Ministra Mucha
Minister Mucha chciałaby, aby zwracano się do niej per ,,ministra”. Premier Tusk już się zdążył od swej ministry zdystansować. Wiadomo, jest obyczajowym konserwatystą. Woli tradycyjnie: pani minister niż pani ministro. I z pewnością akurat tutaj może liczyć na masowe poparcie społeczne w czasach, kiedy mu słupki generalnie spadają. Bo Polska jest też w większości obyczajowo i językowo konserwatywna.
Mało kto pamięta, że przed panią Muchą była pani Jaruga Nowacka, tragicznie zmarła w katastrofie smoleńskiej działaczka SLD. To ona pierwsza wśród polityków parlamentarnych próbowała wprowadzić do obiegu słowa ,,polityczka” i ,,ministra”
Nie udało się. Kto używa słowa ,,polityczka” jest natychmiast identyfikowany z feminizmem, a nie wszyscy użytkownicy polszczyzny sobie tego życzą, więc termin się nie przebija szerzej, bo wciąż nie jest postrzegany jako neutralny. Gorzej: jest atakowany jako przejaw antychrześcijańskiej pierekowki dusz, czyli ,,politpoprawności”
Kto chce być językowo innowacyjny, ma problem. Oczywiście innowacyjny w takiej dziedzinie, jak równy, także pod względem językowym, status kobiet i mężczyzn. Czyli w dziedzinie ideologicznie gorącej. Bo w innych dziedzinach, proszę bardzo, tam neologizmów i kalek z angielskiego pod dostatkiem i konserwatystom to nie przeszkadza.
Nie może, bo nawet konserwatysta rozumie, że język żywy musi się zmieniać, tak jak zmienia się świat, w jakim żyjemy. Ale skoro tak, to czemu nie i w tej dziedzinie. Może ta ministra (czy np. marszałkini), gdyby jej od razu nie wyszydzono, by się kiedyś zakorzeniła. Tak jak zakorzeniły się nazwy zawodów kończące się na żeńską końcówkę -ka: pielęgniarka, dyrektorka, socjolożka itp.
No tak, ale ile współczesnych pań profesor akademickich woli by tytułować je jak nauczycielki licealne ,,profesorkami” , a ile uznanych pań psychologów, by nazywać je ,,psycholożkami”, albo ile pań dyrektor finansowych czy kreatywnych godzi się chętnie z tym, by się do nich zwracać per pani dyrektorko?
I tu jest kolejny problem. Bo bynajmniej nie wszystkie kobiety życzą sobie takiej językowej emancypacji, takiego zrównania płci. Wolą być tu konserwatywne. I w tym widzą prawdziwą równość płci, że mogą być tak samo tytułowane jak panowie na tych samych prestiżowych stanowiskach, tyle samo zarabiać i wcale nie korzystać z jakichś podpórek w karierze typu limitów kobiet parlamentarzystek. Dlatego pani ministra Mucha pozostanie minister Muchą.
Komentarze
Zazwyczaj tego nie robie, ale pozwalam sobie wkleic komentarz, jaki zamiescilem przed chwila pod tekstem Agnieszki Kublik z GW, gdzie sie rozpetala natycmiast wojna ideologiczna i posypaly sie zarzuty o proby wprowadzenia orwellowskiej nowomowy. Napisalem wiec dlaczego „ministra mi sie podoba”:
Mnie sie „ministra” bardzo podoba – tak jak maestra, magistra (magistra vitae) -bo jest zgodna z duchem jezyka polskiego, ktory garsciami czerpal z laciny. I jest „ministra” poreczniejsza w uzyciu niz minister, ktory zawsze prawie wymaga dodania „pani” i pozostaje nieodmienny w mowie i pismie kiedy mowa jest o kobiecie. Nastercza tez minister (kobieta) pewnych trudnosci, kiedy zmusza nas do zlamania tego co sie nazywa w polskiej gramatyce zwiazkiem zgody, Np: „minister uznala… ” albo „Spotkanie odbylo sie z udzialem minister sportu… ” czy tez „mninistra sportu”?
Wszyscy komentatorzy powyzej, ktorzy przywoluja orwellowska nowomowe, albo Orwella nie czytali i nie wiedza o czym mowil brytyjski autor, albo – jesli czytali – niewiele z tego zrozumieli.
Bede z zapalem mowil o Musze ministra sportu. Mysle, ze sie przyjmie, szybciej niz uzywane publicznie slowo „zajebisty/a/e”, ktore mnie wciaz rznie po uszach czy tez ostatnio pojawiajace sie na lamach GW niewykropkowane nawet slowo „dupa” w naglowkach – co mnie wciaz rznie po oczach i chcialbym powiedziec: wypraszam sobie, Panstwo Redaktorostwo z GW. Te slowa wciaz nie sa uzywane publicznie przez ludzi dobrze wychowanych. 🙂
Ciekawe, że to język polski jest taki konserwatywny. I tu go porównuje z innymi bliskimi językami słowiańskim. Np. za południową granicą mamy „premierki”, „ministerki”, politički”. W innych dziedzinach życia nikogo nie dziwią „vodički” (u nas słowo kierowczyni nie wszystkim się podoba). W języku chorwackim panią Muchę też nazywanoby ministricą, a nie ministarem.
Dla mnie to jest śmieszne, że w ogóle się tym zajmujemy, kiedy wokół Pani Minister Joanny Muchy tyle innego – za przeproszeniem – smrodu….
A co jeśli kobieta zostanie wybrana na stanowisko Prezydenta (no właśnie)? Będziemy mieć panią prezydentkę? Brzmi jak rezydentka. A „ministra” abstrahując już od wszystkich innych argumentów, brzmi po prostu jakoś tak niezgrabnie, ewentualnie kojarzy się z „metresą”… Joanna Mucha Metresa/Ministra ds. Sportu i Rekreacji…? Nie, to nie przejdzie.
Panie Adamie, pozwolę się nie zgodzić z Panem ;-). Nie jestem żadnych konserwatystą, ale całe swoje dorosłe życie używałem i nadal będę używał zwrotów typu: pani pedagog, pani prezes, pani minister itp. itd. A dlaczego? A dlatego, że uważam całe to zamieszanie, za przeciwskuteczne. Czy w zwrocie pani dyrektor/doktor/profesor widzi Pan jakąkolwiek formę seksizmu, szowinizmu, czy też dyskryminacji? Nie sądzę. Niestety środowiska feministek skupiają się na tym, co mało istotne, a tym samym powodują, że wystawiają się na pośmiewisko. W ostatnich dniach mamy całą masę komentarzy, których wspólną cechą jest to, że są oderwane od rzeczywistości. Proponuję zrobić porządne badania wśród kobiet (ale na próbie reprezentatywnej), co sądzą o takich „potworkach” językowych. Mogę się założyć, że większość z nich jest przeciwna (nawet wśród feministek) takiemu „słowotwórstwu”.
Dlaczego więc narzucać większości (moim skromnych zdaniem, oczywiście) ideologię, która nie powoduje wzrostu znaczenia kobiet, a powoduje wzrost oparów absurdu?
A ja myślę, że czas pokaże, co przejdzie, a co nie…
Skojarzenia z metresą doszukać się nijak nie mogę. W dyskursie feministycznym pojawiają się słowa typu redaktores(s)a, ministres(s)a. Tu – rzeczywiście – o takie skojarzenie łatwo. Mamy zresztą w języku starsze słowo poetessa, o wydźwięku ironicznym, pogardliwym.
A skoro bawimy się w skojarzenia: prezydent brzmi jak rezydent, czyż nie?
Mnie słowo „ministra” bardzo się podoba. Ma dużo wdzięku. Ale przecież nie ma obowiązku tak mówić, kto chce, może mówić „pani minister”. Nie rozumiem za bardzo tego szumu, tej złości wśród części internautów. Jeśli kobieta zostanie prezydentem, wtedy można jej się spytać, jak chciałaby, żeby się do niej zwracać. Podobnie, jak pani Mucha jedynie odpowiedziała na pytanie pana Lisa.
Czekałam, aż ktoś ten temat poruszy. Pani ministra Mucha – idiotyczne i żałosne, jak ona sama. Z każdym dniem coraz bardziej się kompromituje. To już chyba Jakubiak była lepsza.
Biorąc pod uwagę jakość wykonywania tego zawodu może należałoby upowszechniać określenie „politykier”, „politykierka”. Żałuję, że nie ma adekwatnych określeń dla „ministra”. Nie wiem jak pogardliwie mozna określić tę funkcję? Jezyk polski takiego okreslenia chyba nie zna.
Pozdrawiam
Ps. Telegraphicku Observerze, chyba zaczynasz popadać w jakieś stany politycznie lękowe co mnie dziwi, bo przecież gdzie Kanada a gdzie Polska. Rozumiem, że wszczepione tu w dzieciństwie poczucie patriotyzmu jak sina blizna po ospie pozostaje na strość i jakby imunnologticznie każe się angażować w ponad atlantyckie spory. Ale skąd ta gorączka, która nakazuje Ci powaznie polemizować z kpiną tak wyrażona – ” Żeby nawet okretu nie udało się wybudować w tym ludnym i pracowitym kraju! Chrystus w Świebodzinie się udał, a korweta nie!”
A dalej naiwna polemika w duchu tusko- pozytywistycznym – pisana Torlinem. Nie wiem jakiej porze napisaleś ten tekst ale uznaję, że była tragiczna. Ale rozumiem – też mam poranne doły.
Mam nadzieję, że przeczytasz ten komentarz już wyspany, po kawie. I że wpadnie Ci do głowy myśl iż będziesz potrzebował sojuszników do obrony Tuska gdy rynki go w końcu zmuszą do poważnych reform a nie propagandowego picu typu rezygnacja z klepania przez kolejne dziesięć lat kadłuba jakiejś idiotycznej korwety. A przecież wiesz na mnie możesz w takiej sytuacji liczyć. Telegraphicku, gdy Tusk z powodu realnych cięć budżetowych będzie szedł pod noż rozjuszonych cięciami świadczeń emerytów, wywalanej na bruk budżetówki – jego aktualnych miłośników – to ja Ci tylko zostanę. Więc nie psuj nastrojami chwili naszych dobrych emocji.
Pozdrawiam
jestem psychologiem i za nic naprawde nie chcialabym byc psycholozka. Brzmi smiesznie, pretensjonalnie i kojarzy sie raczej z pierozkami niz z powaznym zawodem. Niektore nazwy trywializuja niesiona tresc. Marszalkini i ministra w mojej opinii wrecz ja narazaja na smiesznosc. Kiedy ministrem sportu zostaje Joanna Mucha raczej wiadomo, ze jest kobieta. Jesli o swojej corce ktos powie moje dziecko, a nie moja dziecka chyba bedzie jednak poprawnie, prawda?
Temat w istocie pasjonujacy: kierownik -kierownica, pracownik – pracownica, ulicznik – ulicznica, grabarz – grabarzyca itp.
Po francusku wszystkie zawody czy tez zajecia sa rodzaju meskiego, oprocz jednego dziwnego wyjatku *la santinelle*, ktory oznacza typowo meskie zajecie bycia wartownikiem .
Ciekawe, ze Francuzi daja sobie rade z odroznianiem wyrazow: maire,m?re i mer, ktore wymawia sie identycznie, a ktore oznaczaja: burmistrza, matke i morze. Oczywiscie pomaga im w tym uzycie rodzajnika le albo la. Ktoras z francuskich pan polityczek wprowazdila nawet w uzycie zmiane rodzaju przez zastosowanie dla pani burmistrzy rodzajnika zenskiego la .
Jednak takich niejasnosci w rozumieniu wymawianych po polsku wyrazow jest niewiele, najslynniejszy to zamek. Ale w koncu pisze sie identycznie.
Pani ministra Mucha proponuje usuniecie przedostatniego e i wprowadzenia dodatkowego a, np filister – filistra, magister – magistra, trener – trenra, kamerdyner -kamerdynra itp
Zawsze mnie zadziwialo, ze tak meski zawod jakim jest bycie traktorzysta, jest gramatycznie rodzaju zenskiego. Przeciez logicznie i gramatycznie poprawnie powinno byc: traktorzyst-traktoszysta(dla rodzaju zenskiego), maszynist-maszynista.
