Fakir patrzy na komputer
Jak cybertechnologia wpłynie na religię? Czytam w necie o Indiach, ziemi hinduizmu i buddyzmu, religiach starszych od chrześcijaństwa. Oto w Madrasie tamtejsze japiszony (yuppies) są tak zapracowane w branży informatycznej a zarazem wciąż przywiązane do tradycji, że mają problem: jak znaleźć czas na wypełnienie stosownych religijnych obrzędów na przykład związanych z małżeństwem? Jak znaleźć czas na pielgrzymkę od świątyni do świątyni, składanie ofiar itd? Założyli internetowe biuro usług. Zgłaszam, że mam takie a takie religijne obowiązki do wypełnienia, a biuro szuka kapłanów, ktorzy je w moim imieniu wypełnią jak każe hinduizm. Oczywiście za opłatą.
Młodzi ludzie uważają, że tylko taka przyszłość może czekać dziś ich czcigodną religię. Musi reagować na tempo zmian, jakim ulegają obyczaje i zwyczaje pokolenia gospodarczego cudu Indii. Ludzie chcą, żeby wszystko działo się szybko, żeby nie marnować niepotrzebnie czasu, religii z tego nie wyłączają. Gotowi są przestrzegać jej nakazów, ale w zamian oczekują szybkich gratyfikacji. Nie ma to wiele wspólnego z klasyczną postawą religijną, która jest wręcz odwrotnością takiego podejścia, ale co z tego – faktow współczesnej socjologii i psychologii to nie zmienia.
Co by na to powiedział Mircea Eliade, jeden z największych zachodnich znawców religii i kultury Indii? A może by się wcale nie obruszył? Sam pisał kiedyś, że chrześcijanin współczesny, czy się to komu podoba czy nie, nie cofnie się już nigdy do epoki, kiedy autorytet religii i instytucji religijnych nie podlegał dyskusji. Madraskie biuro usług religijnych jest ciekawym sygnałem, że podobny proces zaczyna się w kulturze uważanej dotąd za dość niepodatną na zmiany. Hinduizm wciąż kojarzy się ze średniowieczem: fakirzy, jogini, kasty, niezrozumiałe ceremonie, sanskryt jeszcze bardziej martwy niż łacina. A tu proszę: informatycy tchnęli nowe życie w tę skamielinę.
W islamie komputer też ma coraz większe znaczenie, niestety także jako narzędzie indoktrynacji, rekrutacji i propagandy dżihadu, a nie jakichś reformatorskich pomysłów, zbliżających zapracowane młode pokolenie do praktyk religijnych. A w chrześcijaństwie? Trudno dziś sobie wyobrazić w krajach takich jak Polska spowiedź przez internet, ale za kilkanaście lat? To fascynujące, jak potoczą się losy różnych religii w najbliższym stuleciu. Czy islam doczeka się swego Marcina Lutra? Czy Benedykt XVI zamknie epokę soborowego otwarcia na świat? Czy buddyzm rzeczywiście wyprze chrześcijaństwo z serc i umysłów zachodniej inteligencji, jak ostrzegał przed`laty Ratzinger? Zwykle bywa jeszcze inaczej niż się spodziewamy i przewidujemy, ale jak? Bo że za sto lat Kościół rzymski i inne wielkie wspólnoty religijne będą wyglądały tak, jak dziś – przy obecnym tempie historii jest niemożliwe.
Komentarze
Uff, jak powiedzial by Winnetu, zwolnil nas wreszcie Gospodarz z zalow po Radku, Bartosiu i Obirku. Bog z nimi i im pomoze, jesli sami pomoga sobie.
Ciekawe pytania stawia Gospodarz.
Moze „naprawde” jest tak, ze narzedzie, srodek produkcji
i sposob w jaki produkt sie wykonuje, wplywa na nadbudowe?
Nowoczena praca zmienia religijnosc hinduisty.
Az sie przerazilem pytania – toz to mroki marksizmu.
Z jednej strony mus metafizyczny z drugiej strony koniecznosc pracy.
Czyzby Opus Dei w swym poszukiwaniu świętości w pracy i zwykłych czynnosciach dnia codziennego moglo byc propozycja dla hinduistycznych japiszonow?
Czemu nie?
