Profeto: dwa tysiące dowodów
Jest akt oskarżenia w sprawie fundacji Profeto.pl. Prokuratura skierowała go do Sądu Okręgowego w Warszawie. Liczy blisko 400 stron, dotyczy sześciu osób, w tym prezesa fundacji ks. Olszewskiego. To przykład nadużyć, bezprawnych wyłudzeń, zorganizowanych działań przestępczych. Prokuratura ma na to 2 tys. dowodów, przedstawiła oskarżonym łącznie 15 zarzutów.
Głośną sprawę Profeto sprokurowali ludzie byłego ministra Ziobry. Narzędziem przestępstwa był resortowy Fundusz Sprawiedliwości. Wystarczyło być ambitnym i obrotnym księdzem katolickim, by dostać grube miliony na gruszki na wierzbie. Wygląda na to, że głównym celem beneficjentów było stworzenie nowego imperium medialnego à la imperium Rydzyka. Pretekstem i podkładką było niesienie pomocy ofiarom przemocy. Gdy sprawa zaczęła zdradzać prawdziwe oblicze, a ks. Olszewski trafił do aresztu, pisowska opozycja wszczęła raban pod hasłem „murem za ks. Michałem”.
To stały refren pisowskich mobilizacji elektoratu przeciw rządowi Tuska: murem za Kamińskim i Wąsikiem, murem za Romanowskim, murem za pisowskimi mediami, murem za każdym człowiekiem obozu Kaczyńskiego, który ma być sądzony za złamanie prawa w czasach, gdy u władzy była tzw. zjednoczona prawica. Podejrzanych lub oskarżonych przedstawiają jako ofiary politycznych prześladowań. Nie tylko w propagandzie skierowanej do swego elektoratu, ale też w Parlamencie Europejskim. Zasłaniają się prawem i konstytucją, choć gdy rządzili, łamali je wielokrotnie. Najchętniej zasłaniają się orzeczeniami instytucji, które sami stworzyli bądź nadal je jeszcze kontrolują.
Słowem: prawem jest dla nich tylko to, które im pasuje, innego nie uznają. Wielokrotnie obiecywali, że zakończą wojnę polsko-polską, ale rozumieją przez to powrót do władzy. To samo obiecuje ich kandydat na prezydenta. Wojna, którą sami wywołali i dzięki której doszli do władzy osiem lat temu, jest w istocie ich metodą walki politycznej. Atakują wszystkie plany i działania koalicji rządzącej pod nikczemnymi hasłami, których celem jest tylko jedno: dyskredytacja i obalenie władzy. Mają w tym poparcie wielu biskupów i znacznej części kleru. Ignorują głos licznych katolików, którzy nie chcą Kościoła pisowskiego, tylko powszechnego.
Fundusz Sprawiedliwości działał pod nadzorem Zbigniewa Ziobry. Były minister nie chce odpowiedzieć na pytania sejmowej komisji badającej sprawę Pegasusa. Urządził hecę, by komisję kolejny raz zignorować. Komisja wniosła do sądu o aresztowanie byłego ministra niesprawiedliwości. Słusznie. Ziobro dostrzegł, że grunt usuwa mu się spod nóg. Będzie odgrywał kolejną ofiarę Tuska i „bodnarowców”, ale już się szykuje, by czmychnąć, jak Romanowski, za granicę. A to potwierdza, że boi się konfrontacji z prawdą o Pegasusie i nadużyciach w Funduszu Sprawiedliwości. Jego kpiny i buta to poza na użytek prawicowej gawiedzi.
Sprawa Funduszu to czarna plama na jego osobistym koncie i na koncie Kaczyńskiego jako jego politycznego sponsora. Poniekąd podręcznikowy przykład państwa pisowskiego w działaniu. Dlatego tak zaciekle PiS atakuje tę komisję i próbuje ją delegitymizować. A jednocześnie trzyma w tej „nieistniejącej” i „nielegalnej” komisji swych przedstawicieli. Mają być oczami i uszami Kaczyńskiego i utrudniać jej działania, a potem opowiadać, że do niczego się nie nadaje. W rzeczywistości pętla się zaciska. A komisja ma w tym zasługę.