Jak powiedzialem na wstepie; temat jest pasjonujacy
wielkie mecyje ,pan redakto rozwiazal by ten problem po rozmowie z lechem walesa on nie ma problemow w tej dziedzinie ( w zadnej dziedzinie )
i skarpety opadaja czym to sie „polityka” zajmuje obecnie
Lewy,
moja babcia mawiała o jednym krewnym, że był „maszynistym” na przedwojennej kolei.
@Lewy
Ze złotych myśli traktorzystki – J. Jurandot:
„No cóż, trudno, nie tak wiele kobiet, które
do tych rzeczy mają rozum i figurę…”:
http://www.youtube.com/watch?v=ZuWJRxPvC3Q
Ileż sprzeczności wewnętrznych we mnie! Jestem konserwatystą języka polskiego, razi mnie „polityczka”, „ministera” i każda inna językowa cholera, nawet „pierekowka dusz” i zlepka ni to rosyjska ni germańska – „politpoprawność”. Kiedyś wdałem się („prywatnie”, poza blogiem) w spór nt. wyższości dentysty nad stomatologiem. Taki los emigrant, zakonserwowanego w języku sprzed lat. Choć teraz medialne przepływy łagodzą te bóle.
Z drugiem przeciwnej strony, jeśli użycie słowa ,,polityczka? jest natychmiast identyfikowany z feminizmem, to mnie śmiech ogarnia i przeczucie, że jestem wyzwolony od krajowych konserwatywnych traum. Jeśli jest identyfikowany, no to co!? Feminizm to jakaś dżuma?! Aczkolwiek niektóre objawy feminizmu alla Polacca, jak je opisuje w ostatnim felietonie red. Passent (POLITYKA 9) pod soczystym tytułem „Pierdolę, nie rodzę”, o eseju Hanny-Gill Piątek w PRZEKROJU, zieją grozą.
Kartka z P.
Zazdroszczę Ci tej lekkości wizji przyszłości. Oto rynki finansowe zmuszają Tuska do cięć boleśniejszych niż kiedykolwiek podejmowane w III RP, już nie ma picu i klepania (nie wchodzę w szczegółu polityki Tuska), rząd Tusk jest pod straszliwą presją koalicji z Palikotem na czele bliski upadku … i wtedy my z Kartką ramie w ramię stajemy, nie pozwalamy, bronimy go, kto wie – jak niepodległości. Co tam śmiech, łzy mi lecą …
LEWY
Czy wprowadzenie zmiany rodzaju przez zastosowanie dla pani burmistry przez panią polityczkę rodzajnika zenskiego ‚la’ zidentyfikowno we Francji z ideologicznym feminizmem, czy raczej skojarzono ze zwyczajnym Ooh La La?
Bęcwał
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napieta-sytuacja-na-bialorusi/sikorski-stawia-warunki-bialorusi-to-nie-do-zaakce,1,5043355,wiadomosc.html
Premier Tusk – głos w sprawie ministry Muchy:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Tusk-zdradza-jak-bedzie-zwracac-sie-do-Joanny-Muchy,wid,14290351,wiadomosc.html
Dyskusja skreca na tak malo ciekawe tory jak „przujmie sie, nie przyjmie sie”. Ktoz z nas moze wiedziec czy sie przyjmie? Czas pokaze. Osobiscie mam nadzieje, ze sie przyjmie.
Znacznie ciekawiej byloby poszukac odpowiedzi dlaczego w Polsce tylko te zmiany jezykowe, ktore maja naprawic jakas historyczna nierownosc lub maja zneutralizowac pejoratywno kontacje, wywoluja natychmiastowa lawine „nalezytego odporu”? W dodatku wypowiadaja sie najglosniej i nieraz najagresywniej ci, ktorym akurat dana nierownosc czy tez historyczny zly bagaz zupelnie nie przeszkadza, bo go na wlasnej skorze nie doswiadczyli? Nie pamietam zeby w Ameryce byly jakies protesty kiedy poproszono spoleczenstwo aby zamiast Negro czy Colored uzywano formy Black Amerucan, zamiast Eskimo – Innuit, zamiast Red Indian – Native American. Moze dlatego, ze Amerykanie w gruncie rzeczy dobrze sie czuja we wlasnej skorze i nie widza powodu aby jesli ktos czuje sie zle z przypisana mu nazwa, nie zmienic jej i uzywac takiej jaka woli.
Ale ilez to wsciekluch polemik wywoluje w Polsce slowo Rom, zamiast Cygan. Ilez jadowitych felietonow ukazalo sie w Rzepie i Psychiatryku 24 na temat oslawionego „Murzynka” od niechcenia rzuconego pod adresem posla Godsona? Zawsze oczywoscie z powolaniem sie na Murzynka Bambo, jakby nie dostrzegajac, ze Tuwim (Zydek?) tego nie napisalby dzis i nie sugerowalby w nim, ze „Murzynek” nie chce sie kapac, bo sie boi, ze sie wybieli. Bo jest to obelzywe. Tak. Ten wiersz dzis jest obelzywy. Zmienilo sie nasze myslenie o „afrykanskich dzikusach”.
Dlaczego Polacy, albo przynajmniej spora ich czesc woli sprawiac komus przykrosc niz odrobine zmienic jezyk, ktory sie przezyl? Korona im z glowy spadnie? I wszystko jest w obronie „jezyka polskiego”, ktory z roku na rok chamieje niepomiernie.
Pamietam jak przed laty felietonista Polityki Ludwik Stomma pierwszy raz uzyl w tekscie felietonu, gleboko gdzies ukryte slowo „dupa”. Przeczytalem to i napisalem natychmiast list do felietonoisty, ze „nie zycze sobie”. Dzis to samo slowo jest juz tak dalece w kanonie pisanej ipublicznie mowionej polszczyzny, ze moze sie pojawiac pisane grubymi wolami w naglowku gazety. Moga je publicznie wypowiadac aktorki, politycy, dziennikarze. I to nie wzbudza juz nawet wzruszenia ramion, podczas gdy slowo Rom wyoluje huragan inwektyw i glupawych przykladow w rodzaju „Romskiego Barona”, zas prosba aby czlowieka nie redukowac do jego koloru skory jest wyszydzana.
Komu przeszkadza slowo „ministra”? I co jest wazniejsze – upieranie sie przy polszczyznie historycznej, nie uznajacej slowa „ministra” czy spoleczny lad, ktory polega miedzy innymi na tym, by szanowac wrazliwosc wspolobywateli, ktorym jakies nazwy z jakich powodow zaczynaja uwierac?
spin doctor
Sprawa ma brzydki zapach i chyba nie bęcwał jednak (przynajmniej nie kompletny), tylko raczej syjonistyczny pachołek moim zdaniem – stawiając Łukaszenkę pod ścianą ewidentnie wpycha Białoruś na siłę w ręce Rosji, być może rozkazodawcy mają nadzieję, że obalą w końcu Putina gotowaną mu jak widać „białą rewolucją” i ustawią na czele Rosji swoją marionetkę, niczym niedawno na Ukrainie – wtedy mieliby dwie pieczenie upichcone na jednym ogniu…
Lukaszu (18: 34), wzruszylem sie. Skad znasz takie ladne wyrazenia jak „syjonistyczny pacholek”? Czy byles moze dziennikarzem Zolnierza Wolnosci? Zomowcem? Funkconariuszem Sluzby Bepieczenstwa, ktory dawal lupnia studentom w Marcu? Tak czy inaczej fajnie bylo przeczytac stara zapomniana nazwe z arsenalu Wydzialu Propagandy PZPR.
Jeszcze pamietam takie ladne zdanie z felietonu Wladsyslawa Machejka w Zyciu Literaxkim : Syjonistyczne pacholki chcieli upiec swoja brudna pieczen.
Poezja.
A czy nie jest aby tak, że jest już „ta minister”? Przecież Tusk powie, że miał spotkanie „z ministrem Gowinem” i „z minister Muchą”. To nie jest tak, że trzeba tworzyć na siłę nowe słówko. Jest ten sędzia, ta sędzia, tego sędziego, tej sędzi itd. Dla mnie ktoś, kto używa słowa „polityczka” to nie feminista, w czym nie ma nic pejoratywnego, a wręcz przeciwnie, tylko ktoś, kto chce być świętszy od papieża… Już wiele razy spotkałem się w prasie ze stwierdzeniem „adwokatka”, czy „notariuszka”, a jeszcze nie widziałem pisma procesowego, w którym pani adwokat okrślałaby się mianem „adwokatki Kowalskiej”, ani aktu notarialnego, który w komparycji miałby tekst „przede mną, notariuszką Kowalską, stawili się”. We wszystkim trza mieć umiar. Przecież taka dr hab. Płatek owszem, jest karnistką, co twierdzi, że kodeks karny to spisek mężczyzn przeciwko kobietom, jest prawniczką, ale nie określa się mianem „doktorki”, ani „wykładowczyni”, bo wie, że to bzdura. Pani Mucha po prostu błaznuje. Jak chce, to może być oczywiście nazywana „ministrą”, zresztą sama w sobie stanowi żart z polityki, ale na upowszechnienie takiej bzdury na szczęście nie ma szans. Już prędzej „ministerka”, albo coś… Mucha tak palnęła i dzięki temu nikt nie pamięta po co był ten cały wywiad, a mianowicie po to, by się przekonać, czy aby nie jest kompletną dyletantką (to akurat łatwo się przyjęło 😉 ). Swój cel osiągnęła.
Pan redaktor Pisze:
„Kto chce być językowo innowacyjny, ma problem. Oczywiście innowacyjny w takiej dziedzinie, jak równy, także pod względem językowym, status kobiet i mężczyzn.”
Szanowny panie Redaktorze,
ja wlasnie mam taki problem, o ktorym pan tu wspomina.
Zastanawiam sie, jak zgodnie z nowoczesnymi trendami okreslic faceta,
ktory sie prostytuuje.
Czy panskim zdaniem, jako polonisty, lepsze byloby okreslenie:
„prostytut”, czy tez moze: „kurew”.
Zakazano już słusznie słów ‚przyroda’ (dopuszczalna tylko ‚natura’), ‚towar’ (jest ‚produkt’), posłanka (‚poseł’). Broń Boże nie dopuścić do jakiejś ‚ministry’! A kysz, kysz czarownico przebrzydła z Lublina. Jakim w ogóle prawem baba jest ministrem?! Toz to obrzydliwość. Nie wiem też jakim prawem panoszy się jeszcze ‚dziennikarka’, czy inna ‚policjanta’.
telegraphic observer
29 lutego o godz. 17:2
A we Francji *femme de menage* zwie sie teraz *agente de surface plate*
tzn , ze juz nie ma sprzataczek tylko sa *agentki od plaskich powierzchni*
Polityk jak dietetyk, zatem POLITYCZKA.
Ale premier i minister, jak portier i frajer, profesor i dyrektor, zatem PREMIERKA i MINISTERKA, nie żadna premiera czy ministera.
Poloniści (i polonistki) coś powinni zrobić, jakoś usadzić te „feministki”, usadowić ich fantasmagorie w regułach poprawnej polszczyzny. Gdzieś czytałem w ramach tej debaty, że panie profesor uniwersytetu i panie dyrektor ważnych firm nie lubią być tytułowane – PROFESORKA i DYREKTORKA, bo to ze szkołą się kojarzy i je pomniejsza, a nawet poniża, ale przecież na nauczyciela i dyrektora szkoły (liceum) mówi się tak samo jak na belwederskiego profesora i dyrektora poważnej instytucji. Obecnie kojarzy się źle, ale jak wejdzie w użycie, to skojarzenia zupełnie nowe zapełnią głowy.
Pani ministerko Mucha, czy od ministery nie pęka pani coś w środku ucha?