Do Indii przecie tak blisko, to przysiolek w w naszej globalnej wiosce Macluhanowo.Moze wlasnie w tej chwili jakis kaplan Sziwy czyta strone pralatury personalnej Swietego Krzyza i oswaja pomysl Escrivá na swoj uzytek.
Ale z drugiej strony: czy ten hinduistyczny kaplan bedzie dzialal przeciw swojemu ekonomicznemu interesowi,bo jesli jego obrzedy nie sa konieczne, to ktory japiszon da mu jesc?
A moze jednak byt nie okresla calkowicie swiadomosci
„kaplana Sziwy”? Jesli nie , to pytanie o „baze i nadbudowe” nie wydaje sie strasznym.
Mamy mszę via TV. Sądzę, że i via Internet doczekamy się. Przed spowiedzią ta drogą autorytety bronią się, jak kiedyś przed przyjęciem do wiadomości wiedzy o kulistości Ziemi… Tylko co z `tacą`? A mówiąc poważnie – w Polsce są już próby odbywania pielgrzymek `zastępczych`. Nie mogę – wynajmuję [za opłata] zakonnika. Fakt odbywania pielgrzymek przez policjantów [czy w zastępstwie za przestępców – nie wiem…] także przed kilku laty dziwił…
O, to już mam pomysł na biznes…
Kto się nie dostosuje, ten wypadnie z gry. Dotyczy to też i religii i papież chyba o tym wie. Ale historia kołem się toczy, więc raz na górze, raz na dole… A teraz jeszcze wszystko ze wszystkim zacznie się mieszać.
Ale nie powieedziałbym, że hinduizm jest mniej podatny na zmiany niż religie monoteistyczne. To chyba tylko takie nasze wyobrażenie. Może ono było i czasowo słuszne – gdy ta religia, wraz ze swoją cywilizacją, została zepchnięta do drugiego obiegu i swiadomie przez zachód stłamszona. Jednak w warunkach „wolnorynkowych” politeizmy bedą pewnie znacznie bardziej plastyczne.
właśnie, wreszcie pisze Pan w charakterystycznych dla pana klimatach 🙂
Co do Europy, nastanie tu buddyzmu jest raczej wątpliwe. Już prędzej islam…
Nie wypowiadam się – jestem niewierzący. Ale czytający blog Pana Adama.
a każdy nas , niezależnie od wyznawanej religii zmierza na do jednego celu, na: http://wirtualnycmentarz.pl/
Komputer i buddyzm, hinduizm czy inna „stara” religia – moze to tylko problem dla nas, chrzescijan? W buddyzmie modlitwy odprawia za ciebie wiatr, albo mlynek modlitewny ktorym pokrecisz. Kiedy juz wejdzie do tradycji modlenie sie komputerem, to byc moze w ogole nic sie w tych religiach nie zmieni… Po prostu nowy sposob odprawiania rytualu.
W tych „starych”religiach, jak i w judaizmie, wazne jest dokonanie pewnej czynnosci, a nie jest wazne jak sie jej dokonuje. Czy modlisz sie myslac o tym, czy innym, to niczego nie zmienia. Tylko w chrzescijanstwie najwazniejsza jest intencja. Handel niewolnikami, mordowanie indian, przymykanie oka na obozy koncentracyjne, moga byc w porzadku albo nie. Wszystko zalezy od intencji. Komputer, telefon czy maszyna parowa moga duzo zmienic, poniewaz moga udowodnic, ze intencje danej osoby byly takie albo inne, podczas kiedy wczesniej nie bylo to mozliwe.
Zgadzam się z Zygmuntm Drugim.
Wystarczy włączyć TV i już mamy Msze św. (bodajże o 7 rano w niedziele), apel jasnogórski na TV Trwam, rozmowy o religii w radio.
Bodajże w USA były juz nie propozycje spowiedzi przez internet ale nawet taowe się odbywały. czy w Polsce trzeba czekać kilkanaście lat? Wątpie, uważam że sonda przeprowadzona wśród młodzieży szkół średnich czy może gimnazjum przyniosła by akurat odwrotne wyniki.
Skoro intrernet łaczy ludzi teraz a wiara łączyła dawniej to może czas połaczyć stare i nowe.
A co do narzedzia dżihadu, to myslę, że nie bez powodu wszystkie oświadczenia Osamy pojawiały się w internecie. Rynek globalny nawet tylko ten wirtualny pozostaje jednak rynkiem globalnym.
