu agentkę, ,,pracownicę seksualną”, albo wrabiając w ostrą popijawę z rosyjskim biznespartnerem (Trump chciał budować luksusowy hotel w Moskwie). Motyl zna takie historie od swych znajomych z Rosji. A my je znamy z niezliczonych seriali i filmów szpiegowskich. Szpiegiem zostaje się zwykle z wyboru albo pod szantażem.

Krótki tekst i bardzo ostrożny, ale nie przejdzie bez echa. Ekipa Trumpa pewno go zignoruje albo zdementuje. To też klasyka: oskarżenia bez dowodów, które przyjmie sąd niezależny od władzy politycznej, są przez oskarżanych totalnie lekceważone albo on sami broniąc się, oskarżają ,,sygnalistów”. A w sprawie rzekomej rekrutacji Trumpa takich dowodów byli agenci nie przedstawiają, choćby dlatego, że wiedzą na przykładzie Skripała czy Litwinienki, jak to się może skończyć.

Jednak wizja prezydenta USA zwerbowanego przez KGB, a dziś ogłaszającego reset w stosunkach z Rosją pod nadzorem jego przyjaciela Putina, przebija seriale sensacyjne, bo dotyczy świata realnego i realnej polityki. W kręgach zwykłych amerykańskich trumpistów czerwona MAGA baseballówka może spaść temu i owemu z głowy. A cóż dopiero minitrumpom na polskiej prawicy.