Usłyszawszy wypowiedź pani minister/ministry Muchy, pomyślałam sobie, że Mucha ministra sportu brzmi tak jakoś radośnie i powoduje, że nie sposób się nie uśmiechnąć. Szeroko 😀
@ Janina Nowicka:
A gdzie się panoszy „policjanta”? Jeśli tak, to i ministra może być…
@ Stach
Nie, żadnym z nich nie nigdy nie byłem, choć muszę tu przyznać jak na lustracji, że z zomowcami i owszem kiedyś styczność miałem, jak raz do mojego mieszkania wjechali w kilkanaście sztuk w bojowym szyku, w pełnym rynsztunku, z tymi ich tarczami oraz pałami, choć wcale nie z towarzyską wizytą, o czym mogłaby zaświadczyć moja mama, którą przy drzwiach stratowali i poturbowali przy tej okazji. A że mieszkałem na parterze z balkonem, to niedługo cieszyli się moją obecnością. Może dlatego nie potrafię w sobie wzbudzić sympatii dla Rutkowskiego… Jeden z nich chyba nawet Ciebie trochę przypominał, w każdym razie też miał coś z rycerza.
Osobiście poezję bardzo lubię i cieszę się, że trafiłem na konesera, któremu mogłem dostarczyć wzruszeń, natomiast samo wyrażenie wydało mi się najbardziej tu adekwatne, ot i cała tajemnica.
Ot, zwykłe bicie piany – pani minister czy ministra. Język jest „żywy” i służy m.in. do tego, żeby się zmieniał.
Kiedyś mówiłoby się do tej pani np. aśćka, dobrodziko (rzecz jasna nie mogłaby wtedy być ani ministrem ani ministrą) albo moja duszko (w relacjach prywatnych).
Mnie akurat mnie rajcują w w sprawie pani ministry Muchy dywagacje, jak ją tytułować zgodnie z wykonywaną funkcją i tzw. duchem języka.
Przeraża mnie natomiast to, co mówią na jej temat panowie politycy. Prawie każdy z tych światłych gentlemanów, wybitnych i zasłużonych dla ojczyzny posłów, a nawet liderów ugrupowań politycznych (np. Palikot) po zaledwie 3 miesiącach jej urzędowania zarzuca ministrze (lub pani minister) nie tyle nawet niekompetencję, a… nadmiar urody. TO jest głowny powód, żeby ją szarpać, no bo – wiadomo – TAKA „laska”, czyli chodzi tylko o „pijar”, bo mówiac między nami mężczyznami – po prostu jak to baba – głupia i na sporcie się nie zna.
@ Stach
W pierwszym zdaniu pierwsze „nie” uprzejmie pomiń proszę – piszę, żebyś wiedział, bo sam pewnie nie dojdziesz, że to drobna pomyłka…
Telegraphicku Obsrverze
Owszem, będziemy bronić niedorajd z PO złączonych przymusową koalicją z Palikotowcami. Będziemy bronić ich polityki zaciskania pasa przed wsteczną, konserwatywną Polską, ktora z rządu żyje i tu pisuje. Ty to będziesz robił dla logiki rynków a ja dla osobistej wolności. Żal tylko, że jointa sobie na tę intencję nie wypalimy. No bo za to co u Ciebie sadzają ja będę miał tu legalnie – jako slodką rekompensatę za emeryturę przyznawaną pośmiertnie.
Pozdrawiam ciepło
to ta pani nadal jest ministrowa ,czy ludzie na tym forum to barany ??
jak ta poslica moze sprawowac funkcje po tym co powiedziala ,ale widac to taka siecka nowa tradycja w naszej ojczyznie bo to juz lechu przecieral szlak ze swoim pojeciem o jezyku polskim ,pozniej bronislaw komorowski no i teraz p.mucha „kto to powybieral te druzyny do finalu” przecie to nadaje sie do kuriera
Jest jeszcze jeden prześliczny kwiatuszek na łączce używania odpowiednich do piastowanego stanowiska określeń własnej osoby. Kwitnie cudownie megalomańska MOJA OSOBA. Już nie mnie obrażono, czy też nie doceniono, tylko MOJĄ OSOBĘ!!!. To wzdęcie godnościowe jest szczególnie śmieszne i w moich a także moich znajomych przekonaniu, wyjątkowo ośmieszające swoją osobę w taki właśnie sposób powagi sobie dodającą.
Kiedyś mawiano; „Tata się rozpięli, żeby se powagi dodać”.
Ale czemu akurat „ministra”? Mi osobiście dużo bardziej przypadłaby do gustu forma „ministerka” bądź „ministrzyni”. „Ministra” brzmi wg minie nienaturalnie.
Łukasz
Nie obciążałbym tego typu zachowaniami tylko zomowców. Współcześnie jest to też praktywane – chyba nawet z większym powodzeniem – przez rozmaite służby. Są liczne relacje. W sumie różnica jest tylko jedna – wtedy nie filmowali. Dziś zadeptane Mamy jak deser po kolacji dla widzów trafiają na czołówki powszechnie ogladanych stacji telewizyjnych. A ja muszę potem czytać o tych Mamach jak o zbrodniarkach – również na tym blogu.
Pozdrawiam
Żart roku, Kaczyński o Tusku w kontekście meczu Polska – Portugalia: „nie będzie 3:0, to będzie kolejna kompromitacja Tuska”.
Ja bym dodał za naszymi ukochanymi w blogach: „Powinien natychmiast podać się do dymisji”
Ponieważ mój nick został wywołany do tablicy, kilka słów, jeżeli pozwolicie. Mnie na przemian obrusza i rozśmiesza robienie z Tuska wszechmocnego, sprzedaż stoczni – Tusk do dymisji, rozwalili kupców na Pl. Defilad – Tusk do dymisji, nie zbudowali korwety – Tusk do dymisji. Żadnego szerszego spojrzenia, żadnej refleksji państwowotwórczej, tylko taka malizna, czepianie się szczegółów. To czepianie się Tuska w sposób niebywały właśnie sparodiował Kaczyński, bo przecież wiem, że to był żart, Ale jakże akuratny.
—————-
I dopóki nie będę widział polityka na jego miejsce, dopóki wskaźniki ekonomiczne będą tak dobre, dopóki będę widział szczęśliwe i roześmiane twarze – będę go bronił. I wprowadziłbym w tym blogu konstruktywne wotum nieufności. W porządku – nie chcecie Tuska. To kto na jego miejsce? Ale konkretnie!
—————–
Nie wszystkie nowe nazwy zawodów kobiecych mi się podobają, ale na co dzień używam psycholożka i kardiolożka.
—————-
Marcinie!
Sam sobie odpowiedziałeś. Jedną korwetą to my możemy po suszone śledzie popłynąć na Wyspy Alandzkie, z Rosją nie mamy szans. A dlaczego Niemcy i Francja inaczej postępują? Bo mają prawdziwe morza, a nie kałużę po małej ulewie.
Dla mnie słowo „ministra” brzmi gburowato.
Z kolei „polityczka” kojarzy się z dużą ilością tyczek.
Nie mam problemu z tym, by być archeolożką.
A co z architektem rodzaju żeńskiego? Architektka? Dwie ostatnie sylaby razem brzmią jak stukot kół w pociągu.
Podpisywałabym się na dokumentach jako „notariuszka”.
Najpierw posłuchałabym melodii języka, a później wprowadzała reguły. Brzmi naturalnie? W porządku, czemu nie. Dziwacznie? Po co? Ludzie i tak kupią, co będzie wygodne.
Moja opinia – dla dążących do równouprawnienia kobiet poważniejszym problemem od nazewnictwa są zatory w kobiecych głowach. Przykład: „Taki już los matek. Matka musi dać radę” – usłyszałam dziś od młodszej ode mnie dziewczyny. Ochrzaniłam ją, choć nawet nie zdążyłam jej się przyjrzeć. Wystarczy, by ludzi byli świadomi swojej wartości. Sami zadbają o przyjazne otoczenie.
@Anca_Nela – a mnie bawi „na dzień dzisiejszy”, np:
– Jak pan myśli, panie wójcie, wystąpi rzeka z brzegów?
– Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że nie;)
@telegraphic observer – ano właśnie. Byłam ostatnio w klinice i na drzwiach gabinetów widziałam: lekarz dentysta przyjmuje…., lekarz stomatolog przyjmuje… Pewien pan zapytał, co sądzę. Szczerze mówiąc, nie złamałam tajemnicy.
„Spadkobierców” nie widziałam jeszcze.
Widziałeś film, o którym wspomniałam wcześniej? „Whatever works”?
pzdr
errata: „dobrze ładnie”, nie „Jiba”. Jiba poszła do lamusa.
Na wstępie wyjaśniam, że zrobiłam zamieszanie ze starym i nowym nickiem. Cierpliwości – proszę
Dla mnie słowo „ministra” brzmi gburowato.
Z kolei „polityczka” kojarzy się z dużą ilością tyczek.
Nie mam problemu z tym, by być archeolożką.
A co z architektem rodzaju żeńskiego? Architektka? Dwie ostatnie sylaby razem brzmią jak stukot kół w pociągu.
Podpisywałabym się na dokumentach jako „notariuszka”.
Najpierw posłuchałabym melodii języka, a później wprowadzała reguły. Brzmi naturalnie? W porządku, czemu nie. Dziwacznie? Po co? Ludzie i tak kupią, co będzie wygodne.
Moja opinia – dla dążących do równouprawnienia kobiet poważniejszym problemem od nazewnictwa są zatory w kobiecych głowach. Przykład: „Taki już los matek. Matka musi dać radę” – usłyszałam dziś od młodszej ode mnie dziewczyny. Ochrzaniłam ją, choć nawet nie zdążyłam jej się przyjrzeć. Wystarczy, by ludzi byli świadomi swojej wartości. Sami zadbają o przyjazne otoczenie.
@Anca_Nela – a mnie bawi „na dzień dzisiejszy”, np:
– Jak pan myśli, panie wójcie, wystąpi rzeka z brzegów?
– Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że nie;)
@telegraphic observer – ano właśnie. Byłam ostatnio w klinice i na drzwiach gabinetów widziałam: lekarz dentysta przyjmuje…., lekarz stomatolog przyjmuje… Pewien pan zapytał, co sądzę. Szczerze mówiąc, nie złamałam tajemnicy.
„Spadkobierców” nie widziałam jeszcze.
Widziałeś film, o którym wspomniałam wcześniej? „Whatever works”?
pzdr
Torlin
Piszesz – mnie „…obrusza i rozśmiesza robienie z Tuska wszechmocnego, sprzedaż stoczni ? Tusk do dymisji, rozwalili kupców na Pl. Defilad ? Tusk do dymisji, nie zbudowali korwety ? Tusk do dymisji. Żadnego szerszego spojrzenia, żadnej refleksji państwowotwórczej, tylko taka malizna, czepianie się szczegółów …”
A mnie ciągle rozśmiesza Twoja niezdolność do czytania ze zrozumieniem. Twoja percepcja, nawet krótkich, kilkuzdaniowych komentarzy wsikazuje na jakieś głębokie wyalienowanie i sprawia wrażenie jakbyś sam ze sobą, goląc się, rozmawiał przed lustrem
To smutne jest
Pozdrawiam z nadzieją, że Ci się polepszy.
Torlinie – pojechałeś Torlinem.
Wiadomo było, że masz słabość do kobiet od serca, ale że do tych od cholowania psów jest niespodzianką dla mnie.
Dobre wskaźniki ekonomiczne to każda niedorajda potrafi przekręcić, jak kilometry na liczniku. Każdy taki blogowy wpis jakich listę dajesz, jest konstruktywnym wotum nieufności w sensie ścisłym. Jeszcze nie zauważyłeś tego? Niestety dla wnioskodawcy, każdy z nich upada.
Palikocia Ministra !
Mucha namieszala. Pierwsza w Sejmie i Rzadzie „podobna do ludzi” i powstal wrzask. Ze ladna. Ze zgrabna. Ze wyksztalcona. Ze nie ma sie do czego przyczepic.