W kocu to Nasz Papież pokazał jak być medialnym. Można się z Jego sposobem bycia zgadzać lub nie, ale takie czasy a internet to tylko kolejny krok.
A więc czekamy na meila „spowiedz@kuria.pl” a na razie do kościoła.
Z religii kpić jest tak łatwo, że aż to wszystko robi sie mało śmieszne i w dodatku w złym guście. Pan Szostkiewicz uganiający się za religijnymi „nowinkami” i sensacyjkami ze wszystkiego potrafi zrobić kabarecik w stylu Olgi Lipińskiej i daremnie oszukuje w ten sposób swój metafizyczny niepokój tudzież swoich czytelników. Religia może być taka czy inna, gorsza albo zła ale życie bez niej jest życiem zmarnowanym.
Zamyśliłam się…
Urodzona tuż przed wojną, miałam dzieciństwo tylko z książką i bajkami czytanymi i opowiadanymi do poduszki. Książeczka, którą czytała mi mama w latach wojny była starannie wydana, z pięknymi, kolorowymi ilustracjami i miała dwie dziuru na przestrzał… od kul. Pamiętam jej tytuł; „Opanu Niedżwiedzińskim – czyli jak wędrował miś przez lody do Afryki po przygody” Książeczka prowadziła mnie przez cały globus. Do dziś pamiętam prawie cały tekst – niestety, nie zapamiętałam autora. Książeczka zaginęła w drodze do socjalizmu.
Za mojego życia zaczęły latać samoloty odrzutowe, człowiek wylądował na księżycu, od liczydeł przeszliśmy do kalkulatorów i komputerów, znikły płyty winylowe (czarne), zapomnieliśmy, co to jest balia i wyżymaczka; z kranu leci woda ciepła albo zimna – kto jeszcze pali w piecu w łazience?
Chyba najmniej zmienił się sam człowiek.
Nie wykluczam jednak, że i do człowieczej sfery duchowej wtargnie komputer i wiara stanie się wirtualna.
Mam jednak nadzieję, że tego już nie dożyję, bo chyba nie przystosowałabym się. Moja wiara staje się z wiekiem chyba dojrzalsza, ale do takich nowinek nieskłonna.
Torlin
„Nie wypowiadam się – jestem niewierzący. Ale czytający blog Pana Adama”.
Jako niewierzący zapewne wierzysz, że Boga nie ma. 🙂
Nie wyznaję żadnej religii w związku z tym nie dociekam czy Bóg, bogowie istnieją ale też czytam bloga pana Adama , autor chyba nie ma nic przeciw temu, serdecznie pozdrawiam .
„Czy islam doczeka się swego Marcina Lutra? ” – pyta Gospodarz.
Po kims kto zapytal Huntingtona, po zakonczonym wywiadzie, czy odwiedzil kiedys meczet, takiego zyczenia sie nie spodziewalem.
Luter to przeciez tyle co fundamentalizm (powrot do doslonego tlumaczenia „pisma”) , to reakcja na „modernizm” Rzymu ktory przerazil dosc prymitywnego mnicha z niemieckich lasow. Luteranizm (mlody) to powrot do ponurych aspektow augustianizmu, to, przenoszac na wspolczesnosc XVI-to wieczny antyglobalizm i populizm.
A potem? Okres wojen religijnych, mordy rytalne czarownic i dysydentow
szalenstwo kontrreformacji, kalwinizmu, luteranizmu i innych roznej masci prorokow „drogi do Boga”.
To, czego potrzebuje swiat islamu to porzadne i glebokie Oswiecenie.
Z Wolterem i jego Traité sur la tolérance, z Rosseau, D’Alembertem, Diderotem, a nawet z ajatollahem Krasickim i imamem Staszicem, czyli tego wszystkiego co bylo reakcja na na szalenstwo wojny trzydziestoletniej i innych glupot wyniklych z naglego zainteresowania dla religii, wsrod uzytkownikow swiezo upowszechnionego wynalazku Gutenberga.
Oczywiscie to uproszczenie, ale Gospodarz swym „skrotem myslowym” sprowokowal mnie do szybkiej reakcji.
Każdy fakir – ksiądz katolicki, protestancki predykant, prawosławny pop, krisznuicki „guru”, buddyjski „oświecony” czy muzułmański marabut bądź imam – prędzej czy później wykorzysta komputer do swoich wierzeń i „czynienia” dobra (zauważcie drodzy blogowicze, że nikt nie mówi o źle, wszyscy zawsze podkreślają swą – czyli swej wiary – dobro). Pantha rhei rzekł był 500 lat przed Nazarejczykiem Heraklit z Efezu. I ten schlagwort tłumaczy Panie Redaktorze wszystko. W kwestiach tak dogmatycznych i trwałych jak zdają się być wierzenia religijne – również. I jeszcze jedno – wierzenia religijne są jak budowle z klocków „lego”. Ruiny i gruzy jednych religii są fundamentami oraz budulcem kolejnych wierzeń i mitów. A to dlatego, że jak chcą niektórzy homo sapiens to m.in. też i homo religiosuns (choć to nie jest do końca prawdą – bo w tej materii nie mieszczą się np. ateiści, sceptycy czy agnostycy). Popatrzmy np. na cudowny obraz Marii z Guadelupe – czy Matka Jezusa nie ma na nim wyraźnych rysów murzyńskich ? Bo czcili ją przede wszystkim potomkowie niewolników z Afryki. A dlaczego dogmat o wniebowstąpieniu Marii i jej ubóstwieniu – przyznano jej tam tytuł Teotokos (matka Boga) – podjęto akurat w Efezie (431 r ne, IV sobór ekumeniczny); mieście gdzie od wieków stała największa świątynia Matki-Ziemi i gdzie kultywowano uwielbienie dla Matki-Natury, zwanej w zależności od czasów i okresu Artemidą, Kybele, Wielką Macierzą, Izydą itd.
Inny przykład refleksji i przystosowania „mitu” do rzeczywistości – w religii Azteków bogiem deszczu, niezwykle istotnym w klimacie Mezoameryki, był Tlalok. Aby go przebłagać Aztekowie zabijali dzieci – taki był rytuał tej wiary. Musiały – aby przebłagać tegoż Boga – płakać w chwili śmierci. Aby pobudzić ofiary do płaczu, wyrywano im paznokcie……Mit współgra z realnością i na odwrót. Taka jest istota każdej wiary religijnej.
To samo jest i będzie z komputerem. Doczekamy się jeszcze spowiedzi katolickich na Gadu-gadu. A celibat – prędzej czy później, bo to też jest efekt określonego rozwoju społecznego i warunków do których dostosowują się organizmy religijne (Kościoły, związki wyznaniowe, sekty itd.) – zaniknie tak jak powstał i go wprowadzono. Oczywiście mówię o Kościele rzymskim.
W epoce rynku i jego „niewidzialnej ręki” religie działają tak jak inne podmioty stanowiące o jestestwie tegoż targowiska – to teoria
Starka / Bainbridge’a – więc nie dziwota iż przyjmują mechanizmy i elementy tegoż targowiska. Globalizacja, tabloidyzacja i mediatyzacja świata dotknąć musi też religii. Przede wszystkim tych światowych. One muszą się wpisać w przestrzeń tego świata kiedy chcą konkurować „o klienta”. A ofert jest mnóstwo….. Pozdro dla Autora bloga.
Do Mawara z godz: 15.20 dn. 10.02.2007:
Czemu kpisz z Torlina, z jego niewiary ? Negacja obecności Boga nie jest wiarą, ale suchym faktem. I racjonalno-empirycznym doświadczeniem jednostki, która jest wolna i ma prawo do takiej percepcji otaczającego ją świata. To właśnie jest paranoja polska gdzie ktoś deklarujący niewiarę religijną – jakąkolwiek – jest postrzegany jako ten „Inny”. I musi deklarować dlaczego . . . .Mawarze – wstydź się.
Drodzy blogowicze i Szanowny Panie Autorze tegoż blogu – sądzę, wydaje mi się (jak wszystko w tym życiu), że mówiąc i myśląc o Bogu (jakimkolwiek i każdymkolwiek) człowiek myśli o sobie. Pozdro.
Wodniku, czy to dziwne, że człowiek myśli o sobie? Przecież to jedyna materiałna wartośż, jaką ma się be4zwzględnie do końca życia;-)
Niech się cywilizują w Indiach, komputer to ważne narzędzie pracy i informacji.