„Zaszczanek”, prowincja, polinteligenci maja o czym. Widac, z tym poziomem zycia nie jest tak zle, skoro maja czas i energie na bzdety. Wszystkiego juz probowali – nie wychodzi. Pani minister trzyma sie dzielnie i nie daje sie wrobic.
Teraz wzieli sie za tytul „Minister”. Od kuchty do polityka, kazdy chcialby to zmienic. Kazdy ma lepszy pomysl. O jednym nie pamietaja. Ze byc w dobrym stylu, byc eleganckim, znaczy byc o krok ZA ostatnia moda. Za ostatnimi rewelacjami. Ta odrobina koserwatyzmu i tu by sie przydala.
Od niepamietnych czasow w Polsce mowilo sie: pani minister, pani prezydent, pani sekretarz, pani radca, pani technolog, pani menadzer. Nikomu to nie przeszkadzalo.
Posucha na prawdziwe klopoty, jak powodzie, epidemia, glod czy wojna, wyzwolila chec zrobienia czegos, chec poprawiania. Najpopularniejszy temat ? Najlatwiejszy ! Bo kazdy sie na tym zna. Kazdy ma zdanie. Od alfonsa na rogu do senatora. Dolaczyly „gesi” – feministki. Teraz one tu rzadza !
Najwrzaskliwsza „baba” w tym metliku okazuje sie byc patentowany „wynalazca” Janusz Palikot. Ze swego bezwartosciowego de facto wyksztalcenia – filozof – zrobil dynamit na skale Nobla.
Wyszczekany, zarzuca kraj i prase pomyslami. Wszystkie drastyczne, sprzeczne z ustalonym porzadkiem, ale przez to – przyciagajace uwage. Czego juz ten paleciarz z Bilgoraja nie probowal ! Od bimbrowni do tranwestytow i pedalstwa. Od zrywania krzyzy w Sejmie do narkotykow, sky is the limit. Wszystko po to, zeby zajsc wysoko w hierarchii Panstwa.
Doszlo do tego, ze sepleniacy cwok bilgorajski jest dzis pytany czy mysli o prezydenturze ! Ten przyglupek z glebokiej prowincji zdolal zalozyc wlasna partie, ta partia sie juz liczy w wyborach i sadazach, mowia o nim ludzie pokroju bylego prezydenta, profesorowie, premierzy. Uwielbiaja go paniusie, kurwy i zlodzieje – kazdy widzi w nim swoja szanse. On i pies soltysa – dwa najladniejsze chlopaki we wsi !
Populizm sie sprawdza. Tak zaczynal kiedys w Niemczech fuehrer. Hypnotyzowal masy wrzaskiem i tania ideologia. Na szczescie, polska kopia tego wariata nie zamierza sie na caly swiat. A w Polsce ? Albo bedzie prezydentem, albo ktos kiedys krzyknie: krol jest nagi ! To idiota ! Przyglup, beztalencie. I ludzie sie opamietaja. Niezbadane sa wyroki Opatrznosci i nie wiemy jak sie to skonczy.
Narazie, nasz sepleniacy fuehrerek wymyslil i zaczal uzywac tytulu „pani marszalkini” do Marszalek Sejmu. Jego partyjne gnioty – za nim, jak za pania matka. Na Minister Muche mowi „pani ministra”. I tez, co bardziej postepowe paniusie zaczely mowic „pani ministra”. Ale – podobno, sama Mucha lubi to „pani ministra”. Jesli to prawda, zycze jej zakonczenia kariery gdzies w Lubelskiem, obok Palikota, jako pani fryzjerowa….
Odnoszę wrażenie, że pani minister sportu ma po prostu muchy w nosie.
Jakoś jest kilka osób, które mnie rozumieją. A że ja jestem przeciwko mainstreamowi w tym blogu, to pewnie pod pewnymi względami jest dla Ciebie Kartko niespodzianką. Wydaje Ci się, że to Ty jesteś buntownikiem, ale to nieprawda. Płyniesz z nurtem blogowym, nawet za bardzo nie machając rękami.
——–
T.O.
Nie złapałem w sprawie tego HOLOWANIA psów. O co biega?
W wywiadzie dla red.Olejnik pan Palikot dal wyraz swego intelektu:
„…Ktos kto nie chcial, zebysmy chodzili na te konserwatoria !”
Konwersatorium czy konserwatorium – w Bilgoraju nie robi roznicy.
Chyba to pani Środa rozpoczęła z tą psycholożką. Pan profesor Bralczyk wyraźnie powiedział, to nie chwyci w społeczeństwie i nie należy próbować. Szanowny Gospodarzu, nie rób pan ludziom wody z mózgów tymi marszałkiniami. Są pewne zawody, wymagające szacunku i pojęcie pan pani w jakiś zdecydowany sposób określa płeć osoby – pani profesor, pani sędzia itd. ale są też są zawody tradycyjnie uznawane za żeńskie i w dodatku niosące pomoc z dobroci serca lub odpłatnie – pielęgniarka. Uważam za skrajna głupotę poszukiwanie na siłę końcówek „a” przy określaniu zawodu. Zaufajmy wiedzy pana prof. Bralczyka, Czesław R.
Jiba (koło północy)
Mnie się polityczka kojarzy z miejską tyczką. Sama widzisz, jaka polityka może być w gminie. Wójtowi na dzień dzisiejszy rzeka z brzegów nie wystąpi i potem całą noc spać nie może po daniu takiego wywiadu. „Whatever works” nie oglądałem jeszcze, bo to nie jest takie proste. W kinach nie ma, w wypożyczalni nie ma, ma netflix, ale teoretycznie nie mam dokąd tego ściągnąć. Praktycznie to już obejrzałem kilka kawałków z youtube i się waham. Zastanawiam się po prostu, co Ty chcesz mi przez to podsunąć. Zupełnie nie pamiętam w jakich okolicznościach powstał ten pomysł – to jest niezwykle ważne. Tak ot? Nie wierze w takie przypadki bez żadnej rządzącej nimi konieczności. A Ty wierzysz w melodię języka. Jak się pojawiła pierwsza kobieta znająca się na matematyce, albo gimnastyce – ta chociaż miała cienką budowę ciała, to myślisz, że badano jaka melodię ma matematyczka? Uważam, że językiem powinny wreszcie zacząć rządzić jakieś reguły. Taki bajzel jest teraz wszędzie, a największy w języku, bo wszystko się bierze na ucho. Na przykład mnie z trudnością przychodzi słuchanie wiadomości o Romneyu. Za pierwszym razem jeszcze pamiętam, gdy mówię, że coś niedobrze z Romneyem, ale potem się zapominam i mówię, że nikt nie lubi Romney’ego. Dlatego w tej sprawie należy postawić na językowe reguły. Pozdrawiam
Moj 23.49 – winno byc: w sondazach. Przepraszam.
Ewa 1958
29 lutego o godz. 16:27
Dobry wpis…
Czy ktoś pamięta co ministra vel pani mnister powiedziała? Chyba nikt…wszyscy tylko pamiętaja ,ministrę” ale co mówiła mniej. Czy ktoś jeszcze pamięta o co T. Lis pytał? oprócz jak ma się zwracać? Niewiele…Dlaczego? By czy minister czy ministra mówią to samo: politmowa-trawa, dużo o niczym konkretnym. A przecież pani minister/ministra odziedziczyła konkretny chlew do posprzątania. Po swoim poprzedniku. Przeżarte, nawet nie wiem czym, związki sportowe, sport amatorski ,,urynkowiony” więc w zaniku, stadiony jakoś tak niedorobione, dziwne konktrakty z wielkrotnie zmienianymi aneksami, zwykle na niekorzyść państwa. Chyba tylko ,,Orliki” okazały sie umiarkowanym sukcesem. Było by więc o czym podyskutować. A tu jeszcze ta ,,ministra” A tak toczymy spór ,,językoznawczy”
Jaka ta PO postępowa, nowoczesna…z Rasiami i Gowinami. Wraca nowe…
„Polityczka” brzmi jak nazwa jakieś płytkie kłótni robionej zamiast debaty politycznej, „ministra” brzmi przedmiotowo, tak nieosobowo, a na pewno nie kobieco. I co ciekawe Biuro Analiz Sejmowych wydało kiedyś biuletyn o kobiecych formach i pojawiła się tam „ministerka”, brzmi trochę dziecinnie, ale zdecydowanie bardziej kobieco. Jest jeszcze „posłanka”, która normalnie funkcjonuje, ale jest dziwnie zapominaną formą przez wszystkie panie, które dziwacznie pojmują feminizm.
W odroznieniu od Slaczana wcale nie uwazam, ze temat i pytaia zadawane przez Lisa w trakcie wywiada z ministra Mucha byly wazniejsze niz „temat poboczny” jakim jest jej odpowiedz jak sie ma do niej zwracac dziennikarz. Wrecz przeciwnie, to pytanie bylo albo okazalo sie, ze bylo najwazniejsze, bo imorezy takie jak Euro przychodza i odchodza, a jezyk okresla nas jako spoleczenstwo i nader rzadko o nim rozmawiamy, chyba, ze Suski wyskoczy z „murzynkiem” . Tymczasem jezyk jest zwiercxiadlem, w ktorym sie przygladamy jako s[poleczenstwo i kiedy zaczyna sie nam wydawac, ze zwirciadlo odbicie znieksztalca, wymieniamy lustro, albo ustawiamy je pod innym katem.
Dlatego cieszy mnie, ze taka rozmowa trwa i na niej sie skupiamy zamiast probowac przypomniec sobie co tez Joanna Mucha miala do pwoiedzenia w sprawie swej znajomosci pilki noznej. Truly irrelevant. Who cares!
Przepraszam, powinno byc Slawczana, nie „Slaczana”.
@ Torlin
„Sam sobie odpowiedziałeś. Jedną korwetą to my możemy po suszone śledzie popłynąć na Wyspy Alandzkie, z Rosją nie mamy szans. A dlaczego Niemcy i Francja inaczej postępują? Bo mają prawdziwe morza, a nie kałużę po małej ulewie”
Skoro Baltyk to kaluza to dlaczego Rosjanie trzymaja w tej kaluzy taki arsenal morski?
Zgadza sie ze jedna korweta mozna poplynac po suszone sledzie, ale bez niej nawet tego nie mozna. Uwazam ze zobowiazania wobec sojusznikow wkrotce zaowocuja zakupem kolejnego zlomu, podczas gdy budujac wlasne lajby moznaby nie tylko dac prace tym w stoczni, ale takze rozwinac kooperacje, bo nasz przemysl zbrojeniowy ciagle cierpi na chroniczny brak zamowien. Tez powiesz ze nie warto, lepiej kupic.
Sasiedzi po jednej i drugiej stronie tak nie uwazaja i zamiast kupowac sami produkuja to co im potrzeba. Polska powinna wyzbyc sie kompleksow i robic to co robi caly uprzemyslowiony swiat. Taki maly Izrael a potrafi zrobic dla siebie to co potrzebuje, my natomiast potafimy tylko kupowac i to za pozyczone. Gdyby na przyklad majac duze doswiadczenie w budowie takiej klasy jednostek jak korwety sie w nich wyspecjalizowac, wowczas mozliwy bylby eksport. Nasza cena robocizny jest ciagle konkurencyjna w stosunku na przyklad niemieckiej. Niestety brakuje menegerskiego podejscia do tego co
staramy sie zrobic. Moze to kompleksy nabyte podczas ciaglego poslugiwania sie licencjami na uzbrojenie?
Czy można poważnie traktować osobę, która sama z siebie robi pośmiewisko ?
http://politbiuro.gazeta.pl/politbiuro/1,96147,6659735,Lara_Mucha_czy_Joanna_Croft_.html
@Lewy
29 lutego o godz. 19:49
***A we Francji *femme de menage* zwie sie teraz *agente de surface plate*
tzn , ze juz nie ma sprzataczek tylko sa *agentki od plaskich powierzchn***
Nie popisuj sie Francją! My nie gorsi. Moja bratanica zaczęła karierę jako „sprzątaczka” biura, potem awansowała na „konserwatorkę powierzchni płsaskich”, ale pregoniła Francuzki (zresztą i tak Portugalki lub Jugosłowianki) i awansowała na stanowislko „Asenizatorki”, choć ccały czas tak samo macha mopem, może ma teraz nowsze środki.
Mimo jawnego i wyraźnego powiązania przez Gospodarza małej nowości językowej z ideą emancypacji kobiet strumień komentarzy tym zrodzony poplynął do zlewni lokalnego stawu z młynem słowotoku, a nie do rzeki spławnej.
Po drugiej stronie Atlantyku po wielu latach przekonania, że głównym skarbem Brazyli jest zagłębie samby (Amazonia jest dobra dla zakupów zdalnych) nastąpiło coś, co Pani polska ministra sportu sygnalizuje.
Skoro mamy marszałkinię Sejmu to nie jest wykluczone, że Pani Prezydent Mucha będzie prosiła aby zwracać się do niej Pani Prezydento!
Gdy się zejdą Prezydenta Dilma i Prezydenta Mucha to będzie ubaw!
Gdy posłanka Mucha bąknęła coś o staruszkach w poczekalniach przed gabinetami, to uznałem, że ta wykształcona i zrównoważona emocjonalnie kobieta cierpi z powodu niskiej kompetencji językowej.
Umiejętność dobierania środków mowy do otaczających mówcę słuchaczy nie jest łatwa do opanowania. Nie wygraliśmy 3:0 meczu piłkarskiego z narodową reprezentacją Portugali, co dowodzi, że Tusk oszukuje społeczeństwo (co nie dziwi) a także Naród (co oburza).
Kompetencja językowa wedle zaplecza intelektualnego głównej polskiej partii opozycyjnej polega na mówieniu Prawdy. A o formach językowych, ich zmianach i ich urodzie ma prawo wypowiadać się tylko Wódz. Jakakolwiek samowola na szczeblu centralnym oraz na szczeblach niższych może prowadzić do odalenia zwycięstwa w daleką przyszłość.
Dajcie proszę spokój Annie, Joannie i szukającemu poparcia Januszowi Marianowi Palikotowi. Zajmijcie się kwestią bardziej intymną: czy pasierbica Marii Rokita mówiąc „tata” coś wi(!) o obojnactwie?
W młodości miałem kłopot z Marią Kempisty przeglądając słownik cybernetyczny. Dziś mam kłopot ze zrozumieniem odczuwanej przez ludzi wykształconych lepkości wielu słów utrudniającej dotarcie do myśli jako pestki. Takie frazeologiczne liczi. Possać się da, choć sama włóknista pestka.
Za kilkadziesiąt lat na uniwersyteckich specjalnych seminariach językoznawczych poloniści bedą opowiadali anegdotę o Musze, co nie bzyczała i nie narzekała, że jajogłowi nie kąsają fabuły.
Starszym potrzebne są kluby seniora i zakodowane w noszonych przy sobie kartach magnetycznych lub hologramowych opisy przebytych i jeszcze nie zaleczonych chorób.
Młodym potrzebne są pozaszkolne ogniska sportowe. Wolę mającą braki w kompetencji językowej ministrę Muchę niż cybernetyka, brydżystę, specjalistę od komunikacji społecznej Janusza nieodmiennie Korwin-Mikkę(!) zarzucającemu Jarosławowi Kaczyńskiemu memłanie na rzecz licytujących barykadowe cztery żołądzie(!).
W/w muszkowy jest w stanie trafnie skojarzyć przyspieszenie wiosny przez Jarosława Kaczyńskiego o ponad trzy tygodnie. 14 marca przypada 130-a rocznica śmierci Karola Marksa. Pochód idący Traktem Królewskim będzie nióśł tansparent: „Powstańcie których gnębi Tusk!” oraz „10 kwietnia dniem wolnym od pracy”.
Bo z globalnym ociepleniem to mi się Wódz raczej nie kojarzy.
Prezydenta Waltzowa ma niecałe dwa tygodnie na posianie mowy-trawy (szybko sieje w telewizyjnych pogadankach) i kwiatków. Jak przystało wzorem niemieckich Zielonych na przeniesienie walki politycznej do sfery ekologii, spodziewam się wysiania prze pełowy magistrat na Trakcie Królewskim jasnoty purpurowej. Krajowy ekspert od płomiennych wybuchów helowych i elastcznej brzozy pomyli ją z trującą jasnotą różową a ciemny lud to kupi.
Póki co, to przypominam, że rozczula nas pierwiosnka wyniosła bo na skromne „czy ja dobrze zrozumiałem/zrozumiałam”, to w Polsce trzeba poczekać, aż młodzi zastąpią starych pielęgnujących zieleń Polski w szarej strefie.
Już dziś widzę małego pomarszczonego polityczka na czele pochodu obiecującego maszerować jeszcze trzydzieści lat na czele i wołającego:
„Chcę emerytury!”
A nowy bloger e-Polityki nie podjął proponowanego przeze mnie tematu socjologii języka. Może ma kłopot z metodologicznym rozbiorem przepowiedni: „Prawda was wyzwoli!”
Ewa 1958, 11,18. Ja te muchy odróżniam tylko po cyckach. Innych różnic nie dostrzegam.
Zostawiłabym już minister Muchę. I generalnie odpuściłabym też rządowi. Ta powszechna krytyka wygląda mi już jak ostatni krzyk mody – wszyscy nagle uznali, że to się dobrze nosi.
Jakby rozhuśtani po aferze w Sosnowcu połykacze tv nie umieli poradzić sobie z podwyższonym poziomem adrenaliny i ciągle szukali wrażeń.
Poczekajmy i zobaczymy, co będzie dalej
@telegraphic observer
alez ja stawiam i na reguły i na melodię. język jako klucz do porozumiewania się musi mieć reguły jasne dla wszystkich, ale musi miec tez brzmienie. zresztą, co jak co, ale chyba nie Ciebie trzeba przekonywać?
polityczka jak poligamia, polimery – od greckiego „poli-” z akcentem na „i”- czyli wiele. (nie wiem, jak tu się wstawia greckie litery, wiec nie moge napisac jak jest, zreszta sami Grecy uzywaja alfabetu łacińskiego w internecie, próbuje czasem to czytać, ale mnie razi) .
pierwsze więc skojarzenie – dużo tyczek i już mnie będzie rozśmieszać.
co do filmu – zaczne od poczatku. Film dostałam na płycie w paczce od kolezanki. Czasem przysyła mi dobre filmy, a czasem złe. Namazanego flamastrem idiotycznie przetłumaczonego tytułu nie skojarzyłam i rzuciłam płytę w kąt myśląc, że to chłam dla nastolatków. Byłam więc zaskoczona – po pierwsze – gdy w pierwszych chwilach filmu trzej panowie w sile wieku prowadzą dyskusję na temat, który raczej nie oczarowałby nastolatków.
po drugie – napisałeś, ze zastanawiasz się, co Ci chce przez to podsunąć. Otóż film, który polubiłam i nie od razu odkryłam, dlaczego. To historia, która w pogodny sposób opowiada o niestandardowych związkach. Może inaczej odbiera się ten film np. w Kanadzie, a inaczej w Polsce, gdzie wszelkie trójkąty, czworokąty, związki jednopłciowe, o różnej barwie skóry i inne konfiguracje wzbudzają niezdrowe, na ogół wrogie emocje. Tak, to sympatyczny film o wolności. Chciałbym, by w Polsce ludzie też umieli odczepić się od czyjegoś życia i podsyłam Ci go, by podzielić się dobrym nastrojem po projekcji;)
pzdr!
Przepraszam Gospodarza blogu za naduzywanie jego goscinnosci i umieszczanie permanentnie wpisow nie na temat. Z gory dziekuje za wyrozumialosc.
TO
Chcialbym powrocic do tematu German Angst w zwiazku z inflacja. Dla mnie ten strach tez ma swoja historyczna geneze, ktora nie siega jednak az do Wielkiego Kryzysu. Mysle, ze waluta narodowa kazdego kraju jest czescia jego tozsamosci narodowej. To jak poszczegolne kraje obchodza sie z ta waluta odpowiada z kolei mentalnosci narodowej.
Dla Niemcow D-Mark byla wiecej jak czescia tozsamosci narodowej. Ona byla tozsamoscia narodowa. Po „przygodzie” z narodowym socjalizmem sukces gospodarczy i wlasnie D-Mark staly sie glownym punktem identyfikacji narodowej w Zachodnich Niemczech. Dzieki D-Mark Niemcy byli znowu kims w Europie. Ich twarda waluta byla porzadanym srodkiem platniczym i ostoja stabilizacji w Europie. Dobrowolnie spoleczenstwo niemieckie nigdy by z niej nie zrezygnowalo. Euro podobnie jak wiekszosc inicjatyw w UE, bylo projektem elit politycznych, narzuconym przez politykow spoleczenstwu. Euro bylo cena jaka Niemcy zaplacily za zjednoczenie. Niemieccy politycy swiadomi niepopularnosci idei Euro w niemieckim spoleczenstwie, solennie przyrzekly Niemcom, ze Euro bedzie rownie twarda waluta jak D-Mark. Mysle, ze stad bierze sie German Angst przed inflacja. Kazdy niemiecki polityk, podejrzany nawet tylko o to, ze igra ze stabilnoscia Euro, bylby w Niemczech natychmiast spalony.
Pozostaje jeszcze pytanie, czego oczekiwaly kraje z poludnia Europy przystepujac do Euro? Czy czuly sie one przyciagniete niemiecka kultura monetarna, albo chcialy narzucic calej Europie swoje nawyki ?
ECB pod Mario Draghi wlasnie udzielila bankom kolejnej pozyczki na bardzo dogodnych warunkach: trzy lata i 1%. Cieszyla sie ona duza popularnoscia. Rozeszlo sie 530mld ?. Czesc tych pieniedzy napewno wyladuje na poludniu kontynentu i przyczeni sie tam do odciazenia, w tej albo innej formie, budzetow panstwowych.
TO mysle, ze to jest najlepszym komentarzem do twoich obaw na temat hegemonizmu niemieckiego sknerstwa w Europie.
Poruszyles takze temat roznic w oprocentowaniu obligacji poszczegolnych krajow Euro. Mysle, ze te roznice, ktore zreszta powstaja na wolnym rynku, sa konieczne jak dlugo w strefie Euro nie ma prawdziwej unii fiskalnej. Maja one charakter dyscyplinujacy dla poszczegolnych budzetow krajowych. Krotko mowiac: najpierw integracja, a potem Eurobonds. Nie wszystko na raz. Juz ze wzgledu na rynki finansowe dobrze jest miec jakies atuty w rezerwie.
Poruszyles jeszcze temat niemieckiej „Regulierungswut”, postaram sie do niego stosunkowac w pozniejszym czasie. Pragne Cie jedynie uspokoic. W niemieckiej formie jest on nie do zaadaptowania w innych krajach.
To żałosne przedstawienie. Pani Mucha wygłupiła się i już. Miast mówić o sprawach istotnych sprowadziła dysputę do jednego określenia. Może jej rzeczywiście czegoś nie dostaje?
No to się dowiedzieliśmy, po co Mucha weszła/wleciała do rządu.
Jeśli już to ministerka.
Ja proponuję pominąć stanowisko i pisać/mówić po imieniu i nazwisku. Jak się ktoś obrazi należy wyjaśnić, że nie wiadomo jakie słowo jest prawidłowe.
A tak swoją drogą, czy nie należałoby zmienić końcówek wszystkich rzeczowników? Np. stół nie jest facetem i powinien być w rodzaju co najmniej nijakim (stoło), a jeśli jest solidny to i w żeńskim (stoła) itd.
Ja pracuję jako księgowa i się nie obrażam od lat.
ewa1958
Ja bym nie byla taka surowa wobec pani ministry. Kaczor opowiada o swoim nowym kocie, Fionie, na przemian z „narracją” o podejrzanym, bo prorosyjskim prezydencie, a ty strzelasz do Muchy za jej „stylizacją” sprzed trzech lat.
Na mój „słuch” to jednak „pani minister”. Argumenty emancypacyjne rozumiem, sympatyzuję z nimi, ale ich nie podzielam. Wydaje mi się, że w odróżnieniu od określeń „dyrektor-dyrektorka” lub „profesor-profesorka” – określenie „minister” odnosi się do urzędu, funkcji w rządzie, a nie osoby, która je piastuje. Prosta, zmechanizowana emancypacja języka może prowadzić na manowce, bo wyobraźmy sobie, że pani minister (ministra) awansuje; czy zostanie wtedy „premierą” ? Mam wrażenie, że niekoniecznie … Dlatego „profesorka” – tak, dyrektorka – też (i laborantka,lekarka etc) , ale ministra – nie …
@mag
Ta ministra wyjątkowo nie wzbudza mego zaufania. Wydaje się bardzo powierzchowna. Usilnie przekonuje o swych kompetencjach, a bez przerwy popełnia jakieś faux pas, dając pretekst do coraz mniej wybrednych kpin. Kompletnie nie rozumiem tej nominacji. Nie można poważnie traktować kogoś, kto buduje swój polityczny wizerunek na zewnętrznych, niewątpliwych zresztą, atutach, przebierając się za dziewczynę Bonda lub supermenkę Larę Croft.
http://wpolityce.pl/artykuly/3786-joanna-mucha-byla-lara-croft-teraz-zostala-dziewczyna-bonda-operacja-lublin-sie-udala
Spośród kobiet w polityce bardzo szanuję Katarzynę Piekarską.
Pozdrawiam.
Mnie się ministra nie podoba. Ani jako forma pojęcia określającego ministra płci żeńskiej ani personalnie. Moim skromnym zdaniem przekroczyła poziom kompetencji. Jako poseł intelektu wystarczało, teraz nie ma totalnej kompromitacji, ale drobnych potknięć zbyt wiele. I również dlatego ministra jako pojęcie w tej formie powinno pójść w zapomnienie. Zgadzam się z poprzednikami, którzy uważają, że jeżeli w ogóle, to ministerka. Ale zgadzam się z Gospodarzem, że wychodząc feministkom naprzeciw, lepiej wychodzić naprzeciw tych, które wolą pozostawac przy męskich formach. A zdaje się, że wśród feministek zdania podzielone są mniej więcej po połowie. Jedne chyba bardziej cenią formę równouprawnienia, drugie jej treść.
Ewa1958
Nie będę bronić ministry, jak niedległości, ale nie mam ochoty dołączać do nogonki na nią. Zobaczymy, co będzie dalej. Zastała nezły bałagan (choćby PZPN, z którym jak dotąd, nikt sobie nie poradzil). Podobno w zarządzaniu jest niezła, a poza tym zachowuje spokój. Jej „wtopy” są głównie słowne. Czy to jej wina, że jest ładna i tym bardziej narażona na różne seksistowskie uwagi? Niestety, kobiety w polityce wciąż mają u nas „pod górkę”. Pomyśl, iluż facetów w ogóle nie powinno się znaleźć w parlamencie, a siedzą, niektórzy od kilku kadencji.
Nie rozumiem tuskowej strategii w wielu punktach (np. Gowin zamiast Kwiatkowskiego, Schetyna na aucie, Arłukowicz w miejsce Kopacz). Tłumaczenie tej strategii autorytaryzmem premiera wydaje mi się uproszczeniem.
Piekarską cenię podobnie jak Ty. Również Kidawę – Błońską.
Woda ciurka 2-29 23.57
Czy pamietasz kto napisal:
„Elektrycznosc tryska z kurka
Gaz z kontaktu ciurkiem siurka
I kiedy wlaczam w kuchni prad
Sasiadke w lozku kopie prad”
Zaluski ? Tuwim ? To bylo o nowych mieszkaniach w Warszawie.
Mag 3-1 15.03
Ja rowniez trzymam pania Kidawe-Blonska za „miss universum” w Sejmie. Piekarska tyz niezla kobitka. Bog Cie skaral, ze nie pamietasz pani Eli Jakubiak sprzed lat, kiedy byla sekretarka Lecha Kaczynskiego. Sliczna ! I decydowala, jak general. Gdzies, w Polsce, menszczyzna byla po wypadku. Pani Elzbietka, bez porozumienia z szefem, natychmiast poslala po niego helikopter, biedak wyladowal w ogrodach Palacu a po 15 minutach byl na Szaserow. To mu uratowalo zycie.
A Twoj wpis – niezwykle celny. Chopy so gupie i zawsze o dupie. Od rana poniewieram sie ze smiechu i czytam dywagacje z pomyslami na wersje zawodow dla Pan. Szczegolnie bawi mnie „polityczka”. Po starej znajomosci – oboje wiemy jak sie kojarzy do rymu i onomatopeicznie. Niezle, co ? Chcialbym zrobic wierszyk, ale nie wypada.
Moze sie zgodzisz, ze Tusk po prostu odmladza i usprawnia kadre. Zamiast tych zlogow sejmowych, o ktorych piszesz, chce miec kadre, co sie nauczy, ale potem bedzie ciagnac sprawy jak trza. „Muszka” tyz sie przyucza i jeszcze im popedzi kota !
Tusk wprowadza potencjal. Mozgu, energii i uczciwosci.
A Schetyne trzyma w rezerwie na zatkanie dziury, jak sie woda wedrze do okretu. Pan Grzes siedzi w budce ratownika i czeka na – nie daj Boze – nieszczescie.
Pomine tu, o ile mnie nie poprzesz, ligwistyczne wywody T.O. – stek bzdur. Dyletant.
Daj glos, Maguniu, Ty rozumisz i odbierasz.
O „klasie” p. Muchy i jej stosunku do promowania kobiet najlepiej świadczy fakt niezaproszenia p. Elżbiety Jakubiak, która powołała do życia Narodowe Centrum Sportu i była pierwszą kobietą na stanowisku Ministra Sportu w Polsce.
Torlin (22:40) bardzo słusznie uderzył w stół i nożyce oczywiście się odezwały:
„Twoja percepcja, nawet krótkich, kilkuzdaniowych komentarzy wsikazuje na jakieś głębokie wyalienowanie i sprawia wrażenie jakbyś sam ze sobą, goląc się, rozmawiał przed lustrem”.
Kartka „wsikazał”, że potępiać Tuska będzie zawsze i wszędzie bez względu na okolicznosci. On tak ma.
Mag
Ale rząd z PZPN-em zarówno nie zamierza jak i nie może sobie poradzić, bowiem jest to niezależna od rządu organizacja. Podobnie jak kościół katolicki. Oczywiście formalnie, bo w praktyce związki polityczne między nimi są ścisłe. Tak jak trzeba opłacać z kieszeni podatników wyżarte „ambony” za wsparcie wyborcze tak i trzeba tolerować zgniliznę PZPN w nadziei na polityczne wunderwaffe czyli propagandowe zyski z igrzysk w piłkę kopaną. W obu przypadkach sprawdza się więc przysłowie – „Chwycił Kozak Tatarzyna a Tatarzyn za łeb trzyma”. W obu przypadkach więc współpraca z próchnami PZPN i kk jest PO potrzebna. Tak więc iluzja są zarówno antykościelne deklaracje Premiera jak i nudne już zapowiedzi ministry Muchy o robieniu porządku ze starymi wyżeraczami z PZPN. Mucha ma w ślicznych oczach jedno wypisane – to jest strach, że masowe demonstracje pod i na stadionach obrócą w niwecz tak pracowicie kleconą tezę propagandową o Polsce – tygrysie Europy. A przecież fundamenty tej tezy naruszyły już protesty przeciwko ACTA.
Przyznam, że nie tylko z tego powodu z niesmakiem podchodzę do medialnego nagłaśniania ataków na ministrę Muchę. Odbieram je bowiem jako dość perfidną propagandową grę mającą wzbudzić litość dla rządu Donalda Tuska. Przecież naturalne jest, że nawet podświadomie solidaryzyjemy się z atakowaną brutalnie ładną kobietą. A Mucha ma w sobie jeszcze taką wyćwiczoną bezbronność, delikatność. Więc patrząc na cięgi, które od dziennikarzy zbiera czujemy wzuszenie a zarazem solidarność -zarówno z nią jak i jej kolegami z rządu i Premierem, który w obronie czci niewieściej staje.
No ale z drugiej strony rodzi się pytanie dlaczego własnie deptana Mucha ma wzbudzać takie uczucia? Czy nie mógłby ich wzbudzać równie ładny Arłukowicz z tym swym rewolucyjnym, krecącym żywiołowością erotyzmem? Albo Nowak z pięknie wyrzeźbioną klatą – podziwiałem jego fotki z plaży, które obficie publikował w ramach kampanii wyborczej? Albo dystyngowany Gowin – przecież też frapująco seksi w swej konserwatywnej powściągliwości? Czy sam Premier – jak piszą – o zimnych oczach samotnego wilka?
Nie rozumiem czemu „pijarowcy” PO akurat Muchę postanowili wykorzystać do podreperowania notowań tego nieszczęsnego rządu?
Pozdrawiam
Wywiad z językoznawcą/językoznawczynią D. Katarzyną Kłosińską w GW str. 5:
Ministra to forma błędna, to wręcz gwałt na języku!
Nie mówimy przecież lekara na lekarkę czy reportera na reporterkę. Forma żeńska od minister to ministerka.
JM nie zna się zarówno na sporcie, jak i na języku.
Pytanie, czy jest coś na czym się zna.
Na /zarządzaniu/? 🙂
@mag
Mucha ma to do siebie, że najpierw się na nią patrzy, a dopiero później słucha. Sama narobiła wokół swej urody zamieszania, to teraz zbiera plony. Odnoszę wrażenie, że brakuje jej dystansu i poczucia humoru.
Pewien niezależny portal uważa, że całe to zamieszanie z Muchą u Lisa to ustawka: – „Był to klasyczny przykład odwracania uwagi opinii publicznej od tematu fryzjera, sprawy premii dla menadżerów, itp. Jednym słowem PR – owcy p. Muchy ustalili,że trzeba gawiedź skłonić do kojarzenia jej raczej z feminizmem niż z zawodowymi wpadkami.”
Może coś jest na rzeczy.
P.S. Podziwiałam i ceniłam p. Izabelę Jarugę – Nowacką.
Kartko
Też nie rozumiem, dla czego „pijarowcy” PO uwzięli się na Muchę. Może po prostu babę najłatwiej „spuścić z wodą” dla ratowania własnego tyłka.
Kartko, oczywiście „dlaczego” a nie „dla czego”.
Zndiboz
Niepotrzebne te dramatyczne tony. Nie potępiam rządu – jak nazywasz Tuska. Ja z niego po prostu się nabijam.
Pozdrawiam
Kleo, pani E. Jakubiak jakoś tak dziwnie wysubtelniała (na wizji i fonii),a w każdym razie „nabrała dystansu, odkąd odessała się od Prezesa, a raczej on od niej.
Bywa , że i baby, i chopy „sa glupie”, tylko zależy które i którzy.
Te weszystkie lingwistyczne wywody na temat koncówek żeńskich i meskich po prostu mnie nudzą.
Już pisałam, że kiedyś mówiło się np. aśćka albo dobrodziko (a wtedy nikomu nie sniły się panie ministry, czy minister, bo to było bardzo drzewiej).
Język się zmienia wraz z nami i zadne tzw. uzusy jezykowe nie są dane raz na zawsze.
Podami ci przykład z dziedziny pisowni. Otóż próbowałam niedawno przypomnieć sobie moją ukochaną „Lalkę” Prusa, a mam akurat w domu jedynie wydanie przedwojenne. Szybko sie poddałam, bo nie mogłam się skupić na treści z powodu archaicznej pisowni (np za tem, a nie zatem itp.)
Przypomniała mi się sytuacja, autentyczna, z czasów PRL. Pewien dygnitarz tak rozpoczął swoje wystąpienie: „Towarzysze i Towarówki”.
Ma Pan racje Panie Redaktorze, kobiety w naszym konserwatywnym/ zaściankowym, kraju wolą by tytułować je tak jak mężczyzn: pani naczelnik, minister, sędzia, psycholog. Te językowe odmiany wskazują jednak na męską dominację, albo inaczej upośledzenie kobiet, nawet w tak banalnej sferze jak język. Nagle określenie „ministro” stało się sensacją dnia, powodem do kpin, żartów i aluzji. Ciekawe, gdyby Ci którzy tak sobie używają, nagle zaczęli dostawać wynagrodzenie o 1/3 mniejszą niż ich koleżanki, gdyby zwracano się do nich używając tylko żeńskich końcówek i gdyby urzędowo stwierdzono, że jednak Kopernik była kobietą, a to wszystko tylko z powodu anatomicznej różnicy między nogami, jak by wówczas się czuli?
Możemy całować kobiety w rękę, możemy je przepuszczać pierwsze w drzwiach, ale jak na razie, nie traktujemy ich równorzędnie.
Mogę mieć wiele zastrzeżeń do pani Muchy, ale tu jednak przyznaję jej rację. Niech szydercy się śmieją, bo tak jak u Gogola, z siebie samych się śmieją.
Do bani minister Mucha, do bani Nowak, Gowin to jakaś pomyłka…
Krytykujemy umiejętnie i z wdziękiem, więc może zrobimy coś trudniejszego?
Pobawmy się w Tuska – Kto na jakiego ministra i dlaczego?
Kto ma odpowiednią wiedzę, kompetencje? Czy łatwo jest zorganizować sprawny rząd?
I wybaczcie mi poniższą uszczypliwość, ale nie mogłam się powstrzymać:
Ziobro na ministra sprawiedliwości? Teka ministra edukacji narodowej dla Giertycha? Fotyga do MSZ?
pozdrowienia
JurekS,
O ile wiem Pani Jakubiak chciała wybudować stadion w innym miejscu i bardzo się przy tym upierała. Była nawet w TV jej dyskusja na ten temat z Drzewieckim. Jak łatwo sprawdzić Pani Jakubiak była ministrem zaledwie parę miesięcy i w tej sprawie migała zdziałać. Drzewiecki nie tylko przeforsował projekt budowy w miejscu stadionu dziesięciolecia , ale ponad dwa lata pilotował ten temat aż do chwili gdy zmuszono go do odejścia z powodu politycznej afery zwanej hazardową. Afery prawdziwej nie było bowiem prokuratura nie zdołała nikomu postawić żadnych karalnych zarzutów, ale smrodek uruchomiony przez polityków pozostał.
Odpowiedź Marcina na mój komentarz jest wielce charakterystyczny, dlatego wart omówienia. Ten sposób myślenia jest charakterystyczny dwa obydwu skrajności, specjalizuje się w tym zarówno lewica, jak i PiS z narodowcami. My, Polska silna, uprzemysłowiona, autarkiczna. Najlepiej od morza do morza.
1. „Skoro Bałtyk to kałuża, to dlaczego Rosjanie trzymają w tej kałuży taki arsenał morski?” Odpowiedź jest – że Rosjanie tacy są . Nawet, jeżeli będą mieli bomby do zniszczenia całego świata, to wyprodukują ich 100 razy więcej.
2. „budując własne łajby możnaby nie tylko dać pracę tym w stoczni” – po pierwsze, stocznie umiejące produkować statki mają pełen portfel zamówień, a po drugie, jak widać my nie umiemy robić korwet.
3. „nasz przemysł zbrojeniowy ciągle cierpi na chroniczny brak zamówień” – no i miał zamówienie, no i co?
4. „Sąsiedzi po jednej i drugiej stronie tak nie uważają i zamiast kupować sami produkują to co im potrzeba”. Odrobinkę demagogii nie może zabraknąć, jest to sól dyskusji. Rozumiem, że chodzi Ci o Rosję i Niemcy, Rosjan nie stać, ale muszą mieć, a Niemców na to stać (nie tylko finansowo, ale i technologicznie). Bo chyba nie masz na myśli np. Czechów i Litwinów? A to, że myśliwce NATO patrolują niebo państw bałtyckich Ci nie przeszkadza?
5. „Taki maly Izrael a potrafi zrobić dla siebie to co potrzebuje” – bo nie ma innego wyjścia
6. „mając duże doświadczenie w budowie takiej klasy jednostek jak korwety się w nich wyspecjalizować” – to już jest kabaret, wybacz.
7. I z poprzedniego komentarza – „Może uważasz ze oni są odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo? Nie przypomina to czasem traktatów zawartych w przededniu 2 Wojny Światowej? – Nie, nie przypomina. Jesteśmy w wielkim sojuszu wojskowym, gdzie występują wszyscy za jednego. To nie są sojusze z pojedynczymi państwami.
Reasumując – budowa jednej korwety była bezsensem od samego początku, moglibyśmy podbić Litwę, czy Łotwę z Estonią, ewentualnie Czechy, jakby wpłynęła Odrą i Olzą 😀 Na Niemców i Rosjan to szkoda było pieniędzy
To ja już wolę Tolę Mankiewiczówną i Ćwiklińska w filmie „Pani Minister tańczy” bylo przynajmniej wesolo. Do tego parę skeczy Dymszy – lepsze niż ten burdel z dziko patrzącym tuskiem i knajacką polszczyzną „Radka”. Mucha swoją ignorancję ukrywać będzie pod arogancją….
http://www.youtube.com/watch?v=6i76ZB_PBr0&feature=related
PS.
Przypomnial mi się Jerzy Urban który nazwal Goldę Tencer „śpiewającą szafonierą”
Tyveog 1 marca o godz. 19:43
========================
>>> Przypomniała mi się sytuacja, autentyczna, z czasów PRL. Pewien dygnitarz tak rozpoczął swoje wystąpienie: ?Towarzysze i Towarówki?.>>>
Gowniarze w moim ktraju zwracaja sie do siebie
„Hej, dude! ” .
( Uwaga. Nie mylic z „Hej, Jude” *) ).
Kiedys uslyszalem forme zenska i malo sie nie posikalem ze smiechu.
Forma zenska jest „dudette”.
„Hej, dudes and dudettes…”
………………………………………..
( *) Jude – z ang.; wym. Dżud… )
Och, jak ja lubię takie komentarze, jak Tyveoga z 1.III., 19.43. Z wyjątkiem ostatniego zdania całość mnie rozśmieszyła. Kłopoty języka polskiego są spowodowane po prostu historią. W dawnych wiekach nie było pań sędziów, ministrów. Jeżeli kobieta miała prawo obejmować jakąś funkcję, język natychmiast tworzył odpowiednie słowo: królowa, księżniczka, dziedziczka, hrabina, ale już kasztelanka, wojewodzianka oznaczało zupełnie coś innego. A jak chcesz dziewczynkę usynowić, to co zrobisz? Ucórkowisz? Mnie się wydaje, że język sam wytworzy odpowiednie słowa, i tak nikt mu na siłę niczego nie narzuci.
Drugą sprawą jest to, że tego rodzaju konstrukcje językowe inaczej się odmienia – pan naczelnik, idę do pana naczelnika; pani naczelnik, idę do pani naczelnik.
„nagle zaczęli dostawać wynagrodzenie o 1/3 mniejszą niż ich koleżanki” – jak pracuję 30 lat z okładem, w tylu firmach, jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem się z sytuacją, aby kobieta nie miała takiego samego wynagrodzenia jak mężczyzna. Dla mnie to jest mit.
„to wszystko tylko z powodu anatomicznej różnicy między nogami” – no to jest ciekawostka przyrodnicza. I to jest jedyna różnica pomiędzy kobietą i mężczyzną? No! No! No!
„ale jak na razie, nie traktujemy ich równorzędnie” – mów za siebie. Prawdziwa, znająca swoją wartość kobieta nie zwraca uwagi na takie dyrdymały, tak robią tylko ludzie niepewni, pełni kompleksów niższości. Prawdziwa kobieta zdobywa szacunek w inny sposób.
Ale z Twoim ostatnim zdaniem się zgadzam.
Murator 3-2 0.14
Jesli mozna – co to jest „knajacka polszczyzna „Radka”?
Z gory dziekuje za laskawe wyjasnienie.
Prof. Bralczyk wyjaśnia, że forma ‚ministra’ jest poprawna, ale uznaje ją za gwałt na języku:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11247804,Mucha__Prosze_mi_mowic_ministro__Bralczyk__Mozna_walczyc_.html
@orlin
2 marca o godz. 7:30
Kilka uwag:
** W dawnych wiekach nie było pań sędziów, ministrów.***
Jak dawnych? Znam przedwojenny film polski „Pani Minister tańczy”!
***A jak chcesz dziewczynkę usynowić, to co zrobisz? Ucórkowisz?***
Tu można sobie poradzić, korzystając z uniwersalnego wyrazu „przysposobić”.
***?nagle zaczęli dostawać wynagrodzenie o 1/3 mniejszą niż ich koleżanki? ? jak pracuję 30 lat z okładem, w tylu firmach, jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem się z sytuacją, aby kobieta nie miała takiego samego wynagrodzenia jak mężczyzna. Dla mnie to jest mit.***
Niestety nie jest to mit. Miałem w rodzinie kilka takich przypadków.
Równouprawnienie było w nauczycielstwie, tam wynagrodzenie nie miało związku z płcią.
Nie komentuję sprawy różnic anatomicznych, choć uważam, iż dobrze że są!
Pierwsze zdanie z łaciny, które poznałem – było: „Inter pedes puellarum est voluntas puerorum”, a potem dopiero czytałem Ovidiusza.
Zgadzam się w ponad 100% z końcówką komentarza:
***Prawdziwa, znająca swoją wartość kobieta nie zwraca uwagi na takie dyrdymały, tak robią tylko ludzie niepewni, pełni kompleksów niższości. Prawdziwa kobieta zdobywa szacunek w inny sposób.***
Kleofas
2 marca o godz. 8:51
„Jesli mozna ? co to jest ?knajacka polszczyzna ?Radka??”
„Łaskawie” wyjasniam że traktowanie opozycji w kontekście „watahy” która się dorżnie jest dla mnie przykladem knajactwa wlaśnie – w tym wypadku niejakiego „Radka”. Chamstwo przypomina mi terror faszystów niemieckich z lat 30-ych przenoszony na polski grunt. Żeby bylo weselej – przez Polaka i męża Żydówki…. Hit !
Wystarczy Kleofasowi !?
PS.
Obelgi tego karzelka rzucane pod adresem Prezydenta Kaczyńskiego pominę jako że to przyklad zwyklego braku wychowania – ot takie gówniarstwo !
Sprawa zaczyna po trochu przypominać peerelowskie zwisy męskie proste czy inne wymysły ówczesnej nowomowy. Lub każdej innej nowomowy narzucanej z takich czy śmakich pobudek. Pani Mucha chyba cierpi na przegięcie ideologiczne, jego formę, która przejawia się skłonnością do produkowania nowomowy i do uzasadniania wyprodukowanych w ten sposób nowotworów językowych „głęboką” ideologią i filozofią. Towarzyszy temu niezłomny zapał w narzucaniu tej nowomowy innym. Od biedy taki stosunek do rzeczywistości można nazwać bolszewizmem, ale po co ?
Swoją drogą Mucha musi również cierpieć na jakiś niedosyt jeśli chodzi o lokalizację własnej osoby względem centrum uwagi mediów. Jakby mało jej było zamieszania z ostatnich tygodni.
Widać było mało.
Pozdrawiam
Murator 3-2 13.59
Dziekuje, ale co to jest „knacjactwo” ?
Kleofas
2 marca o godz. 15:09
Język marginesu, prostaków, niewykształconych, meneli „spod celi”, grypsera…….
Masz spore zaległości we współczesnym polskim.
A język jest tworem żywym…..
Wiesiek59 3-2 15.09
Tak, mam. Dlatego pilnie czytam Twoje wpisy, zeby sie poduczyc. Bylo milo dostac zyczliwa uwage. Pozdrawiam.
wiesiek59
2 marca o godz. 19:24
Dokladnie o tym myślalem mówiąc o knajackiej polszczyznie „Radka” – o takich mówilo się kiedyś że są najswobodniejsi jak mają lyżkę do zmiany opon w ręku….
PS.
„ot takie gówniarstwo !” – wlaśnie widzę że brak przecinka po „ot” ! Wszak dbamy o polszczyznę !
@Kleofas
Knajackim językiem biegle posługuje się red. A. Michnik:
http://prawica.net/node/5078
Szefem kuchni w mojej szkole jest Ibrahima, muzulmanski Senegalczyk. Jest to uroczy czlowiek, uczynny, zawsze usmiechniety, kultura i obyciem przewyzszajacy niejednego rodaka troglodyte.
Ale pochwalil mi sie , ze ma trzy zony(jedna we Francji , a dwie w Senegalu).
Wiec zaczalem drazyc te sprawe, zapytalem go jak sie jego zony zachowuje wobec siebie i jak wobec niego, czy np. sa zazdrosne i jak wogole on sobie az z trzema daje rade, skoro wielu mezczyzn nie wytrzymuje z jedna.
Ibrahima mnie zapewnil, ze miedzy zonami panuje zgoda, natomiast on nie musi dawac sobie rade z zonami,poniewaz wbrew obiegowym i nieprzychylnm opinia to wlasnie kobiety decyduja u muzulmanow.
To znaczy – kontynuowalem – kiedy macie podjac jakas wazna decyzje, ty siedzisz w osobnym pomieszczeniu, a twoje kobiety obok naradzaja sie i po uzgodnieniu zdania, kaza ci wejsc i oznajmiaja jaka decyzje podjely ?
Ibrahima wybuchnal smiechem i szybko wrocil do kuchni aby podyrygowac pracujacymi tam nie jego kobietami.
No dobrze, Ewo1958, przeczytałem link i o czym ma on świadczyć? Że prawica nie znosi Michnika? Nic nowego. Że Michnik potrafi przekląć? Wszyscy o tym wiedzą. A nie wszyscy wiedzą, że taki święty człowiek jak Jacek Kuroń potrafił puścić taką wiąchę, że ludzie klękajcie. Ale mnie nie o to chodziło, interesuje mnie coś innego. Na jakiej podstawie użyłaś słowa „biegle”. Mogłabyś to wytłumaczyć?
@Torlin
Czepiasz się. Po raz pierwszy określenie ‚knajacki język’ usłyszałam z ust Michnika podczas przesłuchania w sprawie Rywina i ten fragment stenogramu jest akurat przytoczony. Nie chciało mi się szukać oryginału, to posłużyłam się portalem prawicy. Z mojej strony nie ma w tym cienia ironii, tylko stwierdzenie faktu, o którym mówi sam Michnik. Nie jest to dyskredytacja Michnika, wręcz przeciwnie.
Po długiej przerwie taktyczno-technicznej chciałbym też dorzucić kilka moich genialnych uwag do problemu lingwistycznego „Pani Minister” Muchy – tej nie tańczącej na rurze, ani przed wojną w polskim filmie.
Nie mam wykształcenia w stylu prof. Bralczyka, ani tak imponującej brody, ale pamiętam, że już inny dojrzały człowiek, Józef Wissarionowicz Dżugaszwili napisał bez odpowiedniego wykształcenia „Traktat o językoznawstwie”, dlaczego mam być gorszym? Wyciągnąłem z lamusa pamięci fragmenty z łaciny szkolnej i kościelnej – jednakowo odległych!
Przymiotniki męskie i żeńskie podlegają pewnym regułom i podobnie rzeczowniki, pochodzące albo z przymiotników, albo biorące się z charakteru wykonywanej działalności, jak np. „kucharzyć” i z tego pochodne „kucharz” i babska wersja „kucharka”, jak wynika ze znanego powiedzenia o stołówkach (gdzie kucharek sześć…).
Starałem się o powszechnie znane wyrazy łacińskie (mogłyby być też włoskie), z których można odczytać pewne prawidłowości. Wyrazy, kończące się na „us” mają w rodzaju żeńskim końcówkę „a”:
Altus – alta, (Tarchomina alta i maritima – na Sycylii),
magnus – magna, (Lux magna, Alleluja… z pieśni adwentowej).
Dominus (vobiscum w kościele) i Domina (w burdelu).
Alter (ego) – altera (pars) (Audiatur et altera pars).
Ten ostatni wyraz, kończący się na „er” sugeruje, że wyraz „minister” powinien mieć odpowiednik żeński „ministera”, a nie „ministra”! Używany przez wiele wieków mógłby utracić to „e”, ale podobno nie było żeńskich ministrów aż do bardzo bliskich nam czasów. Niech Pani Ministera Mucha poczeka tych kilka wieków do takiego skrócenia wyrazu, albo niech się nie wygłupia i tańczy jako Pani Minister, bo chyba długo i tak nie będzie tańczyła na tym stanowisku, a uroda też przeminie.
Pamiętam z lat szczenięcych, że dziewczyna wpisała mi do zeszytu taki mądry wierszyk:
Wszystko na świecie przemija powoli
I młodość i miłość i to co boli.
Wszystko przemija – tak chce przeznaczenie.
Jedno na zawsze zostaje – wspomnienie!
Przypuszczam, że ministrowanie Pani Muchy też szybko przeminie, ale na zawsze pozostanie mi w pamięci jej aparycja i delikatność. Nawet ją popierałem, gdy staruszkowi odmówiła prawa do bezpłatnej usługi medycznej szczególnego rodzaju – tytanowego „członka”…, a może stawu? Nie pamiętam dokładnie, ale z tym miała rację!
PS
Z tym „na zawsze” chyba przesadziłem, pan Alzheimer może mi w tym przeszkodzić, ale na razie uwielbiam obie Muchy (Annę i Joannę), doceniam ich urodę, a bez osobistego kontaktu trudno mi ocenić intelekt. Z faktu, że nie są blondynkami…, no, nie wiem!
Może się i czepiam, ale tego nie znoszę. Więc jeszcze raz pytam, skąd wiesz, że on ten język zna „biegle”?
@Torlin
A. Michnik: – „Oczywiście, to jest knajacki język, ja się tego języka nauczyłem przez 6 lat więzienia. Ja świetnie potrafię panu wszystko przetłumaczyć z knajackiego na polski i z polskiego na knajacki. Ja tę umiejętność posiadam po prostu…”
Wystarczy?
P.S. Nie mogę pojąć, że wyrażenie dosłowne z uporem maniaka traktujesz jako dwuznaczne – bo chyba o to chodzi ?
Link do stenogramu z 5 posiedzenia Komisji Śledczej z dnia 8 lutego 2003 – tym razem zamieściła GW (odpowiedź p. Michnika na pytanie posła Lewandowskiego)
http://wyborcza.pl/1,76842,1315357.html
Jest już raczej pewne, że Spółka celowa z o.o. ?Narodowe Centrum Sportu? z siedzibą w Warszawie (z jednym wspólnikiem – Skarbem Państwa, reprezentowanym w tym przypadku przez Panią doktor Joannę Muchę – Ministra Sportu i Turystyki, zob. KRS nr 0000 291 803), nie wypłaci dobrowolnie panu Rafałowi Zbigniewowi Kaplerowi (Prezesowi zarządu tej Spółki i równocześnie Dyrektorowi Generalnemu, jako prowadzącemu sprawy Spółki) – stronie umowy menadżerskiej (w istocie: umowy zlecenia) z dnia 1.10.2008 r., umówionego ?wynagrodzenia dodatkowego? w łącznej wysokości 19 x 39 000 zł. (Wprowadzenia do istniejącej umowy owego ?dodatkowego? wynagrodzenia i ustalenia jego wysokości oraz warunku wypłaty dokonał za Spółkę przewodniczący Rady Nadzorczej p. Krzysztof Zalibowski ? przedstawiciel Ministerstwa Sportu i Turystyki, podpisując w dniu 28.5.2010 r. aneks nr 3 do wyżej oznaczonej umowy. Dokonał tej czynności bez wykazania w tekście aneksu upoważnienia Rady Nadzorczej do złożenia przez niego oświadczenia woli takiej treści).
Umowa łącząca p. R.K. ze Spółką NCS uległa przedterminowemu rozwiązaniu w lutym 2012 r. z inicjatywy p. R.K. i za zgodą Spółki. W imieniu Skarbu Państwa Pani Minist(e)ro podała do publicznej wiadomości (także poprzez ujawnienie tekstu umowy), że na Spółce NCS (w istocie na Skarbie Państwa) nie ciąży względem p. R.K. obowiązek wypłaty ?wynagrodzenia dodatkowego? (łącznie: 19 x 39.000 zł), gdyż ?przedsięwzięcie Euro 2012? ? Stadion Narodowy w Warszawie nie został przekazany do użytku w terminie określonym w umowie o powierzeniu Spółce przez Ministra Sportu i Turystyki wykonania tego przedsięwzięcia.
Jako autor niniejszego wpisu zauważam, że w przedstawionych wyżej okolicznościach, na podstawie postanowienia § 1 ustęp 1 i § 6 ustęp 2 umowy menadżerskiej, upadło uprawnienie p. R.K. do żądania ?wynagrodzenia dodatkowego? przewidzianego w postanowieniu § 9 ustęp 3 pkt 1 umowy. Opóźnienie zakończenia budowy Stadionu Narodowego w Warszawie mogło spowodować wzrost kosztu tego przedsięwzięcia, który przekroczył limit (1 220 000 000 zł) o kwotę przewyższającą 500 000 000 zł.
Należy dodać, że do członków zarządu i rady nadzorczej spółki celowej nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 3.3.2000 r. o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi (Dz. U. Nr 26, poz. 306, z późn. zm.). Rozstrzyga o tym przepis art. 14 ustęp 1 ustawy z dnia 7.9.2007 r. o przygotowaniu finałowego turnieju Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej UEFA EURO 2012.
Jeżeli wytoczony zostanie przez p. R.K. przeciwko Spółce NCS powództwo o zapłatę, którego to zdarzenia Pani Minist(e)r(o) nie wyklucza, sąd oceniając podstawę prawną roszczenia, prawdopodobnie weźmie pod rozwagę następujące przepisy Kodeksu cywilnego:
Art. 5. Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.
Art. 58. § 1. Czynność prawna sprzeczna z ustawą albo mająca na celu obejście ustawy jest nieważna, chyba że właściwy przepis przewiduje inny skutek, w szczególności ten, iż na miejsce nieważnych postanowień czynności prawnej wchodzą odpowiednie przepisy ustawy.
§ 2. Nieważna jest czynność prawna sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.
§ 3. Jeżeli nieważnością jest dotknięta tylko część czynności prawnej, czynność pozostaje w mocy co do pozostałych części, chyba że z okoliczności wynika, iż bez postanowień dotkniętych nieważnością czynność nie zostałaby dokonana.
Art. 65. § 1. Oświadczenie woli należy tak tłumaczyć, jak tego wymagają ze względu na okoliczności, w których złożone zostało, zasady współżycia społecznego oraz ustalone zwyczaje.
§ 2. W umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu.
Art. 3531. Strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się właściwości (naturze) stosunku, ustawie ani zasadom współżycia społecznego.
Art. 487. § 1. Wykonanie i skutki niewykonania zobowiązań z umów wzajemnych podlegają przepisom działów poprzedzających niniejszego tytułu, o ile przepisy działu niniejszego nie stanowią inaczej.
§ 2. Umowa jest wzajemna, gdy obie strony zobowiązują się w taki sposób, że świadczenie jednej z nich ma być odpowiednikiem świadczenia drugiej.
Art. 740. Przyjmujący zlecenie powinien udzielać dającemu zlecenie potrzebnych wiadomości o przebiegu sprawy, a po wykonaniu zlecenia lub po wcześniejszym rozwiązaniu umowy złożyć mu sprawozdanie.